wtorek, 15 października 2013

Smok Wawelski IV

 Wyrwek dla Wacława był gotów na wszystko, a nawet jeszcze więcej. Ziółka okazały się jednak o wiele silniejsze niż myślał. Prawdę mówiąc nie spodziewał się, aż takiej rewolucji w swoim brzuchu. Ledwie Dratewka wyszedł, jego żołądek zaczął się skręcać z bólu, a flaki wygrywać dziwną melodię. Burczało w nich i bulgotało niczym w diabelskim kotle. Położył się na piasku i jęczał cicho, pocieszając się myślami o pięknym księciu i wyobrażając sobie życie u jego boku. I tylko ta wizja, powstrzymała go od pobiegnięcia do zamku i spuszczenia łomotu przyszłemu teściowi. Nagle coś go dźgnęło w boku, zakręciło, w oczach pociemniało i puścił solidnego bąka, którego można było usłyszeć w promieniu mili. Zerwał się na cztery łapy i pośpiesznie ruszył do ukochanego ogrodu Grzmisława. Tam z mściwą satysfakcją, zrobił wielką, prawdziwie smoczą kupę w jego ulubionej altance, oplecionej krzakami chińskich róż, gdzie władca zwykł odpoczywać i czytać rycerskie romanse. Biegał tak kilkanaście razy, aż paskudny smród zupełnie zagłuszył woń kwiatów. Oczywiście wszystkie okoliczne zwierzątka i owady, natychmiast się stamtąd ewakuowały. Służba zamkowa zaczęła pociągać nosami, nie mogąc zrozumieć, co zaczęło tak nagle cuchnąć. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania, tym bardziej, że król, przyjmujący właśnie zagranicznych kupców strasznie się zdenerwował. Nie chciał, by goście pomyśleli, że mają do czynienia z bandą niedomytych brudasów.
- Wasza Wysokość, chyba odkryliśmy przyczynę – lokaj skłonił się przed siedzącym za stołem Grzmisławem, na twarzy miał zawiązaną kraciastą chustkę, tak, że widać mu było tylko oczy.
- Co to za idiotyczna maskarada? – władca jadł właśnie obiad i bardzo nie lubił kiedy mu się przeszkadza podczas posiłku. Od tego można dostać przecież niestrawności. – Prowadź! – rzucił zirytowany.
- Lepiej będzie jak… - mężczyzna wyciągnął do niego rękę z uperfumowaną chusteczką.
- Zabierz to ode mnie, chcesz bym się udusił… - król ominął go szerokim łukiem, miał wrażliwy węch i nie lubił mocnych zapachów. Poszedł za lokajem prosto do ogrodu i już po przekroczeniu furtki uderzył go paskudny odór. Ale jeszcze bardziej zaskoczył go kolor, jego wypieszczonych przez lata pielęgnacji, róż. Zamiast pięknego szkarłatu powitał go mocny fiolet w dziwne, wściekłozielone cętki. – Kto to zrobił?! Zakuję go w dyby na tysiąc lat! – wrzasnął naprawdę wściekły. Przestraszeni służący cofnęli się do tyłu, wskazując na altankę. Podszedł bliżej i pozieleniał na twarzy, wejście blokowała wielka góra łajna. Latające nad nią muchy miały identyczny kolor jak kwiaty. – Skąd to się tu wzie… - w tym momencie królewski żołądek nie wytrzymał i całkowicie się zbuntował. Grzmisław zwymiotował całe śniadanie, posyłając go szerokim łukiem na elegancko przystrzyżony trawnik.
- To pewnie sprawka smoka Wasza Wysokość – odważył się odezwać lokaj, ale trzymał przezornie w bezpiecznej odległości – podobno jest konający. Tak opowiadał w karczmie Dratewka i pewnie wkrótce zjawi się po nagrodę. Wszyscy mówią, że otruł jaszczura, więc mu się należy według tradycji.
Król popatrzył na niego mocno zaskoczony nowinami, z wrażenia zapomniał o targających go mdłościach, zrobił tył zwrot i szybkim krokiem udał się z powrotem do zamku. Ten Dratewka był o wiele sprytniejszy niż na to wyglądał. Miał zamiar mu zapłacić za pomoc w zgładzeniu jaszczura i po cichu odprawić, bo przecież ręki Wacława nie mógł mu oddać, skoro chłopak był zakochany w kimś innym. Tymczasem ten drań zrobił z siebie narodowego bohatera i pogromcę bestii. Będzie musiał porozmawiać z synem i ustalić plan działania. Najlepiej natychmiast. Usiadł na swoim ulubionym fotelu przed płonącym kominkiem, jako że dzień był dość chłodny i gestem przywołał pazia.
- Idź Zbyszko i odszukaj księcia. Przyprowadź go do mnie jak najprędzej.
- Ale Wasza Wysokość, co będzie z tym, że tak powiem gównem? Cuchnie, że strach boski!
- Powiedz służbie, że mają go wywieźć za miasto i głęboko zakopać. Może być trujące, czy coś. Moim różom zaszkodziło – machnął na niego ręką Grzmisław i chłopak natychmiast wyruszył wykonać jego polecenia. Wrócił po godzinie z niewyraźną miną i stanął przed zaczytanym w dokumentach władcą.
- Co znowu? Gdzie Wacław? – król podniósł na pazia niezadowolony wzrok.
- Sprawa z łajnem załatwiona, ale z synem Waszej Wysokości to dziwna sprawa. Jak mu powiedziałem, że ojciec go wzywa, na pewno z powodu tej choroby smoka, który ponoć kona w okrutnych mękach. Zrobił się najpierw blady, potem się zachwiał i pognał  gdzieś, jakby go biesy po piętach gryzły. Strasznie się biedaczek przejął tym rychłym weseliskiem i wcale nie wyglądał na zadowolonego, a przecież Dratewka to kawał przystojnego draba – zacmokał z kompletnym niezrozumieniem na piegowatej buzi chłopak.
***
  Wacław po usłyszeniu od pazia strasznej wieści przez chwilę nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Serce tłukło mu się w piersiach boleśnie i zrobiło mu się słabo. Jeśli Wyrwkowi coś się stanie, to przysiągł sobie, że będzie pierwszym w jego rodzie, który zamknie w lochu własnego ojca do końca jego żywota. Doskonale wiedział, że Grzmisław  na pewno maczał w tej zbrodni palce. Od kilku dni widział go zaczytującego się w księgach o truciznach, ziołach i grzybach. Pewnie podpuścił tego biednego myśliwego Dratewkę, żeby wykonał za niego brudną robotę. Zerwał się i pobiegł do ogrodu, zostawiając bez odpowiedzi ogłupiałego nieco Zbyszka. Miał nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i uda mu się wyleczyć ukochanego. Wskoczył z impetem w dziurę i oczywiście wylądował z głośnym pluskiem w stawku, pośrodku smoczej jamy. Wyszedł z niego ociekając wodą i rzucił się w stronę posłania, na którym leżał w swojej ludzkiej postaci, blady jak płótno Wyrwek. Wydawało mu się, że już nie oddycha. Przypadł do jego ust, w desperackiej próbie przywrócenia go do życia.
- Czemu zawdzięczam to namiętne powitanie? – wymamrotał zbolałym tonem mężczyzna i otworzył złote oczy z pionowymi, gadzimi źrenicami.
- O bogowie, ty żyjesz?! – Wacław przypadł do niego płacząc i przytulił do jego piersi. Cały się trząsł, a łzy płynęły strumieniami po jego twarzy.
- Chyba tak, ale ledwie – jęknął smok, bo brzuch znowu dał o sobie znać i opadł na poduszki. – No już… już…, kochanie – pogładził plecy chłopaka. – Nie tak łatwo się mnie pozbyć, jakby się to niektórym wydawało. Wytrzyj oczka i przebierz się, bo jesteś cały mokry i jeszcze mi się przeziębisz. Zaparz dla nas obu lipowej herbatki – łagodny głos Wyrwka był jak balsam na skołatane nerwy księcia.  Mężczyzna miał wyrzuty sumienia, że tak paskudnie nastraszył kochanka, ale żeby mogli potem żyć długo i szczęśliwie, musieli przez to przejść. Prawdę mówiąc z godziny na godzinę czuł się coraz lepiej i miał jeszcze niewielkie mdłości, które też powoli ustępowały.
- Przepraszam – Wacław usiadł na łóżku i chlipnął – ty jesteś chory biedaku, a ja się rzucam na ciebie jak zakochana pasterka. Zaraz się ogarnę i wstawię wodę. – Książę zaczął zrzucać wilgotne ubrania, tymczasem smok zagapił się na niego szeroko otwartymi z podziwu oczami, zupełnie zapominając, że przecież kona.  Przesunął rozjarzonym wzrokiem wzdłuż długich, zgrabnych nóg, poprzez jędrny tyłeczek do prostych pleców, na które właśnie opadły złociste włosy, zakrywając je niczym jedwabisty płaszcz.
- Taki piękny… - wyrwało się zachwyconemu mężczyźnie i to właśnie zwróciło uwagę ubierającego się księcia. Odwrócił się i wbił oskarżycielskie spojrzenie w nabrzmiewające krocze Wyrwka.
- Ejże… podobno umierasz…
- To chyba dobrze, że jest taki dziarski – wyszczerzył się do niego zmieszany smok – jakby twojemu ojcu udało się ze mnie zrobić eunucha pomyśl, jaka by to była strata.
- Skoro jesteś taki rześki, to nastaw kociołek – pogroził mu Wacław, który właśnie nabrał podejrzeń, że jego ukochany coś kręci. Oczywiście, mężczyzna natychmiast napełnił wodą garnek i zawiesił nad paleniskiem.
- Ale pomasujesz mnie? Mama zawsze mówiła, że to pomaga na niestrawność – spojrzał na chłopaka błagalnie spod długich rzęs i wyciągnął się na legowisku zasłanym miękkimi skórami.
- Mam nadzieję, że nie pomyślałeś o niczym więcej – Wacław zaparzył herbatę i usiadł obok smoka. Postanowił dać temu sprytnemu manipulantowi małą nauczkę. Rozpiął mu koszulę i zaczął delikatnymi, okrężnymi ruchami ugniatać muskularny, opalony brzuch. Muskał go przy tym bezwiednie włosami, dostarczając coraz szybciej oddychającemu Wyrwkowi dodatkowych emocji.
- Ko… kochanie… - wyjąkał ochryple – może lepiej przestań. Chyba jestem o wiele bardziej żywy niż myślałem. - Cała krew spłynęła mu w dół i skumulowała się w rozpychającym obcisłe spodnie członku.
- I tak właśnie zrobię, ty paskudny kłamczuchu! Mnie o mało serce z żalu nie pękło, wstrętny draniu! – Wacław wstał i z wyniosłą miną wyszedł z jaskini, zostawiając podnieconego smoka na pastwę losu.
- To okrucieństwo! – dobiegł go jeszcze okrzyk zdesperowanego Wyrwka, który najpierw został rozpalony do granic możliwości przez zręczne łapki, a potem bezlitośnie porzucony z ogromną erekcją i całkowitym zamętem w głowie.
 ***
   Tymczasem Wacław w bardzo bojowym nastroju ruszył do zamku. Miał ochotę urwać ojcu głowę, bo Wyrwek mimo, że już w niezłym stanie wyglądał jakby przeciągnięto go przez siedem piekieł. Jego ogłupiała mina, kiedy ruszył do wyjścia była bezcenna. Musiał jednak przyznać, że zachował się jak prawdziwy rycerz. Nie rzucił się za nim w pogoń tylko cierpiał w milczeniu trzymając się za krocze. Należało mu się za udawanie trupa, może go to czegoś nauczy. Za to był bardzo ciekaw co ma na swoją obronę Grzmisław, bo jeśli nie wysunie porządnych argumentów, to zrobi mu taką jesień średniowiecza, że przez wiele miesięcy się nie otrząśnie. Energicznie wkroczył do izby biesiadnej, gdzie uwielbiał przesiadywać ojciec i z hukiem zamknął za sobą drzwi, aż biedny król podskoczył na swoim fotelu.
- Nareszcie jesteś synku, martwiłem się o ciebie. Zbyszek powiedział, że…
- Ty mi się tu paziem nie zasłaniaj trucicielu jeden! – Wacław jednym skokiem znalazł się przed zaskoczonym jego okrzykiem Grzmisławem. – O mało nie zmordowałeś mojego ukochanego! – wbił w niego oskarżycielski wzrok. - Na szczęście kiepski z ciebie alchemik!
- Czekaj, bo czegoś tu nie pojmuję – władca pobladł pod wpływem wyrzutów syna. – Chcesz mi powiedzieć, że ty i ta poczwara… Znaczy się Wyrwiząb, macie się ku sobie?!
- Uważaj co mówisz, on zostanie moim mężem! Nie życzę sobie takich uwag! – rzucił rozgniewany chłopak. . – Kiedy wszedłem do jego jaskini myślałem, że nie żyje! Wiesz jak się poczułem?! – łzy pojawiły się w oczach księcia, a Grzmisławowi zrobiło się strasznie przykro i wstyd. – O mało nie umarłem z rozpaczy razem z nim!
- Synku wybacz, powinienem z tobą wcześniej porozmawiać. Wszystko to jedno wielkie nieporozumienie – władca wstał i podszedł do chłopaka. – Widziałem cię nocą z jakimś mężczyzną i myślałem, że poznałeś wreszcie kogoś wartościowego, kto cię pokochał. Przestraszyłem się, że smok, którego sam tu ściągnąłem, znowu przeszkodzi ci w osiągnięciu szczęścia. Swoim zwyczajem pobije i wystraszy go na śmierć. Postanowiłem, więc ci pomóc i usunąć z drogi jaszczura. Nie wpadłem na to, że on jest twoim wybrankiem – złapał się za głowę król.
- Co my teraz zrobimy? Wiesz, że ten Dratewka został uznany za bohatera! – Wacław przytulił się do ojca. Nigdy nie był pamiętliwy, a on zrobił to przecież w dobrej wierze. Chociaż mała zadra jednak gdzieś w środku pozostała.
- Nie martw się dziecko, jakoś się z nim dogadam. Wyrwek niech uda zmarłego, pochowamy truchło smoka gdzieś w lesie. Potem pojawi się jako znamienity rycerz i poprosi cię o rękę, którą mu oczywiście po chwili wahania oddam. Wiesz jak nasi rodacy kochają wszystko co zagraniczne, więc niech mówi z francuskim akcentem i podaje się za ichniego hrabiego.
***
   Władca został sam i zaczął się zastanawiać, jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Musiał jakoś przekonać Dratewkę, że nie chce wcale ręki Wacława. Zazwyczaj do prostych ludzi przemawiały najprostsze argumenty. Przyniósł więc ze skarbca skrzyneczkę ze złotem, przeliczył sporą kupkę talarów i głęboko westchnął. Nie lubił się rozstawać z pieniążkami, ale czego nie robi się dla szczęścia jedynaka. Postawił kuferek na stole i skinął na służbę, by przyniosła mu coś do zjedzenia. W międzyczasie zaczął omawiać z doradcami, bieżące sprawy państwowe, które tak go zaabsorbowały, że na chwilę zapomniał problemie, dlatego na widok wchodzącego do komnaty Dratewki zamrugał niezbyt przytomnie oczami.
- Wasza Wysokość, przychodzę po nagrodę, smok nie będzie ci się już więcej naprzykrzał – ukłonił się dwornie myśliwy.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczny, zrobiłeś dla naszego państwa więcej, niż całe tabuny rycerzy - skinął mu wdzięcznie głową Grzmisław, a dworzanie umilkli, przypatrując się tej pamiętnej scenie, którą na pewno opiszą w kronikach. – Dlatego przygotowałem małą rekompensatę za twój trud – tu podał mu skrzyneczkę, której mężczyzna ku jego zaskoczeniu nie przyjął.
- Nie taka była umowa, heroldowie po całym kraju ogłaszali co innego – uśmiechnął się Borys i spojrzał królowi głęboko w zielone jak leśny mech oczy. Nie miał zamiaru dać się zbyt taką błahostką. Od ostatniego spotkania myślał tylko o nim, widział nieustannie na jawie i we śnie. Musiał go zdobyć, bo inaczej oszaleje.
- Nie mogę ci dać ręki księcia Wacława, bo on jest już przyrzeczony komuś innemu – odezwał się grzecznie władca, choć w środku mu się już gotowało. Ten przebiegły drań miał najwyraźniej jakiś cel, do którego z uporem dążył. – Może chcesz tytuł szlachecki lub ziemię? – podwyższył ofertę i spojrzał groźnie na szewczyka, który wcale się nie przestraszył, tylko omiótł jego zgrabną sylwetkę pełnym podziwu wzrokiem. W tym momencie, władcę tknęło jakieś złe przeczucie i otworzył usta by..
- Ja wolałbym twoją… - tu Borys spojrzał wymownie na krągłą pupę mężczyzny w eleganckich, skórzanych bryczesach – twoją rękę… mój panie i wszystko co się z tym znamienitym przywilejem wiąże – zawisł wzrokiem na pełnych ustach zmieszanego Grzmisława.


- Co takiego?!! – oczy króla zrobiły się okrągłe ze zdumienia jak spodki, a on sam czerwony jak jego buty.  – Oszalałeś?!!

2 komentarze:

  1. Okej, po tym rozdziale mogę śmiało stwierdzić, że zakochałam się w Twoim stylu pisania. Lecę pochłonąć kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastycznie, Wacław jak usłyszał nowinę to zaraz pognał do Wyrwka... pięknie po prostu w końcu król też dowiedział się że to smok jest tym wybrankiem jego ukochanego synka... ale Wyrwek jest złośliwy naprawę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń