wtorek, 15 października 2013

Gandalf i Saruman

Czarodziej Gandalf miał wiele ważnych spraw, które musiał omówić ze swoim mistrzem. Mimo, że podróżował na Cienistogrzywym trudy podróży dały mu się ostro we znaki. W końcu nie był już taki młody jak reszta Drużyny Pierścienia. Jego biała, długa szata nieco się przybrudziła, a tyłek boleśnie odczuł brak siodła. Liczył na gościnę w wieży przyjaciela i jakiś porządny, ciepły posiłek. Tymczasem Saruman przywitał go dość chłodno i kazał zaczekać w ogrodzie aż skończy swój eksperyment. Zmęczony mężczyzna usiadł na dużym płaskim głazie i wystawił twarz do popołudniowego słońca. Zdrzemnął się na chwilę. Obudziło go paskudne swędzenie łydek, ud, a nawet co dziwne pośladków. Uniósł nieco szatę i zobaczył, że po nogach spaceruje mu banda maleńkich kolorowych muszek, kąsając zaciekle jego wysuszoną skórę. Bezczelne owady śmiały zaatakować najlepszego maga w państwie. Zaczął je z siebie strząsać, ale ubranie mu przeszkadzało ciągle opadając w dół. Zdenerwowany swoją nieporadnością podwinął je powyżej talii i zatknął za pasek. Na świat wyjrzały jego blade i chude pośladki, bo jak każdy szanujący się czarodziej nie nosił niczego pod spodem. Z obrzydzeniem zauważył, że także po jego cennych klejnotach spacerują paskudne stworzonka. Zaczął je ostrożnie zdejmować i rzucać prze siebie do małej sadzawki. Niestety poczuł mocny świąd także między pośladkami. Oparł się na głazie i wypiął tyłek, macając rowek w poszukiwaniu owadów.
 Saruman skończył swoje zajęcia wcześniej niż myślał i ruszył na poszukiwanie gościa. Kiedy dotarł do ogrodu powitał go niezwykły widok. Nagi od pasa w dół Gandalf najwyraźniej sobie dogadzał. Dotykał swoich jąder i przyrodzenia w jednoznaczny sposób. Nie mógł oderwać zachwyconych oczy od jego kościstego tyłka i patykowatych, porośniętych gęstymi, siwymi włosami nóg. Poczuł, że dawno już zapomniany członek zaczyna odżywać. Jego przyjaciel był piękny, wprost idealny. Te szpiczaste kości miednicy, sterczące kolana, zapadłe, obwisłe pośladki były wprost stworzone dla niego. Nie miał pojęcia, że czarodziej jest tak atrakcyjny, bo już dawno dobrałby mu się do dupy. Zaczął skradać się powoli nie chcąc go spłoszyć. Włożył rękę pod ubranie przygotowując swojego ogromnego członka do walki. Rzadko go pokazywał przed ostateczną bitwą, bo większość uciekała na jego widok z okrzykami przerażenia. Był dość długi i gruby jak trąba słonia, równie szorstki i pomarszczony. Poczekał aż przyjaciel się mocniej pochyli, nasmarował penisa zjełczałym gęsim sadłem stojącym od kilku lat na parapecie okiennym i ruszył do boju. Złapał Gandalfa jedną ręką za członka, miażdżąc przy okazji biedne owady, które pękały z cichym mlaśnięciem. Ich wnętrzności dawały niezbędny poślizg więc nie miał zamiaru się skarżyć. Zaklęciem unieruchomił przyjaciela i włożył mu dłoń między pośladki. Wysmarował ciasny, od dziesiątek lat nieużywany otwór i uśmiechnął się szeroko. Poklepał uspokajająco piegowate, wklęsłe półkule.
- Sarumanie, co cię opętało – krzyknął przestraszony Gandalf, znający doskonale krążące wśród wiedźm legendy o niesamowitym wyposażaniu mistrza.
- Och przyjacielu, chyba nie poskąpisz starcowi tej odrobiny przyjemności? – mężczyzna oblizał się pożądliwie i przyłożył swoją nabrzmiała męskość, którą śmiało można było porównać do nadgryzionej zębem czasu armaty,  do szpary kompana. – To twój wielki dzień mój drogi, posmakujesz pierwszy raz mojego rożna – pchnął mocno, wyrywając z ust kochanka przeraźliwy wrzask. Niestety udało mu się wepchnąć do środka tylko jedną trzecią penisa. Tymczasem wszystkie okoliczne zwierzątka rzuciły się do ucieczki, słusznie mniemając, że dzieje się coś naprawdę dziwnego i lepiej nie brać w tym udziału. – Powinieneś zacząć trochę współpracować ze mną Gandalfie, bo inaczej mój członek wyjdzie ci gardłem. Wypnij mocniej ten tyłek – złapał za wiotkie uda towarzysza i rozsunął je szeroko ułatwiając sobie dostęp. Zaczął uparcie wsuwać się coraz głębiej. Czarodziej tylko stękał i jęczał czując jak ogromny członek ociera się o jego prostatę. Doszedł do wniosku, że może to nie było takie złe. Pchnął do tyłu nadziewając się do samego końca. Miał wrażenie, że włożył sobie do dupy pień drzewa. Saruman na chwilę znieruchomiał. Czekał aż ciało kochanka przyzwyczai się do jego rozmiarów. Zaczął obciągać jego niewielkiego penisa do złudzenia przypominającego kiszonego ogórka o jasnej skórce i zaróżowionej główce. Gdy tylko Gandałf zaczął się wiercić wysunął się prawie do końca i uderzył w splot nerwów.
- Na duchy przodków! – krzyknął mężczyzna i aż zakręciło mu się w głowie. To było niesamowite, boskie, jedyne. Za każdym uderzeniem widział gwiazdy. Pochylił się jeszcze niżej, aby mógł go poczuć jeszcze głębiej. - Jeszcze, bierz mnie mocniej! – Wrzasnął, zaskakując tym kompletnie Sarumana. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu takiego komplementu.  Przyśpieszył tempo, w duszy przysięgając sobie, że nie wypuści tak łatwo ze swoich rąk takiego namiętnego kochanka. Pieprzyć Saurona, pieprzyć orki, pieprzyć cały świat. Chuda dupa Gandalfa jest warta więcej niż oni wszyscy razem wzięci. Słyszał ja przy każdym uderzeniu skrzypią jego stawy, widział jak zaróżawia się pomarszczona skóra na udach, a krew zaczyna szybciej krążyć w jego żyłach. Wił się pod nim z przyjemności, a jego chrapliwy oddech podniecał go jak nic innego na świecie. Teraz krzyczeli już obaj, zdzierając sobie starcze gardła na amen. W końcu wytrysnął do gorącego wnętrza, zalewając je prawdziwą rzeka spermy. Towarzysz poszedł w jego ślady. Z maleństwa między jego nogami i pociekło kilka kropel cennej substancji. Ciężko dysząc upadli na trawę wtuleni w swoje wątłe ramiona.
Następnego dnia rano obaj czarodzieje spotkali się na śniadaniu. Żaden nie mógł wydobyć z siebie słowa, chociaż nie można powiedzieć, aby nie próbowali. W końcu zniecierpliwiony Saruman namalował w powietrzu przy pomocy magii litery.
,, Kocham twojego korniszonka i to jak jęczysz kiedy jestem w środku, wyjdź za mnie” – podszedł do Gandalfa z wielką, puszystą poduszką z najlepszego gęsiego pierza i włożył mu ją pod pośladki, czule go po nich poklepując.
,, Też cię kocham, w życiu nie miałem w tyłku takiej ognistej armaty, ale co z Aragornem i Drużyną Pierścienia?”
,, Pieprzyć ich, niech sobie radzą sami” – machnął do niego wesoło mistrz i uśmiechnął się szeroko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz