środa, 1 stycznia 2014

Poduszka I

   Cóż mogę powiedzieć, macie przed sobą moje pierwsze Snarry. Wynik nocy sylwestrowej z wódeczką i Mikim, który często służy mi za wena. Ci którzy czekają na rozdziały innych opek powinny mieć pretensje właśnie do niego.
Mistrz eliksirów ma pewne problemy z krnąbrną służbą, postanawia im zaradzić przy pomocy magii, a ponieważ jego myśli uparcie wracają do Pottera, efekt jest nieco inny od zamierzonego.
Ostrzeżenie! Świat przedstawiony w tym opowiadaniu odbiega daleko od kanonu, więc czytacie na własną odpowiedzialność!

   Sverus Snape od rana chodził poirytowany po swoim gabinecie, a szkolna szata powiewała za nim niczym sztandar. Nos profesora wydawał się jeszcze bardziej drapieżny niż zwykle, a blade usta zaciśnięte miał w wąską kreseczkę. Na widok takiej miny jego uczniowie zazwyczaj kulili się w sobie, starając się pozostać niewidzialni dla czarnych, gorejących niczym rozżarzone węgle oczu, a ich wątłe duszyczki wędrowały trwożliwie w okolice pięt.
   Właśnie był Nowy Rok, wieczorem mieli się zjawić goście, a mieszkanie profesora w Hogwarcie przypominało skrzyżowanie antykwariatu z pracownią szalonego chemika, po którym przeszło tsunami i to co najmniej dwa razy. Przeklinał w duchu na swoją głupotę. Przed świętami jego domowy skrzat Pyłek poprosił o możliwość odwiedzenia rodziny na jeden dzień, od tego czasu wszelki słuch po nim zaginął. Po żmudnych poszukiwaniach mężczyźnie udało się odnaleźć marnotrawnego sługę. Z zielonych płomieni kominka wyłoniła się mocno pokiereszowana twarz stworzenia, jeśli dziwny kartofel pokryty szeregiem sinych bulw z ceglastymi rumieńcami na policzkach, można nazwać twarzą. Oczka skrzata wydawały się jeszcze mniejsze niż zazwyczaj i jakby wodniste. Profesor mimo, że bardzo się starał, nie mógł się doszukać w nich najmniejszego błysku inteligencji.
- Ee…? – Wymamrotało stworzenie nastawiając szpiczaste uszy. Właśnie wypił z kuzynem kolejną porcję mocno doprawionego kompociku z dalekiego kraju, który chyba nazywano bimbrem i czuł się jak w niebie. Oczy jego pana, które zazwyczaj napełniały go strachem i nabożnym szacunkiem, wydały mu się w tej chwili niezwykle ciepłe i pełne czułości. – Kocham p.. pana.. – wyjąkał z głębi serca, pompującego radośnie wysokoprocentową ciecz do jego otumanionego mózgu.
- Ty mały, zapijaczony idioto! Masz natychmiast wytrzeźwieć i wracać! – wywarczał wściekły Snape, którego ciśnienie jeszcze bardziej się podniosło. W głowie mu się nie mieściło, że ten pokurcz śmiał urządzić sobie świąteczną imprezę bez jego zgody. To wszystko dlatego, że był zbyt dobry i zlitował się nad biednym skrzatem, którego nikt nie chciał z powodu jego głupoty oraz skłonności do wypadków. Mężczyzna lubił niekiedy o sobie myśleć jako o dobroczyńcy. Prawda jednak przedstawiała się nieco inaczej. Profesor był bardzo zajętym człowiekiem, a że pochodził z bogatego, arystokratycznego rodu o pracach domowych nie miał zielonego pojęcia. Niestety żaden przysłany przez agencję sługa nie wytrzymał z nim zbyt długo z powodu jego słynnego, Snapowskiego charakteru. Jedynie Pyłek, okazał się lojalny i chętny do pozostania w hogwardzkim mieszkaniu. Po jakimś czasie wypracowali kompromis i jakoś się dogadywali, a Severus, choć przyszło mu to z wielkim trudem, przyzwyczaił się do mankamentów skrzata. Wiedli razem w miarę spokojny żywot aż do dzisiaj.
- Jeszcze p… po maluszku – Skrzat uniósł trzymany w rękach pucharek wielkości jego tułowia. – Po… powinien p… pan sss… spróbować, jak pan się pozbędzie tej skwaszonej miny, to może w końcu znajdzie sobie żonę. Hic… hic… - rozległo się paskudne czknięcie. – Albo męża… - Pyłkowi przypomniało się jak ostatnio zastał swojego szefa przyciskającego do ściany Lucjusza Mafloya. – Odradzam ulizanego blondyna… n… nie nadaje się…- wybełkotał z trudem, po czym zniknął zanim Snape zdążył wtrącić choćby słówko.
   Profesor, choć naprawdę wściekły, musiał pogodzić się z faktami. Skrzat chlał gdzieś alkohol niewiadomego składu oraz pochodzenia i nie miał najmniejszego zamiaru w najbliższym czasie wrócić. Mógłby go zmusić, ale dobrze wiedział jak złośliwe potrafią być te niewielkie stworzenia, robienie sobie wroga z jedynego sługi nie miało sensu. Musiał wymyślić coś innego, w końcu był mistrzem eliksirów i  posiadaczem orderu Merlina za zasługi dla nauki. Usiadł przed płonącym kominkiem z kieliszkiem wina w dłoni i głęboko się zamyślił. Po chwili podniósł głowę i jego spojrzenie padło na leżącą na sofie włochatą, czarną poduszkę z jadowicie zielonymi frędzlami. Na przedzie miała wyhaftowane srebrnymi niciami – własność Severusa Snapa. Dostał ją kilka lat temu od ciotki Wiktorii i nie ośmielił się wyrzucić, poza tym w jakiś dziwny sposób zawsze przywodziła mu na myśl Pottera. Prawdopodobnie chodziło tu o zestawienie kolorów i splątane, stojące na wszystkie strony kudły. Niejednokrotnie wyżywał się na niej, kiedy chuderlawy potomek Jamesa zalazł mu za skórę. Chociaż musiał przyznać, że ostatnio nabrał nieco kształtów. W zeszły miesiącu obserwował go w czasie treningu i z zaskoczeniem stwierdził, że nie może oderwać oczu od jego kształtnego tyłka doskonale widocznego podczas latania na miotle. Z niepozornego dziecka powoli, zamieniał się przystojnego, młodego mężczyznę. Mistrz eliksirów nie znosił wybrańca, który zazwyczaj samym podobieństwem do Jamesa potrafił doprowadzić go do furii, ale jako wielbiciel męskiej urody musiał przyznać, że robi się coraz bardziej interesujący, co niestety zauważył nie tylko on, ale co najmniej połowa Hogwartu. Na szczęście Potter był zbyt niewinny i naiwny, by to dostrzec.
- Chyba opiłem się oparami z paszczy tego skrzata! - Zirytowany tokiem swoich myśli machnął ręką. Przypomniało mu się, że ma gdzieś eliksir, zamieniający dowolną rzecz lub stworzenie w idealnego, domowego robota takiego, o jakich czytał w mugolskich książkach. Zastąpiłby chociaż na jakiś czas, tego niewdzięcznego skrzata. Poszedł do pracowni i wrócił z niewielką buteleczką. Ze złośliwym uśmieszkiem wylał jej zawartość na poduszkę, która wydała mu się w tym momencie idealnym obiektem do eksperymentu. Wypowiedział zaklęcie, machnął różdżką i…
- Na Merlina…! - udało mu się wydusić na widok swojego dzieła. Przed nim, z gęstego dymu wyłoniła się kanapa, a na niej zamiast poduszki leżał nagusieńki, zgrabny chłopak, dziwnie przypominający Pottera. Najwyraźniej spał nieświadomy, co się wokół niego dzieje. Od Wybrańca różnił się nieco kilkoma szczegółami. Czarne włosy miał długie do pasa i splątane w niemożliwy gąszcz, na czole nie było słynnej blizny, za to na piersi srebrnymi literami wytatuowany miał napis – własność Severusa Snape. Zniknęły też nieodłączne okulary, a wędrując bezkarnie wzrokiem wzdłuż szczupłego ciała profesor natrafił na bardzo interesującą hm… część. Zrobiło mu się nieco gorąco, rozpiął pod szyją szatę i nerwowym ruchem narzucił na chłopaka obrus w choinki ściągnięty w pośpiechu ze stołu.
- Aaa…! – wrzasnął dzieciak, kiedy otworzył jadowicie zielone oczy i zorientował się, że za jedyne ubranie ma kolorową serwetę. Na szczęście była sporych rozmiarów i zakrywała go od stóp do głów. – Gdzie ja … kim… ? - Na jego twarzy widać było całkowity zamęt i oszołomienie.
- Jestem profesor Snape, a ty jak masz na imię? – zapytał po chwili równie zdezorientowany mężczyzna. Z naukowego punktu widzenia stało się coś naprawdę dziwnego. Kogo właściwie miał przed sobą, bo że nie zaplanowanego robota, to było widać gołym okiem.
- Oo..? Nie wiem…? – wyszeptał chłopak i ugięły się pod nim nogi. Świat wokół niego był nieznajomy, lekko wirował, a jedyne co pamiętał, to twarz stojącego przed nim mężczyzny i jego niski, mocny głos. Klapnął na kanapę i wbił w niego wzrok.
- Jak to nie pamiętasz? – Do Severusa właśnie zaczęło docierać jak bardzo narozrabiał. Jeszcze wczoraj myślał, że już niedługo zginie z ręki Czarnego Pana, który ostatnio jakby coś podejrzewał i ciągle mu się przyglądał. Teraz wiedział, że to Dumledore dopadnie go pierwszy i utopi w tej swojej pomarańczowej herbatce, a Zakon Feniksa rozniesie po świecie jego szczątki ze śpiewem na ustach. Ten gryfoński, niewdzięczny pies Syriusz na pewno się ucieszy z możliwości pozbycia się go, całe wakacje żałował, że wyciągnął idiotę zza tej zasłony. Gdyby nie dramatyczne, rozdzierające serce wycie Pottera w Ministerstwie, pewnie by go tam jeszcze głębiej wepchnął. A tak miał kundla na karku, śledzącego każdy jego krok i mamroczącego coś o trzymaniu z daleka ohydnych łap od jego aniołka. O podziękowaniu za uratowanie parszywego życia oczywiście nie było mowy.
- A ty wiesz? – zapytał cichutko dzieciak i pociągnął nosem. Szmaragdowe oczy patrzyły na niego ufnie, a różowe usta lekko drżały. – Czy masz coś do ubrania? Nie mam nawet majtek – stwierdził, oblewając się rumieńcem.
- Oczywiście – Snapowi zrobiło się głupio, właśnie skrzyżował chłopca z poduszką, przewracając ich życie do góry nogami. W dodatku Potter najwyraźniej niczego nie pamiętał. Nie miał pojęcia jak to wytłumaczy dyrektorowi. Udał się do sypialni, wrócił z jeansami, koszulką i bokserkami. Zmniejszył je oczywiście magicznie do rozmiarów chłopaka, który sięgał mu ledwie do ramienia. Położył wszystko na stole, po czym wyszedł do pracowni by wysłać sowę do członków Zakonu. Poprosił w liście o zwołanie natychmiastowego zebrania w gabinecie Dumbledora. Kiedy wrócił mały próbował rozczesać kłaki, z bardzo mizernym skutkiem. Snape po raz pierwszy zobaczył go w dopasowanych rzeczach i przyglądał mu się z przyjemnością. Potter był teraz jakby delikatniejszą wersja siebie. Sądząc jednak po pełnych irytacji błyskach w zielonych oczach charakterek nie bardzo mu się zmienił.
- Ja to zrobię – odezwał się niespodziewanie dla samego siebie i wyjął mu z rąk grzebień. Gdy jednak pociągnął za pierwsze pasmo chłopak wydał z siebie przeraźliwy pisk.
- Aaa…! Boli! Może ma pan nożyczki? – Zapytał z nadzieją w głosie. Miał wrażenie, że ten mroczny mężczyzna chce go oskalpować. Pewnie czymś się mu naraził w przeszłości i nawet tego nie pamięta.
- To byłaby zbrodnia! – wyrwało się Snapowi. Nie miał pojęcia co go opętało, ale włosy smarkacza były takie miękkie i lśniące, niczym czarny jedwab. Nawet Lucjusz, mający bzika na punkcie swoich blond kudłów, nie mógł się z nim równać.– Zaraz przyniosę eliksir ułatwiający rozczesywanie.
- Ja bym je obciął, mniej kłopotu. – Chłopiec usadowił się wygodnie na krześle przed lustrem. Grzecznie czekał aż gospodarz wróci, machając nogami niczym dziecko. Miał nadzieję, że jego sytuacja wkrótce się wyjaśni. Właściwie to nie miałby nic przeciwko zostaniu tutaj. Mieszkanie było bardzo ładne, umeblowane antykami i utrzymane w szaro- zielonej tonacji. Kamienną posadzkę zaścielały miękkie dywany, a na ścianach wisiały obrazy i starożytne kobierce przedstawiające mityczne stworzenia. Mężczyzna wydał mu się całkiem miły, choć nieco szorstki w obyciu, a jego czarne oczy zrobiły na nim ogromne wrażenie.
- Pozwól. – Profesor wylał na dłonie nieco płynu z niewielkiej buteleczki delikatnie wtarł we włosy chłopca, który choć w pierwszej chwili się spiął, oczekując bólu, w drugiej już mruczał z zachwytu.
- To bardzo przyjemne – podniósł roziskrzony wzrok na mężczyznę, któremu na moment zaparło dech w piersiach. Ten Harry był zupełnie inny, uśmiechnięty, ufny szczęśliwy, bez rozdzierającego serce smutku w głębi oczu. Gdyby to od niego zależało pozwoliłby mu takim pozostać. Uroczym, nieco naiwnym siedemnastolatkiem, nie pamiętającym paskudnej przeszłości, nie znającym Czarnego Pana, zwykłym dzieciakiem żyjącym tak jak jego rówieśnicy. Rozczesywał pasmo po paśmie, obserwując pełną emocji twarz chłopca. Zazdrościł mu tej chwilowej beztroski, kiedyś też miał marzenia, które wojna pogrzebała raz na zawsze. Ostatnio dyrektor wysłał go do Nory, kiedy wszedł do środka uderzyła go pełna miłości i ciepła atmosfera panująca w tym domu. Zrozumiał jak wiele stracił, nigdy nikt nie patrzył tak na niego jak Molly na Artura, żadne dziecko nie tuliło się do niego i nie wzięło za rękę. Sam co prawda był sobie winien i odstraszał każdego, kto chciałby się do niego zbliżyć. Severus był bogaty i sławny w naukowych kręgach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy zwracają uwagę na niego tylko ze względu na to, nikt nie dbał o prawdziwego mężczyznę, ukrytego głęboko pod zgorzkniała powłoką. Jeśli przeżyje wojnę czekało go bardzo smutne, samotne życie.
- Proszę pana – Harry delikatnie położył drobną rękę na jego dłoni. Nie mógł znieść bólu w czarnych oczach. Pogłaskał nieśmiało poplamioną eliksirami skórę samymi czubkami palców.
- Gotowe. – Cofnął szybko rękę. Ocknął się z ponurych myśli i nieco zmieszał pod uważnym, szmaragdowym spojrzeniem. – Idziemy do dyrektora, może coś nam doradzi. – Ruszył do drzwi. Potter zawsze wzbudzał w nim mieszane uczucia, coś pomiędzy uwielbieniem dla jego matki Lilly, a nienawiścią do ojca Jamesa. A teraz taki bezbronny i kruchy właściwie z jego winy, obudził w nim instynkty opiekuńcze, o które nikt by nie podejrzewał ponurego profesora eliksirów.
***
   W gabinecie Dumbledora już na nich czekała profesor Minerwa i niestety Black we własnej, zapchlonej osobie. Reszta Zakonu Feniksa wykonywała ważne zadania i nie mogła uczestniczyć w zebraniu. Wszyscy na widok nowego image Harrego pootwierali szeroko oczy. Dyrektor z niejakim rozbawieniem pogładził długą brodę, Mc Gonagall parsknęła pogardliwie, a Black warknął i po psiemu obnażył zęby.
- Cos ty zrobił temu biednemu dziecku?! –  Wysoki głos kobiety podniosl im włosy na przedramionach. Podniosła ze stolika ciężką encyklopedię magicznych stworzeń, jakby miała zamiar rzucić nią w mężczyznę.
- Zrobił to specjalnie śmierciożerca jeden! – krzyknął rozwścieczony Syriusz. – Już od dawna kręcił się koło Harrego! – Złapał chłopca za ramię, by wyciągnąć go spod wpływu tłustowłosego dupka, jak w myślach zawsze nazywał Snapa. Tymczasem reakcja dzieciaka mocno go zaskoczyła. Zamiast przytulić się do niego jak oczekiwał, wyrwał się z jego uścisku, schował za plecami mistrza eliksirów i przylgnął mu do pleców. Przez miękki materiał wyczuł twarde niczym skała mięśnie. Tutaj czuł się bezpiecznie, jakby od wszystkiego co złe odgradzał go potężny mur.
- Kim jest ten dziwny facet? – zapytał cichutko w czarną szatę profesora, jednak wszyscy go usłyszeli. – Dlaczego ta kobieta tak piszczy?
- On nas nie poznaje?! – jęknęła Minerwa i usiadła na najbliższym fotelu. Zaczęła nerwowo wachlować się ręką.
- Napijmy się herbatki – dyrektor nalał złocistego płynu do filiżanek. – Może wytłumacz nam po kolei, co się stało. – Zwrócił się spokojnie do Severusa, z uśmiechem patrząc, jak Harry lokuje się obok niego na kanapie, przywierając do jego boku. Mężczyzna siedział sztywno i łypał na chłopaka groźnie, ten jednak nic sobie z tego nie robił. Wiercił się dopóki nie znalazł najwygodniejszej pozycji.
- No dobrze, więc skrzat się gdzieś zapodział, a ja potrzebowałem służby… - zaczął Snape, spoglądając chłodno na zebranych. Poczuł jak szczupła dłoń, chwyta niepostrzeżenie jego rękę pod stołem, jakby chciała dodać mu odwagi. Odchrząknął tylko, ale jej nie wyrwał jak poprzednio, oczywiście, tylko dlatego, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Kiedy tylko skończył swoją opowieść kobieta nie wytrzymała i krzyknęła zirytowana.
- Chcesz powiedzieć, że uczeń jest w tym stanie, bo tobie leniu nie chciało się samemu mieszkania posprzątać?!
- Miałem mieć gości – bronił się mężczyzna.
- Oczywiście, to cię usprawiedliwia! – prychnęła. – Włożenie na miejsce kilku par kalesonów musi być strasznie wyczerpującym zajęciem!
- Nie noszę kalesonów i majtek z golfem w przeciwieństwie do ciebie! - odgryzł się natychmiast Snape.
- Rozszarpię mu gardło! Co ta za idiotyczny napis Harry ma na piersiach! – Black na szczęście dla Snape nie zobaczył całego zdania, tylko poszczególne litery.
W tym czasie kiedy rozgorzała kłótnia chłopak był w nieustannym ruchu. Nie posiedział ani minuty, co chwilę coś przed sobą poprawiał, ustawiał i przesuwał, jakby odczuwał przymus ciągłego porządkowania wszystkiego wokół siebie.
– Zrobił z mojego chrześniaka robota! – Syriuszowi udało się przeskoczyć blat stołu i dopaść mistrza eliksirów. Chciał właśnie zacisnąć ręce na jego gardle, gdy Harry wystrzelił do przodu i drobna pięść trafiła mężczyznę prosto w nos, najwrażliwsze u każdego psa miejsce. Zawył i spadł na podłogę, między nogi zebranych.
- Ciiiiszaaa! – rozległ się donośny głos dyrektora pod wpływem, którego wszyscy zamarli na swoich miejscach. – Zostawcie swoje urazy na sposobniejszy czas, teraz musimy zająć się chłopcem. Jak się czujesz Harry?
- Mam na imię Harry? A jak dalej? Wszyscy przecież macie, te… no... nazwiska. – zapytał zaciekawiony. Nie odczuwał lęku, raczej niepokój co z nim dalej będzie. Zresztą profesor na pewno go nie zostawi, przecież należy do niego. Nawet go sobie podpisał, a tak robi się przecież z kimś ważnym, na kim nam zależy prawda? Mniej więcej takie myśli snuły się po głowie chłopaka.
- Może Pillow? Dopóki nie wróci ci pamięć – zaproponował Severus.
- Pillow? Ładnie, kojarzy się z czymś miękkim i przytulnym – uśmiechnął się z wdzięcznością do profesora. Teraz był już pewny, że go nikomu nie odda - ani temu warczącemu, przypominającemu zachowaniem nieco psa, panu, ani skrzywionej, jak po zjedzeniu cytryny, kobiecie.
- Ale dlaczego… - zaczął Black.
- Nie bądź idiotą kundlu! Za miesiąc zaczyna się rok szkolny. Zobacz jak on wygląda, nie ma swojej blizny! W dodatku pamięta tylko niektóre rzeczy – umie posługiwać się różdżką i ubrać, a nie poznaje nas ani tej szkoły. Nie wie kim jest, a przeszłość to dla niego czarna dziura. Jeśli do września nie uda się nam mu pomóc, pójdzie do Hogwartu jako Harry Pillow.
- W takim razie zabieram małego do siebie na resztę wakacji – Syriusz pociągnął chrześniaka do siebie. – Nie zostawię go na pastwę potwora z lochów.
- Wybij to sobie z głowy, ty nie umiesz się zająć nawet sobą, pchlarzu! – zdenerwował się Snape. Czuł się odpowiedzialny za to co się stało, nie pozwoli, aby chłopak wpadł w jakieś kłopoty w rękach tego prymitywa.
- Co ty na to dziecko? – zapytał łagodnie Dumbledore.
- Chcę do domu – stanął obok mistrza eliksirów i popatrzył na niego ufnie. Oczywiście przy okazji kilkakrotnie poprawił jego szatę i przekrzywiony w czasie kłótni krawat. – Jestem głodny, zrobię dla nas omlet z pieczarkami. – Pomachał wesoło wszystkim obecnym i ruszył do drzwi, a za nim z nieprzeniknioną twarzą Snape. 
   Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi Mc Gonagall odwróciła się z zaszokowaną miną do dyrektora, po czym po raz pierwszy w życiu wzięła od niego cytrynowego dropsa nasączonego melissą.
- Myślisz, że zaklęcie trafiło też Severusa? – zapytała zdezorientowana. – Zachowuje się co najmniej dziwnie. Właśnie dobrowolnie zabrał do swojego mieszkania Gryfona.
- Może ma wyrzuty sumienia – uśmiechnął się do niej zagadkowo mężczyzna.
- Ta sielanka długo nie potrwa, wkrótce odnajdziemy zakrwawione szczątki Harrego domieszane do jakiś czarno- magicznych eliksirów – stwierdził ponuro Black. Nalał sobie wina do szklaneczki i westchnął. Zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego jego chrześniak wolał pójść z tym nietoperzem ze Slytherinu, niż ze swoim krewnym.
  

11 komentarzy:

  1. O ile nie znosze fan ficków o Potterze.Tak ten całkiem nieźle się zapowiada. Nie mogę się doczekać na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny !!! Kocham HP <3
    A Snarry kocham, oczywiście zaraz po Drarry:D
    Zgadzam się, zapowiada się ciekawie, co się wydarzy? Co będzie gdy Harry odzyska pamięć?
    Czy znienawidzi Snape'a ? Czy uda mu się poznać Mistrza Eliksirów od innej strony?:)
    Nie mogę się doczekać kolejnej notki.
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Skarbusiu. To nie moja wina. Tylko wina. Opowiadanko mi się absolutnie podoba. Jest słodko-gorzkie, czyli takie jakie kocham. Snape ma ludzkie uczucia (co samo w sobie jest szokiem.) Potter to słodki idiota, no ale co się dziwić skoro nic nie pamięta. Teraz Sevcio będzie musiał mu wszystko tłumaczyć i uczyć go jak się zachowywać. Haha, niech tylko polubi Draco, a to będzie apokalipsa. Czekam aż Syriusz przeczyta napis na jego klacie . Piękne zjechanie McGonagall z tymi kalesonami( chociaż sam Snape w kalesonach.. tylko... mrrruu) Zgrabnie opisana treść, fabuła piękna, cóż więcej chcieć? (Bliźniaków miziających się na biurku Snape'a, ale to już takie moje małe marzenia) Oby tak dalej słoneczko!
    Twój Sama-wiesz-kto
    ♥♠♦♣

    OdpowiedzUsuń
  4. To opko fajnie się zapowiada :) Harry Pillow ha ha ^o^ ciekawe, jak Snape poradzi sobie z opieką nad chłopakiem. Będę oczekiwać kolejnej części ich perypetii :)

    OdpowiedzUsuń
  5. PIĘKNIE!!! <3 Ostatnio mam obsesję na Snarry więc... jestem oszołomiona! <3 A Snape powinien znać chociaż zaklęcia pani domu no ;P

    WENY ŻYCZĘ!! <3 Pięknie *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne. Wspaniałe Snarry i już chcę jeszcze. Zastanawiam się czy i jak wybrną z tego jeśli ten prawdziwy Harry jeszcze tam jest. No i jak będzie się im razem mieszkało. Czy ktoś postanowi odebrać chłopaka od profesora. Zanik pamięci czy też zmiana Harrego to zawsze wspaniały pomysł.
    Dużo dużo weny i chęci do pisania.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHAM :) CHCE WIĘCEJ :) CHLAJCIE CZĘŚCIEJ :D BOSKIE OPOWIADANKO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU :) POZDRAWIAM I ŻYCZĘ SPÓŹNIONE NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU ORAZ MNUSTWA WEEEEEEEEEEEEENYYYY :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    musze powiedzieć, że harry potter to nie moja bajka, ale czytało mi się naprawdę dobrze, no i jestem ciekawa jak to się dalej potoczy, czy uda się zdjąć ten czar z niego.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejoł! Musze przyznacz ze niecierpie snarry, w zyciu bym nic nie przeczytala z tego gatunku. No ale coz jako ze TY to napisalas... Po prostu nie umialam sie powstrzymac xD bylo genialne
    Mam pytanie, czy bajka o Wandziu juz sie skonczyla? Bo w takim dziwnym miejscu sie zakonczylo ze mialam wrazenie ze bedzie dalej...
    Weny,
    Mir :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bajka o Wandziu jeszcze się nie skończyła, prawdopodobnie 7 rozdział będzie ostatnim, ale nigdy nie wiadomo. Piszę na bieżąco według planu, ale czasem postacie zachowują się po swojemu, przedłużając akcję. Cieszę się, że mimo wszystko Snarry ci się spodobało. Czasami po prostu MUSZĘ coś napisać, to jeden z takich przypadków. Niektórzy nazywają to napływem weny, mnie to bardziej przypomina atak głupawki.

      Usuń
  10. Nie no... Rozłożyło mnie na łopatki, że tak powiem... Ale, ale... W pozytywnym znaczeniu ma sie rozumieć:D
    Lovciam snarry <3 <3 <3
    Lecę czytać dalej:)
    Fiolka

    OdpowiedzUsuń