wtorek, 28 stycznia 2014

Poduszka II

   Severus stawiał bardzo duże kroki, przemieszczał się szybko zawiłymi niczym labirynt korytarzami Hogwartu i o wiele niższy od niego Harry nie mógł za nim nadążyć. Znalazł jednak na to sposób. Podbiegł do przodu i włożył rękę pod ramię profesora. Teraz już całkowicie zadowolony spokojnie dreptał u jego boku. To co zrobił nie wydało mu się bynajmniej niestosowne. Skoro należał do tego mężczyzny, oczywistym dla niego było, że powinien mu towarzyszyć w każdych okolicznościach. Poza tym czarna szata pachniała całkiem przyjemnie egzotycznymi przyprawami, przywodziła mu na myśl coś ciemnego z brązową skórką zwanego chyba piernikiem.
- Harry co robisz? - Snape był nieco zaniepokojony zachowaniem chłopca i jego kompletną beztroską. Jeśli ktoś ich zobaczy idących niczym para kochanków jeszcze pomyśli, że ma wobec Gryfona jakieś niecne zamiary. Wtedy Black dostanie wścieklizny, o ile już jej nie ma i napadnie go ciemną nocą podczas jednego z patroli. Przegryzie mu gardło, śliniąc się niemiłosiernie i sapiąc smrodliwym oddechem prosto w nos. – Ohyda! – wyrwało się nagle z jego ust. Taka śmierć wydała mu się nad wyraz obrzydliwa.
- Też tak myślę – przytakną mu ochoczo Harry. – Niby znam ten zamek, ale nigdy wcześniej nie zauważyłem jak tu brudno. Nawet pająki plotą krzywo swoje sieci – wskazał na jakiś ciemny kąt. – Co to jest piernik?
- Ee...? – Severus przy całej swojej inteligencji popatrzył na chłopaka z całkowitym niezrozumieniem. Nie pojmował sensu jego wypowiedzi. Tory jakimi biegły myśli tego dzieciaka stanowiły dla niego kompletną zagadkę. – Piernik to takie ciasto, smaczne i aromatyczne. Ale o co chodzi? – Miał niewielką nadzieję, że to pytanie wyjaśni zawiłą kwestię przeskoczenia od bałaganu do placka.
- Ładnie pachniesz – Harry przysunął się jeszcze bliżej i włożył nos w rękaw szaty mężczyzny. Zaciągnął się kilkakrotnie zapachem z błogim wyrazem twarzy. Profesor poczuł się bardzo nieswojo i jakoś dziwnie przyjemnie. Te zielone oczy wpatrzone w niego z niewinnym uśmiechem całkowicie zamieszały mu w głowie. Zaczęły piec go policzki. Przyśpieszył, aby pozbyć się niechcianych wizji z Potterem w roli głównej i po chwili zatrzymał się przed ścianą, pomiędzy dwoma portretami rycerzy w lśniących zbrojach.
- Powinniśmy zająć się kolacją, już późno. – Szepnął jakieś hasło i mur rozsunął się przed nimi, ukazując wnętrze mieszkania. Podniósł nogę by przejść przez próg i zatrzymał się wpół kroku, tknięty niepokojącą myślą. Czy on czasem nie uciekał w tej chwili przed smarkatym potomkiem swojego największego wroga, wypłoszony wpatrzoną w niego parą szmaragdowych oczu i słodkim uśmiechem? Gryfoni zawsze mieli na niego zły wpływ, wystarczyło wspomnieć takiego Blacka. Ile razy się z nim spotkał, natychmiast tracił swoje słynne opanowanie i chłodny image, myślał tylko o tym na jaki eliksir przerobić drania i to najlepiej w tej chwili. Ich małe móżdżki wydzielały pewnie jakieś feromony, powodujące, że nawet najmądrzejszy człowiek tracił rozsądek. – Chyba czas na kolację, ale musimy ją zrobić sami, bo kuchnia hogwardzka nie działa, a Pyłka nadal nie ma.
- Proszę się nie martwić – Harry od razu ruszył do aneksu kuchennego i zaczął szperać w lodówce. – Mam w tym niezłe doświadczenie, ciotka Petunia szkoliła mnie od przedszkola na swojego pamagiera. Proszę sobie usiąść, za kwadrans podaję do stołu. – Zaczął wyciągać potrzebne produkty i kroić z niezłą wprawą. Widać było, że rzeczywiście zna się na tym co robi. Po chwili na patelni złocił się puszysty omlet, a Harry podrzucał go do góry ze śpiewem na ustach. Zupełnie zapomniał o obserwującym go profesorze, podkręcił radio, mugolski wynalazek, którego nie spodziewał się tutaj zastać. Nie utracił zupełnie pamięci, miewał przebłyski wspomnień i coraz lepiej odnajdywał się w nowej rzeczywistości. Nucąc przebój lata kołysał biodrami i robił czosnkowe, chrupiące tosty. Miał wdzięczne kocie ruchy i bardzo miły, jasny głos. Mimo, że Severus miał właśnie w ręce interesujący artykuł o eliksirach, nie mógł oderwać od niego oczu. Jakaś niepojęta magia ciągnęła go w stronę tego młodego mężczyzny. Uznał, że to pewnie skutki pokręconego zaklęcia i przymknął oczy. Kiedy je otworzył zobaczył na stole srebrną wstążkę, była idealna. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy wstał i podszedł do chłopaka. Delikatnie przeczesał palcami jego ciemne włosy, to było coś dobrego, lepszego od wszystkiego co znał do tej pory. Związał jedwabiste pasma w luźny kok, ale nie udało mu się na tym poprzestać.
- Kucharz powinien wyglądać schludnie – zamruczał mu do ucha aksamitnym głosem. Nie miał pojęcia co go opętało, a Harry zamiast się odsunąć, poddawał się tym zabiegom wzdychając z przyjemności. Dłonie mężczyzny miały nad nim hipnotyzująca moc. Skóra na smukłej szyi wydała się Severusowi taka miękka i cudowna, po prostu musiał jej dotknąć. Pieszczotliwie przesunął po niej kilka razy samymi opuszkami. Ale jak smakowała? Koniecznie trzeba było się tego dowiedzieć. Pochylił się i już miał przyłożyć do niej usta, kiedy Harry upuścił trzymany w ręce talerz. Upadł na kamienną posadzkę i rozbił się z głośnym brzdękiem. Ten dźwięk w połączeniu z piskiem, jaki wydał z siebie chłopak otrzeźwił mężczyznę. Odskoczył gwałtownie do tyłu, nie mogąc uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. 
– Nałóż na talerze, zaraz wracam – rzucił zduszonym głosem, po czym zwyczajnie uciekł do łazienki. Potem wziął najpierw gorący prysznic, potem zimny i dopiero tak przygotowany odważył się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. – Snape – pogroził sobie palcem. – Wariujesz! Gryfoni obedrą cię ze skóry kawałek po kawałku! Mało brakowało, a zrobiłbyś własnemu uczniowi malinkę!

   Tymczasem Harry stał dobrą chwilę przy piecu z kompletnie otumanionym wyrazem twarzy. Nadal czuł ręce profesora i wciąż od nowa przeżywał upojną chwilę, kiedy go dotykały. Wydało mu się to najzupełniej właściwe, w końcu należał do niego, a tak sobie chyba wszyscy okazują uczucia. Nie znał się zbytnio na tym, ale w filmie, który kiedyś udało mu się ukradkiem obejrzeć zanim ciotka Petunia przyłożyła mu ścierką, ludzie obejmowali się i całowali. Na myśl o tym, co mógłby poczuć, gdyby Sev, jak w myśli nazywał mężczyznę wpił się w jego usta gwałtownie poczerwieniał. Nigdy nie uważał się za specjalnie atrakcyjnego. Był drobnym, szczupłym chłopakiem, zawsze rozczochranym i ubranym w zbyt duże ciuchy. Nie to co na przykład Draco. Nie znosił tego bladolicego wymoczka z całego serca, ale musiał przyznać, że zawsze był elegancki i miał to coś, co zawsze wyróżniało go z tłumu. Snape jako arystokrata, na pewno miał wysokie standardy. Z pewnością nie zainteresowałby się kimś tak zwyczajnym jak on. W dodatku jako Gryfon, nie miał szans u opiekuna Ślizgonów, swoich odwiecznych wrogów. Nie wiedział jak to się dzieje, że pamiętał tylko niektóre fakty ze swojego życia i to bardzo niewyraźnie, ale niespecjalnie się tym przejmował. Jakby jego podświadomość mówiła mu, że lepiej poprzestać na tym co tu i teraz.
- Jestem, wygląda smakowicie – Severus usiadł za stołem. Zerknął ukradkiem na chłopaka, który w tym samym momencie wpadł na identyczny pomysł. Szmaragdowe oczy spotkały się z czarnymi i zdawało im się, że w powietrzu posypały się iskry.
- Dziękuję, starałem się - wyjąkał nieśmiało Harry i spuścił wzrok. Pod wpływem gorejącego spojrzenia profesora zrobiło mu się dziwnie miękko w środku. Od tej chwili jedli powoli, starannie dobierając neutralne tematy do rozmowy i omijając się wzrokiem. Potem profesor zaprowadził gościa do wolnej sypialni. 
- To będzie teraz twój pokój. - Pożegnali się krótkimi mruknięciami i każdy udał się na spoczynek, udając przed samym sobą, że nie wydarzyło się nic szczególnego.
***
   Następnego dnia Severus miał sporo pracy, więc wstał dość wcześnie. Kończył już jeść śniadanie, kiedy przyczłapał rozespany Harry ubrany jedynie w jego koszulę. Wystawały z niej długie zgrabne nogi, a gdy się pochylał w poszukiwaniu sztućcy, raz po raz migał mu zgrabny tyłek w opiętych bokserkach.
- Dzień dobry panu – zaświergotał radośnie i rozsiadł się na krześle. Właśnie zaczął smarować sobie dżemem kanapkę, kiedy w kominku coś trzasnęło, błysnęło, buchnęły zielone płomienie i z rusztu wyszedł nieśmiało Pyłek. Wyglądał dość żałośnie jakby zaliczył wszystkie bary z alkoholem w Londynie. Małe oczka miał czerwone i podpuchnięte, a bulwiasty nos wydał się Snapowi większy niż zwykle.
- Przepraszam za spóźnienie, ale kuzyn tak się pochorował...– zaczął się tłumaczyć cichutko, przestępując z nogi na nogę. Jego pan zawsze napełniał go nabożną trwogą, tym większą odkąd w jakiejś gazecie przeczytał, że wątroba  skrzata domowego była poszukiwanym składnikiem wielu eliksirów.
- Mizerny jakiś biedulek – odezwał się niespodziewanie Harry. – Może kiepsko go pan karmi? – Zawsze uważał, że gdyby ciotka Petunia nie była sknerą, to na pewno nie byłby taki niski.
- To jest chłopcze przykład, że skłonność do nałogów raczej nie poprawia urody – rzucił złośliwie Severus, patrząc groźnie na skurczone ze strachu stworzenie. – Byłby z niego większy pożytek, jakbym wrzucił go do kotła! – W tym momencie skrzat pisnął, spanikowany, przebiegł pod stołem i schował się za Harrym, który właśnie wstał z krzesła.
- Niech pan go tak nie straszy – odezwał się współczująco chłopak.
- No tak, mogłem się tego spodziewać. – W jakiś sposób obaj byli do siebie podobni. Pyłek trzymał się kurczowo nogi Harrego, jakby to była jego ostatnia deska ratunku. – Skoro masz takie litościwe, gryfońskie serduszko, to zagoń tego lenia do pracy. Jak wrócę do domu ma tu błyszczeć, chociaż widziałem ostatnio nowy przepis, jednym ze składników jest ucho skrzata...
- Pyłek będzie grzeczny, wysprząta wszystko – stworzonko zaczęło bić pokłony do samej ziemi. – Pyłek nigdy już się nie spóźni.
- Zajmę się nim, słowo Gryfona. – Harry wyprostował dumnie swoją szczupłą sylwetkę.
- Lepiej najpierw się ubierz, szkoda by było tych pięknych nóżek, gdybyś nabawił się reumatyzmu. Tutaj jest dość zimno i wilgotno. – Dopiero kiedy skończył i zobaczył czerwoną twarz Pottera, zorientował się co właśnie palnął. Porwał z wieszaka wierzchnią szatę i umknął, co chyba zaczęło mu już ostatnio wchodzić w nawyk. Już po chwili maszerował energicznie zamkowym korytarzem, wymachując rękami.
- Severusie Snape, co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! Jesteś już w takiej desperacji, że uwodzisz smarkaczy?! Zadzwoń w końcu do Lucjusza, jest chętny i dostępny, a tobie najwyraźniej doskwiera samotność! No może coś jeszcze! – dodał dla sprawiedliwości, czując ciasnotę w spodniach.
Nie miał pojęcia, że jego monolog z pewnej odległości obserwuje zaniepokojony Black. Na szczęście był zbyt daleko by usłyszeć co mówił, ale zachowanie profesora zaskoczyło go na tyle, że skierował swoje kroki prosto do Minerwy. Nie mógł pozwolić, aby jego chrześniak pozostawał w rękach szalonego śmierciożercy.
***
   Harry, oczywiście po małych poszukiwaniach, znalazł coś do ubrania i skurczył do swoich rozmiarów zaklęciem, które podpatrzył u Snapa. Z Pyłkiem bardzo szybko doszli do porozumienia. Mieli te same priorytety, służyć profesorowi najlepiej jak potrafili. Zaczęli sprzątać dom według ustalonego przez chłopaka planu. Zabrało im to kilka dobrych godzin, ale koło drugiej po południu przystąpili do robienia obiadu, niezmiernie zadowoleni z efektów swojej pracy. Kiedy chłopak gotował, Pyłek pięknie nakrył do stołu, umieścił nawet we flakonie ,,pożyczone’’ ze szklarni kwiaty, czego nigdy wcześniej nie robił. Natomiast Harry doszedł do wniosku, że warto ładnie wyglądać podczas posiłku, więc udał się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic i doprowadzić do porządku. Uczesał nawet i związał srebrną wstążeczką nieposłuszne włosy. Ledwo skończył, kiedy do mieszkania wszedł zmęczony Severus.
- Całkiem nieźle wam poszło. – Rozejrzał się po lśniąco czystym apartamencie. Wszystkie sprzęty błyszczały i pachniały jak nowe. – Wspaniale się spisałeś – uśmiechnął się do chłopaka, pod którym ugięły się nogi ze szczęścia.
- To także zasługa Pyłka. Zrobiliśmy nawet obiad. – O mało nie pęknął z dumy, kiedy profesor go pochwalił. Jego poduszkowe ego, było w pełni usatysfakcjonowane.
- Pozwól, że się przebiorę. Trochę się zakurzyłem w tej bibliotece. – Severus otworzył drzwi do garderoby i stanął jak wryty. – Co tu się do siedmiu diabłów stało?! Co zrobiłeś z moimi ubraniami.
- Były czarne, wszyściutkie co do jednego, a to jest strasznie nietwarzowy i niepraktyczny kolor – szepnął nieśmiało, widząc szok w oczach mężczyzny. – Znalazłem jedno takie, strasznie fajne zaklęcie...
- Lepiej nic już nie mów. – Oczy Snapa zdawały się płonąć. – Nawet moje mediolańskie surduty? – Przed sobą, rozwieszoną schludnie na wieszakach, miał dosłownie tęczę kolorów, zupełnie jak w sklepie dla niemowląt. Jego czarne szaty były teraz błękitne, zielone, popielate, a nawet fioletowe. Jeszce gorzej miały się koszule i spodnie. Nie wiedział czy ma usiąść i płakać, czy zabić  tego durnego Gryfona i jego jeszcze głupszego pomocnika. Nagle naszła go straszna myśl, była tak przerażająca, że z trudem przełknął ślinę. – Co jeszcze posprzątaliście?
- Pana pracownię – wyszeptał Harry i przezornie zrobił kilka kroków do tyłu. – Proszę się nie martwić tylko wytarliśmy kurze i poukładaliśmy wszystko na swoje miejsce. – Machnął uspokajająco ręką.
- Tylko nie to, chyba dostałem jakąś karę, ale nie wiem za co – wyjęczał zdesperowany Severus i ruszył do swojej pracowni. Otworzył z rozmachem drzwi, zaświecił światło i zaczął przyglądać się uważnie półkom. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, ale już na drugi... – Ja cię normalnie zabiję i nawet twój kundlowaty chrzestny cię nie uratuje! Wszystko poprzestawiałeś, jak ja tu teraz coś znajdę?! – Komnata była ogromna, pełna regałów, szufladek i komódek, gdzie były pochowane miliony cennych składników oraz eliksirów.
- To bardzo proste, mam system. – Bronił się Harry.
- Ciekawe jaki, to jeden wielki chaos! – Zazgrzytał zębami mężczyzna.
- Eliksiry poukładałem według kolorów, a składniki według zapachów – odezwał się zadowolony ze swojego pomysłu chłopak.
- Czyli jeśli chcę oko elizjańskiej traszki...
- To znajdzie pan je w aromatach migdałowych – dokończył grzecznie Harry.
- A jednak cię zabiję! – krzyknął wściekle Severus i ruszył w stronę pobladłego ze strachu ucznia.
- Może zje pan tego dropsa z mellisą od dyrektora? Profesor Minerwa mówiła, że są bardzo skuteczne – zaproponował trwożliwie i dał susa na korytarz, szybko osiągając prędkość światła, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zanim rycząc niczym ranny lew biegł Snape, powiewając ostatnią czarną peleryną.

8 komentarzy:

  1. Hahaha!! <3 Kocham ich! <3 Biedny Severus... Maakra :/ Jeju... jak tylko sobie go wyobrażę w błękitnych szatach... OMG... A Harry stracił kur de rozum wraz z długimi włosami. x.X

    Pozdrawiam i weny życzę!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :D Trochę rozumiem Severiusa w kwestii porządków Harrego i Pyłka - też padałam kiedyś ofiarą pedantycznej babci, która, chcąc dobrze, sprzątnęła moje biurko podczas pisania licencjatu he he...ale nie o tym chciałam. Fajnie się zapowiada ten związek i już nie mogę się doczekać dalszego jego rozwoju. Weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. KURWA! JEGO RZECZY SĄ KOLOROWE! AHAHAHAHAHAHAHAH!
    Ja go uwielbiam w takiej desperacji! Harry chyba straci życie, szybciej niż mu sie to wydaje. W ogóle, kto wpadł na tak durny pomysł, by porządkować jego pracownie?
    Cholera, rozdział Ci wyszedł EPICKI! ale...
    JEGO RZECZY SĄ KOLOROWE!!!!!! Wyobrażasz sobie SNAPE'A w róźioffym wdzianku? !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu doczekałam się na rozdział. I był wspaniały:)
    Snape się zakochuje i to coraz bardziej. Cieszę się też że trochę wbrew sobie bo wychodzi to zabawnie. Harry jest taki uroczy i na pewno wpadnie w jeszcze większe tarapaty których nie mogę się już doczekać. To że skumplował się ze skrzatem bardzo dobre posunięcie.
    Jestem bardzo ciekawa co wymyślisz dalej.
    Mam nadzieje że Malfoy;e dużo nie namieszają. Chociaż z drugiej strony to zawsze ciekawe.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,- Też tak myślę – przytakną mu ochoczo Harry.'' A nie ,,przytaknąl''?
    ,,Potem profesor zaprowadził gościado drugiej sypialni, która od tej pory miała do niego należeć.'' Lepiej by bylo bez tego ,,od tej pory'' , bo troszke wczesniej bylo ,,od tej chwili'' i to dosc dziwnie brzmi.
    ,,O mało nie pękną z dumy, kiedy profesor go pochwalił.'' ,,Pęknął''
    ,,Nagle naszła go straszna myśl, była tak przerażająca, że z trudem przelknąl ślinę.'' Przed ,,była'' nie powinna byc kropka?
    Jesli Potter widzial tylko pare, ktora sie caluje, to nie wie czym jest seks?
    Swietnie rozegrana akcja koncowa. Szkoda mi Severusa, aczkolwiek mam nadzieje na mala klotnie ^^
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  6. http://withthebarenecessities.tumblr.com/post/74354773883/miyuli-ive-been-spamming-twitter-with-my

    oto nieszczęsny link, który próbowałam wysłać przez GG. Pozdrawiam mam nadzieję, że się spodoba.

    -tinka

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    hahah kochana świetny rozdział... Saverus ma całe mieszkanko ładnie wysprzątane, i całą garderobę zmienioną.. no teraz to będzie o wiele lepiej wyglądał niż w tych czarnych ciuszkach... Potter i Pyłek postarali się ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Normalnie Za-Je-Bis-Te!!!
    Fiolka

    OdpowiedzUsuń