czwartek, 6 lutego 2014

O Wandziu, który nie chciał Niemca IX

  Książę Zygfryd siedział właśnie w drewnianej balii przed kominkiem w swojej sypialni i zażywał kąpieli. Wokół niego latały mydlane bańki, wzbijające się w powietrze w wielkiej obfitości przy każdym ruchu. Mężczyzna krzywił się niemiłosiernie, kiedy któraś dotknęła jego nosa. Uważał, że rycerzowi nie przystoi pachnieć konwaliami, ale czego się nie robi dla świętego spokoju w domu. Nadobna Ksenia siedziała na łóżku w powabnej koszulce nocnej i wymachiwała niecierpliwie zgrabną nogą.
- Umyj też włosy, wyszłam za księcia nie za parobka! – burczała na męża, co jednak nie przeszkadzało jej wpatrywać z upodobaniem w napinające się, pokaźne mięśnie na ramionach mężczyzny.
- Strasznie się zrobiłaś delikatna, kiedy kochaliśmy się w stajni na sianie nie byłaś taka wybredna. – Zanurzył się jednak pod wodę i zaczął intensywnie szorować. Nie widzieli się prawie dwa tygodnie i miał ogromną ochotę na długą gorącą noc w ramionach żony. Mimo upływających lat namiętność pomiędzy nimi nie wygasła. Ksenia nadal była piękną kobietą, której zazdrościł mu nawet sam cesarz. Kiedy wystawił głowę nad powierzchnię zerknął w stronę żony, która z uśmieszkiem na twarzy założyła nogę na nogę. Dzięki temu mógł zauważyć, że pod spodem nie miała zupełnie nic. Był pewny, że ta ruda diablica skusiłaby nawet świętego.
Te, coraz bardziej podniecające, rozmyślania przerwał pukający do drzwi pachołek. Przyniósł list z dalekiego Krakowa, słusznie mniemając, że mogą być to ważne wiadomości od książęcego syna. Posłaniec jechał bardzo długo, bo był datowany na dwa tygodnie przed Nocą Kupały. Zygfryd wyszedł z wanny, owinął się prześcieradłem i zaczął na głos czytać.

Do miłościwie nam panującego księcia Zygfryda!

   Spełniam prośbę Waszej Wysokości i opisuję, co się wydarzyło w tym dzikim kraju. Kraków to piękne i bogate miasto, ale ci Wiślanie są naprawdę dziwni. Wydają się strasznie porywczy oraz skorzy do awantur i obawiam się, że niektóre krążące o nich legendy mogą być prawdą. Ponieważ Wasz syn ma wyjść za tego ich księcia Wandzia zaniepokoiła mnie zwłaszcza jedna wieść. Podobno są nadzwyczaj temperamentni w łożu i potrafią zamęczyć każdego prawie na śmierć, czy to chłop czy niewiasta po kilku nocach nie jest w stanie ustać nawet na nogach. Nie wróżę więc księciu Godfrydowi długiego żywota, bo ponoć mają po dwa penisy, nieustannie gotowe do boju. Dla dobra naszego państwa i młodego księcia podjąłem się wyjaśnić tę kwestię osobiście, ale nie wiem czy podołam zadaniu.
Obawiam się, że posag i tyłek Waszego syna są w niebezpieczeństwie. Według tutejszego prawa po śmierci Godfryda nie zwrócą wam ani talara.

Twój zatroskany sługa Klaus.

   Nadobna Ksenia uważnie słuchała listu, na słowo posag, aż podskoczyła na łożu. Wszelkie romansowe historie natychmiast wywietrzały jej z głowy. Miłość miłością, ale talary też ważne. Nie samymi amorami żyje człowiek. W ich wieku miękkie łoże i dobrze zaopatrzona spiżarnia były równie ważne.
- Jedziemy! Nie zostawię syna w rękach takich barbarzyńców! – Ksenia wyprostowała dumnie swoją sylwetkę, przez co uwydatniła swoje obfite piersi.
- Nie możemy z tym zaczekać do rana? – zapytał Zygfryd, patrząc na nią łakomie. – Trzeba stamtąd zabrać dzieciaka, jak się nie daj boże dowie o tym cesarski biskup, nie będziemy mieć spokoju. Ale może najpierw spełnijmy małżeński obowiązek i spróbujmy zrobić sobie córkę. – Przyciągnął żonę do siebie. – Nad czym znowu tak myślisz?
- Jak sądzisz, czy taki dobrze wyposażony Wiślanin, na przykład Krak, byłby lepszy w łożu od ciebie? – zapytała z szelmowskim uśmiechem. Doskonale wiedziała, że nic tak nie podkręca mężczyzn, zwłaszcza tych ambitnych, jak odrobina rywalizacji.
- Nie bluźnij kobieto! – wziął ją na ręce i rzucił na łóżko. Całą noc zajmował się ważną kwestią - udowadniania wyższości Niemców nad Wiślanami.
***
   Następnego dnia większość służby, dla oszczędności, została zwolniona i wysłana na przymusowe wakacje. Tymczasem książęca para z niewielkim orszakiem ruszyła do Krakowa. O dziwo nawet Zygfryd, zapalony jeździec podróżował  wozem wysłanym dla wygody miękkimi skórami. Rano ledwie zwlekł się z łóżka i nie mógł się nadziwić Kseni, która lekka niczym obłoczek pakowała wraz z pokojową swoje fatałaszki. Długie godziny spędzili na powinnościach małżeńskich, on ledwie żył, a ta ruda diablica wyglądała na w pełni wypoczętą. Kobiety były zaiste dziwnymi stworzeniami.
   Nie obarczeni zbyt wielkim bagażem jechali dość szybko. Robili postoje bardzo rzadko, jedynie w przydrożnych gospodach na noclegi. Ksenia dokładnie obliczyła, że jeśli zatrzymają się u Kraka jakieś dwa miesiące, to zaoszczędzą sporą kwotę i zamówi sobie u najlepszych rzemieślników taką łaźnię, jaką ma cesarzowa z lustrami i marmurowym basenem. Będzie mogła wtedy kąpać się razem z mężem, bo ta ciasna balia do niczego się nie nadawała. Te rozkoszne wizje nieźle umilały jej drogę. Po dwóch tygodniach, wczesnym rankiem dotarli do Krakowa. Miasto było dziwnie opustoszałe, na ulicach ani żywego ducha.
- Pożarł ich ten smok czy coś? – Ksenia przypomniała sobie starą bajkę, którą opowiadała jej niania. Miała nadzieję, że zobaczy tutejszą modę, zaimponuje najnowszymi trendami prosto z dworu, w tym celu przesiadła się nawet na wierzchowca. Tymczasem spotkali jedynie dwóch pijanych w sztok pachołków i jakiegoś wielkiego, barczystego draba dźwigającego na plecach drobnego chłopaka, dziwnie przypominającego Klausa.
- Wczoraj była Noc Kupały, pewnie świętowali do rana i odpoczywają, a ty sobie od razu wyobrażasz nie wiadomo co – upomniał ją Zygfryd.
   Kiedy wjechali na dziedziniec imponującego zamku przywitała ich jedynie zaspana służba. Zsiedli z koni i kazali się prowadzić kłaniającemu się w pas, ogromnie zaskoczonemu ochmistrzowi do komnat syna. Niestety go tam nie zastali, w sypialni panował ogromny bałagan, jakby szalał w nim conajmniej halny, albo odbyła się jakaś bijatyka. Nie przyszło im do głowy, że pozbawiony pachołka Godfryd najzwyczajniej w świecie nie potrafił sprzątać, a do porządnickich raczej nie należał. Ksenia wystraszona nie na żarty wypadła na korytarz, przekonana, że ktoś napadł jej syna. Za nią podążył nachmurzony Zygfryd.
   Krak miał tego ranka wyjątkowego pecha, zgubił gdzieś swój ulubiony pierścień, jego syn przepadł, co gorsza razem z nim ulotnił się również niemiecki gość. Nawet nie chciał sobie wyobrażać co tam wyprawiają z księgą Kseni pod pachą. Burcząc na służbę szedł przed siebie, na widok idącej z naprzeciwka książęcej pary omal nie padł  z wrażenia na palpitacje serca. Musiał wczoraj pokręcić rytuały, skoro jakiś złośliwy bożek, przywiał tu samego Zygfryda z małżonką.
- Witajcie w moich skromnych progach. Pozwólcie za mną – zaczął uprzejme powitanie. Miał nadzieję, że przy odrobinie szczęścia ulokuje gdzieś gości, by odpoczęli po trudach podróży, a on tymczasem po cichu rozprawi się z nieposłusznymi smarkaczami.
- Nie taki znowu skromny – ukłonił się Niemiec.
- Skończcie te komplementy panowie! Gadaj, gdzie mój syn! – warknęła bez ogródek Ksenia. – Jeśli coś mu się stało odpowiesz mi za to!
- Spokojnie pani, na pewno gdzieś tu jest – próbował załagodzić sytuację Krak.
- Tu, to znaczy gdzie?! – Kobieta wysforowała się naprzód i zaczęła otwierać kolejne drzwi do komnat. – Mam mojego aniołka! – pisnęła z radości i weszła do dużej, ozdobionej wschodnimi kobiercami sypialni. Pod ścianą stało mocno wzburzone łoże z baldachimem haftowanym w lilie. Wszyscy troje stanęli w jego nogach i już wkrótce okazało się, że młody książę nie jest w nim sam. Obok rudej czupryny widać było jasny warkocz Wandzia.
- Kto śmiał tknąć Godfryda?! Wykastruję go osobiście! – warknął Zygfryd i wyciągnął zza pasa tępy, ozdobny sztylet.
- Zhańbił biedne maleństwo! – krzyknęła omdlewającym głosem Ksenia, łapiąc się za głowę.
- Nie waż się zrobić krzywdy mojemu synowi! – ryknął na niego Krak, wyrwał mu broń i wyrzucił przez okno.
***
   Wandziu z Godfrydem wrócili do zamku dość wcześnie, bladym świtem przeskoczyli przez ognisko i udali się prosto do sypialni. Nie byli tak zmęczeni jak inni imprezowicze, ponieważ nie wypili zbyt wiele alkoholu i nawet trochę się przespali. Zjedli lekkie śniadanie, po czym udali się do łaźni. O tej porze nie było tam nikogo, basen zasilany wodą z ciepłych źródeł był zawsze pełen parującej wody o lekko siarkowym zapachu. Pomieszczenie zostało wyłożone czarnym marmurem przywiezionym aż ze słonecznej Italii. Ściany ozdobiono frywolnymi płaskorzeźbami, pokazywały sceny z Nocy Kupały. Jednym słowem było to pomieszczenie o jakim marzyła Ksenia i na jego widok na pewno zazgrzytałaby zębami z zazdrości.
- Mam ochotę na ciepłą kąpiel – Wandziu zaczął zrzucać ubranie. – Poza tym musimy pomyśleć co powiemy ojcu, bo druid na pewno nas zanotował.
- Masz zamiar teraz myśleć? – Godfryd wpatrywał się w tyłek chłopaka z pożądliwą miną. Rozebrał się z szybkością błyskawicy, po drodze udało mu się zabrać z półki jakiś ładnie pachnący krem. – Właściwie dlaczego nie? Ty się pozastanawiaj, jesteś w tym lepszy, a ja ci zrobię masaż. Wyglądasz na nieco spiętego. – Przygryzł wargę, by nie zamruczeć na wspaniały widok, jaki miał przed oczami. Wandziu wchodził właśnie do wody, zgrabne ciało przysłaniały jedynie jasne jak len, długie włosy. Kropelki wody w świetle pochodni migotały na nim niczym małe diamenciki.
- Ciekawe jak ty byś wyglądał, gdyby twój ojciec właśnie szukał cię po całej okolicy z zamiarem obdarcia ze skóry? – Oparł się na brzegu basenu rękami i położył na nich głowę. Unosił się na wodzie, wypinając do góry jędrne pośladki.
- Na szczęście go tu nie ma. Ostatnio zupełnie zgłupiał pod wpływem tych klechów z południa. Zaczął wprowadzać dziwne, ponoć moralniejsze zasady i posty, dzięki bogu matka jest o wiele rozsądniejsza od niego. – Podszedł bliżej do dryfującego się przed jego oczami cudu. – Nie kręć się tak, w węgorza się bawisz? Stań do mnie tyłem tak będzie łatwiej. – Położył dłonie na jego ramionach. Zaczął je delikatnie masować, miękka, rozgrzana wodą skóra była bardzo przyjemna w dotyku, a w  jego rudej głowie natychmiast pojawił się niecny plan. Zsuwał dłonie coraz niżej, aż dotarły do wyznaczonego celu.
- Co ty tam wyprawiasz? – zapytał zaniepokojony Wandziu. Gdzieś tam w głowie kołatało mu się, że powinni przestać, ale problem między udami zaczął znowu narastać, a rączki Godfryda na jego ciele wzbudzały w nim rozkoszne dreszcze.
- Nie bądź taki dziki kochanie – zachichotał Niemiec, powoli zbliżając się do drgającej z podniecenia szparki.
- Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś podczas masażu wkładał łapy między pośladki – wymamrotał niewyraźnie chłopak. Było mu w tej chwili tak dobrze, że wszelkie podejrzenia co do zamiarów Godfryda przysłoniła różowa chmurka przyjemności. A kiedy poczuł pożądliwe usta, przesuwające się pieszczotliwie wzdłuż jego kręgosłupa, zamruczał i wypiął się jeszcze mocniej.
- To nowa metoda - tłumaczył Niemiec aksamitnym głosem – relaks od zewnątrz i od wewnątrz. – Niespodziewanie potarł drżącą dziurkę i włożył do niej pierwszy palec, który wcześniej dyskretnie zanurzył w stojącym na obramowaniu basenu kremie.
- Chyba wystarczy – szarpnął się nieco wystraszony tymi manewrami Wandziu. Nikt go tam nigdy nie dotykał i chociaż wrażenie było jak najbardziej pozytywne, natychmiast przypomniał sobie dramatyczne opowieści rycerzy ojca o pierwszej nocy - pełne krzyków, jęków i krwi nadobnych dziewic.
-  Powinniśmy juz wracać – sapnął, bo sprytny paluszek podrażnił jakiś wrażliwy punkt w jego wnętrzu. Miał ochotę jednocześnie uciec i zostać.
- Ależ z ciebie płochliwa dziewica – Godfryd jedną ręką przytrzymał go w pasie, a drugą zaczął pieścić nabrzmiałego członka. – Zabrałeś mój wianek, więc nie myśl, że odpuszczę ci twój – wyszeptał ochryple do jego ucha. – Poddaj się. – Szparkę rozciągały już trzy ruchliwe paluszki.
- To atak  z zaskoczenia! Och...! – zajęczał przeciągle, kiedy twardy jak żelazo penis chłopaka wdarł się w jego ciało. O dziwo wcale nie bolało, tak jak się tego obawiał. – Chcesz mnie przebić na wylot?
- Może nie na wylot, ale na pewno oddam kilka celnych strzałów – zaczął powoli się poruszać w oszałamiającej ciasnocie. Dla niego, to też było pierwsze tego typu doznanie i musiał przyznać, że ciasna dziurka Wandzia była idealnym miejscem dla jego spragnionego spełnienia członka. Zwiększał tempo ruchów, jednocześnie nie zaprzestając pieścić wijącego się pod nim ciała kochanka.
- O tak... mocniej... jeszcze... – krzyczał już po chwili Wiślanin, a potęgująca się coraz bardziej rozkosz spowodowała, że zapomniał o swoich lękach i oddał się chwili. Obaj mężczyźni zupełnie się zatracili w rozkoszy, ich ekstatyczne westchnienia i jęki słychać było doskonale na całym parterze, na szczęście pogrążonego we śnie zamku.
                                                      ***
   Kwadrans później już w pełni ubrani podążyli do sypialni Wandzia. Mieli zamiar przedyskutować swoją strategię wobec Kraka, który na pewno gdzieś tam ostrzył sobie na nich zęby. Kiedy jednak usiedli na łóżku, poczuli się tak zmęczeni, że postanowili na moment się położyć, nawet nie wiedzieli, kiedy zamknęli znużone powieki. Wtuleni beztrosko w swoje ramiona pogrążyli się w mocnym śnie, nie mając pojęcia, że nad ich głowami właśnie zbierają się czarne chmury, w postaci rozsierdzonych rodziców.
Obudziły ich straszliwe wrzaski i brzęk tłuczonego szkła. Otworzyli jednocześnie oczy, w samą porę by zobaczyć, jak rzucony ręką Kraka sztylet rozbija okno.
- Jak mogłeś zrobić coś takiego, nie tak cię wychowałem - ryczał niczym ranny lew Zygfryd.
- Zatłukę jak psa! – darł się Krak i zaczął odpinać pas. Ksenia widząc, że zanosi się na bijatykę nieco się opanowała. Obawiała się, że rozgniewani mężczyźni zrobią chłopcom prawdziwą jesień średniowiecza. Postanowiła jakoś załagodzić sytuację.
- Odpuście, przecież nic się takiego nie stało. Dzieci pewnie były zmęczone całonocną zabawą i zasnęły. – Chwyciła obu wyrywających się ojców za spodnie. – Przecież są nawet w pełni ubrani! O co wam chodzi?!
- Skoro tak, to nawet lepiej, zabieram mojego syna do domu! Nie będzie wychodził za takiego barbarzyńcę, który nie umie się zachować! – warknął Zygfryd i wyciągną rękę do Godfryda.
- I bardzo dobrze, na pewno znajdzie się ktoś z lepszym posagiem! – wytknął mu natychmiast skąpstwo Krak.
- Powiem cesarzowi przy najbliższej okazji jak u was traktuje się gości! - pienił się Niemiec.
- A leć na skargę ciamajdo, skoro nie masz jaj sam tego załatwić! – pokazał mu zgięty nieprzystojnym geście łokieć Wiślanin.
- Panowie, zachowujcie się jak na mężów stanu przystało! – załamała ręce Ksenia. Obaj książęta, zacietrzewieni niczym koguty, zupełnie stracili rozsądek. 
Nastała chwila ciszy, widać było, że jej słowa dotarły do rozgniewanych mężczyzn. W kobietę wstąpiła nadzieja, że może wszystko się jeszcze dobrze skończy. Niestety ten moment wybrał sobie Godfryd by przepełznąć przez łóżko i skryć się za wstającym właśnie Wandziem. Na obu wypiętych tyłkach, odzianych jedynie w cienkie spodnie, można było zobaczyć niewielkie plamy z krwi, a na ich odsłoniętych szyjach rozliczne ugryzienia i malinki. Prawdy niestety nie udało się ukryć i wojna rozgorzała na nowo.
- Uciekajcie, przemówię im do rozumu – szepnęła do chłopców Ksenia i wskazała oczami balkon. – Chcę was widzieć za godzinę w sali narad – dodała głośniej. Ani Wandziowi, ani Godfrydowi nie trzeba było tego drugi raz powtarzać, umknęli zwinnie z komnaty, a kłócący się ojcowie nawet tego nie zauważyli. 
                                                          ***
   Jak nakazała nadobna Ksenia obaj winowajcy zjawili się po godzinie już przystojnie ubrani i uczesani z bardzo skruszonymi minami. Trzymając się za ręce dla dodania sobie otuchy weszli do komnaty. Rodzice przywitali ich groźnymi minami i pogardliwymi spojrzeniami.
- Jak to się stało, że dawaj młodzieńcy z dobrych, obyczajnych domów biegali po lesie niczym parobkowie i oddawali się wyraźnie zakazanym im czynnościom? – zaczęła kazanie kobieta.
- Też chętnie się dowiem – dodał chłodno Zygfryd. Krak tymczasem milczał, bo kilka odpowiedzi przyszło mu do głowy. Po krótkiej przerwie i małym namyśle doszedł do wniosku, że wina leży nie tylko po stronie chłopców.
- Może zacznijmy od tej księgi – odezwał się słodko Wandziu i wyciągnął zza kaftana pokaźne, doskonale znane wszystkim obecnym, tomiszcze.
- Skąd on to ma?! – huknął niespodziewanie na zmieszaną żonę Niemiec. Sam przećwiczył z nią wszystkie zawarte tam pozycje doskonale się przy tym bawiąc.
- No wiesz, on był taki załamany tym wyjazdem, chciałam go jakoś rozweselić – zaczęła tłumaczyć się zarumieniona księżna.
- Pięknie – mruknął Krak. – Daliście mu podręcznik do zabaw erotycznych, a potem kazaliście mi pilnować dwóch napalonych smarkaczy?!
- Ja nic o tym nie wiedziałem – speszył się Zygfryd.
- Akurat ci wierzę. To po co przygnałeś tu na złamanie karku? – rzucił podchwytliwe pytanie.
- Wszystko przez ten list – Ksenia podała mu wyciągniętą z kieszeni kartkę. Wiślanin przebiegł po niej wzrokiem, po czym poczerwieniał na twarzy ze złości.
- Wezwijcie mi tu tego durnego pachołka! – krzyknął w stronę struchlałej służby. Wszyscy stali dobry kwadrans w milczeniu, czekając na przybycie Klausa. Wsunął się nieśmiało do komnaty, ukrywając się za plecami Mściwoja. Bał się, że tym razem dostanie porządne baty od surowego pana, jakim był Zygfryd.
- Coś ty tu nawypisywał idioto! Od kiedy mamy po dwa penisy i gwałcimy swoich partnerów na śmieć?! – ryknął na niego Krak.
- Spokojnie, bo ten tchórz nie wydusi z siebie ani słowa – upomniała go Ksenia, widząc jak trzęsący się chłopak zaczyna się cofać.
- Gadaj zanim rozerwę cię na strzępy!
- Bo to było tak...
Klaus opowiedział, jak wystraszony był Godfryd wyjazdem do nieznanego mu państwa, jak za wszelką cenę chciał wrócić do domu i jak wspólnie wymyślili, że muszą przekonać Zygfryda, że ten barbarzyński kraj nie nadaje się do zamieszkania. Doskonale znając słabe punkty rodziców młodego panicza, wiedzieli, że księcia przekona jedynie nieobyczajność, a księżnę brzęczące talary. Stąd taka a nie inna forma listu.
- Ja cię normalnie zabiję! – Tym razem wściekł się Zygfryd. – Zamiast pohamować niemądre pomysły mojego syna, ty jeszcze mu w nich pomagałeś?! Już ja wynajdę taką karę, że zapomnisz jak się nazywasz!
- Pozwolisz panie, że ja się tym zajmę – odezwał się spokojnie Mściwój. – Klaus jest obecnie moim małżonkiem i do mnie należy wymierzenie mu sprawiedliwości.
- Mam nadzieję, że nie będziesz szczędził mu razów!
- Oczywiście, z przyje...hm... znaczy chciałem powiedzieć, że dokładnie spełnię polecenie waszej wysokości – odpowiedział grzecznie Mściwój, mający wizję zgrabnych pośladków męża, wypiętych na jego kolanach, rozkosznie zarumienionych od klapsów.
- No wiesz?! – Oburzył się Klaus, nie mający pojęcia, co chodzi po głowie Mściwoja.
   Tymczasem Wandziu z Godfrydem patrzyli niespokojnie na rodziców i naradzali się szeptem, ani na chwilę nie puszczając swoich dłoni. Kiedy pachołek wraz z koniuszym wyszli, odważnie podeszli bliżej.
- My jesteśmy już małżeństwem, nie możecie nas rozdzielić. Zawarliśmy je według naszych tradycji i skonsumowaliśmy związek. Druid na pewno potwierdzi moje słowa. – Młody Wiślanin skinął w stronę siwowłosego mężczyzny, obserwującego z kąta całą awanturę.
- To prawda, w obecności wielu świadków skoczyli o świcie przez ognisko – poważnie odparł starzec i pokazał wszystkim obecnym swoje zapiski.
- Naprawdę chcesz tutaj zostać synku ? – zapytała łagodnie Ksenia. Było jej nieco wstyd, że tak pochopnie zgodziła się na pomysł z małżeństwem, nie biorąc pod uwagę jego uczuć.
- My się kochamy – odpowiedział jej uśmiechnięty Godfryd, przytulając się do boku męża.
- To prawda – przytaknął mu Wandziu i objął go ramieniem.
Zygfryd przez chwilę przyglądał im się w milczeniu. Widział jak  ufnie tulą się do siebie, wspierając się nawzajem. Wyglądało na to, że nie było to tylko chwilowe zauroczenie, ale prawdziwe uczucie na całe życie, jakie połączyło jego i Ksenię. Zauważył, że Krakowi także przeszła złość i patrzy na młodych mężczyzn z wyraźną aprobatą.
- W takim razie musimy chyba zorganizować porządny ślub i wyprawić weselisko – stwierdził już zupełnie spokojnie. Doszedł do wniosku, że po drugiej stronie granicy warto mieć przyjaciół, którym w razie potrzeby można zaufać. Poza tym nie ma dla rodzica niczego piękniejszego, niż szczęście jego dziecka.
............................................................................................................
KONIEC


Mam nadzieję, że podczas czytania tej przerobionej Legendy O Wandzie, bawiliście się równie dobrze jak ja podczas pisania. I może odrobinę was przekonałam, że nie tacy Niemcy straszni jak ich niektórzy malują.:))

9 komentarzy:

  1. ,,Jak nakazała nadobna Ksenia obaj winowajcy zjawili się po godzinie, już przystojnie ubrani i uczesani z bardzo skruszonymi monami. '' ,,minami''
    ,,Obawiała się, że rozgniewani mężczyzni zrobią z chlopcom jesień średniowiecza.'' Bez ,,z''
    ,,-Coś ty tu nawypisywał idioto! Od kiedy mamy po dwa penisy i gwałcimy swoich partnerów na śmiec?! - ryknąl książe.'' ,,śmierć''
    ,,...Odpowiedział grzecznie Mściwój, mający właśnie w wizję zgrabnych pośladków...'' bez w.
    Pod koniec bylo kilka literowek np. Zamiast ,,cię'' napisalas ,,cie''
    Tak strasznie bede teskic za Klausem ;( . Moze napiszesz cos o nich?:P
    Aczkolwiek dobrze, ze juz zakonczylas to opowiadanie. Koncowka byla wzruszajaca. Dobrze, ze sklocone krainy sie pogodzily.
    O tak. Zgadzam sie z toba. Chociaz kiedy bylem w restauracji niemieckiej obsluga byla dosc chamska.. moze to tylko oni tacy dziwni..
    Bede wspominac historie naszych ksiazecych synow.
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że świetnie się bawiłam czytając Twoją wersję tej legendy :D Zakończenie było bardzo cudne, a list Klausa trochę namieszał, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dziękuję Ci za te opowiadanie, bo przyjemnie umilało mi czas :) Dużo, dużo weny Ci życzę na kolejne pomysły i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda,że to już koniec :) Piękne i zabawne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie piękne!! <3 Już tęsknię, ale wiem że już niedługo nowe i równie dobre będą! :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna bajka, bardzo podobała mi się ta historia. Widać, że Godfryd i Wandziu się kochają! Zygfryd i Krak też dobrzy są:D Nadobna Ksenia zyskała moją sympatię :)
    Najdłuższa Twoja bajka:) Uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie skończyłam czytać to opowiadanie i napiszę, że jestem mile zaskoczona. Nie wiem, czy ma na to wpływ to, że czytałam je w całości, czy tez po prostu jest tak ciekawe, ale naprawdę mi się podobało.
    Pierwszym zaskoczeniem było dla mnie to, że Wandzio, mimo żeńsko brzmiącego zdrobnienia, oraz faktu, ze jego pierwowzorem była kobieta, był zdecydowanie bardziej męski. Godrfyd był zaś w tym związku zdecydowanym uke.
    Jak zwykle uraczyłaś czytelników barwnymi postaciami drugoplanowymi. Wątek Klausa i Mściwoja była interesujący i oryginalny. Choć przyznam szczerze, że wolałabym, by Niemiec był mniej rozwiązły. Awantura jaka wynikła z tego powodu była jednak cudna. Co prawda to pojedynek miał rozstrzygnąć, który z adoratorów Klausa zostanie jego mężem, ale chłopak w sprytny sposób tak pokierował sprawami, ze ostateczny wybór był jego. Trochę mi nie pasowało to, jak Klaus unikał tak zwanych małżeńskich obowiązków. Niby lubi seks, ale własnemu mężowi odmawia. Jak dla mnie jest to nie logiczne. Choć przyjmuję tłumaczenie, że był zwyczajnie wściekły za wmanewrowanie go w stały związek.
    Nadobna Ksenia udała Ci się wyśmienicie. Z jednej strony jest to kobieta skąpa i pobożna aż do przesady, z drugiej frywolna jak nastoletnia panienka. Podarowanie synowi średniowiecznej Kamasutry było znakomitym pomysłem.
    Ale dość zachwytów. Co prawda od opowiadania nie mogłam się oderwać, ale zauważyłam pewne niedociągnięcia. I o ile mogę zrozumieć, że opowiadania rządzą się swoimi prawami i można pominąć taki drobny fakt, ze w średniowieczu trudno było znaleźć na terenach Polski budowle z kamienia, to Twoje niezdecydowanie względem tego, czy Krak jest królem, czy księciem było naprawdę irytujące.
    Podsumowując, to chyba najlepsze opowiadanie na tym blogu. Nie mogę się doczekać kolejnych przeróbek bajek i legend.
    Pozdrawiam i czekam na więcej (może następnym razem m-preg? *robi słodkie oczka*),
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    rewelacja, rewelacja... i Ty się pytasz czy się podobało..... oczywiście... Ksenia była nad wyraz wyrozumiała dla chłopców... Godfryd i Wandziu się bardzo kochają... ale i Krak jak i Zygrfryd wspaniale wypadli...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniale, list Klausa sporo namieszał ale niema tego złego, co by na dobre nie wyszło... Mściwój bardzo chętnie ukaże małżonka, Ksenia nagle okazała się głosem rozsądku, smutny z powodu wyjazdu więc dam do poczytania erotyk...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń