niedziela, 1 stycznia 2017

Śmierdziuszek I


   Chciałam zrobić czytelnikom prezent z okazji Nowego Roku, wzięłam więc na warsztat tradycyjną bajkę o Kopciuszku. Jak to z dobrymi chęciami często bywa, wszystko wzięło w łeb. Być może w tej katastrofie ma swój niewielki udział piwo bananowe... W każdym razie to historia o tym, że nie ma się czym martwić na zapas i marnować życia na kompleksy, bo przecież każda potwora prędzej czy później znajdzie swego amatora. Nie kontemplujcie więc swoich paszczy w lustrze, tylko ruszajcie w tany bo zaczyna się karnawał.

  Miałam szczery zamiar napisać porządną wersję znanej wszystkim  baśni, ale no cóż...
Dawno, dawno temu, w dalekim kraju gdzie ponoć do pługa zaprzęga się białe niedźwiedzie, blisko miasta Pszczyny, w małym, rozpadającym się  dworku, szczodrze obsadzonym krzakami róż, mieszkał sobie Zbyszko zwany przez życzliwych Śmierdziuszkiem albo Kopciuchem. Tą drugą wersją przezwiska posługiwała się oczywiście macocha i zaprzyjaźnione z nią bogobojne niewiasty. Z czego można się domyślić, że kobieta nie była ona zbyt przyjaźnie nastawiona do chłopca, którego topniejącym majątkiem zarządzała po śmierci męża jako, że miał dopiero siedemnaście lat. Zaradna niewiasta szybko poradziła sobie z problemem, degradując zaledwie dzień po pogrzebie zasmarkanego i zapłakanego dwunastolatka  z pozycji dziedzica do pozycji parobka. Nikt się za nim oczywiście nie ujął. Miejscowi plotkarze chętnie mielili ozorami na ławeczce przed kościołem, ale wtrącać się w sprawy rodzinne nie mieli zamiaru. Nie było to dobrze widziane. Poza tym nic nie można było zyskać na pomocy sierocie. Minęło kilka lat. Teraz jejmość Anna musiała szybko wydać za mąż swoje nadobne córuchny, zanim młodzik dojdzie do lat dojrzałych i upomni się o swoją schedę. Oczywiście jak coś z niej jeszcze zostanie. Wdowa nie kontrolowana przez nikogo nie znała umiaru w wydawaniu powierzonych jej talarów. Na szczęście właśnie trafiła się wspaniała okazja pozyskać na zięcia nie byle kogo, bo samego pszczyńskiego księcia. Wczesnym rankiem posłaniec z zamku dostarczył zaproszenia na bal urodzinowy znanego z wyjątkowej urody, mizernej postury, ale o tym sza i zadzierania arystokratycznego nosa panicza. Podobno był tak wybredny, że nawet codzienne pludry przywożono mu z dalekiego Paryża. Dla jejmość Anny te wady nie miały żadnego znaczenia. Niby kto bogatemu zabroni. Najważniejszy był ciężki trzos i porządne, herbowe nazwisko. Zarzuciła więc na koszulę nocną wytworny peniuar, którego zazdrościły jej wszystkie kumoszki i pobiegła na parter, gdzie w małej przybudówce obok kuchni spał Kopciuch. Obecnie jedyna obok kulawej Kaśki służba jaką dysponowała. Niestety nowomodne łaszki sporo kosztowały, a pensja nieboszczyka męża okazała się dość mizerna, zwłaszcza w porównaniu z jej wielkopańskimi wymaganiami. Musiała więc już ze dwa lata temu zwolnić wszystkich parobków, a nawet ulubioną kucharkę.
Jak zwykle w komórce śmierdziało potem i śledziami, aż musiała sobie przytknąć do nosa perfumowaną chusteczkę. Kopciuch jak to kopciuch, wodę i mydło widział jedynie dwa razy do roku, na Boże Narodzenie i Wielkanoc, kiedy to razem z córkami, by nie robił wstydu w kościele, zapędzały go do wielkiej balii i szorowały aż poróżowiał. Darł się przy tym jakby go opętał sam Pan na Łęczycy. Z roku na rok był z tym coraz większy problem, bo chłopak całkiem porządnie wyrósł i nabrał krzepy. Praca na gospodarstwie wyraźnie mu służyła.
- Wstawaj niecnoto! Słońce już dawno wzeszło! Panienki trzeba nakarmić, przygotować suknie na tańce ! - Wyszarpnęła mu spod głowy poduszkę.
- Na balu się najedzą! Licho tam z nimi! - Chłopak nakrył się workiem po ziemniakach. Nieznośna kobieta codziennie wstawała o szóstej rano i wyciągała go z ciepłego łóżka, jeśli tak można nazwać rzucony na podłogę stary siennik. Poprzedniego dnia do późnej nocy zajmował się rodzącą klaczą. Śliczny źrebiec wynagrodził mu trud. Niestety rzucił się na posłanie dopiero o czwartej, a ta nieznośna baba skoro świt skrzeczała mu nad uchem. - Prawdziwe damy nie wstają przed południem. - Dodał złośliwie.
- Powinieneś mieć wzgląd na siostry. Dzisiaj odbędzie się bal, a im czas iść za mąż . - Macocha starała się nie tracić cierpliwości. Obrażona służba była gorsza od najazdu tatarów. Rozprawi się z leniwym niecnotą następnego dnia. Dzięki niebiosom nareszcie usiadł i poczochrał się po niewiadomego kolory kołtunie związanym sznurkiem. Skrzywiła z odrazą usta. Wody w studni nigdy nie brakowało. Wstyd i skaranie boskie na cała okolicę.
- Jak trzeba wysupłać złocisza na nowe buty to Kopciuch, a kiedy jaśnie panny idą w tany to braciszek - wymamrotał pod nosem. Złapał spodnie dosłownie w ostatniej chwili. Guzik, który je podtrzymywał potoczył się z brzękiem po kamiennej posadzce.
- Dobrze już dobrze, niech pani matka się nie gorączkuje. Zaraz będzie jajecznica. - Poczłapał, tłukąc się niemiłosiernie chodakami do kuchni. Włożył do miski z wodą końce palców, coby delikatne niewiasty znowu nie narzekały, że im kanapki zalatują stajnią. Nie ma co ukrywać, Śmierdziuszek zawdzięczał swoje przezwisko wrodzonej odrazie do wody i mydła. Podobno jako dziecko wpadł do balii z praniem i doznał takiego szoku, że już nigdy dobrowolnie się nie dokonał ablucji. Jedynie nieboszczka matka potrafiła go zagonić do kąpieli. Macocha się tym specjalnie nie przejmowała, gdyby uznano go za niespełna rozumu majątek pozostałby w jej chciwych rękach. Wyjątek stanowiły dwa dni w roku, kiedy to obowiązkowo należało pokazać się w kościele.
***
   Zosia i Krzysia siedziały na wspólnym łóżku podskakując z radości niczym podlotki, którymi dawno już przestały być. Siały staropanieńską rutkę od trzech lat. Wyrywały sobie z upierścienionych rączek niedawno wytworny, teraz już mocno sfatygowany kartonik. Z trudem sylabizując odczytały fikuśne, ozdobne litery. Nauka nigdy nie była ich mocną stroną. Jak głosiła pani matka nadobna panna nie musiała kłopotać sobie główki nikomu niepotrzebnym kształceniem, od tego cera szarzała i dostawało się waporów. Wystarczyło, że grała na klawikordzie, śpiewała modne pieśni oraz miała słodkie lica. Na widok wchodzącego z tacą brata zapiszczały i rzuciły się w jego kierunku, paplając jak nakręcone.
- Już niedługo będziemy jeść na zamku tureckie bakalijki i pić słodkie wino. Podzielimy się z tobą jak nam przygotujesz kąpiel i porządnie odświeżysz suknie. - Wyższa z sióstr próbowała wprawić w dobry humor skrzywionego pod ciężarem ogromnej tacy chłopaka . Miał bardzo zręczne ręce i jeśli chodzi o zajęcia domowe ufała mu o wiele bardziej, niż pobłażającej im we wszystkim rodzicielce, która nie umiała nawet zaparzyć herbaty.
- Będziesz do nas mówił Jaśnie Pani Księżno. - Wydęła pulchne usteczka druga. - Już niedługo przewieziemy cię prawdziwą karocą.
- Drogie przyszłe jaśnie panie. Czy przyszło wam do tych pustych główek, że my nie tatary i w naszym pięknym kraju nie obowiązuje wielożeństwo? - Śmierdziuszek nieraz się zastanawiał, co tam pulta się im między uszami. Biedactwa były nawet ładne, ale całkiem pozbawione krzty zdrowego rozsądku. Niestety miał w tym swój udział. Codziennie gnębiły go o czytanie im do snu kolejnego romansu. Jakoś nie umiał odmówić składającym rączki i robiącym sarnie oczęta pannicom. Skutek tego był taki, że ich nieszczęsne głowiny cały czas przebywały w bajkowej krainie pośród książąt na białych koniach, jednorożców i pałacowych sal. Aż strach pomyśleć co się będzie działo, kiedy wyfruną z rodzinnego gniazda.
- Że niby jak? - Zaniepokoiła się Krzysia. Matka zawsze twierdziła, że są jej najwspanialszymi królewnami i na pewno nie potrzebują tego wielo.. wielo coś tam...
- To znaczy, że nasz niezdecydowany od lat książę może poślubić tylko jedną z was, a druga pozostanie nadal coraz starszą panną.
- Ale Śmierdziuszku... - chlipnęła nagle młodsza. - Co my teraz zrobimy? Książę jest tylko jeden!! - Podniosła załzawione ślepka na brata. Zawsze wiedział jak wyjść z opresji. Był najmądrzejszą osobą jaką znała. Nawet ksiądz proboszcz nie przeczytał tylu książek. Nieboszczyk ojciec miał bibliotekę, której ponoć zazdrościł mu nawet Pan na Pszczynie. Chłopak nie lubił popisywać się umiejętnościami, zwłaszcza przed matką, ale ona swoje wiedziała.
- Poza tym powinieneś iść z nami, nigdy nie byłyśmy na zamku. Podobno zjadą się panowie z całej okolicy. Nawet zza granicy. - Aż otworzyła usta z podziwu, widać jej było migdałki i lekko krzywe zęby. - Co zrobię jak mnie jakiś barbarus zechce porwać?! Musisz nas pilnować! - Tupnęła małą nóżka dla podkreślenia swoich racji. - Na pewno zemdleję... Wiesz, że jestem słabowita... - Przewróciła melodramatycznie oczami. - A jakby jeszcze miał taaakie muskuły...- Tu jęknęła z podziwu. Zrobiło się jej jakoś drżąco na serduszku. Poczerwieniała i spuściła oczy.
- Wielkolud z niebieskimi oczami, ogromną szablą u boku, w jedwabnym żupanie...- zagruchała druga z dziewcząt, równie podekscytowana. - Uprowadzi nas na swoim rączym rumaku, rzuci na łoże ze skór białych niedźwiedzi i ...
- I powie dobranoc mości panny, czas spać! - Pociągnął ją za warkocz rozeźlony chłopak. Aż mu się zrobiło zimno, kiedy wyobraził sobie te dwie głuptule na balu pośród tłumu doświadczonych, dworskich podrywaczy. Jak nic skończą w pałacowym parku z zadartymi spódnicami. Nie mógł tak tego zostawić, co prawda były przyszywanymi siostrami, ale zawszeć to jakaś rodzina.
- Niby mógłbym iść, problem w tym, że zaproszone są tylko niezamężne panny.- Podrapał się po skołtunionych włosach.
- Przecież ty nie jesteś zamężny - wtrąciła Krzysia. Ona też ufała swojemu bratu. Matka nigdy nie miała dla nich czasu zajęta strojeniem się i brylowaniem w towarzystwie. Śmierdziuszek zawsze był obok i nieraz ocierał dziewczęce łzy, uczył je jeździć konno, opatrywał pozdzierane kolana.
- A wyglądam ci na pannę na wydaniu? - Wyprostował swoją smukłą, mocno uwalaną popiołem sylwetkę. Piec w kuchni był złośliwym paskudztwem i pamiętał jeszcze chyba czasy króla Mieszka.
- Olaboga... Już po nas... - zajęczała Zosia.
- Czuję, że mój wianek dzisiaj zwiędnie - załkała Krzysia.
- Przestańcie już wyć! Balię wam przyniosę, szorować się i włosy upinać! - Wziął się groźnie pod boki. - Wypłukać z łebków tych barbarusów, stracone wianki i inne durnoty! Coś wymyślimy, najwyżej pójdę po radę do Wiedźmy Chrzestnej.
- Dziewczęta na takie oświadczenie rzuciły mu się na szyję, nie bacząc, że teraz i one były upaćkane i śmierdziały stajnią. Skoro Śmierdziuszek dał im słowo, znowu zaczęły piszczeć z radości. Miały przed sobą niezapomniany wieczór w czarodziejskiej krainie.
Chłopak nie miał wyjścia, skoro obiecał, musiał teraz nałamać sobie głowy, co z tym całym balowym problemem począć. Naszykował rozdokazywanym gąskom kąpiel, wytrzepał i rozwiesił w oknie najlepsze suknie, przetarł trzewiki ze srebrnymi klamerkami. Niestety nie mógł się skupić. Hałaśliwe smarkule czyniły rwetes na całą okolicę. Potrzebował spokoju. Cichaczem wymknął się z dworu i pobiegł nad strumień. Usiadł na płocie należącym do sąsiada i zerwał z stojącego obok drzewa kilka dorodnych gruszek. Schował je za koszulę. Słoneczko przygrzewało, ptaszki ćwierkały i trochę mu się zdrzemnęło.
***
   Andrzej albo jak z francuska mawiała matka Anree, miał serdecznie dość całego zamieszania związanego z jego urodzinami. Znowu jak co roku będzie musiał się uśmiechać do jakiś pannic przybyłych z zapyziałych zaścianków, które umiały jedynie piszczeć niczym przydeptana mysz, nie wspominając już o maltretowaniu w tańcu jego książęcych stóp. Prędzej zje swoje wytworne, zamszowe buty z czerwonej skóry niż ożeni się z którąś z nich. Poprawił przed lustrem jasny lok, który nieustannie wpadał mu do błękitnych niczym chabry oczu. Obciągnął dopasowany do wąskiej talii żupan. Uśmiechnął się do siebie. Próżno by szukać w okolicy przystojniejszego kawalera gdyby nie... Tu stanął na palcach. Co tu dużo gadać, mizerny wzrost książęcego syna był niezaprzeczalnym faktem. Odziedziczył delikatną posturę po włoskiej rodzicielce. Ojciec określał jego sylwetkę bardziej dosadnie.
- Takiego kurdupla jeszcze nie było w naszej rodzinie. Wszystko przez te francuskie fanaberie pani matki. Trzeba było jeść baraninę z rusztu jak na babę z brzuchem przystało, a nie skubać gołąbki w cieście z zieleniną niczym królik.
Oczywiście Andree, obrażał się za każdym razem, kiedy to słyszał i przez kilka dni nie odzywał do księcia pana. W księgach wyczytał o wielu sławnych ludziach, którzy byli niscy, za to wielcy duchem. Postanowił wytknąć to przy śniadaniu.
- Kleopatra była niższa ode mnie, zobacz na ryciny, a wszyscy nadal sławią jej imię! - Położył tryumfalnie na stole grube tomiszcze.
- Niby tak, ale zważ synu, że to niewiasta, którą ty nie jesteś chyba, że o czymś nie wiem - zarechotał niepoprawny pan na Pszczynie. Lubił drażnić się ze swoim potomkiem, którego matka od urodzenia wbijała w pychę i chowała niczym zamorskiego królewicza. Uważał, że w ten sposób utrzymuje równowagę i pomaga chłopakowi dorosnąć. Nie potrzebował paniczyka w koronkach i jedwabnych pludrach, które ostatnio były takie modne, tylko solidnego dziedzica, który umiałby zadbać o schedę. A co do niechęci Andrzeja do ożenku, miał swoją teorię, ale za nic nie podzieliłby się nią ze swoją nadobną połówką. Toż to dopiero byłby dramat i komedyja.
***
   Młody książę, wyprowadzony z równowagi przez ojca i dręczony o wybór na balu narzeczonej przez matkę, zwyczajnie uciekł z zamku. Nie był jakimiś salonowym niezgułą, świetnie władał bronią i jeździł konno. Przypasał szablę do boku i zwinnie wyskoczył przez balkon. Pogalopował przez pola i lasy prosto przed siebie. Trwało to dobre pół godziny. Kiedy złość mu przeszła zatrzymał się w zupełnie nieznajomej okolicy. Jak nic potrzebował miejscowego przewodnika. Ojciec dopiero by miał używanie gdyby się okazało, że zgubił drogę we własnych włościach. Zsiadł Z konia i napił wody z przepływającego przez łąkę strumienia, po czym podniósł głowę i bacznie rozejrzał dookoła. Nieopodal biegł drewniany płot, za nim widać było duży sad. Na żerdzi siedział najbrudniejszy parobek, jakiego kiedykolwiek widział. Włosy przewiązane miał konopnym sznurkiem, a spodnie wisiały nisko podtrzymywane postrzępioną szarfą. Chrupał wyciągnięta z zanadrza złocistą gruszkę. Co chwilę coś zgrzytało mu w zdrowych, białych zębach. Wtedy wycierał owoc o koszulę i z przymrużonymi z przyjemności zielonymi oczami jadł dalej. Miały rzadko spotykaną barwę pierwszej, wiosennej trawy. Nawet nie drgnął na widok jego prześwietnej osoby mimo, że wyprostował jak mógł swoją sylwetkę i przybrał najlepszą pozę.
- Dobry człowieku, wskażcie mi drogę na zamek - zażądał wyniośle. - Zapłacę. - Chciał przećwiczyć na chłopaku książęcy majestat, ale raczej średnio mu wyszło. Zdrajca żołądek zaburczał radośnie na widok soczystych owoców. Obrażony na rodziców niewiele zjadł na śniadanie.
- Może najpierw gruszeczkę? - Chłopaczysko wyciągnęło do niego rękę z owocem. Widząc jak się krzywi, na widok brudnego owocu otarł go o spodnie. - Trochę kurzu z drogi ci nie zaszkodzi mizeroto, smak się przez to nie zmieni.  Lepiej się posil bo bladyś jakiś, jeszcze mi z konia spadniesz. Nie martw się do zamku niedaleko. Przyjechałeś w gości?
Andrzej, który był naprawdę bardzo głodny usiadł dość daleko od pyskatego parobka. Nie chciał sobie pobrudzić eleganckiej kurteczki. Obracał w rękach owoc, zastanawiając się czy mu aby nie zaszkodzi. W końcu krzywiąc się wbił zęby w miąższ, poczuł w ustach piasek i omal nie zwymiotował.
- Jak możesz to jeść? - Odetchnął głęboko, aby odzyskać równowagę.
- Skoro jej smakuje, to mnie też. - Ku przerażeniu księcia wbił palec w gruszkę i wydłubał z niej, wielką tłustą gąsienicę. Oczy chłopaka zrobiły się okrągłe, a twarz pozieleniała. - Spójrz jaka dorodna sztuka. - Poczochrał stworzonko po brązowych włoskach na grzbiecie i wypuścił na trawę.
- Ooch...- Zdołał jedynie wyjąkać.
- Spokojnie mały, chyba nie myślałeś że zjem ta ślicznotkę?  - roześmiał się Śmierdziuszek serdecznie ubawiony strachem w oczach paniczyka. Był kruchy niczym porcelanowa laleczka z pozytywki macochy. Lubił podnosić jej misternie rzeźbioną pokrywkę, maciupeńki, uroczy elf na dnie pudełeczka wykonywał wtedy wdzięczne ruchy w takt muzyki.
- Nie jestem mały tylko delikatny - warknął Andrzej, który na punkcie swojego wzrostu miał poważny kompleks. - Poza tym jeszcze rosnę.
- Nie chciałem cię urazić. - Bez trudu podniósł chłopaka i wsadził na konia, który zwabiony walającymi się w trawie rumianymi jabłkami podszedł do samego płotu. - Moje siostry są chyba w twoim wieku i też jeszcze rosną. - Ulokował się z tyłu po czym ujął lejce. Panicz ostentacyjnie zatkał nos.
- Cuchniesz.. Ile mają lat?- Kwestia wzrostu zawsze go żywo interesowała.
- Może i tak, ale za to znam okolicę. Skoro ci jednak to przeszkadza to już znikam. - Zaczął się zsuwać na ziemię.
- Zostań - odezwał się łaskawie. Prawdę mówiąc, parobek może i zalatywał potem, ale także sianem, wiatrem i łąką. A silne ramiona, które go otoczyły, sprawiły mu dziwną przyjemność. - Siostry urosły coś  w tym roku?
- Bardzo dziękuję jaśnie panu za wyrozumiałość. A dziewuchy owszem rosną niczym pączki tyle, że wszerz - zarechotał i popędził konia, nie przejmując się zbytnio arystokratycznym fochem swojego współpasażera.

To zamek w Pszczynie. Prawda, że piękny? Otoczony jest wspaniałym parkiem.


6 komentarzy:

  1. Dzięki wielkie za wspaniały prezent. Ciekawe jak zmusisz Śmierdziuszka do kąpieli... Uwielbiam Twoje bajki, jak zresztą wszystkie Twoje opowiadania... Ciekawe co tam słychać np. u naszego Stokrotka... Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku. Przede wszystkim weny na tony....

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała adaptacja znznej baśni. Jak możesz tak przerywać w momencie gdy ta zaczęła mnie wciągać? Pisz jak najszybciej następny odcinek.
    Pozdrawiam Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się wspaniale,choć dawno nie musiałam zaglądać do słownika, a tu aż dwa nowe słowa - pludry i peniuar. Może i się spotkałam, ale na pewno nie zapamiętałam.
    Coś jednak odbiega od oryginału dość znacząca, ale to dobrze. Siostry nie znosiły Kopciuszka, a te u Ciebie są po prostu głupiutkie, ale mają dobre serduszka.
    Myślę, że nasz Kopciuch pójdzie na bal jako kobieta.
    Czekam na rozwinięcie opowiadania. Mam nadzieję na szybki rozdział, bo uwielbiam Twoje opowiadania.
    Pozdrawiam, Astra

    PS Życzę wszystkiego dobrego w 2017! Dużo chęci i czasu na pisanie oraz pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie kto będzie robił za dobrą wróżkę 😁

    OdpowiedzUsuń
  5. Mefisto nie marudzi , jedynie pięknie prosi o kolejny odcinek ,,Znamienia Ciemności", bądź ,,Świeżynki" ewentualnie ,, Śmierdziuszka".
    Weny na tony,tudzież kilogramy:-) życzy
    Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    och wspaniała interpretacja tej bajki, ciekawią mnie te relacje z siostrami czy są w miarę dobre i ocho czy Andrew zdaje sobie sprawę, że nie potrzebuje dziewuchy tylko chłopa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń