sobota, 21 grudnia 2013

O Wandziu, który nie chciał Niemca VI

   W tym rozdziale Niemieccy goście będą się mogli przekonać, że plotki mówiły prawdę, a Wiślanie są rzeczywiście bardzo religijni i ściśle stosują się do tradycji oraz rytuałów.

   Krak wstawał zwykle bardzo wcześnie, na równi ze służbą. Lubił jeszcze przed śniadaniem spacerować po opustoszałym zamku, napotykając jedynie zaspanych pachołków i dziewki z naręczami bielizny. Wszyscy znali ten jego zwyczaj i kłaniali się mu z daleka. Tego dnia najpierw skierował się do sypialni syna, chciał z nim ustalić kilka spraw związanych z odbywającym się dzisiaj Świętem Kupały. Na wszelki wypadek zapukał i wszedł do środka, nikogo jednak nie zastał. Mina mu trochę zrzedła. Czyżby chłopcy nie posłuchali go i zbytnio się wczuli w studiowanie tej księgi? Może powinien bardziej ich pilnować? Przyspieszył kroku i już po chwili znalazł się przed komnatą Gotfryda, po cichu otwarł drzwi i zajrzał przez szparę. Obrazek jaki zobaczył spowodował, że ten surowy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
Młodzieńcy spali wtuleni w siebie tak mocno, że z trudem można było rozróżnić które członki są czyje. Wandziu obejmował mocno Niemca i przywierał do jego pleców niczym druga skóra. Twarz miał zanurzoną w rudych lokach i nadzwyczaj błogą minę. Godfryd wciskał pośladki w jego brzuch, a policzek opierał o ramię towarzysza, od czasu do czasu pomrukując z zadowolenia przez sen. Najwyraźniej chłopcy zaprzyjaźnili się bardziej niż sądził. Koniecznie będzie musiał pogratulować Kseni pomysłu z księgą, tylko jak on ich teraz utrzyma z dala od siebie aż do ślubu? Czerwcowa, ciepła noc będzie sprzyjała zabawom na wolnym powietrzu, a potem odbędzie się jeszcze rytualna  kąpiel na golasa w jeziorze i szukanie kwiatu paproci. Biedny książę zaczął się głowić nad tym, jak zapobiec międzynarodowemu konfliktowi. Kiedy znany z konserwatywnych zasad Rydygier dowie się, że nie upilnował smarkaczy, będzie mu to wypominał do końca życia.
***
   W porze obiadu Wandziu spotkał się z narzeczonym na zamkowym korytarzu. Obaj uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, wspomnienie minionej nocy nadal stało żywo przed ich oczyma. Mężczyzna wyciągnął rękę by dotknąć rudych włosów chłopaka, ale ten cofnął się, popychając stojącą pod ścianą zbroję, która runęła na podłogę z przeraźliwym zgrzytem.
- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał Wiślanin zaskoczony jego reakcją.
- Nie, ale… no wiesz… - zmieszany Godfryd nie miał pojęcia jak mu wytłumaczyć, że od rana myśli tylko o nim, nawet specjalnie ubrał dłuższą tunikę by zasłonić narastający problem.
- To dobrze  – odetchnął. – Masz już gotowy wianek?
- Jaki wianek?
- Nie znacie Święta Kupały? – zapytał zaskoczony Wandziu.
- Chodzi ci o Noc Świętojańską? Pewnie, że tak. Palimy wtedy ogniska, pieczemy dzika i pijemy piwo. Śpiewamy pieśni ku czci świętego Jana. W sumie nic specjalnie ciekawego. – Wzruszył ramionami.
- U nas wygląda to nieco inaczej. Wianek ma być uwity z magicznych ziół, musi też mieć wplecione łuczywo. Przyjdę po ciebie o zmierzchu. – Pochylił się i skradł mu małego buziaka.
***
   Klaus po wyjściu męża zniszczył jeszcze dwie poduszki, darł je z taką furią, aż pierze latało w powietrzu, w końcu się zasapał i opadł z sił. Następne dwie godziny poświęcił sprzątaniu i doprowadzaniu się do porządku. Potem nudził się coraz bardziej, przeklinając głupich Wiślan i ich pijackie zabawy, których został ofiarą. Wyszedł na balkon i z zadowoleniem stwierdził, że na placu ćwiczą właśnie młodzi rycerze pod okiem dowódcy, a ponieważ było bardzo ciepło jak na tą porę roku pościągali koszule, w samych tylko pantalonach okładali się kijami. Musiał przyznać, że było na co popatrzyć. Wzdychając głośno oparł się o balustradę i zapomniał o całym świecie, z rumieńcami na policzkach i błyszczącymi oczami pożerał wzrokiem, umięśnione męskie ciała. Nagle poczuł, że czyjaś silną dłoń łapie go za spodnie i pociąga do tyłu.
- Jeszcze mi wypadniesz – Mściwój odwrócił go do siebie przodem, przyparł do muru i zaborczo pocałował w usta. – Pamiętaj, że należysz do mnie! – Ukąsił go w szyję i zassał się na aksamitnej skórze, robiąc sporą malinkę.
- Wynocha! – warknął chłopak jak tylko odzyskał oddech i otarł twarz wierzchem dłoni, chcąc ukryć zmieszanie. Gniew nadal mu nie przeszedł, ale mąż działał na niego niczym mamiące ziele. Jednocześnie miał ochotę dać mu w twarz i rzucić się na niego niczym wygłodniały zwierz. Może ci Wiślanie wydzielali jakieś feromony, ogłupiające swoje ofiary? Potem każdy naiwny biedak, który znalazł się w pobliżu nie miał siły się opierać, a nawet sam padał im do stóp. Tu przypomniał sobie, jak właśnie w takiej pozycji sprawdzał wielkość członka mężczyzny i zaczerwienił się niczym pomidor.
- Muszę jeszcze iść do pracy, a ciebie szukał Godfryd. Bredził coś o ziołach i głupich babskich tradycjach. – Przyciągnął prychającego Klausa do siebie, pochylił się do jego ucha, owiewając je swoim oddechem. – Spokojnie, wieczorem będzie zabawa, na pewno nie pożałujesz. – Wpił się w nabrzmiałe wargi wijącego się w jego ramionach męża. Przez chwilę pieścił je zachłannie nie zważając na opór, potem puścił otumanionego biedaka i wyszedł z komnaty, pogwizdując pod nosem.
***
   Chłopak jeszcze chwilę stał z ogłupiała miną, a potem spojrzał w lustro i wymierzył sobie mentalny policzek. Wyglądał jak stajenna dziewka po randce na sianie. Potargany, czerwony, z rozchełstaną koszulą, która nie wiadomo kiedy się rozpięła.
- Klaus! Weź się w garść, ten facet robi z tobą co chce! – przemówił z wyrzutem do swojego odbicia. – Ledwo cię dotknie, pod tobą już miękną nogi. Jak tak dalej pójdzie skończysz jako pokorna żona, wypinająca tyłek na każde zawołanie swojego męża! – Podniósł do góry głowę, wydął usta i ruszył na poszukiwanie Godfryda. Niestety nigdzie go nie było. Dopiero, gdy obszedł cały zamek spotkał Wandzia, który naprowadził go na trop. Odnalazł swojego byłego pana na wielkiej łące w pobliżu jeziora. Wokół niego walały się wszelakie rosnące nieopodal kwiaty i zioła.
- Dobrze, że jesteś – jęknął na widok chłopaka. – Nie mam pojęcia jak to się robi, podpatrywałem dziewczyny, ale mnie przegoniły.
- Siostra mnie kiedyś uczyła. – Rozbawiony jego poważną miną Klaus usiadł obok. Już po chwili chłopcy śmiali się wesoło, rzucając do siebie stokrotkami, które w wielkiej obfitości rosły w trawie.
- Powiedz, radzisz sobie jakoś w tym małżeństwie? – zapytał Godfryd, kiedy się uspokoili. – Martwię się o ciebie, bywasz strasznie porywczy, a ten Mściwój nie wyglądał na łagodnego.
- Rzeczywiście bywa zaborczym zrzędą, ale za to ma inne zalety. – Uśmiechnął się szeroko. – Kiedy mnie brał, widziałem wszystkie gwiazdy i księżyc na dodatek. Znał takie sztuczki o jakich nawet nie słyszałem.
- A ten tylko o jednym – wymamrotał zarumieniony Godfryd. – Powiedz, czy to boli? – zapytał po chwili nieśmiało.
- Pierwszy raz bywa ciężko, ale to zależy od przygotowania i umiejętności partnera. – Tłumaczył spokojnie, starając się nie spłoszyć chłopaka, doskonale wiedział, że nadal był niewinny. – Chwila! Chcesz się oddać Wandziowi przed ślubem?! Oszalałeś?! Ojciec cię zabije jak się dowie!
- Ja tylko tak pytałem, na wszelki wypadek, a ty zaraz z kazaniem! Moralista od mierzenia penisów się znalazł! – Chłopak pokazał mu język i zajął się pracowicie pleceniem wianka. Szło mu to całkiem nieźle, na koniec umocował jeszcze małe łuczywo. – Gotowe. Masz pojęcie co się z tym robi?
- No co ty! U nas to tylko chłopy się poopijały, napchały mięcha i po święcie. Podobno Wiślanie są strasznie religijni, okropnie poważnie traktują te wszystkie tradycje i rytuały. – Ziewnął wymownie.
- Będziemy do rana śpiewać psalmy do świętego Jana przy ognisku?! – Złapał się za głowę Godfryd. – To straszne! Nawet matka nam tego oszczędzała!
***
    Po zmierzchu Wandziu, tak jak obiecał, przyszedł do komnaty narzeczonego. Chłopak siedział z markotną miną na zasłanym miękkimi skórami łożu i obracał w rękach wianek. Nawet nie spojrzał w jego stronę, tylko westchnął głęboko.
- Może zostańmy w domu i postudiujmy księgę? – zaproponował z nikłą nadzieją w głosie. Sam nie mógł uwierzyć, że odważył się powiedzieć coś takiego.
- Muszę tam być jako syn panującego, poza tym to świetna zabawa – przekonywał Wiślanin zdziwiony jego brakiem entuzjazmu. – Chodź – złapał go za rękę i postawił na nogi. – Pokaż mi to cudeńko, muszę się dobrze przyjrzeć, bo potem mogę go nie rozpoznać. – Pogłaskał go delikatnie po policzku.
- Proszę. – Podał mu wianek Godfryd.– Wierzę ci na słowo. – Włożył ufnie swoją szczupłą dłoń w stwardniałą od machania mieczem rękę Wandzia.
- Lepiej nic już nie mów, bo rzeczywiście tu zostaniemy. – Mężczyzna spojrzał wymownie na łóżko. – A potem książę powiesi mnie na suchej gałęzi. - Śmiejąc się z żartów na temat własnych ojców, które krążyły po okolicy, ruszyli na znaną obu łąkę nieopodal zamku.
    Zgodnie z tradycją miejsce na świętowanie wybierano bardzo starannie. Musiało być w pobliżu lasu i rozstajnych dróg, na brzegu zbiornika wodnego. W tym wypadku było to niewielkie jezioro z kryształowo czystą, ciepłą wodą. Zebrali się tu chyba wszyscy mieszkańcy miasta, uśmiechnięci i rozgadani czekali na znak do rozpoczęcia zabawy. Krak siedział na specjalnie dla niego przygotowanym tronie z dębowego drzewa, obok niego stał najwyższy kapłan Ziemowit, ubrany w długą, białą szatę. W ręce trzymał kosz z jesionowym i brzozowym drewnem oraz ziołami. Na widok nadchodzącego Wandzia z narzeczonym pobłogosławił je i podał chłopcom.
- Co teraz? – szepnął nie znający rytuału Godfryd.
- Rób to co ja. – Uśmiechnął się Wiślanin, podszedł do przygotowanego wcześniej ogromnego stosu drewna i rzucił na niego zawartość kosza. Potem wprawnie skrzesał ogień, płomienie strzeliły wysoko ponad głowy tłumu, zdawały się dosięgać gwiazd. Na tle nocnego nieba doskonale było widać latające w powietrzu iskry. Wokół chłopcy i dziewczęta zaczęli formować dwa kręgi, śpiewali pieśni o urodzaju i szczodrej matce ziemi. Zagrała muzyka, obaj narzeczeni zostali pociągnięci do tańca. Wirowali dość długo, aż zaszło im w ustach. Wyrwali się więc z kręgu i pośpieszyli w kierunku starszyzny, raczącej się obficie przednim miodem oraz coraz modniejszą ostatnio wódką. Ledwo wypili po kuflu, kiedy melodia się zmieniła na rzewną i tęskną, a niezamężne dziewczęta i niektórzy chłopcy ruszyli z wiankami w kierunku jeziora.
- Idź z nimi, ja pójdę poniżej i go wyłowię. Jeśli się nie pomylę, to będziemy mogli iść poszukać razem kwiatu paproci – szepnął do ucha wahającemu się Godfrydowi.
- Będziemy po ciemku szukać zielska ? – Chłopak nie był zbyt przekonany do całej sprawy.
- To magiczna roślina, daje zdrowie, długie, szczęśliwe życie, wskazuje zakopane skarby. – Wandziu pocałował go czule w usta, po czym zniknął w tłumie parobków i rycerzy. Niemcowi nie pozostało nic innego jak ruszyć za rozbawioną gromadą. Kiedy wszyscy znaleźli się na brzegu, każdy zapalił łuczywko na swoim wianku i ostrożnie położył go nas wodę. Zaczęły płynąć z prądem, wydzielając piękną woń kwiatów, oświetlając ciemne wody jeziora. Obserwowali je, aż zniknęły im z oczu. Następnie udali się z powrotem, zasiedli przy ognisku ucztując i pijąc, ale było widać, że wszyscy czekają niecierpliwie na powrót młodzieńców, którzy w umówionym miejscu mieli wyłowić wianki. 
- O co tyle hałasu? – zapytał siedzącej obok niego ładnej dziewczyny.
- To wróżba na przyszłość oraz możliwość zawarcia małżeństwa bez zgody starszyzny,  jeżeli tylko ukochanemu uda się wyłowić twoje kwiaty. – Odpowiedziała poważnie.
- A co jeśli popłynie w dal, utonie lub się spali?
- Kiedy podryfuje to znaczy, że szybkiego zamęścia nie ma co oczekiwać, w innych wypadkach staropanieństwo murowane. Ale tobie panie to chyba nie grozi? Narzeczony cały czas wodzi za tobą głodnymi oczami – zachichotała.
- Pewnie zjadł za mało kiełbasy – mruknął, rumieniąc się chłopak. 
- Cicho, idą! – Panna radośnie poderwała się na nogi. Godfryd zrobił to samo, tym bardziej, że na czele pochodu zobaczył Wandzia tryumfalnie niosącego jego wianek.
- Widzisz, nawet los pokazał, że należymy do siebie. Nie było wcale łatwo w tych ciemnościach odnaleźć właściwy. – Uklęknął przed zmieszanym narzeczonym i oddał mu jego własność. Muzyka zabrzmiała głośniej, wyraźnie było w niej słychać zaczepne nuty i pulsujący, gorący rytm. Wstał, złapał go za rękę i mocno przytulił do siebie w tańcu. Teraz już wirowali w parach, chłopakowi się to bardzo podobało, ale nie mógł zrozumieć dlaczego wszyscy, pląsając wesoło, znowu zmierzają w stronę jeziora. W głowie mu się nieco kręciło od bliskości i mężczyzny oraz wypitego miodu. Nagle zatrzymali się, przy akompaniamencie pisków i okrzyków zaczęli zdzierać z siebie ubrania, po czym, trzymając się w objęciach, rzucać do wody.
- Ale… no… - zdążył jedynie wyjąkać, ponieważ sprawne ręce Wandzia szybko pozbawiły go ubrania. Czerwony niczym zachodzące słońce obserwował jak się rozbiera, patrząc na niego zachwytem. W pierwszej chwili myślał, że spłonie ze wstydu, ale potem podniósł do góry dumnie głowę, aby narzeczony mógł go podziwiać. Rozpuścił nawet rude loki, które zalśniły niczym czysta miedź. Sam błądził wzrokiem po złocistej skórze mężczyzny i zgrabnym, ładnie wyrzeźbionym ciele. Ciemność i ciepłe światło płonących pochodni zatuszowały wszelkie niedoskonałości natury. Ponownie wzięli się za ręce i weszli do wody, stanęli, kiedy zaczęła sięgać im do pasa.
- Chcesz mnie? – zapytał, biorąc go w ramiona Wandziu. – Jeśli do rana nie zmienisz zdania i skoczysz ze mną przez ognisko wiedz, że u nas traktowane jest to na równi ze ślubem.
 - Za dużo mówisz – Godfryd, jako że był trochę niższy, wspiął się na palce i namiętnie go pocałował, wkładając w to całe swoje serce.
- W taki razie zaczekam do świtu. – Ręce mężczyzny powędrowały w dół na kuszący go cały wieczór, zgrabny tyłek. – Teraz muszę cię dokładnie umyć, aby oczyścić ze wszystkiego co złe i uleczyć wszelkie rany. – Masował go delikatnie, przesuwając rękami po mokrej skórze.
- Tam też? – pisnął chłopak i zadrżał, kiedy zwinne palce zawędrowały między jego pośladki. Pożądliwe usta narzeczonego uciszyły jednak jego protesty, język wślizgnął się do słodkiego wnętrza i zaczął je zapamiętale pieścić. Już po chwili szczupłe ramiona zacisnęły się mu na szyi, a smukłe ciało zaczęło się o niego wymownie ocierać.
- Musimy stąd iść, inaczej damy plamę – Wiślanin ostatkiem sił zachowywał rozsądek – chyba, że chcesz kochać się na oczach tłumu.
- Och… ja… - Godfryd nie mógł ocknąć się ze słodkiego zamroczenia.
- Kwiat paproci pamiętasz? Możemy bezkarnie powłóczyć się po lesie, noc jest bardzo ciepła. – Pociągnął go na brzeg, gdzie leżały poskładane, miękkie płótna do wycierania. Szybko się ubrali i skierowali w stronę ogniska, działali zupełnie jak świetnie wyszkolony oddział. Podeszli powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi starszyzny. Jeden złapał za leżący na trawie pled oraz płonące łuczywo, drugi zwinął ze stołu gąsiorek z miodem i koszyk z prowiantem. Po kilku minutach zagłębiali się już w pogrążony w ciemnościach, pełen tajemniczych odgłosów las, wąska ścieżka prowadziła ich do celu.
- Dokąd idziemy? – zapytał zaciekawiony Godfryd.
- Znam tu niezłe miejsce na piknik pod gwiazdami. – Wandziu przytulił go do swojego boku i tak czule objęci ruszyli przed siebie, oświetlając sobie drogę pochodnią. – Rozglądaj się uważnie. Ten kwiatek jest podobno mały, czerwony i lśni w ciemnościach.
- Aż tak bardzo chcesz być bogaty?
- Właściwie skarb już mam – pocałował go w ucho – ale od przybytku głowa nie boli, prawda? – zachichotał Wiślanin

9 komentarzy:

  1. Uu czyzby chlopcy zlekcewazyli ten zakaz seksu przed slubem i maja zamiar isc i to zrobic? Nie ladnie..>.<
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooj, chlopcy bardzo sie sobie podobają :) fajnie jakby skoczyli przez to ognisko rano. Klaus najlepszy z tymi gwiazdami xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, nie wiem, czy to dlatego, że tak długo czekałam, ale ten rozdział wydał mi się strasznie krótki :-( albo po prostu go za szybko przeczytałam ;-) jak zwykle bardzo fajny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. mrrr jak słodko! ^^ Wiesz bianca jesteś kurde kochana! ^^

    WENY I WESOŁYCH ŚWIĄT!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    wspaniały rozdział, cudownie opisałaś zwyczaj świętowania.... czyżby chłopcy postanowili zlekceważyć zakaz seksu przed ślubem?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Uroczy rozdział :) Eh, intuicja Kraka nie myliła co do Wandzia i Gotfryda. Chłopcy znaleźli sposób na zakaz, który im dał oddając księgę od Kseni. Klaus, jak zwykle, zawstydził swojego byłego już pana opowiadaniem o miłosnych przeżyciach :) Ciekawe, czy znajdą kwiat paproci i jak uda się ich piknik w lesie? Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnej części tego opowiadania. Weny życzę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. To opowiadanko coraz bardziej mi się podoba:D
    A Klaus nie poszedł na zabawę? hihi, Nie mogę się doczekać co się stanie jak dostanie on swojego męża w ręce xD Za ten pas cnoty to on go chyba wykastruje haha:D
    A święto pięknie opisane, pływanie w jeziorku ;) awwwwwww
    Oni to zrobią!?!!!!?? Ja chce już:D
    pisz szybciutko;3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    wspaniale, Klaus och jak zwykle zawstydził swojego pana... och poranek dla Klausa był naprawdę, biednie podusie tak okrutnie je potraktować... piknik och...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń