sobota, 12 lipca 2014

Czerwony Kapturek

  Dawno nie było nowej bajki, a tą myślę wszyscy doskonale znają. Artur wraca do domu po ciężkiej pracy na budowie, zamiast odpocząć, zostaje zmuszony przez rodzinę do odwiedzenia ciotki mieszkającej w pobliskim lesie. Wilczek Michaś także ma problem. Aby został zaliczony do grona dorosłych, musi ruszyć na swoje pierwsze polowanie.

Oto Artur czyli Czerwony Kapturek.

Michaś czyli Wilk
I
   Artur stał w kuchni z rękami założonymi na szerokiej piersi, powarkując cicho pod nosem. Zmrużonymi ze złości zielonymi oczami obserwował dwie wiedźmy, czyli swoją matkę i siostrę, ogarnięte szałem pakowania. Znowu zrobiły z niego ofiarę. Jednym słowem usiłowały mu wmówić, że jako jedyny facet w rodzinie, to on powinien iść przez ciemny las na spotkanie przeznaczenia. Cwane baby najpierw obiecały ciotce Balbinie dostarczyć sprawunki, a teraz gładko wymigały się od tego obowiązku, zasłaniając się bandytami i dziką zwierzyną, czyhającą w kniei na biedne niewiasty. Jakby w ich małym miasteczku na dalekiej prowincji, kiedykolwiek było jedno albo drugie.
   Czarownica numer trzy ostatnio się zbuntowała i odmówiła współpracy. Przestała gotować domowe obiadki twierdząc, że czuje się staro i ma zamiar nieco odpocząć z dala od zgiełku miasta. Nie miał pojęcia dlaczego, bo dziurę w jakiej mieszkali, naprawdę trudno było nazwać miastem. Z dnia na dzień spakowała walizki i przeprowadziła się do letniskowego domku w pobliskiej puszczy. Raz w tygodniu trzeba było tam iść, aby dostarczyć sprawunki. Oczywiście panie najpierw się zaofiarowały, a teraz zwaliły całą robotę na niego. Sobota była jego jedynym wolnym dniem i miał zamiar spędzić ją przed telewizorem, oglądając z kumplami mecze. Przez cały tydzień, jak tylko zaczęły się wakacje harował u wujka w rodzinnej firmie budowlanej. Niestety jego panie dostały zaproszenie na piżama party u sąsiadki i oczywiście wykręciły się sianem. Zerknął na stojący na stole napakowany po brzegi, wielki kosz, przykryty kraciastą serwetką, do którego możnaby spokojnie wrzucić pół supermarketu.
- Czy ona tam mieszka z siedmioma krasnoludkami? – Wskazał na piętrzącą się przed nim górę jedzienia.
- Nie bądź niemiły kochanie. Wiesz, że w pobliżu kilku kilometrów nie ma sklepu. Nie mogę pozwolić by Balbina umarła na tym odludziu z głodu! – Pogroziła mu palcem matka.
- Co to dla takiego wielkoluda jak ty! Migiem przelecisz przez las! – Zerknęła na niego niewinnie siostra. – Tylko uważaj na złe wilki i Janosików - zachichotała wredna niewdzięcznica.
- Diablice! - Podczas, gdy one będą sobie robić fryzurę i kolorowe szpony na tą babską imprezę, on będzie musiał przedzierać się przez chaszcze i dzielnie walczyć z kleszczami. – Nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale jak wrócę na piecu ma stać porządny obiad. Nie jakieś tam pierogi ze sklepu! – Warknął i wziął do ręki koszyk, ukradkiem wsuwając do niego butelkę cydru. – Nasypałyście tam kamieni? - Aż ugiął się pod jego ciężarem, mimo, że natura rzeczywiście nie poskąpiła mu mięśni, a ciężka praca na budowie, jeszcze pomogła się im rozwinąć. Był z nich bardzo dumny, od dwóch lat trenował kulturystykę  i miał nawet zamiar wziąć udział w tegorocznych zawodach..
- Zanosi się na burzę, lepiej weź pelerynę – Kryśka z chichotem zawiązała mu w pasie wściekle czerwone cudeńko z kapturem, należące oczywiście do niej. Nigdy nie odważyła się w nim jednak wyjść z domu. – Jak włożysz to na siebie, może trafi ci się jakiś przystojny Wilczek czający się na Czerwonego Kapturka.
- Byłby już najwyższy czas. Taka kupa chłopa się marnuje – dołożyła swoje trzy grosze matka, klepiąc go po plecach, niczym rasowego konia przed wyścigiem.
- Nie mam zamiaru tego znowu słuchać! – Złapał szybko za koszyk i z płonącymi policzkami wybiegł z domu. Okropna rodzina ciągle próbowała go swatać. Jak się tylko zorientowały, że woli chłopców, nie było w okolicy wolnego faceta, którego nie przywlokłyby do domu. Miał dopiero dwadzieścia trzy lata, a one traktowały go jak starego kawalera na wydaniu. Otworzył cydr i pociągnął solidny łyk, uwielbiał ten smak dojrzałych na słońcu jabłek. Musiał sobie jakoś umilić drogę. Powarkując do siebie ruszył ścieżką w głąb lasu, który zaczynał się tuż za jego domem. Nigdy nie spotkał w nim niczego większego od zająca lub wiewiórki. Chociaż starsi ludzie opowiadali, że mieszka w nim spore stado wilków, uznał to jednak za bajki.
- Co tu można upolować? – Rozejrzał się dookoła. – Pewnie biedactwa się wyniosły, albo nauczyły robić zakupy w Biedronce. – Oczywiście zaczęło właśnie mżyć, więc chcąc nie chcąc narzucił na siebie nieszczęsną pelerynę. Z pewnością wyglądał w niej jak idiota, bo była za mała o kilka rozmiarów, ale skutecznie osłaniała go przed deszczem, trzymając się jedynie na kapturze nałożonym na głowę i jedynym guziku który udało mu się pod szyją zapiąć. Sięgała zaledwie do bioder, za to swoim kolorem mogła wystraszyć każdego z odległości kilometra. Doszedł do rozwidlenia ścieżki i stanął, drapiąc się po głowie. Dawno tutaj nie był i teraz nie wiedział, gdzie właściwie ma skręcić. Niestety patrzący na niego z gałęzi dzięcioł też chyba nie miał pojęcia.
   Nagle zaszeleściły pobliskie krzaki i wyskoczyła z nich spora, futrzasta kula odbiła się od ziemi z impetem uderzyła w jego pierś. Oczywiście stracił równowagę i klapnął na tyłek, na szczęście wylądował w kępie mchu, nie wypuszczając przeklętego kosza z rąk, inaczej domowe wiedźmy wyrwały by mu flaki. 
   Tymczasem biedny wilk, a właściwie wilczek o ładnej płowej sierści, siedział na ścieżce potrząsając łbem, a w jego wielkich, brązowych oczach widać było lekką panikę. Przez tyle lat uczył się polować, nie żeby to lubił, ale przywódca watahy był nieugięty, a doznał takiego upokorzenia. Przyjrzał się dokładniej zaatakowanemu mężczyźnie i zaliczył opad szczęki. To miał być ten Kapturek, o którym tyle mu opowiadano?!! Zamiast drobnego chłopaczka w czerwonej kurteczce, taszczącego domowe przysmaki, zobaczył wielkoluda w kusej pelerynie, która nawet się porządnie nie zapinała, taką miał szeroką klatę. Cienka, biała podkoszulka naciągnięta była chyba siłą na potężne mięśnie.
- Rany, hodują was teraz na sterydach czy coś?! – Kłapnął całkiem po ludzku pyskiem. Nic dziwnego, że odbił się od tej góry niczym piłka piłka i nadal brakowało mu tchu.
- Co było w tym cydrze? – Nieraz zdarzyło mu się być wstawionym, ale gadającego zwierzaka widział pierwszy raz. Poza tym ten alkohol miał tylko sześć procent, przy jego wadze było niemożliwe, żeby się opił kilkoma łykami.
- Czy ty na pewno jesteś Czerwonym Kapturkiem? - Zapytał z powątpiewaniem Wilczek, mrugając długimi rzęsami. Najwyraźniej znowu narozrabiał i lepiej byłoby się wycofać, tyle, że w głowie nadal mu się kręciło, a łapy dziwnie rozjeżdżały na boki.
- Ej mały, co z tobą? – Futrzak padł na ścieżkę z błędnym wzrokiem, podkulając pod siebie puszysty ogon. Jedyne, co mu przyszło do głowy to wziąć go na ręce. Usiadł z nim na pobliskiej kłodzie drzewa, nie bardzo wiedząc co dalej robić. Pomyślał, że może odrobina alkoholu mu pomoże. Wlał do kudłatego pyszczka kilka kropel.
- Chcesz mnie zabić idioto? – Zaczął parskać, nie mając pojęcia dlaczego ten facet tak się na niego gapi, a oczy omal nie wychodzą mu z orbit. Dopiero chłodny wiaterek na jego skórze uświadomił mu, że zaszła przemiana.
- Wiesz, nie codziennie znajduje się w lesie takiego uroczego golasa. Poza tym powinieneś mi chyba podziękować. – Uśmiechnął się szeroko, a Wilczkowi zrobiło się jakoś słabo. Nie miał pojęcia czy ze wstydu, czy od gorącego oddechu, który poczuł na swojej szyi.
- Puszczaj! – Pisnął niczym szczeniak, zasłaniając strategiczne miejsca rękami. Nie miał pojęcia jak to się stało, że on, największy drapieżnik w tej puszczy zamiast siać postrach, upadł tak nisko.
- Nic ci nie zrobię głuptasie. – Podobało mu się smukłe, opalone ciało, leżące na jego kolanach oraz szczupła twarz, którą okalały płowe włosy, opadające na drżące ramiona. Gapił się na nie, pochłaniając wzrokiem każdziuteńki kawałeczek. Zwłaszcza ten pomiędzy zgrabnymi udami spowodował, że w lesie zrobiło się jakoś duszno. – Upał dzisiaj. Może jesteś głodny? – Zagaił, chcąc jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- Zamknij oczy zboczeńcu! – Warknął już bardziej stanowczo. Te zielone ślepia dosłownie go pożerały. – Dawaj pelerynę! – O dziwo mężczyzna bez protestu go nakrył, pomógł nawet pozapinać guziczki. Co prawda szło mu to wyjątkowo wolno i opornie, ale liczyły się intencje. Pod koniec Wilczek był już cały czerwony. – Faktycznie, strasznie tu gorąco! – Zaczął wachlować się dłonią ze speszoną miną. To narastające z każdą chwilą, drżące uczucie ogarnęło go pierwszy raz, był najmłodszy w stadzie i dorosłe wilki zawsze twierdziły, że na tego rodzaju sprawy miał jeszcze dużo czasu.
- Mam na imię Michał. – Wyszeptał nieśmiało, po czym zerwał się na równe nogi i nie odwracając się pobiegł do lasu, gnany dziwnym niepokojem, który powstał niespodziewanie w jego sercu.
- Arturrr....! – Dobiegło go z oddali.

II
   Mężczyzna siedział przez chwilę nieco oszołomiony, mrugając oczami. Na dobrą sprawę nie był pewien czy to wszystko mu się nie śniło. Może w tym cydrze było coś więcej niż sfermentowany sok jabłkowy? Podobno takie rzeczy się zdarzały. Widział też inną możliwość, dawno nie miał żadnego partnera i jego wyposzczone ciało pod wpływem alkoholu i upału zesłało na niego wizję tego zadziornego Wilczka.
- Michaś co? Ładnie – mruknął do siebie. Dawno już ktoś tak bardzo nie przypadł mu do gustu.  – Halucynacja czy nie, już ja cię odnajdę. Ta puszcza nie jest znowu taka duża. – Wziął pod pachę kosz i pomaszerował ścieżką w lewo. Wiedział, ze jedna droga była dłuższa druga krótsza, w każdym razie do celu dotrze na pewno. Po jakiejś godzinie był już na miejscu. Drewniany domek wysokim, z czerwonym kominem i bocianim gniazdem na pokrytym mchem dachu, stał na małej polanie, otoczonej wysokimi świerkami. Miał zielone okna pod którymi rosły obficie kwiaty, kamienną studnię na podwórku i prezentował się nader malowniczo. Właściwie pasował idealnie na domek dla wiedźmy. Nigdzie nie było śladu żywego ducha, ale unoszący się z komina dym dobitnie świadczył o obecności gospodyni.
- Jest ktoś w tej chałupie?! - Zabębnił pięściami do drzwi. Po dłuższej chwili powoli się uchyliły i pojawiła się w nich ciotka, ubrana jedynie w szlafrok, ziewając od ucha do ucha. Całą swoją korpulentną osoba zatarasowała niby przypadkiem wejście.
-Och, Arturek? – Zagruchała podejrzanie słodko i poprawiła niemożliwie zmierzwione włosy. - Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj.
- Widać. Śpisz do popołudnia? – Popatrzył na nią podejrzliwie. Wyraźnie coś kręciła, czuł to przez skórę. Dobrze znał Balbinę, była z niej cwana sztuka. Bajeczka o zbliżającej się starości i potrzebie regeneracji sił na łonie natury, którą uraczyła matkę i siostrę, bynajmniej go nie przekonała. Nie wyglądała wcale na chorą, raczej na kogoś kto miał ciężką noc. – Kacyk męczy?
- No coś ty! – Prychnęła oburzona. Poły szlafroka nieco się na jej bujnej piersi rozchyliły i widać było, że pod spodem nie miała nawet bielizny. – Wiesz, że ja tylko lampeczkę wina do kolacji!
- Tym bardziej to dziwne. – Wepchał się po chamsku do wnętrza domu, które nagle wydało mu się nader interesujące. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Taszczyłem to prawie trzy godziny w paskudnym upale! – Postawił na kuchennym stole kosz. – Żądam w zamian prysznica i jakiejś przekąski. – Zaburczało mu głośno w brzuchu.
- Aleś ty marudny! – Warknęła do niego niezbyt przyjaźnie ciotka, cofając się ze zmieszaną miną w kierunku sypialni, z której niespodziewanie wyłoniła się postać dobrze znanego chłopakowi leśniczego Rębajły, w samych jedynie dżinsach.
- Nie bądź taka Balbinko. – Pocałował zarumienioną kobietę w kark. – Daj nam coś dobrego, a Artur w zamian przyrzeknie niczego nie mówić twojej siostrze.
- Hmm... nie wiem... – Przyjrzał się rozbawiony speszonej ciotce. – Chyba, że to będzie karkówka z grilla z dipem czosnkowym. - Nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić tej spryciuli. Nazmyślała rodzinie, żeby spotkać się z kochankiem, którego nie trawiła jej siostra i zepsuła mu wolną sobotę. No może niezupełnie zepsuła, tu na myśl przyszedł mu jasnowłosy Wilczek.
- Żarłoki! – Prychnęła już o wiele bardziej ugodowo. Po jakimś czasie, kiedy to mężczyźni raczyli się zimnym piwkiem, postawiła przed nimi półmisek z pachnącym jałowcem mięskiem oraz sałatkę z rukoli. – Wcinaj i zmiataj szpiegu. Aha, dzięki za zakupy. – Dodała łagodniej.
- W sumie nie musi się spieszyć. My zaraz idziemy na ognisko do kumpla i wrócimy rano. Możesz spokojnie się rozgościć. – Leśniczy był nastawiony o wiele bardziej pokojowo. Znał Artura od dziecka i wiedział, że z niego swój chłop. 
   Po posiłku zakochana para szybko się ulotniła, a mężczyzna został zupełnie sam, nie licząc małego jeża z przetraconą łapką, patrzącego na niego z klatki na kredensie.
- Jabłuszko, na dobry początek znajomości? – Włożył do środka dorodną papierówkę. Zwierzak najpierw powąchał ją nieufnie, a potem zaczął powoli obgryzać. Tymczasem chłopak udał się do łazienki, gdzie skorzystał z dość prymitywnego prysznica składającego się z zawieszonej na haku konewki z zimną wodą. Po sutym obiedzie i długim spacerze w paskudnym upale zrobił się nieco senny. Nie zawracając sobie głowy ubieraniem wpakował się do jedynego, czystego łóżka i nakrył pod szyję kołdrą. Nie miał zamiaru zostać posiłkiem dla komarów, które coraz głośniej bzykały za oknem. Po chwili dzielna brygada krwiopijców próbowała wlecieć mu do ucha. Najpierw walczył z nimi wymachując co chwile rękami, ale szybko znalazł skuteczniejszy sposób. Nałożył na głowę koronkowy, nocny czepek Balbiny, stanowiący dla upierdliwych drani barierę nie do przebycia. Po kwadransie już smacznie chrapał, aż drżały szyby.
 III
   Tymczasem wilczek Michał wrócił do domu z podkulonym ogonem. Wioska, w której mieszkała jego wataha była dobrze ukryta przed oczyma ciekawskich. Nigdy nie zawitał tutaj żaden człowiek. Na dobrą sprawę na pierwszy rzut oka nie różniła się wcale od tysięcy innych. 
Nie miał pojęcia jak on się pokaże na oczy rodzicom. Nie tylko niczego nie upolował, ale jeszcze narobił sobie wstydu przed nieznajomym, paradując przed nim na golasa. Gdyby to od niego zależało, kupiłby sobie soczysty befsztyk u miejscowego rzeźnika. Niestety tradycja to tradycja. Pierwsze polowania było jakby inicjacją w dorosłość. Matka na jego widok załamała ręce, a ojciec warknął groźnie. Został usadzony za stołem i zmuszony do ujawnienia wstydliwych faktów.
- Skoro to naprawdę Czerwony kapturek nie możesz odpuścić! Masz okazję pomścić wszystkie pokolenia wilków i zmienić zakończenie tej głupiej bajki! – Mężczyzna spojrzał stanowczo na  syna.
- Ale tato, on jest ogromny! Jak ja go niby mam złapać i zaciągnąć do wioski? – Michaś wytrzeszczył oczy na ojca. Prawdę mówiąc, jeden niezbyt konwencjonalny sposób przyszedł mu do głowy, ale za to zostałby chyba obdarty ze skóry. Wilki łączyły się w pary na cale życie i o żadnych przygodach nie było mowy. Dobrze wiedział, że spodobał się temu mężczyźnie, piżmowy zapach, który wydzielał wymownie o tym świadczył. – Nawet nie wiem, gdzie on polazł! – Próbował się wykręcić.
-  Duży, mały, co to za różnica? Ten nos i głowa chyba do czegoś ci służą? – Zaoponowała, rozbawiona jego niemądrymi argumentami matka.
- No dobra, pójdę jeszcze raz – westchnął z miną skazańca. – Jak mnie pożre żywcem ten wasz cały Czerwony Kapturek, to będziecie mnie mieć na sumieniu! – Próbował jeszcze raz zmiękczyć ich wilcze serca, ale nic nie wskórał.
- Czy to czasem nie miało być odwrotnie? – Ojciec z trudem powstrzymywał chichot. – Nie sądzę, aby był aż tak głodny, żeby się na ciebie od razu rzucać. W końcu targał ten wielki kosz z jedzeniem.
- Śmiejcie się, proszę bardzo. Jeszcze zapłaczecie za jedynakiem. – Ubrał się w wytarte dżinsy i ciemny podkoszulek. Na nogi założył wygodne buty i ruszył z powrotem. – Żebyście się czasem nie zdziwili! – Dla niego mężczyzna wyglądał na niebezpiecznego i bardzo wyposzczonego. Szybko dotarł do znajomego rozwidlenia, chwilę powierzył i już wiedział, gdzie się podział seksowny nieznajomy. Domek Balbiny nie był zbyt daleko, często zanosił tam jajka i śmietanę od matki. 
   Kiedy przybył na miejsce delikatnie zapukał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. Wszedł ostrożnie do środka, powitało go jedynie fukanie małego jeżyka. Powęszył ponownie i poczuł z sypialni mieszaną woń. Na łóżku ktoś leżał, widać było jedynie czubek głowy odziany w fikuśny czepek oraz wpatrzone w niego w popłochu zielone oczy. Panował półmrok, dlatego nie mógł rozróżnić zbyt dobrze rysów twarzy.
   Artur na widok słodkiego Wilczka, wchodzącego nieśmiało do pokoju cały się zaczerwienił. Pod kołdrą nie miał na sobie zupełnie nic. Nie wiedział jak wybrnąć z głupiej sytuacji, przecież nie mógł paradować na golasa przed tym niewinnym chłopakiem. Postanowił zaczekać na rozwój sytuacji.
- Pani Balbino? Wszystko w porządku? – Zapytał niepewnie. Coś mu tu nie pasowało. Sylwetka pod nakryciem była zbyt masywna jak na drobną kobietę.
- Yhy... – mruknął, nie chcąc dać się zdemaskować. Wilczek był taki uroczy, kiedy się nad nim troskliwie nachylał, jego jasne włosy łaskotały go po szyi. Miał ogromną ochotę zanurzyć w nich palce.
- Dlaczego masz takie duże oczy?- Przysiadł ostrożnie na skraju materaca.
- Żeby cię lepiej widzieć, skarbie – Jak umiał naśladował głos ciotki.
- A dlaczego masz takie duże uszy? – Dotknął czubkami palców wrażliwej małżowiny, a postać na łóżku jakby zadrżała.
- Żeby cię lepiej słyszeć! – Bliskość chłopaka zaczęła na niego oddziaływać coraz mocniej. Sypialnia wydała mu się nagle zbyt ciasna dla nich dwóch. Zwinna ręka pogładziła jego policzek, a stamtąd przeniosła się nieznośnie powolnym ruchem na usta, wyczyniając na nich nieznane mu cuda. Najpierw je kilka razy obrysowała, a potem pieszczotliwie pogładziła miękką skórę. Jeden z palców zaczął wsuwać się do środka.
- Dlaczego masz takie duże zęby? – Zapytał z autentycznym zaciekawieniem. Słyszał od kuzyna, że ludzie miewali czasami sztuczne szczęki. Rozpiął pod szyją kilka guzików, wieczór stał się nieznośnie parny.
- Przypuszczam, że po to, aby cię zjeść! – Artur właśnie się poddał. Nie miał już siły walczyć z naturą. Zwłaszcza, kiedy przybrała postać tego ślicznego Wilczka. – Nie wiem tylko z którego końca zacząć!
- Aaa...! – Pisnął zaskoczony Michaś, zamachał rękami i strącił z mężczyzny kołdrę. To co zobaczył spowodowało, że jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Sterczący zwycięsko do góry penis mężczyzny przyprawił jego serce o gwałtowne palpitacje. Chciał uciec, ale nogi się pod nim ugięły. Nie potrafił się jednak powstrzymać od zadania nad wyraz głupiego pytania.– Dlaczego masz takiego dużego?
- To na twoją cześć kochanie. Cieszy się, że cię widzi i prosi o chwilę uwagi. - Złapał w talii chłopaka i wciągnął go na siebie. Przez chwilę się szamotali, ale kiedy duże dłonie wkradły się pod koszulkę i zaczęły uspokajająco gładzić smukłe plecy, w sypialni nastała cisza.
.............................................................................................................
Gorące podziękowania dla Mikiego za cierpliwość oraz wyszukanie i przerobienie dla was tych obrazków.