wtorek, 15 października 2013

Król Drozdobrody I

Król Władysław odziedziczył bardzo zniszczone królestwo. Jego zmarły ojciec toczył wojny ze wszystkimi naokoło, zupełnie nie dbał o podanych i doprowadził kraj do kompletnej ruiny. Wiele lat upłynęło zanim młody władca je odbudował i doprowadził do względnego dobrobytu. Miał w końcu nieco więcej czasu dla siebie i dopiero teraz zorientował się, jak bardzo był samotny. Zapragnął dziedzica i już wkrótce ożenił się z miłą panienką z sąsiedniego państwa. Niestety nie zmienił starych nawyków i całe dnie spędzał poza domem, więc kiedy urodził mu się upragniony syn, któremu nadano imię Kacper, królowa praktycznie wychowywała go sama. Obca w wielkim zamku, rzadko widywała męża, cały swój wolny czas poświęciła jedynakowi, okrutnie go rozpieszczając.
   Kacper, wyrósł więc na ślicznego, sprytnego chłopca, którego bakałarze nie mogli się nachwalić. Lubił czytać i bardzo szybko przyswajał wiedzę. a ojciec puchł z dumy, że ma takiego mądrego syna. Widywał go jedynie od święta i tak naprawdę wcale nie znał. Ogromnie się więc zdziwił, kiedy na wieść o tym, że należało by poszukać męża, Kacper się zbuntował. Zawsze miał go za posłusznego i uległego chłopca, szanującego starszych i bez szemrania wykonującego rodzicielskie rozkazy.
   Król z początku próbował łagodnie nakłonić potomka do małżeństwa. Był już przecież w odpowiednim wieku, a on chciał w końcu zobaczyć wnuki. Zapraszał sąsiadów i znajomych, którzy mieli przystojnych synów w odpowiednim wieku, ale Kacper okazał się dla nich bezlitosny. Psotny, o ostrym języku płatał adoratorom przeróżne psikusy. Wykorzystywał swoją urodę, by wodzić ich za nos.
   Pewnego letniego popołudnia siedział ze swoją służką na brzegu strumienia i rozczesywał długie, kasztanowe loki. Zamek był jak zwykle pełen gości, a on pragnął odrobiny spokoju. Uciekł przed natrętnymi rycerzami, którzy chodzili za nim krok w krok i prawili mu niemądre komplementy. Niestety i tutaj został odnaleziony. Jęknął w duszy na widok hrabiego Ogara, najwytrwalszego i najbardziej zawziętego z wielbicieli. Uklękną teatralnie u jego stóp i z rozmachem podał mu różę, omal nie wybijając przy tym zębów.
- Piękny książę, oto kwiat dla kwiatu – powiedział mężczyzna, ociekającym czułością głosem. Wywrócił przy tym, romantycznie w jego mniemaniu, oczami i głośno westchnął, co pewnie miało świadczyć o sile uczucia. Kacper wściekł się, że nie ma ani chwili wytchnienia, ale nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się słodko i pociągnął zbyt mocno za swoje splątane na wietrze włosy. Grzebień wypadł mu z ręki, zatoczył w powietrzu szeroki łuk i plusnął do strumienia.
- Ach, to był mój ulubiony – wyszeptał smutno i spojrzał spod długich rzęs na rycerza, chcąc się przekonać, czy połknął haczyk. Potok może wyglądał niewinnie, ale był bardzo głęboki, a woda w nim niesamowicie zimna, o czym wiedzieli tylko miejscowi. Mimo upalnego lata nikt się w nim nie kąpał i wszyscy woleli biegać do odległej kilka kilometrów rzeki.
- Mój książę, dla ciebie gotów jestem walczyć z całym światem! – krzyknął rozdzierająco hrabia i rzucił się po bohatersku do strumienia. Omal nie utonął w pierwszej chwili, bo rozgrzane ciało w zetknięciu z lodowatą wodą dosłownie skręciło się w supeł. Nie wypadało mu jednak wyskoczyć bez grzebienia. Kiedy po jakiejś godzinie wyszedł na brzeg był cały siny i szczękał zębami, które dzwoniły niczym kastaniety. – Oto twoja własność – tryumfalnym gestem podał księciu odnaleziony przedmiot. Liczył, że tym razem udało mu się zrobić odpowiednie wrażenie.
- Sporo ci to czasu zajęło, panie. Mój pies aportuje lepiej od ciebie – odezwał się wyniośle Kacper i nie raczywszy nawet spojrzeć na dygocącego zalotnika, oddalił się w kierunku zamku. 
Hrabia Ogar jeszcze przez chwilę stał na brzegu z bardzo zaskoczoną miną, kompletnie zdruzgotany. Właśnie zrozumiał, że nie ma u chłopaka żadnych szans, a przecież wiązał z nim tyle planów i nadziei. Z ciężkim sercem powlókł się z powrotem, aby spakować dobytek.
   Takie to i podobne sceny były codziennością chłopaka, a o każdej dowiadywał się jego ojciec i coraz bardziej zgrzytał zębami.
- Byłeś zbyt ostry – odezwała się cicho towarzysząca księciu służka. Przyjaźnili się od lat i nie mieli przed sobą tajemnic. Katy była bystrą dziewczyną i wszędzie zabierał ją ze sobą.
- Nie masz racji. Jakim byłbym potworem, dając nadzieję temu zakochanemu głupkowi? A tak, może w końcu zrozumie, jak wielu innych przed nim, że go nie chcę i wreszcie odjedzie – odezwał się spokojnie Kacper. – Poza tym jego mina, kiedy dowiedział się, że nie dorównuje Azorowi… Bezcenna…  – zachichotał.
- Kiedyś przebierzesz miarę – pokręciła głową Katy, która lepiej niż książę znała jego ojca i wiedziała, że bardzo zależy mu na wyprawieniu rychłego weseliska.
***
   Dzień w którym władca stracił cierpliwość nadszedł szybciej, niż można było tego oczekiwać. Niezmiernie się rozgniewał, na wieść o tym, jak książę potraktował hrabiego, który był synem jego najlepszego przyjaciela. Postanowił dać Kasprowi ostatnią szansę. Umyślił sobie wyprawić wielkie przyjęcie dla całej bliższej i dalszej okolicy. Zaprosił wszystkich, którzy jego zdaniem warci byli ręki niepoprawnego jedynaka. Zjechali się królowie, książęta i zamożna szlachta ze wszystkich sąsiednich krajów. Cała sala balowa wypełniła się znamienitymi gośćmi. Każdy z nich wystrojony w odświętne mieniące się klejnotami, barwne szaty, chciał się jak najlepiej zaprezentować przed innymi i był przekonany, że właśnie jemu przypadnie ręka pięknego księcia.
   Kacper stał nadąsany obok tronu ojca i zmrużonymi, zielonymi oczami lustrował przybyłych. Miał wrażenie, że jest kawałkiem pysznego tortu, na który banda wygłodniałych dzikusów ostrzy sobie zęby. Był cały chory na myśl o tym, że łapy któregokolwiek z nich miałyby go dotknąć. Ogromnie zdenerwowany i przestraszony nakręcał się coraz bardziej. Król oczywiście nie zauważył niczego dziwnego w zachowaniu syna. Nie widział jak zaciska drobne dłonie na oparciu tronu, aż pobielały mu place. Nie miał zamiary łatwo się poddać. Skoro ojciec urządził ten cyrk bez porozumienia z nim, to poniesie wszystkie tego konsekwencje.
- Panowie – władca zwrócił się do gości – bardzo proszę tych, którzy są zainteresowani ślubem z moim synem, żeby stanęli w szeregu. - Spora grupa mężczyzn ustawiła się w dwa szpalery, po obu stronach biegnącego przez środek sali czerwonego dywanu. – Będę was po kolei przedstawiał, aby książę mógł was bliżej poznać.
   Kacper posłusznie ruszył za królem. Ubrany w białą, haftowana złotem, dopasowaną szatę, z dumnie uniesioną głową szedł powoli przed siebie, przyglądając się z pogardliwym uśmieszkiem zgromadzonym mężczyzną. W środku jednak, wcale nie był taki pewny siebie. Zwyczajnie się bał, że uparty ojciec zmusi go do wyjścia za mąż za któregoś z tych nicponi. Potem będzie spędzał długie, samotne dni w wielkim zamku i płakał do poduszki jak jego matka, kiedy myślała, że nikt jej nie widzi.
   Tymczasem adoratorzy, niepomni chłodu w jego pięknych oczach, z zachwytem śledzili wzrokiem zgrabną sylwetkę i podziwiali długie kasztanowe loki spięte zieloną, jedwabną wstążką. Chłopak wyglądał słodko i niewinnie, niczym mały anioł. Większość doszła do wniosku, że krążące o nim paskudne plotki, musiały być mocno przesadzone. Tylko jeden z nich zauważył pewną sztywność w ruchach księcia i gniewne błyski w szmaragdowych oczach, ale tak jak inni był urzeczony jego urodą i wdziękiem. Wysoki, postawny stał na końcu szeregu i nie mógł się doczekać, kiedy spojrzy na księcia z bliska i zamieni z nim kilka słów. Zaczęła się prezentacja.
- To kasztelan Jabłkowski – przedstawił niskiego mężczyznę władca.
- Rzeczywiście przypomina jabłko, po schodach zapewne się toczy – padły złośliwe słowa z delikatnych, różowych ust. Szlachcic poczerwieniał na twarzy i nie wiedział, gdzie podziać oczy. Odetchnął z ulgą, kiedy ojciec z synem przesunęli się krok dalej.
- Hrabia Szydełko – król zacisnął zęby, by nie strzelić pyskatego potomka w ucho.
- Chudy jak szczapa, głowa niczym hak. Zaiste idealne nazwisko – zachichotał bezczelnie Kacper. Mężczyzna nisko się ukłonił, by nie było widać jak płoną mu ze wstydu policzki.
- Jego królewska wysokość Przemysław, z kraju za górami – władca wskazał przystojnego, czarnowłosego mężczyznę. Jego niebieskie, pełne ciepła oczy natychmiast przykuły uwagę księcia. Ubrany w elegancki, ciemny surdut prezentował się wytwornie i godnie. Kacprowi od razu się spodobał i w innych okolicznościach, może próbował by nawiązać znajomość. Zdał sobie jednak sprawę, że nieznajomy zauważył jego aprobatę, dlatego natychmiast poczuł gniew na samego siebie. Aby czasem nie pomyślał, że go w jakiś sposób wyróżnia, odezwał się wyjątkowo paskudnie.
- Ależ on ma wystający podbródek, zupełnie jak dziób drozda – posłał nieprzyjazne spojrzenie mężczyźnie, mocno zaskoczonego tym niespodziewanym atakiem. – Drozdobrody, to właściwie dla niego imię – rzucił chłodno chłopak i odwrócił się na pięcie. Cała sala wybuchła gromkim śmiechem, bo rzeczywiście wymyślone przez niego przezwisko wspaniale pasowało. Powtarzano je sobie z ust do ust i od tej pory przylgnęło do Przemysława na zawsze. Zanotowali je nawet kronikarze w swoich opasłych, zakurznych księgach.
   Tymczasem mężczyzna poczuł się, jakby go publicznie spoliczkowano, a przecież niczym nie zasłużył na taki afront. Przybył tu na zaproszenie, w jak najbardziej pokojowych zamiarach. Oszołomiony anielską urodą chłopca, zupełnie zapomniał co o nim mówiono w jego kraju. Okazało się, że plotki nie były bezpodstawne. Ten niewinnie wyglądający piękniś, miał niewątpliwie diabelski charakterek. Nie był głupcem, widział w oczach księcia, że mu się spodobał. Dlaczego więc tak się zachował? Może te wszystkie hołdy, komplementy i prezenty jakimi ciągle go zasypywano, całkiem przewróciły mu w głowie? Rozpuszczony smarkacz, zasłużył sobie na porządną nauczkę. Przemysław był dumnymczłowiekiem i nie miał zamiaru puścić takiej zniewagi płazem.
- Tym razem przesadziłeś! – rozległ się gniewny głos króla Władysława. – Nie zachowujesz się jak przystało księciu, zostaniesz więc potraktowany jak zwykły poddany! Nie umiesz docenić tego, czym tak hojnie obdarzył cię los! Wydam cię za mąż za pierwszego żebraka, który przekroczy jutro bramy naszego miasteczka! – władca wyszedł z sali, z całej siły trzaskając drzwiami. Książę stał przez chwilę oniemiały i nie bardzo wiedział jak zareagować na oświadczenie ojca. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że za kilka dni złość mu przejdzie i zapomni o wszystkim. Nigdy nie potrafił gniewać się na niego zbyt długo. Ukłonił się grzecznie gościom, którzy zaczęli rozchodzić się do domów i udał się do swojej komnaty. Niedługo miała z dalekiej podróży wrócić matka. Na pewno jej się uda ułagodzić jakoś wściekłego króla. Z tą myślą położył się spokojnie spać.
***
   Następnego dnia, bladym świtem pod bramami miasta stanął wysoki minstrel w obszarpanych, lecz czystych szatach. Nieco rozczochrane włosy, zasłaniały mu połowę twarzy.Trzymał za uzdę ryczącego przeraźliwie, najwyraźniej głodnego osiołka. Na plecach miał lutnię i niewielką sakwę, z której wystawał bochenek czerstwego chleba i butelka najtańszego wina.
- Ruszcie się lenie! – zawołał mocnym, dźwięcznym głosem do drzemiących strażników. – Słoneczko już wzeszło!
- Czego tak się drzesz, grajku?! – jeden z mężczyzn zaczął powoli otwierać bramę. – Dokąd ci tak śpieszno?
- Słyszałem, że król lubi dobrą muzykę podczas posiłków, więc mam nadzieję, że zarobię na śniadanie – rzucił wesoło.
- A ten paskud co? – wskazał na przebierającego nogami zwierzaka. - Śpiewa z tobą w duecie?
- Iiiii… ooo…! - kwiknął przeraźliwie urażony osiołek, aż mężczyznom stanęły włosy na głowie. Złapał zębami za spodnie żartownisia i mocno pociągnął.
- Zabieraj tego szalonego potwora! Wyżarł mi dziurę w gaciach! Żona mnie zabije!
- On jest honorowy, obraziłeś go – zachichotał Przemysław, bo to oczywiście on ukrywał się pod łachmanami. Nie spał całą noc i doszedł do wniosku, że tak tej sprawy nie zostawi. Najwyższy czas, by ktoś wychował tego zarozumiałego dzieciaka. Dziarskim krokiem ruszył do zamku. Podczas drogi ułożył sobie plan działania i powrócił mu humor. Czekały go ciekawe chwile, na pewno nie będzie się nudził. Kacper ze swoim charakterkiem nie wyglądał na uległą żonę. Kiedy wszedł do środka, król Władysław właśnie spożywał posiłek. Ucieszył się z wizyty minstrela, miał nadzieję, że muzyka choć trochę ukoi, jego skołatane po wczorajszej awanturze, nerwy. Grajek okazał się warty złotego talara. Zaśpiewał mu kilka starych ballad pięknym, niskim głosem, akompaniując sobie na lutni. Władca przyglądał mu się uważnie i z każdą minutą uśmiechał się coraz szerzej. W końcu wstał z ławy i skinął na pazia, by przyprowadził do niego syna.
   Kacper przyszedł z markotną miną, ubrany w samą koszulę i spodnie z miękkiej skóry. Śpieszył się, bo nie chciał rozdrażnić bardziej i tak już rozgniewanego ojca.Wyglądał w tych prostych szatkach jeszcze lepiej, niż wystrojony w klejnoty poprzedniego dnia. Grajek z wielkim trudem oderwał od niego oczy.
- Drogi synu, wczoraj w obecności wielu świadków złożyłem obietnicę i mam zamiar jej dotrzymać. Oto twój przyszły mąż – wskazał na skromnego mężczyznę w obszarpanych szatach, który zasłaniał swoją twarz instrumentem. – Wołajcie kapelana! - zawołał na służbę.
- O czym ty mówisz?! To najmniej śmieszny żart jaki słyszałem! – książę z niedowierzaniem wytrzeszczył na króla oczy. – Uszczypnij mnie Katy, ba mam jakiś dziwny, koszmarny sen – zwrócił się do stojącej pod ścianą przyjaciółki. 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, ocho no naprawdę Kacper tym razem przesadził bardzo rozgniewał ojca tak król Przemysław dobrze to pomyślał a ten osiołek haha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń