wtorek, 15 października 2013

Smok Wawelski I

To stara polska legenda, nieco przeze mnie przekręcona, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Przez sentyment do tych pięknych, mitycznych stworzeń, postanowiłam uratować jednemu z nich życie. Mamy więc leniwego smoka Wyrwizęba, więdnącego w starokawalerstwie księcia Wacława, zmartwionego króla Grzmisława i cwanego szewczyka Dratewkę.

   W pięknym mieście Krakowie, na niewielkim wzgórzu zwanym Wawelskim wznosił się dumnie potężny zamek. Mieszkał w nim król Grzmisław V razem ze swoim jedynakiem księciem Wacławem, dobiegającym już poważnego wieku lat dwudziestu i nadal niestety będącego kawalerem, ku rozpaczy całej bliższej i dalszej rodziny. A wszystko to za sprawą paskudnego smoka, który od kilku lat zamieszkiwał pieczarę pod zamczyskiem. Władca, choć mocno zdenerwowany całą sytuacją, nie ośmielał się narzekać, ponieważ sam go tutaj sprowadził, chcąc zaimponować sąsiadom.
Mianowicie jakiś czas temu poprzysiągł podczas popijawy z kuzynostwem, że wyda syna tylko za prawdziwego mężczyznę. Marzył mu się na zięcia taki rycerz ze starych legend, co to poczwarę pokona i kiesę ma pełną. Wszyscy się z niego śmiali, a on się uparł i założył, że tego dokona. Zaprosił więc do swojej siedziby smoka Wyrwizęba, który upodobał sobie grotę pod wzgórzem i przepłoszył stamtąd wszystkie zakochane parki. Miejsce było całkiem wytworne jak na smocze standardy, z sufitu zwisały fikuśne stalaktyty, na ścianach widać było prymitywne pornograficzne obrazki  stworzone przez miejscowych chuliganów, a ziemię pokrywał bielutki piaseczek. W kącie biło ciepłe źródełko sporych rozmiarów, ogrzewające jaskinię parą i nadające się idealnie na wannę. Król był słowny i codziennie dostarczał pod samo wejście tłustego baranka. Jaszczur, czuł się więc jak na wczasach i przyzwyczaił do dobrobytu tak bardzo, że teraz za żadne skarby nie chciał stąd odejść, ku ogromnemu utrapieniu Grzmisława.
   Z początku wszystko układało się idealnie. Kiedy król wydał obwieszczenie, a heroldowie ogłosili go w całym kraju, ze wszystkich stron zaczęli przybywać rycerze, zwabieni wspaniałą nagrodą.
Ja Grzmisław V ogłaszam!
Za pokonanie groźnego smoka Wyrwizęba, zwycięzca otrzyma pół królestwa i rękę księcia Wacława.
                                                               Wasz Uwielbiany Władca

   Smok z właściwym sobie spokojem rozprawiał się z nimi po kolei, niszcząc cenne uzbrojenie i z satysfakcją wybijając zęby. Taki szczerbaty rycerz w pogiętej zbroi, choćby i najprzystojniejszy, natychmiast spadał w rankingu. Dentystów niestety wtedy nie było, więc pokiereszowana mordka zostawała mu do końca życia. Z czasem ubywało chętnych, a nagroda nie wydawała się już taka nęcąca. Jaszczur nabrał wprawy i prawie za każdym razem udawało mu się usuwać całe uzębienie napastnika, łamiąc mu przy tym malowniczo szczękę tak, że biedny delikwent musiał potem przez miesiąc jeść owsiankę.
   Wacław obserwował to wszystko z mieszanymi uczuciami. Wyczyny Wyrwizęba dostarczały mu sporo rozrywki i miał ku temu swoje powody. Butni rycerze, przybywając do jego zamku traktowali go jako należne im trofeum, niejednokrotnie w jakimś ciemnym kącie próbowali ukraść kilka buziaków lub nawet żądali czegoś więcej. Uważali, że się im to słusznie należy, a nieśmiały książę wstydził się przyznać ojcu jak się nieprzystojnie zachowują. Na swoje nieszczęście był ślicznym chłopcem o typowo słowiańskiej urodzie i nieświadomie wabił do siebie bezczelnych drani, niczym garniec miodu napalone pszczoły. Nabrał więc zwyczaju uciekania na każdy szczęk blachy i tętent kopyt na zamkowym dziedzińcu.
  Tego ranka, kiedy książę ledwo zdążył nałożyć koszulę i obcisłe bryczesy z białej, miękkiej skóry, usłyszał niepokojący dźwięk. Wyjrzał przez okno swojej komnaty i na podwórzu zobaczył trzech nowo przybyłych zalotników. Dawno nie było tu takiego tłoku. Przestraszony najazdem umknął boso do ogrodu. Uciekał na oślep niczym spłoszony zając i mimo, że od dziecka tutaj hasał i znał każdy zakątek, wpadł do dużej dziury, której wcześniej nigdy nie zauważył. Okazało się, że to długi, ciemny i wąski tunel w ziemi.
- Aa…! – z piskiem zjechał na plecach i z impetem spadł ze sporej wysokości do ciepłego źródełka w grocie smoka. – Bulp… - poszedł pod wodę jak kamień, by po chwili wynurzyć się na powierzchnię. Nieco podtopiony, przemoczony do suchej nitki wypełznął na brzeg i spotkał się oko w oko z Wyrwizębem. Po raz pierwszy widział go z tak bliska i pełna ostrych, lśniąco białych zębów paszcza przeraziła go nie na żarty.  – Oo…! – wrzasnął, zachwiał się i klapnął na tyłek. Od razu zasłonił drobnymi dłońmi twarz, pamiętając o złej sławie jaszczura. Nie miał zamiaru chodzić z obitą, bezzębną gębą i jeść owsianki, której nie cierpiał.
   Tymczasem Wyrwiząb gapił się na Wacława od chwili, kiedy usłyszał plusk, z otwartą niekulturalnie paszczą. Po raz pierwszy w swoim smoczym życiu zaliczył całkowity opad szczęki, kiedy zobaczył jak książę wynurza się ociekający wodą w kłębach gęstej pary. On też widywał dotąd chłopaka tylko z daleka i teraz jego uroda dosłownie go poraziła, a rzeczywiście było na co popatrzyć. Wacław choć delikatnej budowy, był ładnie umięśniony co idealnie podkreślało mokre ubranie, przylegające do niego jak druga skóra. Długie do pasa, złociste włosy miał rozpuszczone, ponieważ nie zdążył jeszcze zapleść swojego warkocza. Piękne błękitne oczy wydały się jeszcze większe niż zazwyczaj, bo lekko wytrzeszczone ze strachu. Smok z najlepszymi intencjami kłapnął mordą, chcąc podnieść chłopaka do pionu.
- Nie zabijaj mnie! – pisnął niezbyt męsko przyszły władca i cały się skulił. Na czubkach jasnych rzęs osiadły łzy i skrzyły się niczym małe diamenciki. Jaszczur okropnie się zawstydził swojego zachowania, bo najwyraźniej śmiertelnie wystraszył tą słodką kruszynę. Nadął się niczym kolcobrzuch, coś błysnęło, trzasnęło i przed zaskoczonym księciem pojawił się wysoki, atletycznie zbudowany mężczyzna.
- Wyrwek – przedstawił się dwornie i odgarnął z czoła czarny lok, a niezwykłe, bursztynowe oczy z gadzimi, pionowymi źrenicami błysnęły mu wesoło. – Nie bój się piękny. Może masz ochotę na łyk zacnego wina na dobry początek nowej znajomości? – zaproponował uprzejmie i podał Wacławowi pucharek, wypełniony po brzegi aromatycznym, szkarłatnym płynem.
Chłopak zerknął na niego niepewnie, zazwyczaj żaden facet nie pytał go o zdanie tylko od razu brał się do macania. Spodobał mu się jego niski, łagodny głos i duże, kształtne dłonie. Niespodziewanie przypomniał sobie, co rozchichotane służki mówiły o takich rękach i zarumienił się jak jabłuszko. Wziął naczynie od mężczyzny i upił łyczek.
- Dz.. dziękuję… – wyjąkał zmieszany kierunkiem swoich myśli. Znał smoka od kilku dobrych lat i nigdy takie bzdury nie przychodziły mu wcześniej do głowy. To pewnie od tego upadku i gorąca coś mu się poplątało. Poza tym nigdy nie widział go wcześniej w ludzkiej postaci. – Jesteś bardzo miły… - ośmielił się odezwać cichutko Wacław.
- Zawdzięczam ci całkiem przyjemną pracę – uśmiechnął się do niego szelmowsko Wyrwek. – Cała, niewątpliwa przyjemność po mojej stronie – objął zachwyconym spojrzeniem sylwetkę chłopaka, przesuwając powoli gorejącymi źrenicami po jego zgrabnym ciele, najwięcej czasu poświęcając oczywiście krągłemu tyłeczkowi, wyglądającemu nader powabnie w obcisłych, skórzanych spodniach. – Gdzie ci rycerze mają oczy? Już dawno ktoś powinien ci włożyć na palec obrączkę! Tyle dobra się marnuje – oblizał się bezwiednie.
- A czyja to wina, że jestem starym kawalerem?! – fuknął na niego Wacław, czerwieniejąc pod jego spojrzeniem jeszcze bardziej. Pomasował ukradkiem pośladki i usiadł naprzeciwko smoka przy ognisku.
- A podoba ci się któryś z nich? Mam się dać jakiemuś pobić? – zapytał z wahaniem mężczyzna, ukłuty zimnym sztyletem zazdrości. Czyżby mały już sobie kogoś upatrzył? Będzie musiał to sprawdzić i zapuszkować gościa na amen. Zrobi z rywala dobrze zapakowaną konserwę. Zraz… zaraz… Jakiego rywala?! A właściwie dlaczego nie?!
- To same chamy i półgłówki, większość z nich nawet czytać się nie nauczyła – wydął z pogardą różowe usta Wacław. – Nie ma z nimi o czy rozmawiać, rozumieją chyba tylko język migowy, a i to nie do końca – westchnął ciężko.
- Jak to migowy? – kompletnie stracił wątek Wyrwek, zapatrzony w wydatne wargi chłopaka.
- No wiesz – zmieszał się książę - ,,Ty Zocha dać dupy ja Zbycho brać”- tu klepnął się wymownie w tyłek. W tym momencie smok padł na piasek i zaczął chichotać jak szalony. Wyobraził sobie rycerzy robiących takie gesty do każdej napotkanej dziewczyny i dostających po mordzie od co drugiej, krewkiej Słowianki. Miejscowe panny wcale nie były takie łatwe, jak się to wydawało tym wbitym w blachy kretynom.
   Mężczyźni spędzili ze sobą prawie cały dzień, racząc się co zabawniejszymi historyjkami wziętymi wprost z życia. Wspaniale czuli się w swoim towarzystwie. Wyrwek odwdzięczył się chłopakowi opowieściami o napalonych smoczycach, zastawiających pułapki na atrakcyjnego kawalera. Rozstali się dopiero późnym wieczorem, a smok odprowadził Wacława prawie pod samą bramę.
***
   Król Grzmisław miał straszny kłopot. Właśnie przyjechali znamienici goście z zagranicy, a jego niepoprawny syn znowu gdzieś zniknął. Ostatnio nabrał paskudnego nawyku przepadania bez wieści i nie było szans, aby go odnaleźć, jeśli tego nie chciał. Władca martwił się, że jego jedynak nadal tkwi w wolnym stanie i miał z tego powodu wyrzuty sumienia, bo przecież to on, sprowadził tutaj przeklętego smoka. Postanowił na własną rękę pozbyć się upartej poczwary. Wpadł na pewien pomysł, ale ponieważ sam był związany przysięgą, musiał poprosić kogoś innego, o jego realizację. Wypytał służbę kto według nich jest najodważniejszą osobą w miasteczku. Okazało się, że jest nią szewc Dratewka, który oprócz tego, że dorabiał sobie szyciem eleganckich trzewików, był znamienitym myśliwym. Wezwał go więc niezwłocznie do siebie i zaprosił do komnaty, nie chcąc by ktoś ciekawski podsłuchał ich rozmowę.
Borys Dratewka był wysokim, szczupłym mężczyzną, dorównującym wzrostem królowi. Miał przystojną, ogorzałą od słońca twarz i płomienne, rude włosy. Jego szare oczy patrzyły śmiało na władcę i oceniały go bez zbytniego skrępowania. Grzmisława postrzegał jako dość młodego i atrakcyjnego mężczyznę, który ubierał się co prawda staromodnie, ale obcisłe, długie szaty świetnie podkreślały jego smukłą talię i szerokie, proste ramiona.
- Wasza miłość – ukłonił się elegancko.
- Mam do ciebie prośbę, trzeba pozbyć się raz na zawsze smoka. Straszy mi potencjalnych zięciów, nie mówiąc już o tym, że jego wyżywienie kosztuje majątek – jęknął Grzmisław i wskazał mu miejsce na ławie.
- To będzie trudne, Wyrwiząb to nie jakaś durna poczwara – zamyślił się mężczyzna – nagroda musi więc dorównywać ryzyku, jakie podejmę – zerknął spod długich rzęs na władcę i położył mu poufale rękę na udzie.
- Ee…- króla nieco zapowietrzyło na taką bezczelność, ale nie chciał zrażać do siebie jedynej osoby, która mogła mu pomóc w tarapatach. Odsunął się gwałtownie z ciemnymi rumieńcami na policzkach. – Jakoś się dogadamy, ale wiesz, ja gustuję w białogłowach, żeby nie było niedomówień.
- Spokojnie Wasza Miłość, ja się zastanowię i potem wybiorę sobie odpowiednią zapłatę. Może tak być?- zapytał z cwanym uśmieszkiem.
- Oczywiście – machnął ręką, niezupełnie już kontaktujący Grzmisław, bo właśnie obmyślał, czym nafaszerują baranka, którego potem podrzucą smokowi. Trochę ziółek i grzybków powinno raz na zawsze rozwiązać jego problemy. – Och…- kwiknął, bo poczuł rękę Dratewki zbyt blisko swojego tyłka. – Co robisz chamie?! – obrzucił natręta wyniosłym, królewskim spojrzeniem. Niestety na Borysie nie zrobiło to odpowiedniego wrażenia.
- Chciałem cię tylko Wasza Miłość uchronić od upadku – odpowiedział spokojnie Dratewka z podejrzanym błyskiem w oku.
- Akurat – warknął Grzmisław, zadzierając do góry nos.
- Skoro nie potrzebujesz mojej pomocy... – mężczyzna wstał i ława się niespodziewanie przechyliła. Król fiknął na posadzkę, a długa szata, pod którą starym zwyczajem nic nie miał, podwinęła mu się do pasa. Zaprezentował wszystkie swoje rodzinne skarby zaśmiewającemu się szewczykowi.

2 komentarze:

  1. Świetne, naprawdę świetne. Wręcz brakuje mi słów, bo nie mogę doczekać się kolejnej części. Lecę czytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, o no naprawdę zapowiada się interesująco Wyrwek już chce zapuszkowac delikwenta starajacego się o Wacława, piękne to było smok z opadniętą szczęka i zawstydzony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń