poniedziałek, 2 lutego 2015

Lampa Aladyna czyli Al i Jasmin w tarapatach VII

     Lampa Aladyna czyli Al i Jasmin w tarapatach VII
      Uczta weselna była naprawdę wspaniała. Sułtan stanął na wysokości zadania i nie poskąpił złota. Uginające się pod jadłem i napitkiem stoły rozstawiono nie tylko w pałacu, ale i wzdłuż ulic i placów. Każdy mieszkaniec Bagdadu mógł się posilić i napić za zdrowie młodej pa.. znaczy triady.
W przestronnej sali biesiadnej, przystrojonej girlandami z kwiatów, doskonale się bawiono. Dżin z szerokim uśmiechem na twarzy siedział po prawej stronie władcy. Po obu bokach miał swoich, już na zawsze, chłopców. Wezyr oczywiście usadowił się po lewej i nie przestawał usługiwać z kwaśną miną swojemu panu, który nie szczędził mu dwuznacznych pochwał i aluzji. Biedak wielokrotnie to czerwieniał, to bladł na twarzy, mając ochotę wpełznąć pod stół.
- Dżafar chyba wyjątkowo dobrze się sprawował – Jasmin wodził wzrokiem od ojca do zmieszanego coraz bardziej mężczyzny, którego nie było przecież łatwo zbić z tropu. – Nie odrywasz od niego oczu. – Po tej uwadze zarumienił się również i Hassan, który palnął zaraz bez zastanowienia.
- Zrobił mi niesamowitego loda, nigdy nie zapomnę jego smaku. – Jego mina wyrażała czysty błogostan.
- Nie miałem pojęcia, ze nasz wezyr jest takim dobrym cukiernikiem. – Niewinny Jasmin nie miał pojęcia, dlaczego obaj mężczyźni tak nagle się speszyli i ukryli twarze za kielichami z winem.
- Taa… - Sułtan był już lekko podchmielony i nie bardzo panował nad swoim językiem. Nie zwracał też specjalnie uwagi na otoczenie. – Prawie cały czas jęcz… e… mlaskałem z zachwytu.
- Może ciasteczko?- powiedział słabym głosem Dżafar i podał wszystkim tacę z łakociami, mając nadzieję, że w końcu się zamkną, a przynajmniej zmienią temat. Na samo wspomnienie, co wyprawiał poprzedniego dnia, robiło mu się jakoś dziwnie miękko i gorąco.
   Tymczasem nasi chłopcy zachowywali się jeszcze dziwniej niż Hassan i wezyr. Niby jedli spokojnie spóźniony obiad, postukując srebrnymi sztućcami i prowadząc kulturalną rozmowę, ale co chwilę podskakiwali z cichym piskiem, którego najwyraźniej nie mogli opanować. Rzucali przy tym na siebie i wszystkich wokół podejrzliwe spojrzenia. Dworzanie mieli niezłą zabawę obserwując i komentując, co się dzieje. Jeśli Hassana rozumieli doskonale, bo, w przeciwieństwie do młodego księcia, wiedzieli, o jakiego loda mu chodziło, to zachowania trójki nowożeńców nie mogli rozgryźć. Wiercili się, zmieniali kolorki, zagryzali wargi, zupełnie jakby coś kąsało ich w zgrabne tyłeczki. Nic jednak nie działo się takiego, czym można by było wytłumaczyć ich niepokój. A może po prostu nie mogli się doczekać nocy poślubnej?
   Aladyn był naprawdę głodny - oficjalne uroczystości trwały od rana i ostatnio miał w ustach śniadanie. Nie czuł się zbyt komfortowo w obecności tylu ludzi, obserwujących każdy jego gest. Mimo że stół był obficie zastawiony, on włożył do ust dopiero kilka kęsów. Co prawda Eblis wiele go nauczył o właściwym zachowaniu, ale gdzieś w środku był nadal tym samym Alem – złodziejem i sierotą z Bagdadu. W dodatku, kiedy sięgał po pieczeń, poczuł jak czyjeś zwinne palce zaciskają się na jego pośladku. Odwrócił się, ale nikogo nie zauważył. Napotkał jedynie równie speszone spojrzenie Jasmina. A więc to ten mały drań zabawiał się jego kosztem.
- Ejże, poczekaj z tym do nocy poślubnej! – Pociągnął go za warkocz.
- To ty się uspokój i przestań mnie macać po udzie! – prychnął w odpowiedzi książę.
- Nie dotknąłem cię…
- Akurat ci uwierzę… Trzymaj łapy przy sobie i nie zwalaj winy na mnie!
- Chyba, że…
Obaj chłopcy jak na komendę popatrzyli oskarżycielsko na dżina, który z najniewinniejszą miną ogryzał udko z kurczaka. Zamrugał długimi rzęsami, jakby nie miał najmniejszego pojęcia, o co chodzi. Zdradziły go oczy, nadmiernie błyszczące i pełne złotych iskierek.
- Jesteśmy na uczcie, świntuchu! – wrzasnęli na niego z dwóch stron.
- Niby jak? Przecież jem. – Rzeczywiście obie ręce miał zajęte. Chłopcy nie mogli się do niczego przyczepić i wzruszyli tylko ramionami, przysięgając sobie w duchu, że złapią go na gorącym uczynku. Byli przekonani o jego winie, ale nie mogli mu niczego udowodnić. Zapomnieli o jednym, drobnym szczególe…
Na chwilę zapanował względny spokój i mogli się w spokoju najeść. Po jakimś jednak czasie zabawa zaczęła się od nowa. Jeszcze kilka razy poczuli, jak utalentowane palce spacerują po ich ciele, wyznaczając ogniste, drżące szlaki. Wkradały się pod koszulki, drażniąc wrażliwe sutki, głaszcząc napięte brzuchy, na szczęście omijając z daleka spodnie i miejsce, które najbardziej domagało się dotyku. Nie udało im się dostrzec winowajcy, za to obaj dorobili się erekcji i ukradkiem zaciskali uda pod stołem.
***
   Pierwsza z uczty zniknęła para Hassan–Wezyr. Najpierw Dżafar został wysłany do garderoby po nowy kaftan, ponieważ jego pan poplamił się sosem. Długo jednak nie wracał i zniecierpliwiony mężczyzna udał się jego śladem. Po korytarzach plątało się mnóstwo gości, wszyscy mocno podchmieleni i w doskonałych humorach gratulowali mu zięciów. Droga ciągnęła się więc w nieskończoność.
Powoli zapadała noc. Zarówno sypialnia jak i garderoba mieściły się na parterze, a ich okna wychodziły na zatłoczony dziedziniec. Trwały właśnie pokazy wynajętych, kuso odzianych tancerek, skąd słychać było skoczną, pełną namiętnych rytmów muzykę. Sułtan wszedł do komnaty i zobaczył coś, co spowodowało, że krew uderzyła mu do głowy, a z ust wydobyło się ciche warczenie. Dżafar stał pod ścianą w rozpiętej koszuli, jego kaftan leżał już na dywanie. Przyciskany do muru przez dwóch młodych dworzan pojękiwał, obmacywany przez cztery rozochocone dłonie.
- Co wy tu wyprawiacie?! – wrzasnął władca, a czerwona mgła stanęła mu przed oczami. To on tyle lat trzymał ręce przy sobie, traktował wezyra z najwyższym szacunkiem, a ten bladolicy zdrajca oddawał się właśnie pierwszym podpitym drabom, którzy go dopadli.
- Wynocha! – furia w jego głosie spowodowała, że mężczyźni zniknęli w ciągu sekundy. Dżafar usiłował przemknąć się za nimi, ale został przetrzymany za ramię i rzucony z powrotem na ścianę. – Ty zostajesz i pokażesz mi, jaką jesteś chętną dziwką!
- Ale, Wasza Wysokość… - Nigdy nie był zbyt odważny. Zazwyczaj podnosił rękę jedynie na słabszych od siebie. Teraz stał, drżąc na całym ciele. Jeszcze nigdy nie widział tego łagodnego mężczyzny w takim stanie. Oczy ciskały na niego błyskawice, a zęby były obnażone niczym u zwierzęcia.
 - Na co czekasz?! – padło szydercze pytanie. – Ściągaj spodnie i wypnij tyłek! - Do Hassana nic nie docierało. Podły zdrajca zasługiwał na nauczkę. Nie był wart lepszego traktowania. Skoro obłapiał się po kątach z byle kim, to weźmie go jak sukę  w rui. Na myśl o tym, że sam tak długo zastanawiał się, żeby chociaż go pocałować, o mało nie trafił go szlag.
- Ja nigdy… - Wezyr pierwszy raz naprawdę bał się swojego pana. Widział, że zupełnie stracił nad sobą panowanie. Zawsze to on dyktował w związku warunki i był stroną dominującą. Ogromnie dumny, nigdy nie pozwolił nikomu dobrać się do swojego tyłka. Podszedł do dużego fotela, złapał się trzęsącymi rękami za jego poręcze i pochylił do przodu. Rozpięte spodnie same opadły mu do kostek.
- Wypieprzę cię tak, że już nigdy nawet nie pomyślisz o kimś innym! – Sułtanowi widok zgrabnych pośladków, o których tak długo marzył, odebrał resztki zdrowego rozsądku. Zbliżył się do mężczyzny i złapał za biodra tak mocno, że natychmiast pojawiły się na nich ślady. Natarł swojego sterczącego bojowo członka oliwą ze stojącej obok lampy, po czym pchnął brutalnie w pomarszczony otworek bez żadnego uprzedzenia.
- Aaa… yy… - wrzasnął Dżafar, niespodziewający się takiego ataku. Hassan zawsze był dla niego wyrozumiały i delikatny. Teraz jednakże zmienił się w bezrozumne zwierzę, kierujące się jedynie chucią. Jedną ręką trzymał go za biodro, nadając ostre tempo, drugą zaś wędrował po drżącym ciele, drapiąc miękką skórę, szczypiąc sutki, ugniatając boleśnie jądra i penisa.
- Kręć żwawo tyłkiem! Przecież to lubisz! – Za każdym razem wdzierał się do końca, zupełnie oszołomiony doznaniami, wyrywając z ust partnera żałosne piski, które powoli jednak zaczynały się zamieniać w coś zgoła innego.
- Och… Hmm… - Wezyr czuł dotkliwy ból i, co dziwne, potęgującą się z każdą chwilą obezwładniającą go rozkosz. Jego ciało zareagowało na sprzeczne bodźce ze zwiększoną wrażliwością. Rozsunął szerzej uda i zaczął ochoczo ruszać pośladkami. Ta upokarzająca sytuacja zaczęła mu się, wbrew wszelkiej logice, coraz bardziej podobać. Słyszał za swoimi plecami pomruki przyjemności i powarkiwania swojego pana.
- Skomlij głośniej! Błagaj o jeszcze! Chcę słyszeć, jak ci się podoba! – Hassan zupełnie się zatracił. To było złe, dobre, wstrętne, najlepsze! Doskonałe! Dosłownie spalał się w dzikim ogniu namiętności. Przed oczami widział szkarłatne błyski, spiął się, wygiął w łuk i pchnął po raz ostatni, zalewając wnętrze kochanka strumieniem spermy.
- O tak, mój panie! – wyjęczał chrapliwie wezyr, spuszczając się na perski dywan. Jeszcze nikt mu tak nie dogodził, zupełnie bez sił opadł na kolana. Jak przez mgłę usłyszał oddalające się kroki. Nadal cały drżał od poorgazmowych dreszczy, a wstyd i upokorzenie wyciskały z jego oczu palące łzy. Pierwszy raz ktoś go tak potraktował. Tylko dlaczego, na Boga, był to z pewnością najlepszy seks w jego życiu? Kiedy jakoś doszedł do siebie, wziął szybką kąpiel i udał się na poszukiwanie swojego pana. Teraz wiedział, do kogo należał i nie miał już zamiaru temu zaprzeczać. Odnalazł Hassana w gościnnej sypialni, chrapał przez sen i mamrotał coś niespokojnie. Nagi wsunął się pod kołdrę i przytulił do ciepłego boku. Zasnął po chwili, czując, jak silne ramię obejmuje go w pasie i przysuwa bliżej. Pokręcił pośladkami i przycisnął je do brzucha mężczyzny.
***
  Kiedy trójka nowożeńców zauważyła brak Hassana, także postanowiła opuścić przyjęcie. Goście w większości byli już w takim stanie, że nie potrzebowali ich towarzystwa. Demon wziął chłopców za ręce i poprowadził na taras. Zapadła już noc, którą rozświetlały liczne na pogodnym niebie gwiazdy oraz porozstawiane wszędzie płonące pochodnie.
- Co teraz? – Jasmin nie miał pojęcia, co planuje dżin. Chciał jak najszybciej znaleźć się w zaciszu sypialni.
- Cierpliwości, książę, zawołam tylko nasz pojazd. - Eblis zagwizdał przeciągle i wszyscy mogli zobaczyć lecący w ich stronę wzorzysty dywan. Był sporych rozmiarów, mógł z pewnością pomieścić kilka osób.
- Ee…? – Aladyn wytrzeszczył oczy. – Nie wsiądę na to za żadne skarby! – taras wznosił się wysoko nad pustynią, pod nim ziała bezdenna przepaść.
- Nawet jeśli powiem, że czeka na nas baśniowa sypialnia z ogromnym łożem? – Demon podniósł znacząco do góry jedną brew. Na takie oświadczenie jego młodzi małżonkowie w ciągu ułamka sekundy znaleźli się na kobiercu. Od kilku tygodni nieznośny sułtan trzymał ich na diecie, niby to dla dobra poddanych. Nie mogli się więc doczekać chwili, kiedy będą mogli rzucić się w swoje ramiona. Dżin usiadł za ich plecami, obejmując ich mocno ramionami. Dywan powoli wzbił się powietrze, przez chwilę lecieli nad rozświetlonym, pełnym bawiących się ludzi Bagdadem. Pili zdrowie nowożeńców i tańczyli do upadłego. Nikt nie spał, z wyjątkiem starców i dzieci. Kobierzec wznosił się coraz wyżej i wnet wszystko przysłoniły obłoki. W końcu ujrzeli przed sobą cel podróży. Pośród chmur, na tle rozgwieżdżonego nieba, unosił się biały pałac o stu wieżach. Kiedy wylądowali na rozległym dziedzińcu, zalśniły srebrno-błękitne wzory na marmurowej posadzce. Chłopcy westchnęli z podziwem, nigdy nie widzieli czegoś równie pięknego.
- Wspaniały! – Aladyn stał z otwartymi ustami.
- Idealny! – zawtórował mu Jasmin.
- Nasz nowy dom. – Uśmiechnął się do nich dżin i poprowadził ich prosto do sypialni. – Bardzo się napracowałem, więc liczę na odrobinę wdzięczności. Rzucił się na łoże, które zajmowało lwią część komnaty i rozparł się na nim niczym udzielny władca. Spoglądał na nieco zmieszanych chłopców spod długich rzęs, wyglądali niesamowicie słodko z tymi rumieńcami i spuszczonymi głowami. Wokół płonęły dziesiątki świec, porozmieszczane na każdym dostępnym miejscu. Roztaczały dookoła ciepły blask. Jedwabna, ciemnoczerwona pościel wyglądała zachęcająco, a leżący na niej uśmiechnięty mężczyzna właśnie pozbywał się koszuli i butów.
- Jest zbyt jasno – odezwał się nieśmiało Aladyn i położył obok demona.
- Prawie jak w dzień. – Jasmin zajął miejsce z drugiej strony.
- Chcę was móc podziwiać. – Obdarzył ich płomiennym wzrokiem. – Pragnę widzieć dokładnie każdziuteńki kawałeczek waszych pięknych ciał, który będę całował. – Po tych słowach wszystkie ubrania zniknęły. Chłopcy pisnęli i zgodnie wpełzli pod kołdrę. – Małe tchórze! – Eblis zrobił to samo, łapiąc uciekinierów za tyłeczki i przytulił do swoich boków. Przewrócił ich na wznak, pocałował namiętnie najpierw Ala, a potem Jasmina. Reszta utonęła w dziwnym, złocistym obłoku. Chłopcy nie mieli pojęcia, jak to się dzieje, ale obaj czuli gorące dłonie na swoich ciałach. Spragnione wargi wytyczały drogę na południe, a zęby kąsały wygięte szyje, by za chwilę zacisnąć się na stwardniałych sutkach. Mieli wrażenie, ze Eblis ma co najmniej cztery ręce i dwoje wygłodniałych ust. Leżeli tak, jak im kazał, z zamkniętymi oczami, wijąc się i jęcząc, co i raz zaciskając kurczowo dłonie na pościeli.
- Zrób coś, zanim się rozpłynę! - Aladyn był już na granicy wytrzymałości, jego napęczniały do bólu penis sączył obfite krople.
- Drażnisz się z nami specjalnie! –pisnął książę i rozsunął smukłe uda, ugniatane właśnie przez pożądliwe dłonie.
- Jak zwykle niecierpliwy! – Dżin był w siódmym , może nawet ósmym niebie. Odczuwał zwielokrotnioną przyjemność. Dzięki zaklęciom wyczarował podwójną ilość rąk, warg i penisów. Uznał, że w ten sposób nikt nie będzie poszkodowany i zaspokoi jednocześnie obu swoich słodkich małżonków. Twarde jak skała członki o aksamitnych główkach ocierały się właśnie o zaróżowione, drgające wejścia.
– Przekręćcie się na brzuchy… - zabrzmiał kolejny rozkaz, wypowiadany niskim, hipnotyzującym głosem. Jasmin i Al uklękli i wcisnęli rozpalone buzie w poduszki. Mieli wrażenie, że zaraz się rozpadną na tysiące kawałeczków. Każda najmniejsza cząstka ich ciał dygotała pod wpływem namiętnych pieszczot demona. – Postarajcie się rozluźnić… - Eblis zanurzył jednocześnie dwa penisy w wąskich tunelach. Rozkosz była niesamowita, oszałamiająca. Miał nadzieję, że jego młodzi małżonkowie czują to samo. Obaj ochoczo poddali się do tyłu, nabijając do samego końca. Zatrzymał się na chwilę, by ich ciała mogły się przystosować, potem wpadli w stary jak świat rytm.
Zabawa zajęła im całą noc Nienasyceni, spragnieni swojej bliskości, powtarzali ją wciąż od nowa, aż nastał świt. Chłopcy doszli do zgodnego wniosku,  że magia w łożu jest prawdziwym darem i obsypali dumnego z siebie demona setką komplementów. W przyszłości stworzyli naprawdę zgodne małżeństwo i doczekali się wielu niesfornych dzieci.
…………………………………………………………………………
KONIEC
 betowała Kiyami