wtorek, 15 października 2013

Smok Wawelski II

   Kiedy król Grzmisław został sam, podszedł do stojącej na szafce miski i kilka razy opłukał czerwone policzki zimną wodą. Jeszcze nigdy, aż tak się nie skompromitował. Zaprezentował wszystkie swoje wdzięki zupełnie obcemu mężczyźnie. Ten cały Dratewka wydał mu się strasznie bezczelny, a kiedy sobie przypomniał jak gapił się między jego nogi gorejącymi źrenicami, ponownie się zarumienił. Nie rozumiał co się z nim dzieje, przecież do tej pory gustował jedynie w białogłowach, starannie je dobierając spośród okolicznych szlachcianek.
Ci poddani z roku na rok robią się coraz gorsi, chyba za bardzo im popuściłem – zaczął się zastanawiać król. – Może powinienem ogłosić się tyranem i dla przykładu zakuć w dyby kilku kmiotków? – poprawił wpadający mu do oczu jasny lok i zamyślił się nad ciężkim losem władcy. Skoro taki zwykły szewczyk mlaska na widok jego klejnotów, niczym nad kawałkiem zacnego udźca, to chyba  znaczy, że najwyższy czas pokazać swoją siłę i trochę nastraszyć rozpuszczonych poddanych.
   Nie zdawał sobie biedak sprawy, że już sam jego wygląd, całkowicie go wyklucza z roli jaką sobie właśnie wyznaczył. Z zielonymi niczym leśny mech oczami i rozwianymi jasnymi puklami, wyglądał raczej na barda niż gnębiącego prosty lud potwora. W dodatku natychmiast zaczął się zastanawiać, czy takie stanie w dybach bardzo boli i czy nie zostanie po nich zbyt wiele sińców. Tak… tak… Nasz Grzmisław był z natury łagodnym i rozsądnym człowiekiem o szczerozłotym sercu. Wolał liczyć snopki zboża i dukaty w skrzyni, niż pokonanych wrogów i wygrane bitwy. Poddani kochali go i szanowali, pod jego rządami państwo rozkwitło i znacznie się wzbogaciło. Nie przeszkadzało im to jednak tworzyć o nim prześmiewczych ballad i mazać na murach zamku niecenzuralnych obrazków, jak to kręci nosem nad każdą panną i sprawdza jakiego koloru krew płynie z jej żył, zanim zaciągnie ją do łóżka.
   Król już w koszuli nocnej wychylił się z okna sypialni i ku swojemu zdumieniu zauważył pod bramą swojego syna,  trzymającego się za rękę z jakimś przystojnym, nieznanym mu mężczyzną. Uśmiechnął się z zadowoleniem i klasnął w dłonie. Może jednak wszystko ułoży się po jego myśli? Pozbędzie się tego okropnego smoka i zrobi Wacławowi huczne weselisko, o jakim zawsze marzył. Do tej pory bał się, że jego nieśmiały potomek nie znajdzie sobie nikogo odpowiedniego, a tu proszę, taka niespodzianka. Ciekaw był tylko kto to i postanowił zapytać o to następnego dnia syna.
***
   Tymczasem Wacław spotykał się z Wyrwkiem prawie każdego dnia. Doskonale się rozumieli i nieśmiały książę rozkwitał przy jego boku niczym leśny dzwoneczek. Smok zachowywał się wobec niego nienagannie, adorował niczym piękną damę, znosił coraz to bardziej wymyślne prezenty i wpatrywał niczym w małe bóstwo. Złote oczy mężczyzny wzbudzały w chłopcu coraz większe emocje, już nie siadał po drugiej stronie ogniska tylko ramię w ramię, a nawet pozwalał się od czasu do czasu przytulać, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia. Smok był doświadczony, choćby z racji wieku i wiedział, że nie powinien się śpieszyć, żeby nie spłoszyć tej delikatnej istotki. Właśnie siedzieli na łące, na której trawa była tak wysoka, że sięgała dorosłemu człowiekowi do ramion, rosło w niej w wielkiej obfitości wiele polnych kwiatów, które pachniały oszałamiająco. Wacław uwił z nich wianek i włożył sobie na głowę. Z rozpuszczonymi, złotymi włosami wyglądał zupełnie jak rusałek, brakowało mu tylko przeźroczystych skrzydełek. Wyrwek nie wytrzymał i przysunął się do niego tak blisko, że dotykali się kolanami.
- Wiesz, że podobno pocałunek rusałka w samo południe przynosi szczęście? – zapytał, wpatrując się intensywnie w jego usta. – Słyszałem, że można stać się od tego urodziwszym, a bogactwa dosłownie same pchają się potem do ręki.
- Ale skąd go wziąć? – spytał Wacław, nie mając pojęcia o co chodzi smokowi.
- Właśnie jest odpowiednia pora, przystroiłeś się kwiatami i jesteś ładniejszy niż jakakolwiek baśniowa istota. Spróbujemy? Co ci szkodzi? – Cwany Wyrwek popatrzył mu błagalnie w oczy. – Powiesz mi potem czy podziałało.
- No dobrze, ale tylko jeden – zarumienił się książę i zrobił ryjek. Nigdy się nie całował i nie wiedział jak się do tego zabrać. Mężczyzna podniósł go delikatnie i posadził na swoich kolanach.
- Nawet jeśli się nie uda, to i tak będzie najwspanialsze wspomnienie w moim życiu - zamruczał wprost w ponętne usta i czule musną je swoimi wargami. A skoro chłopak nie zaprotestował, powtórzył to jeszcze raz i jeszcze, wkładając w tą pieszczotę całe swoje serce. Wacław za każdym razem wzdychał cichutko i przytulał się do niego coraz mocniej, w końcu opadli na trawę w namiętnym uścisku. Turlali się po aksamitnych źdźbłach chichocząc i całując się coraz pożądliwiej. Mieli straszliwego pecha, bo chwilę wcześniej łakomy miś rozerwał pobliski ul i ukradł kilka plastrów miodu. Parę z nich wyleciało mu z pyska, kiedy umykał przed rozwścieczonymi pszczołami. Wacław nawet nie zauważył kiedy zaczął się cały lepić. Wypaćkał się złocistą mazią od stóp do głów.
- Och, zaraz zjedzą mnie mrówki – krzyknał książę i włożył do buzi słodki palec.
- Nie ruszaj się cna pani, twój rycerz nadchodzi z pomocą – z tymi słowami na ustach Wyrwek zamienił się w smoka. Pochylił się nad leżącym na plecach chłopakiem i zaczął go lizać wielkim, szorstkim, rozwidlonym na końcu  jęzorem. Książę miał łaskotki, więc zaczął wić się i piszczeć, a sprytna gadzina skorzystała z okazji i rozpięła w okamgnieniu zarówno jego koszulę i spodnie. Kiedy wilgotny, ciepły organ zaczął błądzić po nagiej skórze, książę nie miał już siły protestować. Skóra mu płonęła i nie wiedział, czy to letnie słoneczko tak grzeje, czy potężne ciało nad nim. Zahaczone ostrym zębem, oczywiście zupełnie przypadkowo ubranie księcia, zamieniło się w kilka nędznych strzępków.
- Wyrwek – szepnął zawstydzony, usiłując zasłonić rękami członka, który nie przejmował się wcale zmieszaniem właściciela i stał buńczucznie do góry, ciesząc oczy smoka. Oczywiście język natychmiast owinął się wokół niego z wielką wprawą.  – Ach… - zaskomlał zaskoczony intensywnością doznań i wygiął ciało w łuk. Smok przez chwilę się z nim droczył i wyrywał z ust słodkie jęki. Potem przewrócił go na brzuch i zaczął całą zabawę od nowa. Zlizał miód z karku i pleców, aż dotarł do krągłych pośladków i im poświęcił najwięcej czasu. Pod takim namiętnym masażem Wacław mógł jedynie mruczeć niczym kot i prężyć grzbiet, w kierunku oszałamiających pieszczot. – Oo…! – krzyknął zaskoczony, kiedy zuchwały język zagłębił się w jego dziewiczą dziurkę. Smok, z całej siły starając się opanować, przygotowywał go na przyjęcie czegoś większego. Docierał o wiele głębiej  niż mógłby to zrobić zwykły człowiek i trącał co chwilę prostatę chłopca, który cały drżał od rozkosznych doznań. Wypiął się mocniej w stronę gadziny, rozsuwając szeroko smukłe uda. Wyrwek, widząc jak bardzo jest rozpalony zamienił się z powrotem w człowieka. Zerwał z siebie ubranie i uklęknął za jego plecami.
- Powiedz, że mnie chcesz – szepnął chłopakowi do czerwonego uszka.
- Chcę… chcę… aach… proszę – wychrypiał Wacław. – Jestem twój!
Po takich słowach smok już się więcej nie wahał, tylko jednym płynnym ruchem wszedł w ciało chłopaka, który odczuł jedynie niewielki dyskomfort. Posiadanie dużego, rozwidlonego języka ma jednak jakieś zalety. Poza tym książę był już jednym, wielkim kłębkiem pożądania i dosłownie błagał go o spełnienie. Zaczęli poruszać się z zgodnym rytmie, strasząc gardłowymi pomrukami okoliczne zwierzątka. Wystarczyło, ze mężczyzna sięgnął w dół i uścisnął sączącego członka chłopaka, by wytrysnął z jego imieniem na ustach. Jeszcze tylko parę mocnych pchnięć i poszedł w ślady kochanka, opadł obok niego na trawę z szerokim uśmiechem.
- Czy jestem teraz przystojniejszy? – zapytał i spojrzał prosto w błękitne oczy Wacława, spoglądającego na niego czule.
- Oczywiście, że tak. Może jednak masz w sobie coś z rusałka? – zachichotał. –Ale co ja powiem ojcu?
- O tym pomyślimy później, najpierw musimy jakoś przekraść się do mojej pieczary i wykąpać. Obaj się kleimy i wyglądamy jak nieboskie stworzenia – zaczął wyciągać z włosów księcia źdźbła trawy i płatki kwiatów.
- Ale z mojego ubrania nic nie zostało – podniósł z ziemi kilka strzępków.
- Nie martw się kochanie, podzielimy się moim – mężczyzna włożył na siebie spodnie, a chłopakowi podał koszulę, która jak się okazało, ledwo mu zakrywała powabny tyłeczek. Przekradali się chaszczami w stronę zamku, ponieważ nie chcieli narażać ludzi na nieprzystojny widok. Woleli, żeby król o ich wyczynie nie dowiedział się z plotek. Wyrwkowi co chwilę migały przed oczami jasne pośladki, robiąc z mózgu galaretę. Kiedy dotarli do jaskini z głodnym pomrukiem chwycił nie spodziewającego się ataku Wacława na ręce i wskoczył z nim do ciepłego źródełka.
- Jest dopiero pierwsza, więc może,  jeśli zrobimy to jeszcze raz, to nasze szczęście będzie większe – zachichotał i ukąsił zarumienionego księcia w szyję.
- Masz rację, nie możemy przepuścić takiej okazji do poprawienia twojej urody i pomnożenia majątku – rzucił z niewinną minką chłopak.
 ***
   Król od rana był bardzo zajęty, przekopywał swoją bibliotekę w poszukiwaniu jakiejś księgi o truciznach. Nie chciał w to angażować nikogo z zewnątrz, by nie szerzyć niepotrzebnych plotek. Co prawda w pobliżu mieszkała świetna zielarka, a nawet dwie krzywonose wiedźmy, ale uznał, że świetnie sobie poradzi sam. Niestety nie znał się na tym wcale, więc uznał, że najlepsze będzie podejście naukowe. Wreszcie znalazł opis odpowiednich ziółek i grzybów, były nawet dokładne obrazki jak wyglądają oraz opis i gdzie ich szukać.
    Bardzo się śpieszył, bo obawiał się, że smok przetrąci szczękę adoratorowi syna i mały znowu zostanie bez pary, tym razem już na dobre. A na ponowny ożenek i płodzenie potomka z jakąś rozpuszczoną białogłową jakoś nie miał chęci. Najwyraźniej się starzał, bo coraz mniej go interesowały. Zresztą nigdy nie miał zbyt dużego temperamentu, nieboszczkę żonę odwiedzał dwa razy w miesiącu i to mu zupełnie wystarczyło. Nigdy mu nie przyszło do upartej głowy, że może by warto było nieco poeksperymentować.
   Grzmisław szybko zorientował się, że z grzybami nie będzie problemu, natomiast zioła trzeba było zebrać w lesie o północy. Nie był człowiekiem strachliwym, ale na myśl o wędrówce po ciemnym borze zrobiło mu się nieswojo. Chcąc nie chcąc postanowił skorzystać z pomocy Dratewki. Mężczyzna może i był draniem, ale za to dyskretnym. Posłał do niego posłańca z liścikiem i umówił się na wieczorną wyprawę. Po zmroku ubrany w obcisłe spodnie pożyczone od syna i stary kaftan, wykradł się z zamku przez nikogo nie zauważony. Nieszczęsne pantalony piły go w tyłek, Wacław był od niego niższy i drobniejszy. Ciągle więc je poprawiał i pociągał, co wyglądało nader zabawnie, zwłaszcza dla obserwującego go od kilku minut szewczyka.
   Borys schowany za drzewem, dokładnie przyglądał się królewskim tyłom i musiał przyznać, że wyglądają bardzo powabnie. Chętnie by zapoznał się z nimi bliżej, ale Grzmisław nie wyglądał niestety na zainteresowanego.
- Co się odwlecze to nie uciecze – mruknął filozoficznie pod nosem.
- A jesteś, co tam mamroczesz? – zapytał król i pamiętając o poprzednich wyczynach Dratewki, zatrzymał się w bezpiecznej odległości.
- Że trzeba zapalić pochodnię, inaczej się zgubimy – ruszył przed siebie znajomą ścieżką. Doszedł do wniosku, że jeśli będzie miał trochę szczęścia, to przynajmniej nasyci dzisiaj oczy. Te spodnie nie wygłady na zbyt trwałe i w dodatku był o kilka rozmiarów za małe. Zatrzymali się na małej polance, gdzie rosły wszystkie potrzebne władcy zioła. – Jesteśmy na miejscu.
  Grzmisław pracowicie zaczął zbierać rośliny do koszyka, a Dratewka  ani drgnął. Król nawet nie poczuł, kiedy szwy na pantalonach puściły i zrobiła się spora dziura. Oczom zachwyconego Borysa ukazała się szparka między pośladkami i różowa dziurka,  jako że mężczyzna co chwilę się nachylał i wypinał w jego stronę tyłek.
- Mógłbyś mi pomóc – warknął władca - byłoby szybciej.
- Nie mogę, łupie mi w krzyżu, a poza tym muszę ci panie poświecić, żebyś nie wpadł w jakąś jamę  - Dratewka założył ręce na szerokiej piersi i oparł się o drzewo, żeby mieć lepszy widok. - Mamy sporo czasu, nie ma sensu się śpieszyć – dodał z błyskiem w oku. Robiło mu się coraz goręcej, ale był ubrany w długi kaftan, który zakrywał coraz większy problem poniżej pasa. Miał bardzo dużego członka, sławnego na całą okolicę. Kto go raz ujrzał nigdy nie mógł zapomnieć. Problem w tym, że  Dratewka był bardzo grymaśny i nie chciał byle kogo, dlatego nadal pozostawał starym kawalerem, choć chętnych nie brakowało.Wieczorami przy kominkach opowiadano sobie o nim legendy. Grzmisław na swoje szczęście lub nieszczęście nic o tym nie wiedział, bo w karczmach nigdy nie bywał, zajęty sprawami państwa.
   Tymczasem Borys, podziwiając podniecający widok, doszedł do wniosku, że już wie, czego zażąda jako nagrody za narażanie swojego życia. Zaczął myśleć co powie władcy, kiedy tylko pozbędzie się smoka. Wiedział, że król zawsze dotrzymuje słowa i nie wycofa się z danej obietnicy.



2 komentarze:

  1. "Posiadanie dużego, rozwidlonego języka ma jednak jakieś zalety." - na tym zdaniu kompletnie padłam :D No i oczywiście cała scena na łące podziałała mocno na moją wyobraźnię. Lecę czytać III rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no i król wpadł w oko Dratewce ciekawe, wspaniale Wacław dogaduje się ze smokiem jak widać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń