wtorek, 15 października 2013

Król Drozdobrody III

Następnego dnia Kacper zszedł do piwniczki i okazało się, że skończyło się mleko za którym przepadał. Wrócił do domu i bezceremonialnie ściągnął z łóżka ziewającego barda, który nadal chrapał w najlepsze. Przemko z poziomu podłogi łypnął na niego nieprzyjaźnie. Prawie całą noc nie spał, bo ciągle widział wynurzające się z balii zaróżowione od gorąca  smukłe ciało męża. Dopiero nad ranem udało mu się zmrużyć oczy.
- Czego chcesz?- Pomasował potłuczony tyłek. – Może by tak dzień dobry kochanie i jakiś buziak? – Zerknął zaczepnie do góry na rumieniącego się chłopaka.
- Mleka – mruknął cicho, zmieszany intensywnym spojrzeniem ciemnych oczu.
- No bierzemy wiadro i do roboty. Myćka czeka na dojenie. – Uśmiechnął się szeroko do męża.
- Bierzemy? Dlaczego my? Dojenie? A co to u licha takiego? – mamrotał pod nosem Kacper, ale zaciekawiony nową, tajemniczą czynnością szedł posłusznie za Przemkiem. Weszli do obory, gdzie stała przywiązana krowa. Bard ustawił obok niej mały stołeczek i wskazał go chłopakowi. – Ale… ale ja nie wiem jak się to robi…- Usiadł i spojrzał przestraszony na solidne kopyta zwierzęcia.
- Nauczę cię, a Myćka jest bardzo łagodna. – Usiadł za nim i objął go ściśle udami i ramionami. Psotny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Miał zamiar odrobinę odbić sobie trochę nocne męczarnie. Pomiział go nosem po pachnącym lawendą karku.
- Miałeś mnie uczyć doić, a nie wąchać – prychnął oburzony Kaceper, a jego policzki stały się malinowe. Gorące ciało za nim wzbudziło w jego własnym jakiś dziwny niepokój, którego nie umiał nazwać.
- Proszę bardzo. – Przemko położył mu dłonie na ramionach, a potem pieszczotliwym ruchem przesunął je w dół, aż ujął jego drobne dłonie, potem zacisnął je na wymionach krowy i zaczęli je wspólnie rytmicznie uciskać. Chłopak oparł się o tors mężczyzny i zaczął coraz szybciej oddychać. Czuł się jak we śnie, otoczył go piżmowy, oszałamiający zapach. Biały strumień uderzył o dno metalowego wiadra i czar prysnął.
- Udało się! – pisnął podekscytowany Kacper, a bard jęknął zawiedziony. Miał nadzieję, że uda mu się zdobyć całusa lub dwa. Tymczasem został po raz drugi tego dnia zepchnięty na podłogę, a chłopak doił zwierzaka z zachwyconą miną, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jego podniecenia. Jak tak dalej pójdzie, to wygra konkurs na najbardziej sfrustrowanego męża w swoim królestwie.
- Skoro tak dobrze ci idzie, to ja lepiej do karczmy skoczę, może cos zarobię. W kuchennej szafce jest mięso na obiad. Liczę na coś wyjątkowego. – Uśmiechnął się złośiwie. – Sam powiedziałeś, że zjem z twojej ręki wszystko , więc lepiej się postaraj. Nie tak łatwo mnie zadowolić.
-Nie sądzę żebyś aż tak bardzo różnił się od rycerzy, przebywających na naszym dworze. Mężczyzna pozostanie mężczyzną, nawet jeśli to tylko wędrowny bard. – Kacper beztrosko pomachał mu na pożegnanie. W duszy nie czuł się tak pewnie, ale przecież nie da temu grajkowi o gorących dłoniach, satysfakcji i nie zacznie się trząść.
***
    Późnym popołudniem książę po raz drugi doił krowę i doszedł do wniosku, że Myćka strasznie śmierdzi. W związku z tym mleko przestało mu się wydawać takie atrakcyjne. Zwierzaka należało umyć, ale jak to zrobić? Zaprowadził go do ogrodu, gdzie płynął strumień i przywiązał do jabłonki. Zaciekawiony Gryzak, wylazł z obórki i nie odstępował ich na krok. Książę przytaszczył jeszcze z domu wiadro cieplej wody, wrzucił do niego kostkę mydła i wziął do ręki szczotkę na kiju.
- Robimy kąpiel, nawet jeśli mleczko będzie potem trochę pachnieć fiolkami to nie szkodzi. Innego mydła nie było. – Uśmiechnął się do krowy i zaczął ją energicznie szorować, co najwyraźniej bardzo spodobało się Myćce, bo zaczęła sama nadstawić mu boki. Zazdrosny osiołek przytruchtał bliżej i …
- Ii-ooo… - zaryczał żałośnie. Tym sposobem Kacper zamiast jednego, miał dwa sierściuchy do szorowania. Po trzech godzinach ciężkiej pracy i wesołego pluskania w strumieniu zwierzaki lśniły niczym lustro. Nie można tego było niestety powiedzieć o Kacprze, który jak poprzedniego dnia przypominał bardziej Kopciuszka niż księcia z bajki. Mokry, brudny i rozczochrany, stał po kostki w błocie i tak zastał go wracający z karczmy Przemko.
- A gdzie obiadek? – zapytał z uśmiechem, już się ciesząc z wygranego zakładu.
- Daj mi godzinkę. Zaprowadź je do obory. – Chłopak zmieszał się na jego widok, wręczył mu sznury na których uwiązane były zwierzaki, a potem umknął do domu. Tam szybko wyszorował się i przebrał. Rozpalił ogień pod kominkiem i nadział na rożen barani udziec. Posolił go, przyprawił wszystkim co znalazł w szufladzie słusznie mniemając, że trochę ziółek powinno poprawić jego smak. Potem założył śnieżnobiałą koszulę, którą zapiął tylko na jeden guziczek, dopasowane spodnie, rozpuścił jasne włosy na ramiona i nakrył stół haftowanym obrusem. Postawił na nim świece i świeże kwiaty w glinianym wazonie. Udało mu się nawet znaleźć duży, ozdobny półmisek, który mógłby pomieścić  małego dzika. Umieścił go pośrodku blatu, jeszcze tylko sztućce i był właściwie gotowy. Pokroił mięsko, ułożył je elegancko na talerzu, a następnie ozdobił liśćmi sałaty. Sam usiadł wygodnie w półmisku, przybrał pozę o której wiedział, że wygląda w niej ponętnie i skrzyżował bose stopy.
- Obiad gotowy, możesz wejść – zawołał męża.
- M… może zjemy go w sypialni…? – wyjąkał zaskoczony Przemko, który nie mógł oderwać od niego wzroku. Włosy chłopaka lśniły w blasku ognia jak najprawdziwsze złoto, a różowe usta wprost zapraszały do skorzystania z zaproszenia.
- Usiądź grzecznie i otwórz buzię. – Temu uwodzicielskiemu, aksamitnemu głosowi nie można było się oprzeć. Jak zahipnotyzowany zajął miejsce za stołem, nie spuszczając z męża błyszczących oczu.
- Mięsko raz. – Włożył bardowi do ust mały kawałek. – Pięknie, a teraz drugi…- Tym sposobem Przemko nawet nie wiedział, kiedy zjadł cały udziec. Na koniec dostał szklaneczkę wina. – Zadowolony?- zapytał książę z psotnym uśmieszkiem.
- Niezupełnie. A coś na słodko?- zwinie wstał i pochylił się nad niespodziewającym się ataku chłopakiem. Ujął go za kark, a potem wpił się w ponętne wargi. Smakował je powoli i czule, niczym najlepszy deser na świecie, palcami gładząc uspokajająco smukłą szyję. Językiem obrysował ich kształt, po czym sprytnie wślizgnął się do środka, kiedy mąż chciał nabrać powietrza. Kacper poczuł, że tonie, zatraca się zupełnie w słodkich doznaniach. Utalentowane usta odbierały mu wolna wolę i powodowały zamęt w głowie. Ostatkiem zdrowego rozsądku  szarpnął się do tyłu i uciekł z tych zaborczych ramion do sypialni. Tam wskoczył do łóżka, po czym owinął się kołdrą jak kokonem. Dopiero teraz poczuł się nieco bezpieczniej. Ogromnie się bał, że ten mężczyzna nim zawładnie. Nie chciał być tak jak jego matka uległą żoną, która więdnie w samotności pustej sypialni, a potem nocami roni łzy do poduszki. Zgodnie z pragnieniem ojca miał być ozdobą swojego męża, a on nie zniósłby roli pokornej małżonki.
***
   Tymczasem Przemko siedział w kuchni, dojadał resztki pieczeni i smętnie rozmyślał nad swoja głupotą. Musiał przyznać, że zadanie jakie sobie wyznaczył zaczęło go przerastać. Miał coraz mniejszą ochotę szkolić Kacpra na dobrą żonę, a coraz większą wziąć go w ramiona i po prostu w nich zamknąć. O nauczce już prawie całkiem zapomniał. No właśnie! Czy nie z tego powodu zawarł to małżeństwo? Prawdę mówiąc zdawał sobie sprawę, że nie zupełnie z tego, a raczej nie tylko z tego. Zapatrzył się na glinianą misę i uśmiechnął się pod nosem. Był strasznie ciekaw jak ten mały spryciarz poradzi sobie w roli, jaka właśnie przyszła mu do głowy. Wszedł do sypialni i westchnął głęboko. Chłopak spał na boku, zawinięty w kołdrę niczym w kokon, a dla niego nie zostało już nic. W dodatku wypiął w jego stronę ponętny tyłeczek i co chwilę nim kręcił w poszukiwaniu dogodnej pozycji. Przemko gapił się na niego przez chwilę, całkowicie zauroczony, w końcu się jednak ocknął i puknął w głowę. Zabrał swoją poduszkę oraz koc, po czym ułożył się na ławie w kuchni. Doszedł do wniosku, że nie wytrzyma następnej, pełnej słodkich tortur nocy.
   Następnego ranka wstał bardzo wcześnie, ubrał się, a potem zrobił dla nich obu śniadanie. Starczyło mu wyobraźni jedynie na wyciągnięcie masła, pokrojenie chleba i kiełbasy. Nie ma się co czarować, Przemko nie był lepszą gospodynią od Kacpra. Jako władca od takich przyziemnych spraw jak posiłek miał zastępy ludzi. Przytargał z piwnicy wielką beczkę oleju, którą kupił poprzedniego dnia oraz kosz z butelkami.
- Co to takiego? – Zaspany Kacper wszedł boso do kuchni. Miał na sobie jedynie biała koszulę, która ledwie zakrywała mu tyłek. Bard oczywiście zagapił się na zgrabne nogi, które dzięki skąpemu ubiorowi można było do woli podziwiać. – Hej, ziemia do Przemka! – Pomachał mężowi ręka przed nosem.
- Jaka ziemia? To jak szybowanie w powietrzu! – Mężczyzna dopadł go jednym skokiem. Jedna dłoń powędrowała pod kusą koszulę i zacisnęła się na nagich pośladkach, druga złapała chłopaka za kark, a wygłodniałe wargi przywarły do jego delikatnych ust. Księciu od gorącego spojrzenia ciemnych oczu, aż zakręciło się w głowie. Dreszcz przebieg przez całe ciało i wymalował na jego policzkach ciemne rumieńce. Coraz trudniej mu przychodziło trzymanie dystansu. Ostatkiem sił odepchnął napastnika, a potem wymierzył mu solidny policzek. Umknął do sypialni, zaryglował drzwi i rzucił się na łóżko. Przyłożył twarz do chłodnej poduszki, chcąc nieco ostudzić płonące lica. Kiedy tylko przymknął oczy, natychmiast przypomniał sobie długie palce, gładzące delikatnie jego pośladki. Penis natychmiast zareagował na tą podniecającą wizję.
- Co się ze mną dzieje? – pisnął zażenowany i zacisnął uda.
***

   Kacper odważył się wyjść z pokoju dopiero po godzinie, kiedy przez okno sypialni zobaczył, jak mąż wychodzi przez bramkę, a potem udaje się w stronę miasta. Zjadł naprędce śniadanie, a następnie zajął się zwykłymi, codziennymi czynnościami, jak sprzątanie czy oporządzanie zwierząt. Z każdym mijającym dniem szło mu coraz lepiej i wcale nie tęsknił do wystawnego życia w pałacu. Dopiero po południu zabrał się za przelewanie oleju. Wcale nie było to łatwe, bo otwór w butelkach był mały, a kranik w beczce nie dawał zbyt wielkiej możliwości manewru. Do wieczora, chyba już tradycyjnie, udało mu się wypaprać jak nieboskie stworzenie. Całe szczęście, że wcześniej upiął wysoko włosy i chociaż one ocalały z pogromu. Ubranie dosłownie się do niego przykleiło, cały lśnił od złocistej cieczy niczym wypolerowany. Na widok siebie samego w lustrze załamał ręce. Przemko znowu będzie miał się z czego nabijać. Jakby przywołany jego myślami do kuchni wszedł mąż, który zareagował nieco inaczej, niż przewidywał zawstydzony swoim niechlujnym wyglądem, Kacper.
   Mężczyzna stanął na środku pomieszczenia, a nogi przyrosły mu do podłogi. Z szeroko otwartymi szeroko oczami i rozchylonymi ustami nie wyglądał zbyt mądrze. Na pewno nie jak władca tej krainy. On widział przed sobą coś zupełnie innego niż książę. Koszula oraz spodnie chłopaka ściśle przylgnęły do jego zgrabnej sylwetki, uwypuklając każdy mięsień oraz inne, bardziej interesujące części ciała. W tym momencie jego wzrok przesunął się z sutków, wyraźnie zaznaczających się pod na wpół przeźroczystą koszulą, na skarb ukryty między udami męża. Głośno przełknął ślinę.
- Co w ciebie znowu wstąpiło?! Sparaliżowało cię, czy coś?! – zapytał Kacper i zaczął przezornie wycofywać się do sypialni.
- Czy coś – wyszeptał z trudem ochrypłym głosem Przemko, nadal nie mogący się poruszyć.
- To może ja lepiej pójdę się umyć. Nie wiedziałem, że odrobina oleju zrobi na ciebie takie piorunujące wrażenie. – Czerwony jak dorodny burak chłopak wyciągnął z szuflady ręcznik, mydło i czyste ubranie na zmianę. – Idę się umyć, by cię już nie razić swoim wyglądem. – Zwinnie wyminął mężczyznę, po czym umknął w stronę strumienia. Na dworze było już zupełnie ciemno, jednak księżyc w pełni i gwiazdy całkiem nieźle oświetlały drogę. Kiedy dotarł do brzegu, a potem włożył do wody nogę, okazała się strasznie zimna. Postanowił udać się do pobliskiego jeziorka, gdzie jak się niedawno przekonał było całkiem niezłe miejsce do kąpieli. Uwielbiał pływać nago, więc jak tylko się zatrzymał, zrzucił szybko ubranie. Z dziecięcą radością i cichym piskiem wskoczył do przyjemnej, nagrzanej letnim słoneczkiem wody. Właściwie wszystko już zrobił, więc nie miał się do czego spieszyć. Tym bardziej, że ogłupiała mina i pełne pożądania spojrzenie Przemka bardzo go speszyły i wprawiły w dziwny nastrój. Książę nie był głupcem, doskonale wiedział, że jeśli ulegnie kiełkującemu w nim uczuciu barda i da się ponieść namiętności, to ich małżeństwo w pełni się zalegalizuje. Nadal miał, co prawda niewielką już nadzieję, że mężczyzna w końcu da za wygraną, a on będzie wolny. Wypłynął na środek jeziorka. Nie było tu zbyt głęboko. Dryfował w świetle księżyca pogrążony w myślach.
***
   Natomiast Przemko nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził z kąta w kąt, wypatrując męża. Miał już dość całej tej maskarady, chciał wziąć w ramiona upartego głuptasa, a potem tulić go do białego rana. Pal licho wszystkie idiotyczne pomysły oraz urażoną dumę. Pragnął pokazać mu swój rodzinny zamek, kraj którym przyjdzie im razem rządzić. Doszedł do wniosku, że następnego dnia wszystko mu wyjaśni. Upłynęło pół godziny, a Kacper nadal nie wracał. Dla zniecierpliwionego, atakowanego przez rozkoszne wizje mężczyzny, minuty wlokły się jak godziny. Wreszcie nie wytrzymał i wziął do ręki pochodnię.
- Może coś mu się stało, ktoś go napadł! – Przekonywał sam siebie. Tak naprawdę w głowie miał jedynie obraz nagiego, zaróżowionego ciała chłopaka, wynurzającego się z kąpieli. Odnalezienie zbiega zabrało mu trochę czasu. W pobliżu jeziorka usłyszał plusk. Ostrożnie wychylił się zza drzewa i zobaczył prawdziwie baśniowe zjawisko.
   Kacper, nieświadomy obecności podglądacza mył się powoli lawendowym mydełkiem. Podśpiewywał sobie pod nosem jak to miał w zwyczaju, jakąś miejscową balladę. Woda sięgała mu zaledwie za kolana, więc doskonale było widać jego zgrabną sylwetkę na tle nocnego nieba. Nadal lśniła w świetle księżyca, nie tak łatwo było usunąć grubą warstwę oleju. Z długich włosów wysunęły się spinki i jasne pasma opadły mu aż do pasa. Przemko doszedł do wniosku, że tak musiały wyglądać rusałki, o których w dzieciństwie czytała mu babcia. Nic dziwnego, że jednym spojrzeniem uwodziły zbłąkanych wędrowców. Prawdę mówiąc, nie miałby nic przeciwko takiej chwili słodkiego zapomnienia. Wbił pochodnię w piasek i zaczął się rozbierać. Zupełnie nagi obszedł stawek, tak by zajść swojego małego elfa od tyłu. Powoli, skradając się na palcach, ruszył w jego kierunku.
- Jesteś taki piękny – szepnął namiętnie Kacprowi do ucha, objął go mocno w wąskiej talii i przytulił się spragnionym ciałem do smukłych pleców. Chłopak z zażenowaniem poczuł na swoich pośladkach nabrzmiałego, sporego członka męża. Od pierwszego momentu wiedział, że to on, natychmiast rozpoznał niepowtarzalny zapach jego skóry.
- Przemko, nie możemy – głos mu dziwnie drżał. – Jeśli będziemy się kochać, nigdy się już ode mnie nie uwolnisz. Będę ci tylko zawadą, wiesz jaka nieudolna ze mnie żona.
- Głuptasie – zaczął błądzić ustami po pachnącym karku – nauczysz się wszystkiego. Będziesz miał na to wiele lat – ukąsił go za uchem, a potem polizał to miejsce, by złagodzić ból. Jedna ręka powędrowała do sterczących sutków chłopaka, a druga delikatnie objęła twardniejącego penisa.
- Och… mhm… - wyrwało się z ust Kacpra. W myślach miał straszny zamęt. Rozkoszny wir wciągał go coraz głębiej, wcale nie miał ochoty się z niego uwalniać. Przeciwnie, chciał się w nim zatracić i zatonąć. Pragnął tego mężczyzny tak jak on jego. Pierwszy raz w życiu ktoś tak bardzo mu się spodobał.
   Przemko podniecał się każdym słodkim westchnieniem, każdym ochrypłym jękiem czy piskiem. To była pieśń miłości, ich miłości. Czuł, że nie jest obojętny chłopakowi, że podziela jego fascynację i namiętność. Odwrócił go do siebie przodem, spojrzał w na zawstydzoną, zarumienioną buzię i w tym momencie zrozumiał, że to nie tylko zachwyt pięknym ciałem, które właśnie trzymał w ramionach, ale coś znacznie głębszego. W swojej głupocie miał niesamowite szczęście. Jego mąż był nie tylko śliczny, ale także mądry, czuły i szlachetny. Potrafił się cieszyć z drobnych rzeczy i uśmiechać promienniej niż słońce. Inny na jego miejscu, nigdy nie zostałby z prostym bardem, tylko umknąłby przy pierwszej okazji w poszukiwaniu dobrobytu. Z takim wyglądem bez trudu znalazłby sobie zamożnego męża.
- Od dzisiaj będziesz na zawsze mój – odezwał się ochryple i wziął go na ręce. Zaniósł tulącego się do niego księcia na brzeg, położył na ręczniku i nakrył swoim wygłodniałym ciałem.
- Przemko? – Kacper trochę się bał tego, co miało nastąpić. Rozsunął jednak powoli uda i pozwolił mężczyźnie się miedzy nimi ułożyć. – Och… - pisnął bezradnie, kiedy niespodziewanie poczuł gorące wargi na swoim członku. Biodra same wyskoczyły do przodu, chcąc się zanurzyć głębiej w to wilgotne ciepło, które powodowało rozkoszne drżenie w całym, napiętym niczym struna  ciele.
- Pozwól mi się poprowadzić – pełen drapieżnych nutek, uwodzicielski głos barda spowodował, że zupełnie się mu poddał. Już po chwili kochali się namiętnie, a ich pełne rozkoszy jęki słychać było w całej okolicy. Srebrny wędrowiec oświetlał spocone ciała pogrążone w namiętnym tańcu. Kacper krzyczał coraz głośniej, kiedy penis męża uderzał we wrażliwy punkt w jego wnętrzu, doprowadzając go na szczyt. – Daj się ponieść fali kochanie – wyszeptał mężczyzna wprost do ucha swojego młodziutkiego męża, który wił się pod nim z przyjemności. Jego nieprzytomne spojrzenie wyraźnie mówiło, że już był na skraju wytrzymałości.
- Aaa….! – Rozległ się w nocnej ciszy, pełen wyzwolenia okrzyk. Chłopak wytrysnął na brzuch mężczyzny gorącym strumieniem spermy. Z głuchym jękiem Przemko dołączył do niego, całkowicie zatracając się w krainie rozkoszy. Przez chwilę leżeli nieruchomo, tuląc się do siebie z całych sił. Nadal drżeli, pogrążeni w słodkim rozleniwieniu, jedyne na co się zdobyli, to nakrycie się leżącymi w pobliżu ubraniami. To była jedna z tych wspaniałych, szczęśliwych chwil, która miała pozostać w ich sercach na całe życie.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi sie ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, och Kacper kusi nam Przemko o tak ten obiadek podał się na pułmisku ;) a potem o tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń