poniedziałek, 9 stycznia 2017

Śmierdziuszek II

   Śmierdziuszek gotował właśnie obiad, niestety był we dworze parobkiem od wszystkiego. Zagoniony do pracy jako młode pacholę inne życie znał jedynie z książek. Sprzątał, prał, gotował i zajmował się zwierzętami oczywiście tymi, których jeszcze macosze nie udało się sprzedać. Nie zostało ich już zbyt wiele: małe stadko leciwych kur, gniada klacz Offka, bez niej panny nie mogłyby paradować w bryczce po okolicy i wielkooka krasula Łaciatka. Kulawa Kaśka trochę mu w pomagała w obowiązkach, ale z powodu pociągu do miejscowej okowity i hożych parobków, różnie bywało z jej zapałem do pracy. Czasami zwyczajnie zmęczona życiem zasypiała gdzieś w kącie. Chłopak lepił pierogi, a wyżej wspomniana niecnota mieszała w garnku z zupą pomidorową.
- Wiesz, że robisz już trzeciego bez nadzienia? - zapytała ziewając szeroko dziewucha i podmuchała na oparzony parą palec. - Czym się znowu martwisz paniczu? - Lubiła tego cichego chłopaka, który większość swojego wolnego czasu przesiadywał w bibliotece starego dziedzica. Zawsze był wobec niej grzeczny nawet, kiedy chwiejąc się na nogach wracała do domu nad ranem. Uważała za skandal, że to nie on tylko jejmość Anna o chciwych rękach zarządzała majątkiem i doprowadzała kwitnącą jeszcze niedawno posiadłość do ruiny. Kaśka nie słuchała nikogo oprócz Zbyszka nawet, kiedy pani wyprowadzona z równowagi jej powolnością miotała w nią swoimi pantoflami. Nawet jeśli ona była leniwa, to te trzy przybłędy, jak w myślach nazywała jaśnie panią i panienki, biły ją w nieróbstwie na głowę.
- Szkoda gadać, muszę iść na bal, coby panny siostry wianków nie pogubiły, ale zaproszenie obejmuje jedynie dziewki na wydaniu. - Po odwiezieniu młodego księcia do zamku Śmierdziuszek całkiem stracił humor. Zdał sobie sprawę, że nie miał przed sobą przyszłości. Za cztery lata, kiedy osiągnie pełnoletność ze schedy po tatusiu nieboszczyku z pewnością nic nie zostanie, a on pójdzie na żebry. Ten śliczny chłopak, nieważne że nieco nadęty, jakiego przez trzy pacierze miał przed sobą na koniu, nigdy nie zwróciłby na niego uwagi. Niczego nie mógłby mu ofiarować. - Widziałaś kiedyś naszego młodego księcia?
- Coś mi się zdaje, że nie tylko panny cię martwią. - Uśmiechnęła się domyślnie Kaśka, doskonale znająca słabość Zbyszka do delikatnych chłopców. - Chodzi ci o Andrrreee...? - przeciągnęła z francuska, naśladując komicznie księżną na Pszczynie. - Wysoko mierzysz.
- Głupstwa gadasz, gdzie mi tam do niego. - Zarumienił się niespodziewanie nawet dla samego siebie Śmierdziuszek. - Może i on kruchy, ale zmyślny i trudno w go pokonać w dyspucie.
- Tak ci się spodobał? - zachichotała niepoprawna dziewucha. - Trzeba było go  zmacać porządnie na koniu. Miałeś okazję sprawdzić, czy mu stoi, znaczy leży... Ech... Czy chętny do igraszek. - Widząc naciągniętą mokrą ścierkę w rękach panicza natychmiast się poprawiła z szelmowskim błyskiem w oczach. - To jest czy jaśnie książę raczył spojrzeć na ciebie przychylnym wzrokiem, bo coś mi się zdaje, że on nie bez powodu wzbrania się tak długo przed ożenkiem.
- Choćby i potop ta tylko o jednym! - warknął zmieszany jej domyślnością Śmierdziuszek. Piękny Andrzej wpasował się w jego ramiona wprost idealnie, jakby był dla nich stworzony. Trzymanie go przed sobą w siodle stanowiło iście diabelską torturę. Do przodu do tyłu, w górę i dół. Ocieranie się o to delikatne ciało było bardzo przyjemne. Chłopak pewnością się zorientował co wbijało się mu w smukłe plecy, miał przecież na sobie jedynie cienkie francuskie pludry i letni żupanik. Nie protestował jakoś jednak, jedynie kiedy postawił go na ziemi pod bramą zamku zobaczył, że jego twarz niczym nie różniła się od jego własnej ognistoczerwonym kolorem.
- Nie bądź taki paniczu. Próbowaliście tam czego? - Kaśkę zżerała niezdrowa ciekawość. Syn Pana na Pszczynie kształcony po francusku, może umiał coś o innego niż miejscowi parobkowie. Wiadomo przecież, że żabojady okrutnie w tej materii zawzięte.
- Idź ty lepiej krowę wydój. Nie będę nakręcał twojej i tak już chorej głowiny. Jakbym śmiał pchać się z łapami do takiego panicza?! - Rzucił w Kaśkę rozpaćkanym ze zdenerwowania pierogiem. - Zmykaj stąd niecnoto, ale już! - Pewnie, że coś tam sobie podotykał niby przypadkiem, ale nie miał zamiaru o tym mówić tej zepsutej dziewce.
- No co. - Pokazała mu język bezpieczna za progiem spryciula. - Może chcę zostać pokojową na zamku. Liczę, że weźmiesz mnie ze sobą.
- A mowy nie ma, jeszcze ciebie brakowało w zamku! Kto by tam pracował, jak wszyscy lokaje walaliby się z tobą na sianie? Sama księżna pani musiałaby pewnie zakasać rękawy.
***
   Tymczasem Andree, pruł niczym okręt przez szafy i szuflady swojej garderoby, a lokaj Przemko załamywał ręce. Żeby posprzątać ten bajzel, będzie musiał wieczorem zamiast poszukać w karczmie tej zuchwałej dziewuchy, co mu zrobiła w stodole tak dobrze że prawie zobaczył niebo, zostać w zamku.
- Może pani matka wyrzuciła te jedwabne koszule? - Za nic się nie przyzna, ze jedną z nich roztargała wczoraj zbyt rozemocjonowana kochanka, a drugą nie miał siły wyprać, tak był skonany po przygodach na sianie.
- Szukaj, a nie przebieraj nogami jak młody źrebiec! - ofuknął go chłopak. - Muszę dobrze wyglądać na dzisiejszym balu.
- Od kiedy jaśnie panu tak śpieszno do ożenku? - Przemko był autentycznie zaskoczony. Chłopak zawsze unikał bab niczym ognia, nawet jeśli były całkiem ładne i chętne wprowadzić go w tajniki alkowy. Widać nie odziedziczył temperamentu po włoskiej matce. Za to językiem umiał mielić jak nikt na zamku, nawet ksiądz proboszcz czuł przed nim respekt. Nie wchodził z nim dysputy, od kiedy rok temu został zapytany - ile owieczek musiał ostrzyc na tego nowego konika wprost z dalekiej Turcyji, którym tak się przechwalał. A dach na kościele nadal jak przeciekał  to przecieka.
- Dobrze wiesz, że matka nie może się doczekać na synową. Może w tym roku chcę jej sprawić niespodziankę? - Uśmiechnął się pod nosem Andrzej. Nie wiedział, czy Zbyszko dotrzyma słowa i przyjdzie na bal, ale warto było się wystroić. Nie miał pojęcia do kogo należy parobek, nie przyznał się mu skąd pochodził. Spędził z nim na koniku całkiem miłe chwile. Może uda się mu go odkupić od jakiegoś szlachetki, który z pewnością przybędzie na jego urodziny. Omal nie skompromitował się podczas jazdy, kiedy duże, ciepłe dłonie błądziły wzdłuż jego ud, tak blisko płonącego już niemałym płomieniem miejsca. Parę razy nawet wyrwało mu się ciche sapnięcie, ale wytłumaczył zaniepokojonemu parobkowi, że letnie słoneczko nie służy jego delikatnej naturze. Było mu strasznie wstyd, ze tak gwałtownie reaguje na jakiegoś kocmołucha rodem ze stajni. Pewnie to ta francuska krew babki się w nim odezwała. A przecież wszyscy wiedzą, że ta nacja z dziwnych nawyków w całym świecie znana. Do dzisiaj nie mógł zapomnieć śmiałych obrazków z jej śpiewnika. Skoro podniecał go brudny, spocony, pachnący sianem prostak, to widać był mu przeznaczony, a jak mawiali mądrzy starzykowie z przeznaczeniem nie należało dyskutować.
- Masz już panie na oku jakąś pszczyńską ślicznotkę? A może to jakaś piękność z samego Krakowa? - Lokaj był wyraźnie zafascynowany perspektywą niedalekiego weseliska. Zapomniał nawet o czekającej go niewdzięcznej pracy i z zapałem zaczął pomagać księciu przy garderobie.
- Yhy...- wymamrotał Andrzej przez kłęby materii, które skutecznie zatkały mu usta. Czyżby przytył? Nowa koszula była lekko za ciasna. - Wysoka, krzepka, włosy chyba dość jasne, duże, silne ręce. - Zakreślił w powietrzu ręką konkretne kształty.
- Duża jakaś. - Lokaj nie wiedział co powiedzieć. Może jego pan lubił takie dorodne, wiejskie pannice o dobrą głowę wyższe od niego?
- Ale wtedy nasze dzieci będą w sam raz prawda? Trochę odziedziczą po mnie, a trochę po matce. - Całkiem skołował sługę gapiącego sie na niego z otwartymi ustami. Doskonale wiedział, że miał do czynienia z donosicielem, co często było bardzo użyteczne.
- Niby tak by wyszło. Ja tam nieuczony jestem. - Przytaknął mu entuzjastycznie lokaj. Koniecznie musiał zdać jak najszybciej relację z tej rozmowy księżnej, jak nic dostanie za to talara, albo i dwa.
***
   Śmierdziuszek dopiero późnym popołudniem skończył swoje domowe obowiązki. Nic nie wymyślił w sprawie balu. Zamiast co najmniej kilku pomysłów na przygotowanej na stole kartce, ciągle miał w głowie czerwone lica Andree, a w uszach jego ciche posapywanie, kiedy to razem kłusowali przez okoliczne pola. Tymczasem czas nieubłaganie uciekał. Wypadało poradzić się Wiedźmy Chrzestnej. Lubił ciotulę Ludmiłę, kuzynkę matki, ale też trochę jej się obawiał jak zresztą wszyscy w okolicy. Miewała naprawdę dziwne poczucie humoru. A niekoniecznie trafione rezultaty jej zaklęć czasami strasznie trudno było potem odkręcić. Na dodatek kumoszki spod kościoła powiadały, że łapie dzieciaki, piecze je w ogromnym piecu i potem zjada na chrupko. Co oczywiście było kompletną bzdurą. Pan Na Pszczynie nigdy nie pozwoliłby mieszkać w swoim majątku morderczyni. Dla pewności wziął ze sobą Kaśkę, która jak wieść niosła, nie bała się nawet samego diabła Kusego. Dom wiedźmy był niedaleko, na niewielkiej polanie, pośród gęstego lasu. Wiodła do niego wygodna, piaszczysta ścieżka.
- Ładna chata i pięknie pachnie. Ciotula ciastka piecze? - zapytała węsząc zadartym nosem Kaśka. - Ten płot to faktycznie z piernika? - Musiała oczywiście spróbować i ze zdumieniem stwierdziła, że dzieciska ze wsi mówiły prawdę.
- A chcesz skończyć w sławnym piecu jako kolacja? - Śmierdziuszek oderwał jej rękę od sztachety na którą łakomie spozierała.
- No przeca idę. - Obraziła się dziewucha. Nie dość, że ją panicz ciąga po lesie, a już zmierzcha, to jeszcze żałuje odrobiny słodyczy.
Zapukali i usłyszeli burkliwe proszę. Weszli i stanęli jak wryci w progu. Pod ścianą stał wielgachny kaflowy piec. W piekarniku z pewnością można było sprawić na obiad całą krowę. Wiedźma chrzestna z zaciętą miną wkładała do niego na łopacie dwójkę bliźniaków wójta Macieja.
- Łolaboga...! - zdążyła jedynie wrzasnąć przerażona Kaśka. Zgrzytnęło, drzwiczki się zatrzasnęły, dzieciary podniosły wrzask pod niebiosa, potem już tylko coś jakby chlupot i nastała cisza. - No co stoisz jak kołek, trzeba je ratować!!
- A ty byś chciała, żeby cię z czekoladowego nieba za nogi wyciągać? - wzruszył ramionami chłopak. - Nigdy nie byłaś w piwniczce Ludmiły?
- A ta co tak drze pysk? Ja tu kompocik na bal u księcia pana warzę! Jeszcze mi się szumowiny jakiesik zrobią.- Wiedźma wzięła się pod boki i czarnymi oczyskami patrzyła groźnie na speszoną Kaśkę, która stanęła na wszelki wypadek za Śmierdziuszkiem.
- Ja tylko tak sobie gadam. I spróbowałam tylko okruszek - dodała cichutko. Rzadko zdarzało jej się zaniemówić. Ludmiła wyglądała bardzo srogo z czarnym warkoczem po pas i w ciemnej sukni bez  żadnych ozdób. Zmierzyły się wzrokiem, wypięły biusty i żadna nie spuściła wzroku.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mam sprawę - wtrącił się Zbyszko. Jak te dwie przypadną sobie do gustu to cała okolica zadrży w posadach. - Po jakie licho ci taka wielka kadź? Przecież tyle nie wychleją. - Na środku kuchni stał na kamiennym palenisku ogromny, żelazny gar. Jego treść pachniała ziołami, jakby makiem i miała lekko lawendową barwę. Po wierzchu pływały polne kwiaty.
- Wiem, wiem, pewnie tańce ci w głowie. - Machnęła chochlą wiedźma. - A kompocikiem się nie martw, panowie będą zadowoleni. Zaraz się tobą zajmę. Ale mógłbyś się chociaż umyć, obok studni jest koryto, woda w nim przez słoneczko nagrzana.
- Niby po co, wystarczy jak twarz przetrę i ręce opłukam. - Wzruszył ramionami chłopak.
- Chcesz iść między pany, więc nie możesz cuchnąć! - Ludmiła postąpiła krok do przodu i nieco speszony Śmierdziuszek trochę się cofnął. Poczuł za plecami metalową obręcz.
- To mnie skrop perfumami, na pewno jakieś masz. Widziałem jak robisz je dla panienek z okolicy. - Nie widział powodu, żeby się umyć tylko dla tego, że idzie na bal.
- Drogi chrześniaku, muszę ci się z bliska przyjrzeć, to istotne dla czarów, - Mrugnęła do Kaśki i ta stanęła z drugiej strony chłopaka, zastawiając mu drogę ucieczki. - Podejdź no pod ten lufcik, bo tam jaśniej. - Na dany znak, obie kobiet zręcznie wepchnęły nie spodziewającego się ataku Zbyszka do kadzi z kompotem, czymkolwiek on był. Poszedł na dno jak kamień, by po chwili wypłynąć prychając i otrzepując się niczym kocur, który wpadł do sadzawki.
- Podłe morderczynie, chciałyście mnie utopić?! - Próbował się wygramolić, ale dwie pary nawykłych do ciężkiej pracy rąk wepchnęły go z powrotem i zaczęły energicznie szorować. - O żmijowe plemię... Polatuchy...Puszczajcie...- Nic nie pomogły prośby ani groźby broniącego się zacięcie Śmierdziuszka. Został dokładnie umyty, a długie włosy rozczesane zgrzebłem nabrały ładnego miodowego koloru, przy okazji wyprał się też odzienek.  - I zmarnowałaś polewkę. - Rzucił złośliwie gramoląc się w końcu z gara.
- Dyć panowie i tak się nie zorientują, że ma trochę dodatków. I tak za każdym razem wychodzi inaczej. Nie bądź taki delikates. Nie musisz tego pić.
- Ale zapomniałaś chyba o małym szczególe. Jestem mężczyzną i na zamek mnie nie wpuszczą.
- Spokojna głowa dzieciaku, już ja cię tak wyszykuję, że nawet sam młody książę zatańczy z tobą walca - zachichotała wiedźma i wyciągnęła z dekoltu dębową różdżkę. - Nie wierć się tak, bo ci rogi doprawię.
- Może mi ktoś powiedzieć co z tą piwnicą? - dopytywała się niecierpliwe Kaśka, już któryś raz usiłująca otworzyć piekarnik, który zamiast mięsem zalatywał czekoladą z orzechową nutką.
- Pokażę ci duszko osobiście, tylko wyszykujemy tego kawalera. - Mrugnęła do niej szelmowsko Ludmiła. Machnęła ręką, zadymiło zaiskrzyło, łupnęło coś na dachu i chata się wypełniła gęstą mgłą. Z oparów wyłonił się Zbyszko i nie Zbyszko zarazem.
- Ło matko i córko ratujta - zakwiczała z uciechy dziewucha, wtórując równie zadowolonej wiedźmie.
 - I czego tak rżycie? - burknął o wiele mniej zadowolony chłopak. - Niby jak mam w tych butach iść na piechotę do zamku.
- Jeszcze zostało mi trochę pary. - Kobieta wyszła przed dom i stojący pod płotem wózek, którym zwoziła zielsko z lasu już po chwili zamienił się w całkiem udatną bryczkę. Dwa rude koty, które z dzikim miauczeniem usiłowały jej umknąć zostały zamienione w dziarskie gniadosze. - Powozić to ty chyba umiesz?

- Umieć umiem, ale w tym stroju chyba nie powinienem. - Zadarł nos Śmierdziuszek, usiłując uratować resztki męskiego honoru. Został sromotnie pokonany przez dwie wiejskie baby.

6 komentarzy:

  1. Hahahahahaha😂 nie moge sie doczekać następnej części 😁

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś Wielka. Tą niespodzianką poprawiłaś mi humor na cały dzień. Dziękuje Ci.
    Pozdrawia Mefisto

    OdpowiedzUsuń
  3. Super nie mogę się doczekać następnej części oj będzie się działo heheh

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Ciebie i Twoje opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham twoje opowiadania i czekam na następną część i może dodałabyś też śnieżynka bo go dawno nie było

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    och cudownie, Andrzej jest zainteresowany Zbyszkiem, och z jakim zapałem szykuje się na ten bal... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń