wtorek, 15 października 2013

Roszpunek

Po obejrzeniu bajki ,,Roszpunka” postanowiłam napisać jej współczesną wersję. Historyjka stanowczo jest przeznaczona dla dorosłych czytelników. Mamy tutaj skacowanego biznesmena, zagubionego w Białowieskiej Puszczy i zamkniętego za karę w wieży chłopaka, pilnowanego przez zdziwaczała ciotkę.

   Za siedmioma górami, za  siedmioma rzekami, za rozległymi bagnami, jednym słowem gdzieś w Polsce pośrodku Puszczy Białowieskiej stał sobie przez wieki warowny zamek, broniący wschodnich granic państwa. Niestety czas nie oszczędził potężnych murów i do naszych czasów przetrwała tylko wysoka, kamienna wieża z jednym, dużym oknem na samym jej szczycie. Mieściło się w niej muzeum etnograficzne i miało nawet swoją kustoszkę Sylwię Stróżewską. W ciągu roku szkolnego często zaglądały tu wycieczki, ale teraz zaczęły się wakacje i nie było widać żywego ducha w promieniu dziesięciu kilometrów, oczywiście jeśli nie liczyć pałętających się tłumnie po leśnych ścieżkach zwierzątek. Co prawda w pobliżu biegła autostrada, ale samochody mknęły nią z ogromną prędkością i nigdy się tutaj nie zatrzymywały. Tym bardziej, że w okolicy nie było czynnej stacji benzynowej.
   Andrzej Kostowski, miejscowy biznesmen, właściciel sławnego na cała Europę browaru, warzącego piwa owocowe i kilku pomniejszych fabryk, pędził właśnie swoim nowym BMW prawie zupełnie pustą drogą. Dzisiaj zaspał do pracy, co było grubym niedopowiedzeniem, bo było już południe, więc chciał nadrobić stracony czas. Wczoraj ostro zabalował i miał strasznego kaca. Tymczasem jego cudeńko zaczęło nagle kaszleć, prychać i niespodziewanie stanęło, odmawiając dalszej współpracy.
- Co u licha? – warknął nasz bohater kompletnie zdezorientowany. Zmrużonymi przez paskudny ból głowy oczami zaczął rozglądać się po migających kontrolkach, chcąc zrozumieć co się właściwie stało. – Jasny gwint! – wskaźnik benzyny pokazywał wielkie nic. No tak, miał dzisiaj zatankować, ale  całkiem o tym zapomniał. Wysiadł i klnąc siarczyście zepchnął auto na pobocze. Nawet nie próbował machać ręką na przejeżdżające samochody. Nikt normalny nie zatrzymałby się, widząc potężnie zbudowanego faceta pośrodku gęstego lasu. Wyjął z bagażnika kanister na benzynę i ruszył wąską ścieżką przed siebie, słusznie mniemając, że ktoś ją przecież wydeptał. Miał nadzieję, że dotrze do jakiegoś domu, gdzie sprzedadzą mu trochę paliwa. Było piekielnie gorąco i parno. Dopiero po godzinie energicznego marszu zobaczył prześwit między drzewami. Spocony i zziajany przyśpieszył kroku. Na szczęście migrena go opuściła. Pewnie wystraszyła się bzykających wściekle komarów, tudzież innego leśnego paskudztwa. Zamarzyło mu się zimne piwko i kiełbaska z grilla. Nie zdążył zjeść śniadania, a tu właśnie mijała pora obiadu. Wyszedł na rozległą polankę i stanął jak wryty. Przed nim stała najprawdziwsza wieża jak z bajki o Roszpunce, którą ostatnio oglądał z siostrzeńcami w kinie. Wysoka, że sięgała ponad korony drzew, zbudowana z ogromnych głazów, wyglądała wyjątkowo solidnie.
- Muzeum etnograficzne – przeczytał napis nad grubymi, okutymi żelazem drzwiami. Zastukał kilkakrotnie umieszczoną nad nimi ciężką, mosiężną kołatką w kształcie lwiej głowy, ale nie doczekał się żadnego odzewu. – Mam dzisiaj zły dzień, lepiej było zostać w domu – jęknął na myśl o powrotnej wycieczce przez las. Stanął z powrotem przed masywną budowlą i zadarł do góry głowę. Gdzieś pod samym dachem dostrzegł spore, gotyckie okno. Wydało mu się, że mignęła w nim czyjaś blada twarz.
- Ej, ty tam! Roszpunka!- wydarł się jak potrafił najgłośniej.
- Czego się drzesz palancie?! Nie widzisz, że zamknięte, a ja nie mam klucza! – jasna, długowłosa głowa wyjrzała przez otwór. Trudno było z tej odległości ocenić, czy to dziewczyna czy chłopak.
- Ulituj się nad wędrowcem! Spuść kudły i postaw browara!
- A co ja z tego będę mieć? – zapytała przytomnie drobna istotka.
- Prawdziwego faceta u boku i odrobinę porządnej rozrywki na tym zadupiu! Przysięgam, że dobry ze mnie kompan! – reklamował się jak umiał Kostowski.
- Hm… niech się zastanowię. Dobrze, ale najpierw musisz udowodnić, jaki z ciebie mężczyzna – uśmiechnął się słodko, a w błękitnych oczętach pojawiły się złośliwe błyski. Zmęczony biznesmen na dole nie mógł tego dostrzec. – Mam tu taką drabinkę dla wytrwałych, ale nikomu nie udało się z niej skorzystać! – Niespodziewanie z okna spadł gruby jak męskie udo, złocisty warkocz. Końcem przystrojonym czerwoną kokardką w czarne serduszka dosięgnął bujnej trawy. – Tylko nie skręć karku, najbliższy szpital jest pięćdziesiąt kilometrów stąd – zaszczebiotał słodko, po czym wrócił spokojnie na swoją ulubioną kanapę do wertowania podręcznika. Z doświadczenia wiedział, że za chwilę usłyszy odgłos łamanych na kamieniach paznokci i głuche stęknięcie. Czasem to był także przeraźliwy wrzask i soczyste przekleństwa. Przetestował w ten sposób wszystkich okolicznych poszukiwaczy przygód i miał z tego niezły ubaw. Warkocz przywiozła mu kiedyś z jakiejś egzotycznej podróży matka, nawiązując do bajki o Roszpunce. Nikomu nie udało się oczywiście wejść po nim do środka. Trzeba było do tego siły konia i umiejętności wspinaczkowych, a nie sądził by jakiś alpinista zawędrował w te strony. Wyciągnął z lodówki piwo bananowe, bo tylko takie kupowała ciotka i włączył ulubioną muzę. Po kilku minutach całkowicie zapomniał o nieznajomym i pogrążył się w swoich marzeniach.
Mieszkał tutaj ze zdziwaczałą krewną od kilku lat. W gimnazjum wpadł w tak zwane złe towarzystwo i zaczął brać narkotyki. Wiecznie zajęci pracą rodzice zorientowali się dopiero, gdy przedawkował i nieprzytomny trafił do szpitala. Wpadli w panikę i pragnąc uratować swojego jedynaka ze szponów paskudnego nałogu, zwołali naradę rodzinną, skutkiem czego Radek trafił w łapy szalonej kustoszki Sylwii. Na tym odludziu nie miał żadnych znajomych ani przyjaciół, już ona tego dopilnowała. Uczył się eksternistycznie, przyjeżdżając do szkoły tylko na egzaminy. Starzy wmówili Wydziałowi Oświaty, że jest słabego zdrowia i nieźle przy tym posmarowali. Teraz był na trzecim roku studiów, więc czekały go jeszcze dwa lata pobytu w tej wieży. Z czasem przyzwyczaił się do samotności, a przynajmniej nie tęsknił już za wolnością tak bardzo jak na początku. Miał tutaj wszelkie wygody. Komnata którą zajmował była naprawdę ładna i urządzona w starym stylu, tak jak lubił. Matka zaopatrzyła go także w antenę satelitarną i Internet. Jeśli chciał, mógł prowadzić długie dyskusje przez komunikator GG lub Skype. Posiadał też przestronną łazienkę wyposażoną w wannę z hydromasażem i kabinę prysznicową. Przychodziły jednak chwile, kiedy brakowało mu towarzystwa rówieśników. Wtedy snuł się smutny po pokoju i nic nie było w stanie go pocieszyć. Nagle jego snujące się leniwie myśli zostały brutalnie przerwane.
- No księżniczko, dawaj to piwo – rzucił z satysfakcją Andrzej i z łomotem wpadł do środka. Brudny, potargany, cały mokry od potu rozwalił się na podłodze z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami. Czarne włosy stały mu na wszystkie strony, a duże, szare oczy błyszczały inteligencją. Pod obcisłą koszulką rysowały się potężne mięśnie. Wspinaczka okazała się nie lada wyzwaniem, nawet dla tak wytrawnego alpinisty jak on. Nic dziwnego, że nikt tu wcześniej nie dotarł. Z ciekawością zerknął na uwięzioną w wieży piękną dziewicę, ale coś mu się tu nie zgadzało. Wprawnym okiem doświadczonego podrywacza zauważył pewne braki. Roszpunka była płaska jak deska, za to miała jędrny, mały tyłeczek i długie złote włosy, tak  gęste, że kiedy wstała, zakryły jej smukłą sylwetkę po same uda jak jedwabisty, lśniący płaszcz.
- Jak udało ci się tu wleźć?! – krzyknął Radek, zaskoczony i nieco przestraszony pojawieniem się intruza. Śmierdział na kilometr, wyglądał jak włóczęga, tylko że oczy jakoś same, bez udziału woli chłopca, zaczęły wędrować po jego apetycznym ciele, rysującym się pod potarganym ubraniem.
- Jesteś facetem? – dopiero teraz domyślił się Andrzej i zrobił krzywą minę.
- Coś ci się nie podoba to won! Droga na dół jest o wiele krótsza! – wydął pełne, różowe usta chłopak.
- Nie denerwuj się śliczny. Po prostu spodziewałem się Roszpunki, a trafił mi się Roszpunek – roześmiał się dźwięcznie mężczyzna, patrząc z podziwem na jego smukłą sylwetkę i delikatną, szczupłą  buzię. – Poza tym gdzie moja nagroda? – wyszczerzył do niego garnitur olśniewająco białych zębów. Ten uśmiech działał zazwyczaj ogłupiająco na przedstawicieli obu płci i tym razem też go nie zawiódł. Mały najwyraźniej zmiękł.
- Dostaniesz to piwo, a do tego karczek z grilla w zalewie ziołowej, tylko najpierw się umyj  – wskazał mu drzwi do łazienki. Na taką zachętę Andrzej bez słowa poszedł pod prysznic. Poczuł wściekły głodny i ślinka sama napłynęła mu do ust. Miał niesamowite szczęście, chłopak był nie tylko bardzo atrakcyjny, miał zadziorny charakterek, ale jeszcze umiał gotować. Po prostu ideał każdego faceta. Rzucił ciuchy na podłogę i zaczął się intensywnie szorować, przy okazji zastanawiając się, jakby tu się zbliżyć do tego złotowłosego pięknisia.
   Tymczasem Radek przytargał ze sobą dwa duże, kąpielowe ręczniki i czarny szlafrok ciotki w szkarłatne, chińskie róże. Niczego innego w tym rozmiarze w domu nie znalazł. Mężczyzna był nie tylko wysoki, ale i szeroki w ramionach. Miał zamiar podrzucić wszystko do łazienki i szybko wyjść. Rzucił okiem na kąpiącego się gościa i jego nogi przykleiły się do kafelek. Kabina miała szklane ścianki i doskonale było widać każdy szczegół. Woda spływała po opalonych na brąz plecach godnych dłuta mistrza. Mężczyzna pochylił się i wypiął do niego zgrabne pośladki.
- O kurczę – jęknął głośno Roszpunek i cały czerwony zatkał sobie usta. Andrzej uśmiechnął się pod nosem, doskonale słyszał wchodzącego chłopaka i wiedział, że gapi się na niego. Specjalnie prezentował swoje wdzięki, mając zamiar odrobinę skusić nieśmiałego aniołka.
Gdy wyszedł czyściutki, ogolony, pachnący i odziany tylko w damski szlafrok, czekała już na niego pyszna kolacja. Stół był ładnie nakryty, kwiaty i świece budowały romantyczny nastrój. Powoli zapadał zmierzch. Przez okno wpadały szkarłatne promienie kładącego się spać słońca. Radek upiął włosy i zmienił koszulę na bardziej elegancką. Wskazał mu miejsce naprzeciwko. Przez chwilę jedli w milczeniu, zaspokajając pierwszy głód, ale mocne wino podane do posiłku szybko rozwiązało im języki i zarumieniło policzki. Po godzinie byli już w najlepszej komitywie i śmiali się głośno ze swoich dowcipów. W końcu udali się do saloniku, by pooglądać telewizję. Zabrali ze sobą następną butelkę alkoholu. Nie zdążyli jednak na wiadomości. Zaczęła się jakaś komedia romantyczna i Radek wzdychając jak lokomotywa, oglądał z wypiekami na twarzy, coraz gorętsze scenki. Andrzej z ogromną przyjemnością patrzył na targające nim emocje. Zamiast na ekran gapił się ukradkiem na chłopaka, błądząc wzrokiem po jego ustach i smukłej szyi.
- Spałeś już z kimś? – rzucił znienacka Radek i o mało nie spalił się  ze wstydu. – Przepraszam, tak mi się wyrwało.
- Nie szkodzi, pewnie miałeś swoje powody by zapytać – popatrzył na niego z ciekawością. – Jeśli chcesz coś wiedzieć nie krępuj się. Owszem, miałem wielu kochanków.
- Ja nawet nie wiem jak to jest się całować. Na filmie wygląda bardzo przyjemnie – westchnął nagle zasmucony Radek. – Mam już 23 lata i nigdy nie miałem chłopaka. O większości tych rzeczy nie mam z kim porozmawiać. Polubiłem tą wieżę i panujący tu spokój, ale czasami czuję się strasznie samotny.
- Chciałbyś spróbować jak to jest?- zapytał ostrożnie Andrzej i przysunął się do niego. Doskonale wiedział, że musi być bardzo delikatny, by nie spłoszyć swojego towarzysza. – Chodź do mnie - wyciągnął do niego rękę. Chłopak powoli wstał i wahając się usiadł mu na kolanach. – Nie bój się słońce, parę buziaków jeszcze nikomu nie zaszkodziło - objął go i przytulił do twardego torsu. – Mogę? – pochylił się i pocałował rozchylone usta. Roszpunek nic nie odpowiedział, tylko przywarł do niego całym ciałem. Było mu tak dobrze, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ktoś okazywał mu czułość. Nawet jeśli by to miało trwać tylko chwilę za nic nie chciał tego przerywać. Zarzucił ręce na szyję mężczyzny. Entuzjastycznie odpowiadał na każdą pieszczotę, na każdy, najmniejszy nawet gest. Oboje zatracili się w sobie nawzajem. W jaki sposób znaleźli się w łóżku? Żaden z nich nie umiałby odpowiedzieć na to pytanie. Ręce niecierpliwie zdzierały krępujące ich ubrania, a usta poznawały zapamiętale wszystko, czego mogły dosięgnąć. Byli jak dzieci, które nie tylko wzrokiem, ale dotykiem i smakiem muszą poznać wszystko co ich fascynuje. Lizali, gryźli, podszczypywali, doprowadzając się do szaleństwa. W końcu Andrzej zanurzył się w to chętne, ciasne ciało jęcząc z zachwytu. Nigdy w życiu, nikt nie doprowadził go do takiego stanu jak ten nieśmiały, złotowłosy chłopak. Scałował jego łzy, pieszczotami ukoił ból pierwszego stosunku. Pogrążyli się w rozkoszy, wykrzykując swoje imiona. Potem jeszcze długo leżeli w swoich ramionach, patrząc sobie głęboko w oczy.
   O tego czasu spotykali się prawie codziennie. Kiedy tylko za ciotką zamykały się drzwi Andrzej przekradał się do wieży, by spędzić choć parę godzin ze swoim Roszpunkiem i coraz trudniej mu było go opuścić. Rodzina Radka bardzo dziwiła się  jak pogodny i  zgodny stał się ostatnio chłopak. Nawet przestał nalegać, by zabrali go w końcu do miasta. Uczył się po całych dniach, rzadko wychodząc z pokoju. Wytłumaczyli to sobie zbliżającym się końcem roku akademickiego i egzaminem zawodowym. Nawet zorganizowali uroczysty obiad w rodzinnym gronie, by pogratulować mu tytułu inżyniera. Czekało go jeszcze dwa lata studiów, ale już było widać, że spoważniał co ich ogromnie cieszyło. Niestety godziny mijały, a Radek się nie pojawiał. W końcu przybyła do wieży rozhisteryzowana ciotka, by opowiedzieć im jak to ich niewinny maluszek, został sprzed szkoły porwany przez jakiego strasznego osobnika. Na jej wołanie zdołał jedynie wyciągnąć przed siebie dłoń w dość dziwnym geście. Potem został wrzucony do czarnego BMW i uprowadzony w siną dal.
- To było coś takiego – uniosła do góry środkowy palec i zgięła rękę w łokciu. Państwo Stróżewscy popatrzyli po sobie przerażeni, oni w przeciwieństwie do Sylwii doskonale wiedzieli co chciał im przekazać potomek. Nie mieli wielkich nadziei na szybkie spotkanie ze swoją latoroślą.

KONIEC



2 komentarze:

  1. Kocham... Uwielbiam... Czczę...
    Tai komentarz chyba wyraża wszystko ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudownie, o tak naprawdę pieknie przerobiona bajka... czytało się cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń