poniedziałek, 23 stycznia 2017

Śmierdziuszek III


 Zbyszko wcześniej umówił się z siostrami, że dołączy do nich na balu, oczywiście jeśli wiedźma chrzestna zgodzi się im pomóc. Teraz jednak kłusując w kierunku zamku miał coraz większego stracha i nagle jakoś przestało mu się spieszyć. Powściągną lejce pary gniadoszy, ciągnących energicznie nieco kanciastą, srebrną bryczkę. Nawet jeśli zwlecze jakiś kwadrans to chyba siostrą nie uda się tak szybko narozrabiać. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że w ich przypadku na posag nie mieli co liczyć, a przyszła teściowa stanowiła istną skarbonkę bez dna. Z tego powodu pomimo niewątpliwej urody dziewcząt, kandydaci na mężów nie pchali się drzwiami i oknami. Śmierdziuszek najchętniej by zawrócił, przed stchórzeniem powstrzymywała go jedynie rodzinna lojalność. Poprawił ręką fantazyjną fryzurę, wyprostował zgarbioną sylwetkę i pognał koniki. Słowo się rzekło, więc trzeba było skończyć co zaczął i pojawić się na balu. Miał tylko nadzieję, że piękny Andree nie pozna go w tym nowym wcieleniu. Spaliłby się chyba ze wstydu. Zatrzymał bryczkę u stóp paradnych, marmurowych schodów prowadzących do zamku. Natychmiast podbiegli lokaje, by pomóc mu wysiąść.
- Panienka pozwoli. Kogo zapowiedzieć?
- W środku są moje siostry, Zofia i Krystyna Pustakowskie herbu Szlezong. - Obie dziewczyny nosiły nazwisko swojego prawdziwego ojca, pierwszego męża jejmość Anny.
Dzięki zręczności nabytej w gospodarstwie udało mu się nie zabić na schodach, które dla początkującego akrobaty stanowiły prawdziwy tor przeszkód. Cudaczne, szklane buty na dość wysokich, kwadratowych obcasach okazały się dla niego niezłym wyzwaniem. Z trudem się w nich poruszał, co chwila wymachując rękami dla złapania równowagi. Z początku wyglądało to dość komicznie. Trzeba jednak przyznać, że z każdym krokiem szło mu coraz lepiej. Tutaj przyszedł mu na pomoc wrodzony wdzięk.
Na szczęście obie rozpytlowane siostry stały blisko wejścia na salę balową podpierając, jak przewidział, ścianę. Dla miejscowej szlachty liczył się przede wszystkim zasobny trzos. Nawet jeśli jakiś młodzieniec zerknął na ładne panny, to zaraz był odciągany przez praktyczną matkę.  Macocha oczywiście brylowała gdzieś w towarzystwie i beztrosko pozostawiła córki same. Z tej trójki, jeśli któraś znajdzie męża, to chłopak mógłby się założyć o rączego ogierka, że to  na pewno będzie jejmość Anna, czego jej z całego serca życzył.
Śmierdziuszek po raz pierwszy był na pszczyńskim zamku. Rozglądał się z zaciekawieniem, podziwiając gustowny wystrój pałacu na który z pewnością nie szczędzono talarów. Ściany wyłożone kremowym marmurem lśniły w blasku kryształowych kandelabrów niczym dobrze wypolerowane  lustra. Podłoga z drogiej mozaiki w roślinne wzory także odbijała światło. Czerwony dywan, biegł przez całą salę, dzieląc ją zgrabnie na dwie części: jadalną i taneczną. Rozpościerał się od progu aż do tronu Księcia Pana. Pod ścianą po lewej stronie stały stoły uginające się od wszelakiego jadła. Po prawej ustawiały się już pary, oczekujące na rozpoczęcie przez młodego panicza tańców. Zbyszko stanął obok sióstr, które obdarzyły go krótkimi, obojętnymi spojrzeniami.
- Co tak stoicie, nikt was nie zaprosił do poloneza? Blondynki przestały być modne?
- A panience co do tego?- Krzysia zadarła nosek. Nie będzie jej tu jakaś nieznajoma wytykać braku powodzenia. Sama z tym wzrostem huzara, też prędko kawalera nie znajdzie.
- Lepiej by pilnowała swojej urody! - żachnęła się Zosia. - Wielkie stopy, z przodu plecy i łapy parobka. - Zmierzyła bezczelną dziewuchę wyniosłym wzrokiem. - Powinna od razu zacząć od kuchni, a nie na salony się pchać. Takie dobrze zbudowane podobno chętnie zatrudniają do szorowania garów.
- Radzę grzeczniej, bo was wyproszą zanim zacznie się bal. - Fuknął na nie zniecierpliwiony Śmierdziuszek. - To ja kapuściane głąby! Własnego brata nie poznajecie?!
- Święci anieli na niebie! - Krzysia wytrzeszczyła oczy. - Zbyszko?!
- Nie, Czerwony Kapturek! - Zdenerwował się chłopak.
- No, no. Ale cię Wiedźma Chrzestna wystroiła - rozchichotała się na dobre Zosia. - Uważaj, jeszcze cię dopadnie jaki włoski krewny księżnej pani. Oni lubią takie wyrośnięte blondyny.
                                                                                          ***
   Andre siedział między rozbawionym jego buntowniczą miną ojcem, a panią matką, której nie zamykały się usta. Jej włoski temperament doprowadzał go do szału. Od pół godziny usiłowała mu zareklamować okoliczne panny, oczywiście tylko te, które upatrzyła sobie na synową. Co go obchodziło, że tęga brunetka miała w rodzinie króla, a blada szatynka dwie skrzynie złotych talarów w posagu? Miał sypiać z portretem królewskiego przodka jednej, czy z ze złotem drugiej? Od kiedy przyszedł wypatrywał Zbyszka, nigdzie go jednak nie dostrzegł. Z każdym kwadransem był coraz bardziej rozczarowany. Zapowiadał się wyjątkowo nudny wieczór. Niepotrzebnie od świtu poprawiał swoją urodę.
- Chyba dostaję migreny - jęknął teatralnie, przerywając słowotok matki. - Pójdę się wcześniej położyć.
- Ależ kochaniutki, toż to twoje urodziny. Musisz zostać chociaż do północy. - Kobieta dopiero teraz zrozumiała, że zbytnio się rozochociła, mając nadzieję na rychłe weselisko, po tym jak w wielkiej tajemnicy lokaj Przemko opowiedział jej o zmianie w zachowaniu jedynaka.
- Golnij sobie półtoraka to ci zaraz przejdzie, a nogi same pójdą w tany . - Ojciec wręczył mu niewielki pucharek mocnego miodu. Andrzej wypił go duszkiem, nawet nie mrugnąwszy okiem. Odpowiednie znieczulenie na damskie wdzięki wydało mu się w tej chwili doskonałym pomysłem, bo te powyciągane z najmniejszych zaścianków kwiaty panieństwa napawały go niejakim strachem. Krzywa Franciszka z Omłyńca łypała na niego jednym okiem, mała Ofka brudnymi paznokciami drapała się po solidnym udzie, Jadźka z Pohańca dyskretnie wąchała swoją pachę, a biuściasta Hellenka gapiła mu się od dobrego pacierza prosto między nogi. Bóg raczy wiedzieć co jej się roiło w głowie, ale kiedy kilka razy oblizała pomalowane barwiczką wargi, a jemu zimno przebiegło mu po krzyżu.
- Ty mi dziecka nie rozpijaj! Zobacz jak się biedaczek wzdryga po tym okropnym, barbarzyńskim trunku! Trzeba było podać francuskie wina. - Księżna popatrzyła z dezaprobata na męża. - Ale jak się ma węża w kieszeni i żałuje kilku talarów dla potomka...
- Musiał się biedak napić czegoś mocniejszego niż te francuskie siuśki. Inaczej nie przetrwałby tego zjazdu potworzyc - zarechotał Pan na Pszczynie. - Skądżeś ty wytrzasnęła te brzydactwa? Żeby chociaż były jakieś ogarnięte, ale wyglądają jakby nawet czytać nie umiały. Chcesz żeby nasze wnuki urodziły się półgłówkami?
Oczywiście rodzice zaczęli się sprzeczać, jak to często mieli w zwyczaju. Andrzej nie lubił się wtrącać w ich przegadywanki, zawsze kiepsko na tym wychodził. Dobrze wiedział, że potem z zapałem pogodzą się w sypialni. Wstał z fotela i powiódł wzrokiem po sali.
- To może ja lepiej poszukam partnerki do tańca. - Tradycyjnie zabawa zaczynała się zawsze od poloneza, a on z wybranką miał stanąć w pierwszej parze i poprowadzić korowód pod przewodnictwem wodzireja. Zaczął się rozglądać z miną męczennika. Czego to człowiek nie zrobi dla spokoju domowego ogniska i zadowolenia pani matki. Ruszył wzdłuż sali. Rozmowy milkły jedna po drugiej, wszyscy odwracali głowy w jego stronę. Matrony wypchnęły do przodu swoje córki, a co odważniejsze nawet synów. Powoli dotarł niemal do końca czerwonego dywanu. Już miał podejść do krzywej Franki, ta przynajmniej nie będzie łapać go za tyłek, kiedy zobaczył JĄ...
Słońce, a właściwie księżyc zatrzymał się w swojej drodze po horyzoncie z otwartymi z podziwu ustami, gwiazdy przestały migotać, ptaki umilkły, jedna ruda wiewiórka zadławiła się orzeszkiem. Cała zgromadzona z powodu jego urodzin szlachta zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a widok zawęził się do tej jednej jedynej niepowtarzalnej osoby...
- Jejmościanka pozwoli. - Ujął dużą, ciepłą dłoń dziewczyny, spoglądającej na niego nieśmiało spod długich rzęs. Była naprawdę wysoka, o jakąś głowę wyższa od niego. Miała cudowne włosy barwy miodu rozpuszczone na ramiona, maleńkie perełki połyskiwały w gęstych, miękkich pasmach. Zielone oczy spoglądały niepewnie, jakby speszone jego książęcym majestatem. Suknia z najprzedniejszego jedwabiu wyglądała jakby utkano ją z dymu i srebrzystej mgły, falowała wokół zgrabnych kostek oraz szklanych, fantazyjnych bucików.
- Zatańczysz ze mną? - Nigdy żadna kobieta nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Właściwie to białogłowy były mu zazwyczaj całkowicie obojętne. Ta była inna, cudowna, o silnych, szerokich ramionach i krzepkiej sylwetce. Nie mógł się doczekać kiedy ją obejmie. W zwinnych ruchach dziewczyny było coś znajomego, ale tym teraz nie miał zamiaru zaprzątać sobie głowy.
- Bardzo proszę... - odpowiedziała cichuteńko, zaskakująco niskim, melodyjnym głosem. Poprowadził ją na czoło formującego się korowodu. Zabrzmiały dźwięki poloneza. Nigdy ten tradycyjny, polski taniec nie wydawał mu się tak niezwykły i uroczysty. Prawie słyszał już kościelne dzwony. Miał wrażenie, że wpatrzony w szmaragdowe oczy unosi się nad ziemią niczym aniołowie.
                                                                              ***
   Zbyszko, bo oczywiście to na niego padł książęcy wybór, miał zgoła inne odczucia. Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Miły byłby mu widok nawet samego Kusego mieszającego w kotle z wrzącą smołą. W tej kiecce i fikuśnych bucikach czuł się jak kompletny idiota. Podał rękę wpatrzonemu w niego maślanym wzrokiem chłopakowi i modlił się gorąco do wszystkich swoich patronów, żeby Anree go nie rozpoznał, inaczej z pewnością szlag by go na miejscu trafił jak nieboszczyka tatusia. Starał się mówić jak najciszej, bo głos miał dość charakterystyczny. Planował, że natychmiast po zakończeniu tańca ulotni się do parku i już jego głowa w tym, by młodzieniec go tam nie odnalazł. A przed północą wyciągnie siostry z zamku choćby siłą i chajda do domu. Ciotula Ludmiła zagroziła, że jej czary mają ograniczoną moc i balowe łaszki zamienią się potem na powrót w połatane spodnie i starą, lnianą koszulę. Niestety łatwiej postanowić niż wykonać. Przeklęty książę, gapił się na niego jakby zobaczył najsmaczniejsze ciastko z najprawdziwszą czekoladą prosto z Wiednia. Zbyszko jadł takie tylko raz i nadal śniło mu się po nocach. Pod wpływem tego roztapiającego serce i zamieniającego nogi w galaretę wzroku, nawet kiedy umilkły dźwięki poloneza, a potem zagrano chodzonego, nie zszedł z parkietu. Zapomniał się do tego stopnia, że zamiast pozwolić się prowadzić jak uprzednio, przejął rolę chłopaka, który z początku nieco zaskoczony już po chwili ufnie wtulił się w jego ramiona. Inne pary z początku obserwowały ich mocno zdziwione.
- Co za dziwny pomysł, żeby białogłowa wiodła prym...
- To ta włoska krew pani matki, ci makaroniarze zawsze byli dziwni. Za dużo słońca szkodzi szarej materyi...
- Pewnie znowu przyszła nowa moda z prosto Francyji... Młody książę pobierał tam ponoć nauki...
Po niecałym kwadransie wszyscy tańczyli już na sposób zapoczątkowany przez Andree. Skoro jaśnie państwo nie mieli nic przeciwko, to taka odmiana była nawet całkiem interesujaca. Pewnie, że parę osób, zwłaszcza spośród tych co podpierały ściany, zaczęło narzekać na zdziczenie obyczajów i okropną, dzisiejszą młodzież, ale kto by ich tam słuchał. Książę na Pszczynie na ten ucieszny widok omal nie dostał ze śmiechu czkawki, musiał więc ratować majestat kolejnym kufelkiem półtoraka, a Pani na Pszczynie tak szybko trzepotała wachlarzem, że połamała jego delikatną konstrukcję na drobne kawałki.
- Powiedz mój panie, który z tych cudaków był kompletnie szurnięty? - Księżna wściekłym wzrokiem potoczyła po rodzinnych portretach wiszących za ich plecami. - Mam nadzieję, że wieść o dzisiejszym balu nie dotrze na Wawel. -Dodała omdlewającym głosem.
- Prawie wszyscy byli stuknięci. Im więcej pałek w herbie tym mocniej. Ale zawsze mówiłaś, że grunt to nazwisko reszta się nie liczy. - Z każdą chwilą bawił się coraz lepiej. Rzadko miał okazję porządnie odgryźć się pyskatej żonie.
- Nawet hrabia  Mućkow, zwycięzca spod Pskowa, teść króla? - Zrobiło się jej jakoś słabo. Jakie geny odziedziczyło jej biedne dziecko? Skąd u niego ten pociąg do folwarcznych dziewuch zalatujących sianem z rękami żołdaka?
- E tam... On był tylko mlekopijem. Do paradnej karety kazał zaprzęgać krowy. Twierdził, że to poręczne, bo w każdej chwili może skorzystać ze świeżego, boskiego nektaru jaki dają jedynie nasze poczciwe łaciate. Całkiem równy z niego był kamrat...
- Dlaczego nikt mi przed zamążpójściem nie powiedział, że twoja familia to banda szaleńców? - warknęła.
- Nie pytałaś. Pierwszą rzeczą, którą zwiedziłaś po ślubie był skarbiec, a potem sypialnia. Poza tym nie przesadzaj moja duszko. - Księcia nie opuszczał dobry humor. Kto by tam wierzył w te bzdury o przodkach. Ludzie zawsze wyolbrzymiali drobne dziwactwa. -  A co powiesz na twoją słynną na pół Europy kuzynkę Barbarę? Zdarła siedmiu mężów. Żaden nie przeżył roku. Podobno wypuszczała ich z sypialni tylko za potrzebą. Nie uważasz, że Andrzej ma jej oczy?
- Chyba się jednak napiję... - Wydarła mężowi z dłoni kufel z półtorakiem i zdrowo pociągnęła. - Zapomniałeś dodać, że nasza komnata była na końcu skrzydła. Wcześniej ,,zwiedziliśmy'' inne pokoje. - Dodała oblewając się rumieńcem.
- Nie mam pojęcia, dlaczego zarzuciliśmy tą miłą tradycję? Może czas znowu ,, pozwiedzać "zamek? Odkurzyć zapomniane komnaty.
- Siedziałbyś już cicho, ludzie patrzą!
.....................................................................................................................
półtorak - miód pitny, około 50 - 65 % alkoholu

8 komentarzy:

  1. IIIIIIII !!!!!!! Wreszcie!!!!!! Moja Strega Bianca jak zwykle cudeńko stworzyła.
    Para książęca swoimi przemówieniami (pyskówkami) rozłożyła mnie na łopatki.
    Jakoś dziwnie przypominają mi dyskusje,które prowadzę zeswoim partnerem.....
    Hmmmm ....... Dziwne to, dziwne:*
    Weny życzy
    Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cód, miód i orzeszki! A propo miodu... Półtorak to miód pitny przygotowany w proporcji 1 do 0,5 objętości (1 część miodu i 0,5 części wody). Najbardziej szlachetny z miodów, wymagający długiego, conajmnie kilkuletniego leżakowania. Zawartość alkocholu pomiędzy 16 a 18 %.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, tak to jest z wiadomościami z internetu.To o półtoraku gdzieś przeczytałam, a tam było 50 - 65% alkoholu. Podejrzewam, że to ty masz rację.

      Usuń
  3. Aaaaaa!!!!! Dziś na onecie znalazłam Twierdzę Szkarłatnego Mroku!!!!!!
    Ale to nie to samo opowiadanie co tu!!!!
    Muszę to przeczytać!!!!!
    Pozdrawiam
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaa!!!!! Dziś na onecie znalazłam Twierdzę Szkarłatnego Mroku!!!!!!
    Ale to nie to samo opowiadanie co tu!!!!
    Muszę to przeczytać!!!!!
    Pozdrawiam
    Mefisto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boja zaczynałam na onecie. Dawne czasy. To pierwsze moje opo i pierwsza jego wersja.

      Usuń
  5. Hej,
    haha Andrew wybrał śmierdziuszka jako swoją partnerkę, już widzę Zbyszka uciekającego o północy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń