wtorek, 15 października 2013

Smok Wawelski V

    Zrobili dokładnie tak, jak to wcześniej zaplanowali. Wyrwiząb udał martwego i leżał w jamie z wywieszonym językiem i przewróconymi oczami. Zamkowa straż, późnym wieczorem, by uniknąć ciekawskich tłumów, przetransportowała go za miasto i wrzuciła do głębokiego dołu. Grzmisław razem z księciem byli przy tym obecni i nadzorowali pracę, zwłaszcza ten ostatni bardzo pilnował, żeby nie uszkodzili cennego ładunku. Na koniec Wacław włożył do grobu smoka kilka łodyg bagiennych trzcin i stwierdził z uczoną miną, że to powstrzyma jego ducha od straszenia okolicznych mieszkańców. Nie mógł przecież dopuścić, by ukochany się tam udusił. Postali nad mogiłą jeszcze przez chwilę i wrócili do domu, oświetlając sobie drogę łuczywami, ponieważ zrobiło się już zupełnie ciemno.
   Tymczasem smok odczekał dla pewności jeszcze z pół godziny, chwilę powęszył czy w pobliżu ktoś się czasem nie pląta, a następne wygrzebał się z dołu na powierzchnię bez żadnego problemu. Z czułością popatrzył na trzciny, które ułatwiły mu oddychanie. Książę był strasznie słodki i bardzo o niego dbał. Uśmiechnął się do siebie szeroko zębiastą paszczą, rozłożył błoniaste skrzydła i odleciał w sobie tylko wiadomym kierunku.

   Natomiast sprytny władca już następnego dnia rano zaczął urabiać swoją Radę. Pokazał im list, który rzekomo przyszedł przed miesiącem, z prośbą o rękę Wacława. Bogaty francuski hrabia Julien de Norris w samych superlatywach wyrażał się o ich kraju, mieszkańcach i władcy, pod niebiosa wychwalając urodę i mądrość księcia, którego podobno poznał na jednym z turniejów.
- Nie mówiłem wam o tym wcześniej, ponieważ nie wiedziałem jak zareaguje mój syn, poza tym smok spędzał mi sen z powiek. Skoro jednak poczwara już nie żyje, a książę wyraził zgodę, to nic nie stoi na przeszkodzie, by przyjąć hrabiego i bliżej go poznać. Jeśli nam się spodoba – tu skinął doradcom, by pokazać im jak bardzo ceni ich zdanie – to zrobimy huczne weselisko.
- Chyba dwa weseliska Wasza Wysokość – odezwał się wojewoda Śmiałkowski.
- Tamtej sprawy jeszcze nie omówiliśmy – burknął król i popatrzył na mężczyznę z ukosa.
- Nie ma nad czym debatować mój panie – poparł poprzednika kolejny z doradców. – Prawo mówi, że skoro Dratewka pokonał smoka, to należy mu się ręka księcia i pół królestwa.
- Ale mój syn jest właściwie zaręczony, a poza tym ten cały Dratewka i tak go nie chce, a nie oddamy przecież naszego kraju w ręce szewczyka, jaki by odważny nie był – najeżył się Grzmisław. Czuł, że grunt pali mu się pod stopami. Te stare osły chciały go zmusić do poślubienia cwanego Borysa, ale to przecież nie oni będą musieli z nim sypiać. – Nie zna się na rządzeniu i będzie tylko przeszkadzał – nadął się zły, że wszyscy są przeciwko niemu.
- Ale Wasza Wysokość, co ty właściwie masz przeciwko Dratewce? Nie jest szlachcicem, ale może nim zostać w każdej chwili. Poza tym to rozsądny, stateczny mężczyzna, w dodatku hojnie obdarzony przez naturę, więc i w łożu nie będziesz miał na co narzekać – tłumaczył pojednawczo wojewoda i natychmiast został kopnięty w goleń przez innego członka Rady, aż podskoczył.
-Milcz kretynie! – warknął mu do ucha kasztelan Wesołowski. – Nie widzisz, że właśnie tego słynnego Rożna tak się boi!
- Ale jak to?! – szepnął zaskoczony mężczyzna. – Borys jest przystojny, obyty, doświadczony, sam bym go z sypialni nie wyrzucił.
- Ty może nie, ale nasz król od tamtej strony pewnie jest prawiczkiem – wyszczerzył się mężczyzna.
- Żartujesz?! – wytrzeszczył na niego oczy wojewoda.
- Panowie, czy ja wam czasem nie przeszkadzam?! – coraz bardziej zdenerwowany król spojrzał groźnie na szepczących do siebie, najwyraźniej rozbawionych doradców. – Widzę, że nie znajdę u was żadnej pomocy! – Wstał i energicznym krokiem pomaszerował do drzwi, po czym trzasnął nimi z całej siły, omal nie wyrywając ich z futryn. Wyglądało na to, że się nie wywinie i dwa śluby na pewno się odbędą. Na samą myśl, co będzie potem chwycił się za tyłek i przyspieszył kroku. Mamrocząc przekleństwa pod nosem ruszył na poszukiwanie syna, a cała służba widząc jego wściekłą minę schodziła mu z drogi.
***
   Wacław stał właśnie przy oknie i obserwował wjeżdżających na dziedziniec gości. Serce skakało w nim z radości na widok Wyrwka, zakutego w złocistą zbroję. Nie mógł tam pobiec, by się przywitać, a tak bardzo za nim przez ten tydzień tęsknił. Mężczyznę otaczało grono eleganckich pań i panów, wszyscy mieli charakterystyczne gadzie oczy z pionowymi źrenicami. Najwyraźniej na wesele zjechała cała rodzina smoka. Wystrojeni w bogate, barwne stroje i przyciągające wzrok klejnoty, zaczęli zsiadać z rasowych wierzchowców na widok których stajenni, aż zamlaskali z zachwytu. Oczywiście ochmistrzyni przywitała ich tradycyjnie w progu chlebem i solą i zaprowadziła do przygotowanych wcześniej komnat, aby mogli się wykąpać i nieco odpocząć po długiej podróży. Wieczorem miała się odbyć zaręczynowa uczta. Książę z rozbawieniem zauważył wjeżdżającego przez bramę Dratewkę, na widok którego idący korytarzem ojciec umknął do swojej komnaty.
- Tato, powinieneś zamienić z nim chociaż kilka słów – zawołał za niepoprawnym Grzmisławem. - Zachowujesz się jak nastoletnia dziewica!
- A po co? Zobaczymy się na uczcie – zadarł nos król i starannie zamknął za sobą drzwi. Ten smarkacz robił się coraz bardziej pyskaty i śmiał zwracać mu uwagę. Zaszył się w ulubionym fotelu z książką w dłoni, to były ostatnie chwile jego wolności i miał zamiar je spędzić tak jak lubił. Żaden napalony szewczyk nie będzie go dzisiaj obmacywał już on o to zadba. Z dziecinnym uporem nakrył się po samą szyję puszystym pledem, jakby chciał się przed kimś ukryć. Czuł się strasznie niepewnie w roli przyszłej panny młodej, a na myśl o nocy poślubnej miękły mu nogi. Wiedział, że reaguje histerycznie, ale nie potrafił nad tym zapanować.
***
   Czas niestety pędził nieubłaganie do przodu i nastał wieczór, na który wszyscy tak czekali. Jedni z utęsknieniem jak Wacław, nie mogący się doczekać, kiedy zatonie w ramionach ukochanego. Inni tak jak władca z obawą w sercu, nie mający pojęcia co ich naprawdę czeka, bo że na pewno nastąpią duże zmiany, wiedzieli wszyscy. W ogromnej komnacie biesiadnej wszystko już było gotowe. Stoły ułożone w podkowę, pięknie nakryte i udekorowane czekały na przybycie gości, którzy najpierw udali się do sali tronowej, po brzegi zapełnionej szlachtą, mieszczanami i innymi zaproszonymi nacjami. Hrabia Julien de Norris bardzo się wszystkim spodobał, władał miejscowym językiem całkiem dobrze, tyle że z francuskim akcentem. Uprzejmy i hojny przywiózł niesamowicie bogate dary. Ukląkł przed zarumienionym z emocji Wacławem i oficjalnie, w obecności przybyłych poprosił go o rękę.
- Pokochałem cię panie od pierwszego wejrzenia i mam nadzieję, ze uczynisz mi zaszczyt i zostaniesz moim małżonkiem – mówił Wyrwek pełnym ciepła głosem i czule patrzył w oczy swojego ukochanego. Wszyscy zauważyli, doskonale widoczne na jego twarzy uczucie do ich księcia.
- Oczywiście, że tak – chłopak nie wytrzymał napięcia i zamiast się dwornie ukłonić, rzucił się na szyję zachwyconemu jego entuzjazmem smokowi, który skorzystał z okazji by wycisnąć na jego słodkich ustach ognistego całusa. 
   Następnie do króla zbliżył się Dratewka i ukląkł na czerwonym dywanie u jego stóp. Widząc spłoszoną minę mężczyzny, ujął go delikatnie za rękę. Doskonale wiedział co za jego plecami wyprawiał Grzmisław i jak bardzo chciał uniknąć tego małżeństwa. Wprost nie mógł się napatrzyć na duże, zielone oczy, spoglądające na niego nieco trwożliwie i różowe, zaciśnięte gniewnie usta. Mężczyzna próbował ukryć przed nim swoje obawy, ale doświadczone oko Borysa szybko je wytropiło.
- Pozwól Panie włożyć sobie na rękę symbol mojej miłości i oddania – wsunął mu ostrożnie na palec piękny pierścionek ze wspaniałym rubinem, przypominającym kształtem rozkwitającą różę. Smukła ręka zadrżała w jego dużej dłoni.
- Postaram się… postaram… - powtórzył już pewniej władca – żeby nasze małżeństwo było szczęśliwe i stanowiło przykład dla naszych poddanych. - Zerknął na Borysa, obawiając się, że wpije mu się bezczelnie w usta. Ten jednak tylko się uśmiechnął i ucałował dwornie końce jego palców.
   Oczywiście rozległy się wiwaty i okrzyki. Wszyscy zgromadzeni gratulowali obu młodym parom, życząc im wszelkiej pomyślności. Po czym przeszli do komnaty biesiadnej i rozpoczęła się uczta, która trwała do północy. Grali najlepsi muzykanci z całej okolicy, bardowie popisywali się swoimi pieśniami, a akrobaci umilali czas występami i żartami. Kucharki stanęły na wysokości zadania i na stołach pojawiły się wspaniałe dania, cieszące nie tylko podniebienie wyszukanym smakiem, ale także oczy swoim wyglądem i nosy, niesamowitym aromatem. Goście nie mogli się ich nachwalić, a kobiety puchły z dumy, słysząc sypiące się ze wszystkich stron komplementy, dla ich kunsztu.
   ***
   Następnego dnia, w miejscowej katedrze odbył się ślub obu par, a sakramentów udzielił im wzruszony biskup, znający obu mężczyzn od dziecka. Chyba całe miasto wyległo na ulice, by zobaczyć weselny orszak i przede wszystkim hrabiego, który zdobył serce ich księcia, tak długo opierającego się stanowi małżeńskiemu. Na widok potężnego, bogatego rycerza, zakutego w ozdobną zbroję i wpatrzonego w Wacława jak w obrazek, rozległy się pełne aprobaty szepty. Książę także wyglądał wspaniale w tradycyjnej białej szacie, haftowanej srebrną nicią w roślinne ornamenty i gustownie przyozdobionej klejnotami. Promieniał niczym słońce u boku swojego narzeczonego, odciągając wzrok od króla, który z niesamowicie sztucznym uśmiechem jechał tuż za nim, ubrany podobnie, tyle że w zieleń. Dratewka jechał obok niego na andaluzyjskim wierzchowcu, nie odstępując go na krok, czym jeszcze bardziej denerwował i tak już ledwie trzymającego się w ryzach władcę. Grzmisław odkąd wyjechali z zamku, miał wielką ochotę spiąć swojego rumaka ostrogami i umknąć, gdzie go oczy poniosą. Na miejscu trzymał go jedynie honor i przysięga jaką złożył przed ludem.
- Rozchmurz się panie, to wielki dzień dla nas obu – szepnął do niego łagodnie Borys nachylając się w siodle. – Wszystko się ułoży, nie ma sensu aż tak się dąsać.
- Małżeństwo to nie zabawa. Zresztą co ty tam wiesz, żyłeś tyle lat w starokawalerstwie – machnął na niego lekceważąco król i zarumienił się pod płomiennym wzrokiem mężczyzny. Spiął konia i wysforował się do przodu.
- Wiem o tym i zrobię wszystko, byś był szczęśliwy – odezwał się z uśmiechem Borys i zapatrzył na krągłe pośladki przed sobą, bujające się tam i z powrotem na ozdobnym siodle. Niemądry Grzmisław nie miał pojęcia jak bardzo był czarujący, nawet taki nadęty i obrażony na cały świat. Dratewka nawet przez moment nie pożałował swojej decyzji. Prędzej czy później zdobędzie serce tego ślicznego, dumnego mężczyzny.
***
   Ceremonia ślubna przebiegła bez dalszych zakłóceń. Po powrocie do zamku odbyło się huczne weselisko. Gośce wspaniale się bawili, a po północy ojciec z synem rzucili swoje wianki za siebie, jak nakazywała tradycja i udali się do swoich komnat sypialnych razem z małżonkami. Wacław wtulony w Wyrwka, nie widział poza nim świata. Ledwie zamknęły się za nimi drzwi rzucili się w swoje ramiona spragnieni bliskości. Chichocząc, zaczęli cofać się tyłem w stronę łóżka i zdzierać z siebie weselne szaty.
   W drugiej sypialni panowała zupełnie inna atmosfera. Grzmisław poszedł prosto za malowany w chińskie róże parawan, tam przebrał się w długą do ziemi nocną koszulę i rozpuścił jasne włosy. Tymczasem Borys siedział w fotelu z lampką wina w dłoni i nakręcał się każdym tajemniczym szelestem, dobiegającym go zza kotary. Po kwadransie miał już pełną erekcję, która boleśnie rozpychała mu spodnie. Postanowił więc szybko się od nich uwolnić. Zrzucił eleganckie ślubne ubranie i nagi wsunął się do łoża, co jak się po chwili okazało było całkowitym błędem. Oparł się o poduszki i cierpliwie czekał na męża, który specjalnie przedłużał tą chwilę w nieskończoność.
- Wyjdź, nie ukrywaj się przede mną – spróbował wywabić mężczyznę. – Sądziłem, że jesteś odważniejszy.
- Nie boję się ciebie – burknął władca i nieśmiało wyszedł zza parawanu, mnąc w palcach rękaw koszuli. Z zarumienionymi policzkami i rozpuszczonymi na ramiona włosami wyglądał,  jakby był w wieku swojego syna.
- Więc udowodnij mi to – zauroczony Borys poklepał miejsce obok siebie. Mężczyzna zbliżył się powoli odkrył kołdrę i …
- To niemożliwe… - pisnął spanikowany na widok sterczącego zawadiacko Rożna. Legendy nie kłamały jak miał do tej pory nadzieję. Członek Dratewki był  duży, gruby i czerwony, cały opleciony nabrzmiałymi żyłami. Wyglądał jak korzeń wielkiego dębu, a nie ludzki organ. Już sączył pierwsze krople, a jeszcze nawet go nie dotknął. Na myśl o tym, że miałby się znaleźć w jego wnętrzu cały zadrżał i z przerażeniem w oczach zaczął się cofać. I już ani duma, ani przysięga nie zdołały go powstrzymać, umknął zwinnie niczym rączy jeleń sprzed oczu zaskoczonego Borysa. Najpierw wbiegł przez otwarte drzwi na taras, oplatający cały zamek, a stamtąd przedostał się do następnej komnaty i sobie tylko znajomymi ścieżkami zbiegł, zanim mąż zdążył zdołał wydać jakikolwiek dźwięk.
- Niech to szlag! Co za głuptas! – Dratewka wyskoczył z łóżka i szybko naciągnął bryczesy, koszulę i długie buty. Nie mógł przecież na golasa gonić męża po zamku. Wesele nadal trwało i nie chciał straszyć niczemu niewinnych gości. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo go odnaleźć, Grzmisław mieszkał tu od dziecka i znał każdy zakamarek. Musi posłużyć się rozumem, jeśli chce, by ich noc poślubna doszła do skutku. Nie spodziewał się, że zrobi na mężczyźnie aż takie wrażenie. W końcu był już kiedyś żonaty i małżeńskie uciechy nie były mu obce. Dobrze poznał już męża i powinien był wiedzieć, że będzie walczył do końca. Miał ochotę sam siebie kopnąć w tyłek za brak rozsądku. Gdzie on się mógł udać o tej porze? Na pewno nie wyszedł na zewnątrz i nie plątał się bez końca po korytarzach, bo nie chciałby, żeby ktoś go zobaczył. Najbliżej ich sypialni była sala obrad, biblioteka, zbrojownia i sala tronowa. Będzie musiał sprawdzić je po kolei i zajmie mu to sporo czasu. Westchnął i przyspieszył.
   Minęła dobra godzina, potem druga i Borys już zaczął tracić nadzieję, że odnajdzie swojego niemożliwego małżonka. Wszedł na palcach do sali tronowej i ku swojej ogromnej radości zobaczył zbiega, śpiącego na tronie, dokładnie owiniętego koszulą. Widać było mu zimno ponieważ cały się skulił. Pewnie myślał, że nie przyjdzie mu tu do głowy zajrzeć. Z błyskiem w oku zaczął się skradać w jego stronę.
- Może czas wrócić do sypialni? – szepnął mu do ucha i nachylił się nad mężczyzną, całkowicie odcinając mu odwrót.
- Aa…! – pisnął wystraszony Grzmisław nagle wyrwany ze snu. Na widok Borysa, tak blisko niego zaczął cofać się do tyłu, poślizgnął się na gładkiej skórze fotela i wylądował na tyłku z szeroko rozłożonymi nogami przerzuconymi przez poręcze. Koszula podwinęła mu się do góry prezentując wszystkie jego skarby. – Chyba nie masz zamiaru…? – szarpnął się gwałtownie i w tym momencie rozległo się kliknięcie i zgrzyt. Zagłówek mocno się obniżył, nogi powędrowały do góry, a na łydkach zacisnęły mu się metalowe obręcze. – Ratunku! – krzyknął spanikowany. Po kilku sekundach dopiero przypomniał sobie, co o tym tronie opowiadał mu ojciec. Podobno ich dziadek był bardzo pomysłowym  człowiekiem, lubiącym wymyślne uciechy. Ten nieszczęsny fotel był jednym z jego zwariowanych wynalazków. – Borys? – podniósł głowę i łypną niepewnie na męża, który zafascynowany, patrzył wprost między jego nogi.
- Twoja rodzina ma fantazję, nie powiem – zachichotał Dratewka i wygodnie ułożył się między jego smukłymi udami. – Poddaj się kochanie i daj mi buzi – pogładził go po policzku. – Najwyższy czas złożyć broń – musnął czule jego wargi swoimi.
- Bądź delikatny… - szepnął drżąco Grzmisław, patrząc mu w oczy – ja nigdy nie…- doskonale wiedział, że już się nie wywinie.
- Wiem mój piękny, wiem…- złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Chwilę je pieścił, spijając z nich słodkie westchnienia. – Zaufaj mi proszę, chyba nie myślisz, że mógłbym skrzywdzić kogoś, kogo kocham - gorące wargi zaczęły sunąć po szyi króla, co kawałek robiąc na niej małe ślady.
- Kochasz? – zielone oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
- Chyba nie myślałeś, że żenię się z tobą dla twojego zgrabnego tyłka, albo co gorsza dla pieniędzy? – Dłonie szewczyka musnęły stwardniałe sutki męża i zaczęły się nimi bawić, pocierając je i skręcając.
- Przepraszam. Och…- władca wygiął się w łuk, kiedy wilgotne wargi zacisnęły się na jego piersi.
- Niemądry. Zgrabnych tyłków jest mnóstwo w okolicy i nie trzeba z tego powodu kupować od razu obrączek. Choć nie powiem, twój wydał mi się najlepszy – zachichotał Dratewka i niespodziewanie przejechał czubkami palców po nabrzmiewającym penisie mężczyzny. – Spokojnie, rozłóż szerzej nóżki i pozwól sprawić sobie przyjemność – głos Borysa zabrzmiał ochryple i nabrał drapieżnych nutek.
- Ale on się nie zmieści... – próbował jeszcze negocjować Grzmisław. Zdradliwe gorąco kumulowało się mu w dole brzucha. Poruszył niecierpliwie biodrami, a duża dłoń zaczęła go umiejętnie pieścić, postukując od czasu do czasu w sączącą dziurkę.
- Pokaż, że jesteś mój – wyciągnął z kieszeni  słoiczek masła orzechowego, z którym nigdy się nie rozstawał. Jeden z jego palców zaczął zataczać kręgi wokół ciasnego wejścia. – Spójrz na mnie – stalowe źrenice spotkały się z zielonymi.
- Twój? – szepnął władca, zarumienił się i ulegle rozsunął uda.
- Właśnie tak – Borys wsunął do końca pierwszy palec i potarł prostatę. Smukłe ciało pod nim zadrżało z przyjemności. – Pomyśl jak spotęgują się doznania, kiedy wejdzie tam mój członek – kusił, całując brzuch i jądra mężczyzny.
- P-pośpiesz się, długo nie wytrzymam – wyjąkał król, wijąc się z rozkoszy.
- Jeszcze chwilę, nie chcę skrzywdzić twojego słodkiego tyłeczka – mężczyzna powoli dołożył drugi i trzeci palec. Trzymał kochanka na granicy spełnienia, nie pozwalając mu zaznać wyzwolenia. Grzmisław był jeszcze wspanialszy niż sobie wyobrażał, żadne fantazje nie dorównywały rzeczywistości. Z zamglonymi oczami, drżący i rozpalony mógłby uwieść nawet anioła.– Oddychaj głęboko – Borys przystawił do rozciągniętej szparki swojego potężnego członka i zaczął się zagłębiać w oszałamiającej zmysły ciasnocie. O dziwo, król bez słowa skargi zrobił to o co poprosił. Jedynie na czubkach długich rzęs pojawiły się perliste łzy, które Borys natychmiast scałował. – Mam wyjść? – spytał zaniepokojony przedłużającym się milczeniem.
- Pocałuj mnie –szepnął w odpowiedzi mężczyzna i przytulił się do niego. – Już - pokręcił niecierpliwie biodrami, choć nadal odczuwał dyskomfort. Ale tam, gdzieś w środku, zaczęła narastać paląca potrzeba spełnienia, była coraz większa i większa, odbierała mu niemal świadomość. Dratewka widząc co się dzieje, zaczął się ostrożnie poruszać, celnie uderzając w prostatę.
- Aa… a… och… taaak…- Grzmisław zatracił się całkowicie i sam wychodził mężowi naprzeciw. Nigdy by nie pomyślał, że męski członek, może mu sprawić tyle przyjemności. Teraz już wiedział, że niepotrzebnie się obawiał. Borys nie był tylko wysoko mierzącym, kutym na cztery nogi spryciarzem, ale także czułym, opiekuńczym kochankiem i wspaniałym towarzyszem. Może to małżeństwo nie będzie takie złe jak myślał. – Aaaa….! – zawył przeciągle i wystrzelił mocnym strumieniem spermy prosto na brzuch męża, który natychmiast do niego dołączył.
***
   Idący korytarzem strażnicy uśmiechnęli się do siebie i zrobiło im się jakoś dziwnie miękko w środku. Najwyraźniej ich władca doskonale się bawił ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem. Nie rozumieli tylko, dlaczego zamiast w miękkim łożu, woli to robić na twardym fotelu w sali tronowej. Rano będą mieli co opowiadać w karczmie i na pewno mogli liczyć na darmowy kufel najlepszego piwa.

I ja tam byłam, świetnie się bawiłam, miód i wino piłam,
A co widzia
łam i słyszałam wam opowiedziałam :))
KONIEC

2 komentarze:

  1. No więc, zacznę może od tego, co najbardziej przypadło mi do gustu, a mianowicie do Twojego stylu pisania. Cechuje go płynność, barwne słownictwo i niesamowite poczucie humoru. I to mi się właśnie bardzo podoba. Następną ważną rzeczą jest dopracowanie każdego elementu - adekwatnych zwrotów, archaizmów i otoczenia, tak, aby wszystko to było jak najbardziej realne. Masz u mnie za to dużego plusa. Oczywiście muszę wspomnieć także o poprawności ortograficznej i stylistycznej; nie wykryłam żadnych byków (łap kolejnego plusa), choć kilka małych literówek, czy zjedzonych literek lub przecinków "nie w tym miejscu" zauważyłam. Jednak nikt nie pisze idealnie, zawsze znajdzie się jakaś zagwostka typu "A może to nie powinno być tak, tylko tak?". Ale takie małe sprawy nie są w stanie zepsuć perfekcyjności Twojego opowiadania, takie jest moje zdanie.

    Czytało mi się to lekko, przyjemnie, z uśmiechem na ustach - i to liczy się najbardziej. Wszystko skończyło się dobrze, wystąpiły wątki erotyczne przyprawiające o ślinotok, ale nie zabrakło również pewnej dozy romantyczności. W związku z tym muszę zadać pewne pytanie: Czego chcieć więcej? Od razu mogę na nie odpowiedzieć: Niczego, bo wszystko było na swoim miejscu, tak jak powinno.

    Dziękuję Ci za godzinkę wspaniałej lektury - jest to bardzo interesujące wprowadzenie do Twojej twórczości, którą od jutra zacznę zgłębiać.

    Pozdrawiam i życzę weny.

    Martyna (zycie-gabriela.blogspot.com).

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastycznie, super zakończenie, och nasz król zwiewający bosko ale tak ten tron super już Dratewce nie miał szans na ucieczkę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń