piątek, 10 stycznia 2014

O Wandziu, który nie chciał Niemca VII

    Tym razem spróbujemy sprawdzić, czy Wiślanie są rzeczywiście Włochami północy, cokolwiek to znaczy. Ocenę pozostawiam wam, mam nadzieję, że się nie rozczarujecie co do naszych rodaków.
To miał być ostatni rozdział, ale nieco się rozciągnął i kicha z zakończenia. :))

   Kiedy Mściwój o zmierzchu wrócił z pracy, zastał męża siedzącego z buntowniczą miną na fotelu. W samych spodniach, z bosymi stopami i w rozchełstanej koszuli nie wyglądał na kogoś, kto wybiera się na zabawę. Na widok mężczyzny tylko prychnął i zajął się pogryzaniem trzymanej w dłoni marchewki.
- Dlaczego nie jesteś gotowy? Zaraz zrobi się ciemno – Zapytał zaskoczony koniuszy. Myślał, że znudzony siedzeniem w domu chłopak będzie zadowolony z możliwości wieczornego wyjścia.
- Nie będę śpiewał psalmów przy ognisku, poza tym nie wyjdę w czymś takim. - Wskazał na pas cnoty. - Umarłbym ze wstydu, gdyby ktoś mnie w tym zobaczył, jeszcze ludzie sobie pomyślą, że cię zdradzam na prawo i lewo. – Owinął się kocem po same uszy, widać było tylko jego spochmurniałe oczy i jasną grzywkę. Najwyraźniej postanowił zostać.
- Jeśli obiecasz, że będziesz grzeczny, to ci go zdejmę. – Mściwojowi zrobiło się żal głuptasa. Nie ufał mu do końca, ale przecież pójdą na Noc Kupały razem, więc nie będzie miał szans narozrabiać.
- Dasz mi słowo honoru, że więcej mi tego nie założysz? – Klaus wbił niewinne, błękitne spojrzenie w męża, wyglądał przy tym słodko, niczym świeżo wykluty aniołek.
- Słowo honoru – powiedział uroczyście. Skoro małemu tak zależało, to dlaczego nie, doskonale wiedział, że istniało wiele sposobów na okiełznanie nieposłusznego rumaka.
- To daj w końcu ten kluczyk! – wyrwał mu go z ręki, włożył ją do spodni i sprawnie otworzył zameczek. – Odwróć się, ale już! – Zaczerwienił się na widok wpatrzonego w niego mężczyzny, który najwyraźniej miał nadzieję na mały striptiz.
- Jaki wstydliwy – zachichotał, ale posłusznie stanął przodem do ściany. W tym czasie Klaus zdjął narzędzie tortur, złapał za ubranie i umknął do łazienki. Szybko przebrał się w bardziej eleganckie szatki, podkreślające jego urodę, po czym rozpuścił i wyszczotkował jasne włosy, aż zaczęły lśnić. 
Kiedy wszedł do komnaty, Mściwój oblizał się na jego widok, niczym kot nad miską śmietanki i ruszył w stronę chłopaka z otwartymi ramionami. Ten jednak zwinnie przemknął pod nimi, zatrzymał się dopiero w progu i posłał mu całusa.
- Myślisz, że zrobią wrażenie na tych młodych rycerzach? – Klepnął się w zgrabne pośladki i pokręcił biodrami, chichocząc zaczął umykać korytarzem przed ciskającym przekleństwami mężem.
- Dałeś słowo mała cholero! Wracaj tu natychmiast!
- Nie dałem, to ty zadeklarowałeś, że mi już nie ubierzesz pasa ! – Klaus włączył drugi bieg, bo rozeźlony mężczyzna zaczynał go doganiać. Jak do tej pory sprawdziły się plotki o łatwopalności Wiślan, miał nadzieję, że te o temperamencie też nie są przesadzone. Zamek był zupełnie opustoszały, po drodze nie spotkali żywego ducha, więc nie miał kto zwrócić uwagi na ich galopady i wrzaski. Wszyscy już udali się na łąkę żeby świętować.
- Ożesz ty! – Mściwój dopadł go jednym skokiem i przycisnął do obwieszonej arrasami kamiennej ściany swoim potężnym ciałem.
- Zlituj się nade mną szlachetny rycerzu – Klaus zamrugał długimi rzęsami. – Jestem taki słaby i bezbronny – w tym momencie koszula zsunęła się mu z jednego ramienia. – Chyba nie masz zamiaru mnie wykorzystać? – Otarł się kocim ruchem o mężczyznę.
- Skoro jesteś całkowicie zdany na moją łaskę. – Gniew natychmiast zamienił się w pożądanie. Rozchylone zapraszająco, wydatne usta wyglądały niesamowicie kusząco. Pocałował je zachłannie kilka razy, by zaraz potem paść przed zaskoczonym mężem na kolana zdzierając z niego spodnie aż do kostek. – Co powiesz na mały gwałt? – polizał jego sterczącego już dumnie członka po całej długości.
- Nie śmiałbym się oprzeć mojemu władcy – wykrztusił omdlewającym głosem Klaus. Kolana mu zmiękły, nie spodziewał się takiego zakończenia pogoni. Co innego uprawianie miłości w zaciszu sypialni, a co innego na korytarzu, gdzie w każdej chwili mógł się ktoś pojawić. Chłopak nie byłby sobą, gdyby ta sytuacja nie podnieciła go jeszcze bardziej. Mężczyzna wziął go głęboko w usta i pieścił z wielką wprawą. Całe szczęście, że za sobą miał solidną ścianę, bo z przyjemności pociemniało mu przed oczami. – Jak bardzo masz zamiar torturować mnie mój panie? – wyszeptał ochryple.
- Dogłębnie i wielokrotnie ma się rozumieć – zamruczał wokół penisa chłopaka Mściwój. Nie trzeba było zbyt długo czekać na rezultaty. Wyposzczony przez kilka dni chłopak szybko doszedł w utalentowane usta, zatykając swoje pięścią, by nie krzyczeć od rozsadzającej go rozkoszy. Mężczyzna przełknął wszystko do ostatniej kropelki, po czym podciągnął spodnie oszołomionego męża, który natychmiast oparł się o niego, nadal drżąc od poorgazmowych dreszczy.
- Idziemy diabełku? – zapytał po chwili Mściwój, z przyjemnością patrząc na słodkie rumieńce na jego twarzy.
- Jeszcze momencik – westchnął Klaus, którego nogi nadal nie chciały nieść.
- Już pauzujesz? Gdzie się podziała słynna niemiecka solidność i wytrzymałość? – Specjalnie drażnił się z mężem, chcąc się odegrać za jego oszustwo z obietnicą.
- Zająłeś się mną bardzo powierzchownie rycerzu – wywrócił oczami chłopak. – Liczyłem na jakąś ostrzejszą karę. Słyszałem, że Wiślanie to Włosi północy, ale może źle zrozumiałem tę plotkę. – Odgryzł się natychmiast.
- Przed nami cała noc głuptasie, zobaczymy kto pierwszy wywiesi białą flagę – pocałował go czule w usta, objął w smukłej talii i poprowadził do wyjścia.
***
   Wandziu z Godfrydem zagłębiali się coraz bardziej w las. Nie było już widać gwiazd, ani księżyca. Gałęzie i liście tworzyły nad ich głowami zwarty dach przez który nie przenikało żadne światło. Pochodnie oświetlały im drogę i rozpraszały ciemności, po kwadransie Wiślanin zszedł ze ścieżki, wziął chłopaka za rękę i pociągnął między drzewa. Brodzili po kolana w paprociach, niestety nigdzie nie mignął im szkarłatny kwiatek. Prawdę mówiąc nie wypatrywali go zbyt gorliwie, chętniej zaglądali sobie w oczy niż pod ciemnozielone liście.
- Daleko jeszcze? – Niemiec zrobił się głodny, a z koszyka z prowiantem dochodziły go smakowite zapachy.
- Chwileczkę – Wandziu rozgarnął gałęzie pobliskich krzaków. – Jesteśmy na miejscu. – Oczom zachwyconego Godfryda ukazała się maleńka polanka, porośnięta miękką trawą, w jej rogu biło niewielkie źródełko. Zrzucił buty i zanurzył bose stopy w aksamitnych źdźbłach.Wbił w ziemię swoją pochodnię, po czym wziął koc, który niósł pod pachą i rozłożył pod najbliższym drzewem. Padł na niego jak długi, szeroko rozrzucając nogi i ręce.
- Skoro jestem gościem, to powinieneś mnie nakarmić, prawda? – podpełznął do mężczyzny, który usiadł obok niego i zaczął rozprostowywać fałdy. Dla pedantycznego z natury Wandzia wszystko musiało wyglądać idealnie, nawet piknikowy pled. 
– Na co miałbyś ochotę? – Zdjął serwetę z koszyka. W tym czasie, kiedy on zastanawiał się nad wyborem, Godfryd błądził wzrokiem po jego zgrabnym ciele, aż westchnął, kiedy zobaczył jak napinają się mięśnie na plecach i pośladkach, kiedy się pochylił do przodu.
- Zacznijmy od deseru – zaproponował rumieniąc się ogniście. Sięgnął do tyłu i rozpuścił rude loki, które okryły go niczym jedwabisty płaszcz. – Pamiętasz pozycję 69, którą wczoraj oglądaliśmy.
- Chcesz poćwiczyć? – Zapytał łagodnie mężczyzna patrząc mu głęboko w oczy. Sam miał ochotę na odrobinę pieszczot po tej kąpieli w jeziorze. No może więcej niż na odrobinę. Zanurzył palce w rdzawych lokach, które po prostu uwielbiał. Codziennie wyobrażał sobie jak gładzą jego nagie ciało, nie mógł się doczekać by spełnić tę fantazję. Pociągnął go do siebie i wziął na kolana. – Może miodu na odwagę? – szepnął mu do ucha po czym je ukąsił.
- Poproszę. – Chłopak odchylił do tyłu głowę eksponując szyję. Pociągnął spory łyk z podanego gąsiorka, a Wandziu zajął się pracowicie robieniem malinek. Wędrował łakomymi ustami od ucha aż po bark, pieścił językiem kremową skórę, tylko, że było jej zbyt mało. Stanowczo zbyt mało.
- Chcę cię zobaczyć, całego. – Zaczął powoli rozbierać wzdychającego narzeczonego, który natychmiast odwdzięczył mu się tym samym. Po chwili obaj byli nadzy, klęczeli naprzeciwko siebie, przyglądając się swoim ciałom pałającymi pożądaniem oczami. 
– Mogę go dotknąć ustami? – chłopak zerknął nieśmiało między uda Wandzia. Nie miał pojęcia skąd wziął odwagę, by powiedzieć coś takiego.
- Jeśli pozwolisz mi na to samo. – Obaj ułożyli się na prawym boku. Każdy z nich miał przed oczami na wpół twardego członka partnera.
- Trzy, dwa, jeden... – Zaczął odliczać Niemiec. – Start...! – zachichotał i na próbę polizał penisa. Nigdy wcześniej tego nie robił, więc za bardzo nie wiedział czego się spodziewać. Spodobała mu się gładkość skóry i pulsowanie grubej żyły. Zajął się swoją nową zabawką z wielkim zapałem. Widział jak uda narzeczonego zaczynają drżeć, to zachęciło go do dalszych eksperymentów. Zaczął wkręcać język w małą szparkę na końcu. Nagle ogarnęła go fala gorąca, poczuł ciepłą wilgoć w dole swojego podbrzusza. Wandziu nie bawił się w subtelności, od razu zassał się na jego członku. Zajęczał bezradnie z ogarniającej go rozkoszy.
- A to doczytałeś? – zapytał ochryple Wiślanin i nacisnął jakiś magiczny punkt tuż za jądrami chłopaka. Jak zwykle dokładny, badał wijące się przed nim ciało centymetr po centymetrze.
- Mein Gott... – zdołał jedynie wyjęczeć Niemiec. Rozsunął szeroko uda ułatwiając dostęp do swoich skarbów. Sam wodził ustami po penisie kochanka, który był już twardy niczym stuletnie drzewo. Tam w dole czuł coraz większe pragnienie, które narastało z każdą chwilą. W pewnym momencie przekręcił się i sięgnął do ust narzeczonego. – Bitte... bitte... – zakwilił. – Weź mnie... teraz...- zarzucił ręce na szyję mężczyzny i mocno się w niego wtulił. – Nie wytrzymam dłużej...
- Obróć się na brzuch, muszę cię przygotować – Usłyszał kojący głos Wandzia, w którym pobrzmiewały jednak drapieżne nutki. – Uklęknij i wypnij do mnie pupę. – Mężczyzna przypomniał sobie instrukcję z książki. Nie chciał skrzywdzić chłopaka.
- Wstydzę się – Godfryd schował płonącą twarz w kocu. Po raz pierwszy eksponował się komuś w ten sposób.
- Nie bądź niemądry, masz bardzo smakowicie wyglądający tyłek, aż chciałoby się wbić w niego zęby.
- Ani sie waż durny kanibalu! – pisnął nieco wystraszony, ale i podniecony powstałą w jego głowie wizją.
 – Potrzebujemy czegoś śliskiego. Hm...Wolisz masło czy smalec? -  Zerknął do koszyka Wiślanin. Szkoda, że rudzielec tak panikował, chętnie zapoznałby się bliżej z apetyczną skórą na jego pośladkach.
- Masło oczywiście, nie chcę żebyś pomylił mnie z kiełbasą. – Chłopak wzdrygnął się, kiedy pierwszy palec zatoczył krąg wokół jego zaciśniętego wejścia. Po chwili napięcie zaczęło z powrotem narastać. Popiskiwał cichutko, mając coraz większą ochotę udusić Wandzia. Drań wcale się nie śpieszył, z pedantyczną dokładnością rozciągał dziewicze mięśnie, doprowadzając go do obłędu.  Zamienił w bezradną kupkę drgających nerwów, na których grał niczym wirtuoz, wyrywając mu z pogryzionych ust błagalne jęki.
- Oo... ach... aaa... – Brzmiało rozkosznie w uszach Wandzia. Z przyjemnością podręczyłby swoją dygoczącą ofiarę dłużej, gdyby sam nie był na granicy spełnienia.
- Kocham cię.. – wyszeptał do czerwonego z emocji ucha kochanka, a potem pchnął w chętne ciało z całej siły. Otoczyła go słodka ciasnota, jęknął i przymknął oczy, puściły ostatnie bariery, granice rzeczywistości się zatarły.
- Ich liebe dich... – usłyszał w odpowiedzi, a cały jego świat zawirował jak szalony porywając go za sobą. Zaczęli się poruszać, z początku ostrożnie, odrobinę nieśmiało, by zraz potem przyspieszyć tempo. Pchnięcia szybko stały się ostre, niemal brutalne. Wyrywały z ich gardeł coraz głośniejsze okrzyki rozkoszy. Doszli z przeciągłym skowytem, padając w swoje ramiona. Odpoczywali, ciesząc się swoją bliskością. Powoli ich oddechy zaczęły się wyrównywać. Żaden z nich na początku swojej znajomości nie pomyślałby, że coś takiego ogóle może ich kiedykolwiek połączyć. Tak wiele ich dzieliło – język, kultura, setki narosłych między ich narodami mitów, wzajemna niechęć ojców. Okazało się, że wszystko to da się przezwyciężyć, a każdy nowy dzień pokazywał, jak bardzo się mylili, osądzając się według plotek, które krążyły po gospodach i dworach.
- Wandziu...- Godfryd przeciągnął się w ciepłych ramionach kochanka.
- No co...
- Jak mnie nakarmisz, bo chyba nie zapomniałeś o obowiązkach gospodarza, zrobimy to jeszcze raz, ale tym razem ja będę na górze.
- To niemożliwe... nie masz doświadczenia... może innym razem...
- Boisz się prawda? – Chłopak spojrzał na niego zaczepnie.
- Wiślanin nie wie co to strach! – Wyprostował się dumnie mężczyzna i próbując ukryć zmieszanie pochylił się nad koszykiem.
- Udowodnij...
- No dobra, ale najpierw coś zjedzmy, żołądek dosłownie przykleił mi się do kręgosłupa. – Istniała niewielka szansa, że Godfryd się rozmyśli.
- Na twoim miejscu nie robiłbym sobie złudnych nadziei. – Chłopak przysunął się bliżej i klepnął go poufale w tyłek. – Dochodzę powoli do tego, że niewątpliwie miałeś rację. Naprawdę wyglądają kusząco. – Zachichotał.
- Mein Gott ...
- Widzisz, niemiecki idzie ci coraz lepiej...

11 komentarzy:

  1. hahah piekn rozdział a to Mein Got mnie po prostu rozwaliło xd
    Nie wiedziałam czy się śmiać czy wzdychać awww Ojcowie ich zabiją jak się o tym dowiedzą :D
    A Klaus? W końcu wolny od ciasnych, metalowych gaci xd haha
    Pościg był przezabawny, a igraszki na korytarzu jeszcze lepsze;3
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału ;3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahah! <3 Kochciam cię *.* A jednak myślałam, że chłopcy nie dadzą rady czekać do ślubu. ;) Słodkie to, sexowne to i super napisane ^^ ... zresztą jak zwykle xd

    Weny życzę a ja idę czytać Serię Herbacianą ;) Sweet Snarry! *.*
    PAPAP :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To bitte mnie pozwoliło XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Wróciłam ze szpitala i tak patrzę po moich ulubionych blogach: nigdzie nie ma notki. A u Ciebie jest :-) i to jaka :-) więc dziękuję :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Taką naukę języków to ja rozumiem ;) Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Chłopaki daleko zajdą. Mam nadzieję, że rodzice nie dowiedzą się, co ich synowie wyprawiali.
    Mściwoj jak widzę też znalazł sposób na dogadanie się z mężem.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój komentarz wcieło, cham jeden poszedł sobie.
    haha, uwielbiam parkę mściwoja i klausa, są świetni. Ich kłótnie, wygłupy i zabawy są urocze. Królowi nie udało się utrzymać cnoty chłopców do ślubu, lepiej żeby o tym nie wiedział, bo będzie źle. Wandzio wyraźni boi się, że Godfryd go nie zaspokoi, pewnie nie potrzebnie, bo jak znam życie spiszę się na medal. Czekam na namiętny seks Klausa z Mściwojem.
    Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :) Pościg za Klausem zabawny, no i finał tej bieganiny uroczy. Scena w lesie - cudeńko, a to Main Gott mnie rozbawiło :). Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział. Weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    ach piękny rozdział.... Mściwój ma sposoby na ujarzmienie Klousa... a sceny między Godfrydem, a Wandziem rewelacyjne, pełne uczuć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. I tu pojawia się pewna niezgdność, albowiem Gotfryd już pieścił penisa Wandzia gdy sprawdzał czy Wiślanie są jak węże i mają dwa penisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Oczywiście miał być GODFRYD a nie Gotfryd.

      Usuń
  10. Hejeczka,
    cudownie, Mein Gott... to było cudowne... Klaus co za spryciarz, ale gonitwa i te igraszki na korytarzu och... pikniczek pierwsza klasa i Godfryd na górze, ej Wandziu chce być na górze nie ma sprawy ujerzdzając ciebie też będzie na gorze... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń