niedziela, 1 grudnia 2013

O Wandziu, który nie chciał Niemca IV


   Godfryd czekał i czekał na narzeczonego, ale się niestety nie doczekał. Zasnął z głową na księdze od matki, a skutek tego był taki, że rano miał odbity na policzku rodzinny herb, który widniał na okładce. Ziewnął się i przeciągnął. Odwrócił na drugi bok z zamiarem poleniuchowania jeszcze trochę. Niestety jakiś natręt zaczął łomotać do drzwi, chłopak natychmiast zanurkował pod kołdrę udając, że go nie ma.
- Wstawaj śpiochu! – Usłyszał nad sobą głos Wandzia. Potarmosił go bezczelnie za ucho i brutalnie zdarł z niego pierzynkę, a ponieważ nadal nie reagował został mocno klepnięty w wypięty tyłek.
- Aj…! – Pisnął oburzony Godfryd i wyskoczył z łóżka. Biała, haftowana przy rękawach srebrną nicią koszula okrywała go szczelnie do samej ziemi. Odrzucił na plecy splątane rude loki i posłał narzeczonemu krzywe spojrzenie. – Normalni ludzie o tej porze śpią! Poza tym gdzieś się wczoraj podziewał?!
- Ojciec zagnał mnie do pracy przy dokumentach. – Wandziu usiadł na materacu, spojrzał na chłopaka, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha. Nocny strój Niemca może i był na pierwszy rzut oka niesamowicie cnotliwy, ale na drugi już niezupełnie. Słoneczko wpadające do komnaty oświetliło smukłą sylwetkę i spowodowało, że koszula stała się mocno prześwitująca. Doskonale było widać kuszące kształty jego ciała. – Wcale nie jest tak wcześnie. Chciałem cię zabrać na małą wycieczkę po okolicy. Och… – Wyrwało mu się nieopatrznie na widok zgrabnych pośladków.
- Czego tak wzdychasz jak zakochana kucharka? – Godfryd popatrzył podejrzliwie na Wandzia. Miał maślany wzrok, a na policzkach ciemne rumieńce.
- Niech pan się nie dziwi nieborakowi, ma przed sobą tyle nagusieńkich cudowności, a może się tylko popatrzyć – odezwał się Klaus, który właśnie wszedł do komnaty z naręczem ubrań i śniadaniem. – Wy panowie rycerze naprawdę jesteście biedni z tym czekaniem do nocy poślubnej – zachichotał niepoprawny pachołek.
- Co takiego?! – Pisnął zmieszany Godfryd i zwinnie schował się za stojącym pod ścianą parawanem. – Wynocha ohydni podglądacze! – warknął do obu mężczyzn, po czym zaczął się pośpiesznie ubierać. – Swoją drogą moja matka ma naprawdę dziwne poczucie humoru, tą koszulę dostałem od niej w prezencie.
- Nie gniewaj się, zaczekam na ciebie na dziedzińcu. – Wandziu nie chcąc jeszcze bardziej rozjuszyć chłopaka grzecznie wyszedł z komnaty. W duchu pogratulował przyszłej teściowej pomysłu.Teraz to już całkiem nie będzie mógł spać. Może ten ślub wcale nie był takim złym pomysłem jak mu się na początku wydawało. Niemiec może i był nieco dziwny, ale za to co za usta, nie mówiąc już o innych atrakcjach. Chłopakowi coraz bardziej podobała się wizja Godfryda u jego boku.
                                                                   ***
    Nie zdążyli jednak nigdzie wyjechać, bo kiedy Godfryd dosiadł wreszcie konia, podbiegł do nich zdyszany sługa samego Kraka. Przez chwilę nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
- Jego wysokość prosi obu panów do siebie. Wybuchła straszna awantura i książę jest naprawdę wściekły! – Udało się w końcu wyrzucić z siebie przejętemu chłopakowi.
- Wiesz o co chodzi? – Niemiec zwrócił się do Wandzia.
- Nie mam pojęcia, ale chyba coś z Klausem – wzruszył ramionami. – Może narozrabiał, a ojciec nie chce się za bardzo wtrącać, skoro to twój pachołek.
- Na wszystkich bogów… - jęknął po cichu Godfryd. Obawiał się, że ich małe badania wyszły właśnie na jaw. Dobrze wiedział, że chłopak nie umie trzymać języka za zębami. Jak on teraz spojrzy w oczy władcy.
- Nie bój się książę nie gryzie, ale głos to rzeczywiście ma donośny. – Uśmiechnął się do zmartwionego narzeczonego mężczyzna. – Zawsze możesz schować się za mną – dodał rycersko. Nie miał zamiaru pozwolić, by ojciec znęcał się nad tym biedakiem.
    Kiedy weszli do sali tronowej i zobaczyli wściekłą minę władcy duszyczki uciekły im do pięt. Zatrzymali się w bezpiecznej odległości, po czy skłonili na wszelki wypadek niżej niż było to konieczne. Pokora i jeszcze raz pokora, a może się z tego jakoś wywinął, przynajmniej taką mieli nadzieję. Zobaczyli skulonego w kącie, szlochającego Klausa i trzech rozgniewanych mężczyzn - kowala Jana, wojewodę Zagona i koniuszego Mściwoja.
- Ci durnie tutaj – wskazał na Wiślan - omal nie pozabijali się dzisiaj w karczmie, o tego hojnie rozdającego swoje wdzięki na prawo i lewo łapserdaka. A wiesz ty mój przyszły zięciu jak się tłumaczył twój sługa?! – ryknął na struchlałego Godfryda, który natychmiast schował się za plecami Wandzia. – A  mianowicie, że wszystko robił na polecenie swojego pana i dla dobra Niemiec!
- Eee… - zdołał jedynie wymamrotać chłopak. – On mnie o prostu źle zrozumiał. – Udało mu się wymyślić na poczekaniu mizerną wymówkę. Postanowił zrzucić wszystko na głupotę Klausa. Nie chciał zatargu z groźnym teściem.
- No nie wiem. – Krak pomachał mu przed nosem kartką z nieszczęsnymi zapiskami pachołka z których był poprzedniego dnia taki dumny. – Mamy tu prawie naukowe dane. – Pokręcił głową z podziwem. – No, no… drogi wojewodo… całkiem niezły sprzęt…  – rzucił kpiąco do rycerza, który właśnie miał się ochotę zapaść pod ziemię na tysiąc lat.
- Ale w czym problem? – zapytał nieśmiało  Godfryd, przestępując z nogi na nogę.
- W tym, że oni wszyscy chcą du…, to znaczy ręki tego obwiesia na wyłączność! – wyjaśnił mu powarkując władca. – Czy on ma chociaż szlachectwo? Ci trzej to moi najlepsi ludzie!

- Pochodzi z ubogiej, ale rycerskiej rodziny – wymamrotał, wychylając głowę zza Wandzia. Tutaj czuł się wyjątkowo bezpiecznie, Wiślanin nie był dużo wyższy od niego, ale mocniej zbudowany. Miał wrażenie, że od porywczego władcy odgradza go potężny mur.
- Najwyższy czas, abyś poniósł konsekwencje swojej beztroski. – Krak skinął na Klausa, który poszedł bliżej na uginających się nogach. – W takim razie, żeby było sprawiedliwie urządzimy turniej, który z panów w nim zwycięży, tego poślubisz.
- Ale przecież… - Usiłował zaprotestować chłopak, ale nikt go nie słuchał.
- Bez wykrętów! Chcę cię widzieć dzisiaj po południu na trybunach, przygotowanego do małżeństwa! – Krak popatrzył groźnie na trzęsącego się pachołka. – I nawet nie myśl o ucieczce! - Dodał na widok jego spłoszonej miny. - Zadowoleni?! – rzucił jeszcze w stronę swoich skłóconych dworzan.
- Oczywiście Wasza Wysokość! - Mężczyźni opuścili komnatę kłaniając się w pas.
- Chodź, poszukamy ci jakiego stroju weselnego – Godfryd położył rękę na ramieniu sługi i razem udali się do jego sypialni. Wandziu został jeszcze w sali tronowej, by pomóc w zorganizowaniu zawodów.
   Załamany Klaus wlókł się smętnie za swoim panem, dopiero rok temu wyrwał się z nadopiekuńczych ramion matki. Wolność bardzo mu się spodobała, może aż za bardzo. Nigdy nie myślał o konsekwencjach swojego zachowania. Lubił seks i traktował go jak dobrą rozrywkę, w swojej naiwności sądził, że inni czują to samo. Okazało się jednak, że bardzo się pomylił. Rozchmurzył się nieco dopiero wtedy, gdy Godfryd wyciągnął ze skrzyni kilka swoich najlepszych szat i kazał mu przymierzyć.
- No dalej, nie ociągaj się, nie mamy zbyt wiele czasu by zrobić cię na bóstwo. – Próbował rozruszać milczącego sługę.
- A gdybym tak jednak uciekł? – szepnął chłopak, przymierzając kolejną tunikę.
- Zgłupiałeś do reszty?! – Godfryd wytargał go za ucho. – Chcesz zostać bezdomnym włóczęgą i przymierać głodem, zamiast szanowanym obywatelem? Ci mężczyźni wyglądali na porządnych rycerzy i na pewno cię nie skrzywdzą. Poza tym zawsze możesz do mnie przyjść w razie kłopotów. – Zmierzwił jasną głowę chłopaka.
***
   Kilka godzin później cała trójka czyli Wandziu, Godfryd i wystrojony w ślubne szaty Klaus zasiadła na trybunie po prawej stronie Kraka. Przed sobą mieli rozległy plac turniejowy, publiczność przybyła niezwykle licznie i nie było ani jednego pustego miejsca. Rzadko mieszkańcy grodu mieli okazję widzieć takie atrakcje, tym bardziej, że nagrodą w konkursie był przystojny Niemiec. Wiślanom wszystko co zagraniczne wydawało się zawsze dwa razy lepsze i godne pożądania, niż było w istocie. Skoro tacy bogaci panowie pojedynkowali się o pachołka, to musiał być kimś naprawdę wyjątkowym. Wszyscy wyciągali szyje niczym czaple, by chociaż z daleka go zobaczyć.
    W końcu pojawili się bohaterowie mającego się odbyć pojedynku. Rycerze zakuci od stóp do głów w ciężkie zbroje zatrzymali się przed królem, pokłonili dwornie i pozdrowili wiwatujące tłumy. Ludzie zaczęli robić zakłady kto wygra – wojewoda Zagon, kowal Jan czy koniuszy Mściwój. Cała trójka prezentowała się wspaniale na potężnych, bojowych rumakach, z kopiami dzierżonymi pewnie w krzepkich dłoniach. Każdy z nich pomachał Klausowi, który posłał im blady uśmiech i ciężko osunął się na ławę obok Godfryda.- Nie rób miny męczennika, powinieneś być dumny, że tacy zacni rycerze biją się dzisiaj o ciebie. – Poklepał uspokajająco pachołka mężczyzna.
- Obawiam się panie, że nie masz racji. Żaden z nich mnie nie zna.  Potykają się o zaszczyt zakontraktowania przy pomocy złotego kółeczka mojego zadka – westchnął smętnie. – Co będzie jak opadną łóżkowe emocje?
- Ja bym się tym nie przejmował na twoim miejscu. Lepiej powiedz, który ci się najbardziej podoba – szepnął mu na ucho.
- Mściwój oczywiście – odpowiedział bez wahania. – Zadbał o mnie jak należy, wycałował każdziuteńki kawałeczek, nawet wylizał do czysta moją…
- Bez szczegółów proszę! – Pacnął go w głowę zarumieniony Godfryd. – Ty zupełnie wstydu nie masz! Lepiej pomyśl jak pomóc fortunie. – Uśmiechnął się do zaskoczonego nieco tokiem jego rozumowania chłopaka, który po chwili zastanowienia skinął mu głową.
    Na plac wjechali przeciwnicy, ustawili się na dwóch końcach toru, spuścili przyłbice hełmów i podnieśli do góry kopie. Na dany przez herolda znak ruszyli w swoją stronę, ich zadaniem było strącenie rywala na ziemię. Kowal Jan w czarnej zbroi, z ramionami przypominającymi konary dębu, sprawiał wrażenie maszyny do zabijania. Wojewoda Zagon miał jednak nad nim przewagę doświadczenia, brał udział w wielu takich turniejach i w niejednym zwyciężył.
- Powinniśmy pomóc temu gorszemu – odezwał się po cichu Klaus.
- Nie ma sprawy… - Godfryd spojrzał na niego szelmowsko, po czym ukradkiem podłożył nogę kobiecie, dźwigającej właśnie kosz dorodnych jabłek, którymi handlowała wśród publiczności. Ponieważ siedzieli w pierwszym rzędzie, jak przystało na honorowych gości, owoce potoczyły się przez barierkę na tor, którym właśnie pędzili rycerze. Wojewoda znajdujący się bliżej publiczności zupełnie ich nie zauważył, jego koń kwiknął, wierzgnął i poślizgnął się, zrzucając go na ziemię. Chwilę potem otrząsnął się jednak i stanął na chwiejnych nogach. Kowal Jan wykorzystał okazję, zsiadł z rumaka, po czym sprawnie wyciągnął miecz. Rozpoczął się pojedynek, stal uderzała o stal aż sypały się iskry, ale Zagon oszołomiony upadkiem nie miał żądnych szans. Został pokonany i jeszcze raz rzucony na piach. Tłum zawył z radości, nie często zdarzało się, żeby ktoś z prostego ludu zwyciężył szlachcica. U Wiślan inaczej jak u innych ludów w szranki mógł stanąć każdy, wystarczyło, że miał odpowiednie wyposażenie. Panowie jednak szkoleni w rycerskim rzemiośle od dziecka mieli nad prostymi włościanami sporą przewagę.
- Co wy tam tak ciągle szepczecie ? Kombinujecie coś? – Wandziu zainteresował się prowadzoną przez chłopców dyskusją.
- Ależ skąd. – Klaus zamrugał niewinnie rzęsami. – Podziwiamy tylko umiejętności twoich ludzi.
- Aleś ty podejrzliwy. – Godfryd przysunął się bliżej do narzeczonego. Oparł się o niego ramieniem i wtulił w jego ciepły bok jako, że dzień był dość chłodny. – Potem idziemy do mnie – zamruczał z zadowoleniem. Teraz mężczyzna zwracał uwagę już tylko na niego i przestał oglądać się co robi, siedzący po drugiej stronie, pachołek.
    Tymczasem w szranki stanęli Mściwój i kowal Jan. Klaus, aż otworzył z podziwu usta na widok swojego faworyta, prężącego się przed zachwyconą publiką. Rozległy się ze wszystkich stron pełne aprobaty okrzyki i piski omdlałych na jego widok pań. Najwyraźniej był dość popularny nie tylko wśród ludu, ale także miejscowych szlachcianek. Teraz była jego kolej wspomóc przeznaczenie. Tym razem to kowal galopował torem najbliżej barierek. Czuł się już o wiele pewniej, zwycięstwo miał w zasięgu ręki. Ten wymoczkowaty koniuszy nie wyglądał mu na groźnego przeciwnika.
- Strasznie mi gorąco – powiedział głośno Klaus, po czym wstał ze swojego siedzenia. Potrząsnął głową i spinka się rozpięła, uwalniając złociste, długie do pasa włosy. Słońce rozświetliło je, tworząc wokół niego lśniącą aureolę. Chłopak z wdzięcznym uśmiechem zaczął guzik po guziku rozpinać swoją szatę. Patrzył przy tym prosto w oczy pędzącemu na złamanie karku Janowi, który zagapił się na niego jak przysłowiowa sroka w gnat. Rozległ się nieprzyjemny chrzęst giętej blachy i biedak upadł rzucony brutalnie na piach przez kopię, rozbawionego jego głupotą, Mściwoja. Nie dał jednak rady wstać, by kontynuować pojedynek. Ból w połamanych żebrach odebrał mu dech w piersiach. Został ostrożnie wyniesiony z placu przez kilku służących.
   W tym samym czasie inni pachołkowie poskoczyli i rozdziali koniuszego ze zbroi. Podszedł do barierek, po czym elegancko pokłonił się Krakowi, posyłając zarumienionemu Klausowi szelmowski uśmieszek. Władca wziął za ramię chłopaka i stanął z nim obok wojewody.
- Oto nagroda, mam nadzieję, że okaże się warta twoich starań. – Włożył trzęsącą się dłoń pachołka w rękę mężczyzny. – To jest od dzisiaj twój mąż, jemu jesteś winny szacunek i posłuszeństwo.- Obrzucił do surowym spojrzeniem
- Tak wasza wysokość – odpowiedział drżącym głosem. Właśnie został usidlony na zawsze, co wcale mu się nie podobało. Bogowie raczyli wiedzieć co zrobi z nim ten pożerający go wzrokiem drań.
- Będzie przykładnym mężem, już ja tego dopilnuję. Zaopiekuję się nim należycie. – Koniuszy przesunął drapieżny wzrok po sylwetce Klausa. Doskonale wiedział, co właśnie obraca się w jego małej główce. Wystraszony głuptas najwyraźniej szykował się do ucieczki w siną dal. Ujął jego szczupłą rękę i włożył mu na palec pierścień rodowy. Chcąc nie chcąc chłopak musiał zrobić to samo, po czym złożyli jeszcze przysięgę przed księciem i bogami, a zgromadzona publiczność ocierała ze wzruszenia oczy.
- Pójdziemy potańczyć? – zapytał szeptem Klaus świeżo polubionego małżonka. Wolał jak najdłużej odwlec sam na sam. – Godfryd przygotował ucztę i zabawy.
- Innym razem, teraz pójdziemy dokończyć, to co zaczęliśmy. – Popatrzył na niego znacząco Mściwój.
- Myślisz tylko o jednym! – nadął się chłopak i splótł ręce na piersi. – Chcę najpierw na biesiadę!
- Ładnie ci z tym zarumienionymi ze złości policzkami – zarechotał beztrosko rycerz. Podszedł do zbuntowanego męża, podniósł go do góry i zarzucił sobie na ramię niczym brankę. Krak zasłonił się dłonią, by ukryć rozbawienie, on i cała reszta zgromadzonych doskonale się bawili.
- Puszczaj chamie! Wracaj do stajni czyścić kopyta! – darł się na cały plac wściekły chłopak. – Gdzie pchasz te łapy?! Wynoś się grabić siano, a nie mój tyłek macać!

7 komentarzy:

  1. To Klaus wpadł jak śliwka w kompot. Ale skoro i tak miał już swojego faworyta ,, haha:)
    Coś mi się zdaję, że Mściwój poradzi sobie z małym łobuziakiem należycie, ale i Klaus nie da sobie w kaszę dmuchać, będzie z nich urocze małżeństwo xD
    Już nie mogę się doczekać, gdy Klaus się w końcu zdenerwuję i rozpłacze, że mężczyźnie chodzi tylko o jego tyłek... wisi mi w powietrzu wielka miłość :D
    Ale muszę poczekać i zobaczyć co wymyślisz :3
    Twoja Maru;3
    PS: "Potem idziemy do mnie" Po co? *_* oh matulu,,,, niech oni już idą,, !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówka boska :D Biedny Klaus, jego mąż jest napalony, ale czuję, że będzie dla niego dobrym mężem.
    Godzio jet mistrzem odwracania uwagi Wandzia.
    Całkiem niezły rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. A konie podobał mi się chyba najbardziej. Cieszę się że ta bajka jest długa bo im dłużej czytam tym bardziej ją lubię.
    No i nie mogę się doczekać co jeszcze nam wymyślisz.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No Klaus i Gotfryd nie spodziewali się takiego obrotu spraw. Małe badania naukowe, a tu takie konsekwencje :) Świetny rozdział. Czekam na następny i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. sweet po prostu! Chcę więcej nowej poślubionej pary ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    hahahha Klaus wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot.... a ta koszula nocna Godfryda to wspaniała rzecz ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudowny rozdział, Klaus to wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot, wszyscy trzej zapragneli jego reki dla siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń