niedziela, 19 stycznia 2014

O Wandziu, który nie chciał Niemca VIII

  Mściwój z Klausem szli przez rosnący w pobliżu murów zamkowych brzozowy zagajnik. Słońce umykało już za horyzont, przeświecało przez liście ostatnimi szkarłatnymi promieniami, nadając drzewom i krzewom fantastyczne kształty. Takie unikalne kolory, blaski i cienie można było zobaczyć tylko o tej porze dnia.
Niemiec przezornie wysforował się naprzód z dala od wyjątkowo ruchliwych i ciekawskich dłoni mężczyzny. Nie śpieszył się zbytnio, przeżyty pół godziny wcześniej orgazm nieco go rozleniwił. Nie mógł się jednak powstrzymać od  kręcenia pośladkami. Z natury zalotny i lubiący flirtować pachołek z przyjemnością słuchał aprobujących pomruków idącego za nim męża. Nie widział jednak ani jego miny, ani płonących coraz bardziej pożądliwie oczu.
- Strasznie się wleczesz – zauważył po kilku minutach takiej wędrówki koniuszy. Prawdę mówiąc był już na granicy wytrzymałości, jego ciało trawił palący głód, a nabrzmiały penis w obcisłych spodniach cierpiał katusze i domagał się wypuszczenia na wolność. Tymczasem mały drań maszerował beztrosko wąską ścieżką, machając mu przed oczami smakowicie wyglądającymi pośladkami.
- Ciżma mnie trochę uwiera – stwierdził po chwili milczenia chłopak i wszedł między drzewa, gdzie na niewielkiej polance leżała spora kłodę. Podszedł bliżej, oparł się na niej jedną nogą i zaczął pracowicie wiązać nieposłuszny rzemyk.
Koniuszy w tym czasie gapił się na jego wypięty tyłek z prawdziwie męczeńskim wyrazem twarzy. Zacisnął dłonie w pięści i krzywił się, jakby zjadł cytrynę.
,, - Wytrzymaj, chłopie, wytrzymaj, pokaż, że jesteś odpowiedzialnym mężczyzną, który potrafi nad sobą zapanować” – szeptał do siebie w myślach.
- Ale się zawęźliło – Klausowi wyraźnie coś nie wychodziło. Pochylił się jeszcze bardziej eksponując swoje zgrabne tyły.
- Jestem mężczyzną, jestem twardym mężczyzną – mamrotał Mściwój. - Cholera! Jestem bardzo twardym mężczyzną! – Ręce dosłownie same wyskoczyły do przodu i objęły chłopaka w pasie. Chuchnął na jego odsłonięty kark, a potem delikatnie go ukąsił.
- To już się nie śpieszymy? – zapytał rozbawiony pachołek, któremu zrobiło się nagle strasznie gorąco. Czuł potężne ciało męża napierające na jego plecy i coś sporego, w okolicach pośladków.  Szorstkie od trzymania wodzy dłonie wślizgnęły się pod jego koszulę i zaczęły pocierać sutki, które natychmiast stwardniały.
- Nie martw się, zrobimy to bardzo szybko – odezwał się ochrypłym głosem koniuszy. Zsunął mu spodnie do kolan i zaczął nawilżonym czymś palcem gładzić zaciśnięte wejście. Drugą ręką sięgnął do członka chłopaka, który pod wpływem jego dotyku natychmiast nabrzmiał.
- A gdzie romantyzm? Może najpierw jakieś - kocham cię, jesteś moim słońcem, księżycem i gwiazdami, albo coś?
- Zaraz zobaczysz całą drogę mleczną. – Rozsunął szeroko nogi chłopaka, przystawił do rozluźnionej szparki swojego penisa i pchnął mocno, mrucząc z przyjemności.
- Ach...! – jęknął Klaus. - Tak od razu do rzeczy? Hm... – Mściwój trącił w jego wnętrzu  wrażliwy punkt. – Jeszcze...
- Więc wypnij się bardziej – chwycił go mocno za biodra i narzucił szybkie tempo. Poruszali się zgodnym rytmem, już wkrótce było słychać tylko posapywanie i pełne przyjemności okrzyki obu mężczyzn.
- Tak... Ooch... Mściwójjj! Taaak! – zawył na cały głos Klaus i wytrysnął obfitym strumieniem spermy na omszały pień, strasząc biegające po nim mrówki. Koniuszy natychmiast poszedł w jego ślady, orgazm był tak silny, że pociemniało mu w oczach. Opadli na trawę nadal złączeni. Pocałował pachnący kark kochanka i przytulił się do jego pleców.
- Zapomnij o swojej ojczyźnie i rodzinie, teraz należysz już tylko do mnie! Nie pozwolę ci odejść! – szeptał mu zaborczo do ucha.
- A małe słowo na ,,K”? – wystękał z trudem chłopak, bo penis męża nadal w nim tkwił podrażniając wrażliwe ścianki.
- Kocham kiedy krzyczysz w ekstazie moje imię, kocham kiedy się uśmiechasz, kocham troskliwość z jaką odnosisz się do przyjaciół, a nade wszystko kocham się z tobą pieścić, patrzyć jak drżysz i przymykasz z rozkoszy oczy... – mruczał mężczyzna niskim wibrującym głosem.
- To miło, że tak bardzo mnie kochasz. – Klaus cieszył się, że mąż nie widzi jego czerwonej jak burak twarzy. Pierwszy raz ktoś powiedział mu coś takiego i miał ochotę latać. Poruszył się na próbę. – Czy mógłbyś jednak łaskawie opuścić mój tyłek?
- Szkoda – pocałował smukłą szyję. – Tam w środku jest bardzo przytulnie - zachichotał. – Posłusznie jednak się wycofał. Chciał aby ta noc była dla chłopaka wyjątkowa.
- Jestem głodny! Chyba na tym Święcie Kupały coś jecie? – Klaus wytarł się rosnącym w pobliżu liściem łopianu i naciągnął na siebie spodnie.
   Po kwadransie bardzo leniwego marszu dotarli do rozległej łąki nad rzeką, gdzie ucztowało prawie całe miasteczko. Na niebie widać już było gwiazdy, iskry z płonącego wysoko ogniska strzelały w granatowe niebo bez jednej chmurki. Pogłębiającą się coraz bardziej ciemność oświetlały płonące pochodnie. Wszyscy doskonale się bawili, część osób napychała się wspaniale pachnącymi potrawami, inni tańczyli zapamiętale wywijając hołubce, a starszyzna siedziała na trawie, popijając stuletni miód i obserwując szalejącą młodzież.
- Przyniesiesz mi coś dobrego? – Klaus usiadł na pobliskiej ławie i wyciągnął przed siebie długie nogi. Jeśli miał się przyłączyć do zabawy, musiał się czymś wzmocnić. Najlepiej tymi pachnącymi kiełbaskami z zarumienioną od ogniska skórką. Mściwój oddalił się, by przynieść dla nich trochę jadła i garniec miodu. Kiedy tylko zniknął w tłumie do odpoczywającego chłopaka przysiadł się niespodziewanie wojewoda Zagon.
- Zostawił cię samego? Gdybyś należał do mnie nie pozwoliłbym ci oddalić się ani na minutę! – Spróbował wziąć Klausa za rękę, ale ten natychmiast się odsunął.
- I dlatego właśnie nie jesteśmy razem, to mi pachnie niewolnictwem, a nie związkiem! – prychnął i wyniośle zadarł do góry upstrzony kilkoma złotymi piegami nos.
- A ty co tu robisz?! – Rozległ się za ich plecami warkot rozgniewanego Mściwoja. – Polujesz chamie na cudzym terenie?! – Przeskoczył kłodę na której siedzieli i stanął przed nimi z zaciśniętymi pięściami.
- Widocznie słabo mu dogadzasz skoro siedzi tutaj całkiem sam i wzdycha – rzucił złośliwie Zagon i wyprężył swoją wysoką sylwetkę przed koniuszym, wyraźnie dążąc do bójki.
- Spieprzaj chłopków moresu uczyć! – Nie pozostał mu dłużny Mściwój. Zrobił zamach i właśnie miał malowniczo złamać rywalowi szczękę, kiedy Klaus zwinnie zerwał się na równe nogi i stanął między ciskającymi przekleństwa mężczyznami.
- Poszaleliście kretyni?! Właśnie takie wasze zachowanie wplątało nas wszystkich w kłopoty! – Nadepnął jednemu i drugiemu z całej siły na nogę solidnie podkutą ciżmą. Usłyszał z przyjemnością z obu stron okrzyki bólu. – Panu już podziękujemy! – Zwrócił się do wojewody, który udał się kilka metrów dalej. Usiadł na ławie i nie spuszczał z nich czarnych oczu. – A z tobą to jeszcze sobie porozmawiam! – Wskazał mężowi miejsce na rozciągniętym na trawie pledzie.
- Popatrz jak się na ciebie gapi cham niemyty! Dlaczego mnie powstrzymałeś? Teraz siedziałby w swojej izbie i opatrywałby rany! – warczał Mściwój niezadowolony z przebiegu awantury.
- Głupi głupku! – Klaus usiadł mu na kolanach i puknął w czoło. - Gdy by ktoś doniósł o tym Krakowi, to dzisiejsze święto i kilka następnych spędzilibyście w lochach. Podobno macie tu bardzo przytulne, wilgotne cele pełne pająków i szczurów!
- Ale... – usiłował nadal wstać koniuszy, ale szybko zrezygnował, bo wiercący się na jego udach tyłeczek nacisnął kilka bardzo wrażliwych punktów. – Ale z ciebie bestyjka! – Zamruczał, a gniew nagle gdzieś się ulotnił.
- Chcesz się zemścić? Zauważyłeś, że wiele osób was obserwuje, czekając na finał tej historii? – zapytał słodko Klaus.
- Pewnie... – Nie miał pojęcia do czego zmierza ten słodki drań.
- Więc patrz i ucz się drogi przyjacielu. – Pochylił się i mocno pocałował w kuszące go od kilku minut wargi, po czym wziął z tacy pieczone udko z kurczaka i oderwał mały kęs. Jedną część włożył sobie do ust i oblizał się od ucha do ucha, drugą część powoli, zmysłowym ruchem wsunął do buzi męża. Otarł się kocim ruchem o jego muskularny tors, niby to szukając sobie wygodniejszego miejsca, a patrzącym na nich biesiadnikom zabrakło tchu w piersiach. Zagon zacisnął desperacko uda. Siedział wystarczająco blisko, by dobrze widzieć każdy szczegół rozgrywającej się scenki, a z każdą sekundą robiło mu się ciaśniej w spodniach.
- Ty przewrotny diabełku. – Koniuszy ponownie zapomniał o swoich deklaracjach zachowania powściągliwości. Nadzwyczaj chętnie oddał się zupełnie nowej dla niego rozrywce, polegającej na doprowadzeniu Zagona do szału. Mała dłoń właśnie wślizgnęła mu się pod koszulę i delikatnie drapała po brzuchu, druga zaś karmiła go najlepszymi kawałkami mięska. – Myślisz, że długo wytrzyma zanim publicznie spuści się w spodnie?
- Nie sądzę. – Klaus zerknął dyskretnie na czerwonego niczym pomidor wojewodę, który obciągał krótki kaftan najniżej jak potrafił. Najwyraźniej odczuwał spory dyskomfort i był bliski wybuchu. – Patrz! Jeden... dwa...- pomiział męża nosem po szyi – trzy...! – W tym momencie Zagon z desperacją wypisaną na twarzy zerwał się z miejsca i pognał mocno utykając w las trzymając się za krocze. Wszyscy siedzący w pobliżu wybuchli gromkim śmiechem.
- Miałeś rację diabełku. – Mściwój chichocząc pociągnął chłopaka do tańca. Chwilę tylko pokręcili się w swoich ramionach, bo pary zaczęły formować wężyka i pląsać wesoło w kierunku jeziora.
- Co oni wyprawiają? – Pisnął zażenowany Klaus, kiedy wszyscy zaczęli zrzucać ubrania. Przypomniał sobie wszystkie opowieści kumpli o Słowiańskich orgiach.
- Nigdy nie kąpałeś się na golasa w jeziorze? – zapytał rozbawiony jego miną mąż, po czym bezceremonialnie zdarł z niego i z siebie ubrania.
- Puszczaj! – pisnął Klaus, który stał z twarzą ukrytą na ramieniu mężczyzny. Poczuł jak silne ramiona go podnoszą, został zaniesiony do jeziora niczym księżniczka i wrzucony do wody. – Nalało mi się do oczu chamie! Nie rób ze mnie mdlejącej baby!
- Moja pani, pozwól, że cię umyję – Mściwój z wielkim bananem na twarzy pociągnął męża w bardziej odludne miejsce. Tam pod krzakiem jaśminu była niewielka, płytka zatoczka. Dno pokrywał miękki piasek, a woda sięgała siedzącemu chłopakowi niemal do ramion. – Słodka bogini, to nasz raj – drażnił się z prychającym Klausem, rzucającym płochliwe spojrzenia dookoła. Brzegi jeziora były mocno zatłoczone, cały tłum golasów chlapał się i piszczał, niektórzy całowali się ogniście nie zwracając uwagi na innych.
- Przestań mnie macać! Myślisz, że mam tyłek z żelaza? – fuknął, czując duże dłonie na swoich pośladkach.
- Robimy powtórkę, czy wywieszasz biała flagę? – Mściwój przyciągnął opierającego się męża do siebie i oplótł w pasie jego nogami. Wszystkie jego manewry ukryła woda, tylko gwiazdy i księżyc były milczącymi świadkami ich pieszczot. Łagodne fale obmywały delikatnie drżące ciała.
- Jaką białą flagę? Skąd niby miałbym ją tutaj wziąć? – dodał już nieco ciszej chłopak. Oparł głowę na ramieniu mężczyzny i oddał się chwili. Powietrze pachniało jaśminem, a noc rozświetlały jedynie wbite na brzegu pochodnie. Z daleka dobiegała ich tęskna muzyka, w której coraz częściej można było usłyszeć tętniące, pożądliwe nutki. Szorstkie dłonie masowały jego tyłek, ugniatały mięśnie pleców. Unosiły w górę i dół, powodując, że ich podbrzusza ocierały się o siebie lubieżnym ruchem.
- Dookoła pełno ludzi, ktoś nas usłyszy niewyżyty zwierzaku! – pisnął i od razu umilkł, bo język Mściwoja zaczął lizać jego szyję. Powoli, niezmiernie czule pieścił aksamitną skórę, a Klaus uwielbiał, kiedy dotykał go w ten sposób. Dosłownie rozpływał się w silnych ramionach. To było jedno z jego najwrażliwszych miejsc i mąż bezwstydnie wykorzystywał swoją wiedzę, by doprowadzić go do szaleństwa. Sięgnął za siebie i jednym ruchem nabił się na nabrzmiałego do granic możliwości członka mężczyzny. Posapując, wziął go w siebie najgłębiej jak potrafił. – Na co czekasz? – Podniósł głowę i spojrzał, nieco zaskoczonemu tym atakiem Mściwojowi prosto w oczy.
- Na odrobinę romantyzmu, nie jestem moja pani taki łatwy – Koniuszy najwyraźniej na coś czekał, co nie przeszkadzało mu pieścić jedną ręką penisa młodziutkiego męża.
- No dobra. Kocham cię, tak myślę, bo nigdy czegoś takiego do nikogo nie czułem, co wcale nie znaczy, że pozwolę sobą w ten sposób manipulować – wymruczał i pokręcił tyłeczkiem.
- Nawet mi to do głowy nie przyszło skarbie, nazwałbym to raczej perswazją – wyrzucił biodra w górę i uderzył celnie w prostatę chłopaka, który zakwilił i zmrużył z rozkoszy oczy. – Czy ten argument przemawia za naszym małżeństwem odpowiednio mocno?- Serce zabiło mu mocno ze szczęścia na usłyszane oświadczenie. Nie chciał jednak zbyt jawnie okazywać swojej radości, bo ten czarujący diabełek wlazłby mu na głowę.
- Myślę, że potrzeba więcej... och... tych... no... argumentów. – Wpił się pożądliwie w usta mężczyzny.
- Damom się nie odmawia... hm... tym bardziej takim pięknym... – Nadał powolne tempo ich ruchom, a każde z uderzeń było celne i posyłało wijącego się chłopaka na skraj ekstazy, spalało jego ciało w białym ogniu namiętności. Zatracili się w swojej miłości zapominając, że nie są sami. Znajdujące się w sąsiedztwie pary obserwowały ich z wypiekami na twarzach i niejaką zazdrością w oczach, po chwili wszyscy zaczęli naśladować pojękujących mężczyzn. Niektórzy pobiegli prosto do lasu w pośpiechy narzucając na siebie ubrania. Inni poszukali ustronnych miejsc w wodzie. Cała okolica wypełniła się pożądliwymi okrzykami, sapnięciami i postękiwaniem. Podchmieleni mocnym miodem, podnieceni tańcem i piękną sceną rozgrywającą się na ich oczach kochankowie, chętnie padali w swoje ramiona.
   Oczywiście w przypadku naszych bohaterów nie skończyło się na uprawianiu miłości w jeziorze, Mściwój konsekwentnie dążył do spełnienia swojej groźby. Kiedy tylko wyszli z wody udali się do lasu na poszukiwanie kwiatu paproci, tam, zanim nastał świt, kochali się jeszcze kilkakrotnie. Gdy słońce zaczęło wschodzić wrócili na łąkę, by zakończyć Święto Kupały skokiem przez ognisko, który miał oczyścić ich dusze i ciała ze wszelkiego zła oraz pobłogosławić nowy związek. Dookoła widać było sporo par, które przybyły to z tym samym zamiarem. Siedzący pod dębem druid, pracowicie coś zapisywał na długim pergaminie. Notował wszystkie nowe związki, aby potem nie było żadnych nieporozumień. Skok przez ognisko trzymających się za ręce osób traktowano jak zawarcie małżeństwa, co było zgodne z miejscowym prawem i tradycją.
   Klaus stanął na drżących nogach obok męża z niewyraźną miną, miał wrażenie, że zaraz skona ze zmęczenia. Drań Mściwój nie pozwolił mu zasnąć nawet na minutę. Pierwszy raz w życiu był tak wykończony, że czuł się jak żywy trup. Nie miał siły nawet pozapinać koszuli, a co dopiero skakać.
- Co tak stoisz diabełku? – Mąż przyglądał mu się z rozbawioną miną. – Ty pierwszy. – Wskazał wysokie na metr płomienie. Widział doskonale niezbyt przytomne spojrzenie słaniającego się na miękkich nogach chłopaka .
- Chyba nie dam rady. – Popatrzył smętnie na ognisko i zaczął grzebać w kieszeni. – O mam! – ucieszył się jak dziecko i pomachał przed nosem mężczyzny białą chusteczką z monogramem.
- Poddajesz się cukiereczku?
- Tak. A zaniesiesz mnie do domu? – wymamrotał, po czym oparł się całym ciężarem o jego pierś i potarł o nią policzkiem. – Skoro jestem twoim skarbem to musisz o mnie dbać. – Zasypiał na stojąco. – Tylko nie na księżniczkę! – Udało mu się jeszcze zaprotestować.
- W porządku Wasza Wysokość. – Mściwój odwrócił się do niego tyłem i owinął się jego nogami i rękami. Chłopak z cichym pomrukiem zadowolenia natychmiast przywarł do pleców męża.
- Dobra podusia. - Poklepał go po ramieniu i ułożył na nim głowę. – Cieplutka i ładnie pachnie – dodał z szerokim uśmiechem i po sekundzie spał już jak zabity.
- No... no...  – pokręcił głową przechodzący obok książę Krak. – Awansowałeś na Podusię. – Zagryzł przy tym usta by nie wybuchnąć śmiechem. Potężny mężczyzna jakim był jego koniuszy dźwigał swojego młodziutkiego męża z cielęcą miną, jakby był dla niego czymś wyjątkowo cennym. Przeskoczył przez ognisko i pognał do zamku. Najwyraźniej bardzo mu się śpieszyło do łóżka. Władca też zaczął powoli wracać uważnie rozglądając się dookoła, nigdzie jednak nie było ani śladu jego syna, ani co gorsza Godfryda. Postanowił, że jeżeli zrobili dzisiaj coś głupiego, osobiście obedrze ich ze skóry.

6 komentarzy:

  1. haha, ciekawa jestem jak Klaus nie spadł z jego pleców śpiąc. xD
    Oni są siebie warci, niewyżyte istoty ;P Bardzo mi się ich bzykanie podobało. A klaus utarł nosa, wojewodzie.
    Klaus i koniuszy są słodcy razem. Mam nadzieję, że ich małżeństwo będzie udane i pełne namiętności xD

    OdpowiedzUsuń
  2. No, Mściwoj nieźle wymęczył Klausa :) Ich sprzeczki są naprawdę urocze. Hm, mam nadzieję, że Krak jednak nie wytrwa przy swoim postanowieniu i oszczędzi Wandzia i Gotfryda.
    Weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Pochylił się i mocno pocałował go w kuszące go od kilku minut wargi, po czym...'' bez jednego drugiego ,,go'' byloby lepiej.
    ,,Mała łapaka właśnie wślizgnęła mu się pod koszulę i...''' ,,łapka''. Osobiscie wolalbym ,,rączkę'' lub ,,mala dlon'' , bo lapka to bardziej zwierzeca :)
    Nie moge uwierzyc , ze Klaus jest taki niewyzyty i robili to chyna z 5 razy w jeden dzien. Biedny Zagon mam nadzieje, ze tez sobie kogos znajdzie..
    Nie moge sie doczekac reakcji ojca jak sie dowie co robili chlopcy.
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  4. No no niezły rozdział:) Nie spodziewałam się aż tak ostro. Cieszę się że to opowiadanie wyszło ci takie długie. Można się uśmiać nieźle i prowadzisz akcję bardzo sprawnie mimo że legenda z tego co pamiętam była dość uboga. Tu widać świeżość i orginalność.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ach jaki cudowny rozdział.... Mściwój i Klaus też się świetnie bawili na tym święcie... oj i jakie przedstawieni uskutecznili.... biedny Zagon....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudnie, "- Jestem mężczyzną, jestem twardym mężczyzną – mamrotał Mściwój. - Cholera! Jestem bardzo twardym mężczyzną!" genialne, Klaus to taki diabelek, oj biedny wojewoda do prowadzony do takiego stanu... i och Mściwój został podusią...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń