sobota, 1 marca 2014

Poduszka V

   Lucjusz był w rozterce, właściwie chciał tego i nie chciał. Dość długo pozostawał na diecie, bo całe cztery, niezmiernie długie dni, od kiedy Narcyza złapała go na gorącym uczynku z ich nowym lokajem i dostała szału. Pilnowała go teraz na każdym kroku, ani w dzień ani w nocy nie spuszczała z niego płonących wściekłością oczu. Dla Mafloya, przyzwyczajonego do intensywnego zaspokajania apetytu był to prawdziwy dramat, który miał mu pomóc rozwiązać Severus, a nie jakiś paskudny zboczeniec z Gryfindoru. Coś dużego i twardego napierało właśnie na jego pośladki, ale przecież nie mógł bratać się z wrogiem. Miał jednak słabość do stanowczych partnerów, a pożądliwe usta wędrowały po jego szyi wyjątkowo przekonująco. Duma jednak nie pozwoliła mu się ugiąć.
- Chyba żartujesz?! Nasz ród słynie z porządnego wyposażenia! – prychnął wyniośle. - Nie będę się zadawał z byle kim!
- No to zrzucaj łachy książę i pokaż co masz najlepszego! – Spojrzał na niego z góry Black. – Chyba, że się boisz. Ślizgoni słyną z bujnej wyobraźni i pewnie nie ma tam nic ciekawego. – Doskonale znał Lucjusza i wiedział jak zagrać mu na nerwach. - Ten co przegra robi loda i oddaje się bez protestów.
- Stoi! Już widzę jak czołgasz się przede mną! Mam nadzieję, że wiesz jak to się robi! – Malfoy był niezmiernie pewny wygranej. Jedynie Severus przewyższał go rozmiarami.
- W takim razie na trzy – zgodził się z ociąganiem Syriusz, jakby nagle zaczął się wahać. Nie chciał spłoszyć swojej seksownej zdobyczy. Życie było jednak piękne, a ten niemądry arystokrata sam się wepchnął prosto w jego sidła.
   Mężczyźni mierząc się roziskrzonym wzrokiem, odsunęli się nieco do tyłu i stanęli naprzeciwko siebie w parującej wodzie. Wyprostowane sylwetki, napięte mięśnie, ręce opuszczone wzdłuż ciała, zupełnie niczym rewolwerowcy ze starych filmów. Tylko plujący wodą delfinek i marmurowe stadko syrenek miało być świadkami ich pojedynku.
- Raz, dwa, trzy... – rozległ się melodyjny głos Lucjusza i w ciągu sekundy obaj byli już nadzy. Każdy powędrował oczyma prosto między nogi partnera.
- Słodki... – oblizał się na widok stojącego bojowo członka blondyna Black.
- Oż cholera, to niemożliwe! – Jęknął mocno zaskoczony Lucjusz. Przed sobą miał prawdziwe działo – grube, mocne niczym konar dębu, oplecione pulsującymi żyłami. Zadrżał na samą myśl, że za chwilę może znaleźć się w jego tyłku. Jednak sprawa z obciąganiem wrogowi na kolanach wydala mu się dość upokarzająca. Podszedł powoli bliżej, a na jego bladych policzkach wykwitł mocny rumieniec. Spojrzał z wahaniem na Syriusza i zagryzł wargi.
- Masz zamiar uciec? – Black spojrzał na niego zaczepnie. Wyglądał niezmiernie uroczo taki niepewny siebie i zmieszany, niczym nastolatek na pierwszej randce. Nigdy wcześniej nie widział takiego Lucjusza, zwyczajnego mężczyzny ze wszystkimi wadami i zaletami, a nie księcia z bajki.
- Nie! – Wypiął dumnie pierś. – Malfoyowie zawsze spłacają swoje długi. – Pod wpływem pełnego zachwytu wzroku Syriusza jego penis drgnął i powiększył swoją objętość. Nie miał wyjścia, skoro dał się wkręcić w tą grę musiał zapłacić za swoją głupotę. Zaczął osuwać się na kolana, ale silne ramiona mocno go objęły i postawiły do pionu.
- Nie bądź niemądry, chcę się z tobą kochać, a nie pieprzyć – szepnął mu na ucho Black.
- Syri...? – Błękitne oczy Lucjusza popatrzyły na niego zaszokowane. Wszyscy chcieli z nim sypiać, ale to była zawsze tylko zabawa, sposób na rozładowanie fizycznego napięcia. Nikt nigdy nie okazywał mu uczuć. Z kochankami rozstawał się bez żalu, zmieniając ich jak rękawiczki.  – Ale jak to? - Nie miał pojęcia, o co chodziło temu mężczyźnie.
- Pokażę ci. – Wziął go na ręce i wyszedł z nim z basenu. Łazienka Prefektów może nie była idealnym miejscem na upojne sam na sam, ale trzeba było brać, co oferowało życie, taka okazja mogła się mu więcej nie trafić. Rzucił na podłogę kilka miękkich, dużych ręczników, po czym delikatnie położył na nich Malfoya. Zajął miejsce obok i zaczął powoli wodzić ustami po jego twarzy w subtelnych, motylich pocałunkach. Uczył się na pamięć pięknych rysów kochanka, jednocześnie pieszcząc dłońmi jego szyję i klatkę piersiową. Traktował go jak coś wyjątkowo cennego i kruchego, a nie jednorazową przygodę. Biała, aksamitna skóra była taka miękka i wrażliwa, a Lucjusz wzdychał i prężył się przy każdym intensywniejszym dotyku. – Patrz na mnie, chcę widzieć rozkosz w twoich oczach. – Wziął w posiadanie usta, o których od tak dawna marzył. Rozchyliły się ulegle, wpuszczając go do środka. Języki natychmiast splotły się w namiętnym uścisku. Oczy o barwie nieba rozwarły się szeroko i Syriusz mógł w nich dostrzec słodką omdlałość. Smukłe ramiona go objęły, Lucjusz przytulił się, pomrukując niczym kot. Nigdy nie kochał się w ten sposób, to było dla niego coś zupełnie nowego. Nie przeszli jeszcze do intensywniejszych pieszczot, a on już cały drżał, gotów oddać się Blackowi w każdej chwili. Brązowe oczy pełne ciepła i złocistych iskierek oczarowały go jak żadne inne. Rozsunął uda, by mężczyzna mógł się między nimi ułożyć.
- Tylko ostrożnie z tym działem, jestem bardzo przywiązany do mojego bezcennego tyłka.
- Nie martw się mój książę, potraktuję ten cud natury tak, jak na to zasługuje. – Black zręcznie obrócił mężczyznę na brzuch i podciągnął jego pośladki do góry. – Wyglądają bardzo smacznie. – Zaczął kąsać apetyczne krągłości, aż się zarumieniły niczym dojrzewające jabłuszka.
- Syri... hm... ale z ciebie zwierzak... - Oddech mężczyzny tak blisko jego szparki wprawił całe jego ciało w drżenie.
- Pokazać ci jeszcze kilka psich zwyczajów? – zachichotał i rozsunął szeroko pośladki kochanka. Zaczął z zapałem lizać dziurkę, wkręcając coraz głębiej język.
- Włóż tam coś większego, albo zacznę wyć! – wyjęczał wijący się bezradnie Lucjusz. Gryfoński drań bawił się z nim, dręcząc i doprowadzając do szaleństwa.
- Nie tak szybko blondi, bo spędzisz najbliższy tydzień na stojąco. – Przywołał zaklęciem z najbliższej półki oliwkę, wylał sporą porcję między pośladki kochanka.
- Chcesz mnie usmażyć i zjeść?- Wzdrygnął się, kiedy chłodny płyn zetknął się z rozpaloną skórą. Sam był już na skraju wytrzymałości, każda komórka w jego ciele dygotała, błagając o spełnienie.
- Lubię delikatne mięsko z rożna. – Uśmiechnął się szeroko i włożył w niego od razu dwa palce. W środku było ciaśniej niż się spodziewał, zaczął nimi poruszać szukając odpowiedniego punktu. Słyszał coraz szybsze posapywanie Lucjusza. Wsunął trzeci palec, nie chciał sprawić mężczyźnie bólu, a przy jego rozmiarach nie było to takie proste.
- Użyj... go... wreszcie... – wyjęczał desperacko w ręczniki. Powstrzymywał się ostatkiem sił, by nie zabrudzić prześcieradła. Dawno nie był taki napalony, Gryfon okazał się niezłym czarodziejem.
- Ciii... już dobrze... – Black rozsunął mocno nogi Lucjusza. – Oto twój pogromca mój książę! – Zaczął powoli napierać penisem na rozluźnioną szparkę. Malfoy niespodziewanie pchnął do tyłu, nadziewając się na niego do końca.
- Na Salazara – zapiszczał, bo uderzenie w prostatę spowodowało, że pociemniało mu w oczach. Fala obezwładniającej rozkoszy zalała go od stóp do głów. Poczuł jak dłoń zakrada się miedzy jego uda i zaciska na penisie.
- Jaki gorący i chętny – usłyszał ochrypły szept Syriusza. – Następnym razem muszę go bliżej poznać. Rozluźnij się i otwórz dla mnie mój piękny – złapał zębami za wrażliwe miejsce na karku mężczyzny. Zaczął się powoli poruszać, uderzenia jego dużego członka w prostatę, raz po raz wyrywały z ust Lucjusza przeciągły skowyt.
- Ja...och... już...! – Wygiął się w łuk i obfity strumień spermy poleciał na białe ręczniki. W tym samym momencie Syri odpalił swoje działo, krzycząc w ekstazie jego imię. Oboje znieruchomieli, ogrzewając się nawzajem swoimi drżącymi w poorgazmowych skurczach ciałami.
- Złaź z mojego tyłka! Ile ty ważysz? – Pisnął po chwili odpoczynku Lucjusz.
- Myślisz, że możemy to powtórzyć? – Black niechętnie zsunął się z pleców mężczyzny, ten żywy materacyk chętnie zabrałby ze sobą do domu. Pocałował czule jego usta i delikatnie zaczął gładzić linie ostro zarysowanej szczęki. Zarobił zaskoczone, błękitne spojrzenie. Długie złote rzęsy zatrzepotały i na twarzy Lucjusza pojawił się niespodziewanie miękki uśmiech.
- Możemy wynegocjować chyba jakiś rozejm. – Przeciągnął się leniwie, po czym wycisnął na ustach bruneta szybki, słodki całus, okręcił się ręcznikiem i zniknął, zanim tamten zdążył zareagować. Syriusz siedział jeszcze przez chwilę z mocno ogłupiałą miną i obmacywał swoje wargi. Malfoy i czułość? Chyba trafił do innego wymiaru.
***
    Hermiona dostała list od samego dyrektora i tknięta złym przeczuciem, nieco bała się go otworzyć. Obracała kopertę w ręce z bardzo niepewną miną. Voldemorta już przecież nie było, ale wielu jego zwolenników uciekło rękom sprawiedliwości. W dodatku Harry od tygodnia gdzieś przepadł bez wieści. W końcu jednak przełamała pieczęć z herbem Hogwartu.

,, Droga panno Granger!
Mam do ciebie małą prośbę. Harry jak zwykle wpadł w kłopoty i chciałbym, żebyś nieco wcześniej w tym roku przybyła do szkoły. Myślę, że potrzebuje twojego towarzystwa.
 Z poważaniem Dambledore

Z tekstu niewiele dało się wywnioskować, zaczęła się pakować. Właściwie nie miała żadnych wakacyjnych planów, bo wszystkie zepsuł głupi Ron. Zamiast jechać z nią zwiedzać najpiękniejsze miasta świata, wolał biegać za smokami razem ze swoim bratem Charlim, tarzając sie w błocie i odchodach. Miała go coraz bardziej dość i młodzieńcza miłość, zaczynała zamieniać się w irytację na lekceważącego ją ciągle Wesleya. Kiedy on czegoś chciał, ona wspierała go z całych sił, jednak w odwrotnym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Uważał, że jej marzenia i plany na przyszłość są dziecinnymi mrzonkami. Dziewczyny miały być żonami, czekać na swojego męża i bohatera w domu, jak to zawsze czyniła jego matka.
Zirytowana tokiem swoich myśli Hermiona pożegnała się z rodzicami i teleportowała do Hosmegade, gdzie czekała na nią profesor Minerwa. Po drodze wytłumaczyła jej na czym polega problem i że mają problemy z upilnowaniem psotnego niczym dziecko Harrego.
- Mam być jego niańką? – Popatrzyła zaskoczona na kobietę.
- Niezupełnie moja droga, raczej przyjaciółką. Twoje obserwacje jego zachowania też mogą być bardzo cenne. Na razie nie mamy pojęcia jak zdjąć z niego zaklęcie. – Poprowadziła dziewczynę na parking przed sklepem, gdzie ku jej ogromnemu zdumieniu stał zaparkowany motor gajowego Hagrida.
- Pożyczyłam go, mój jest w konserwacji. – Uśmiechnęła się do zaskoczonej uczennicy Minerwa.
- No dobrze, mam nadzieję, że dotrzemy w całości. – Hermiona nie była przekonana do umiejętności kobiety, ale jak się wkrótce okazało zupełnie niesłusznie. McGonagall była niezłym kierowcą, niestety z żyłką do hazardu i bardzo ryzykownych ewolucji.  Kiedy dotarli do Hogwartu dziewczyna była cała zielona, zwymiotowała jak tylko stanęła na własnych nogach. Powlekła się do wieży Gryfindoru ze smętną miną, przysięgając sobie trzymać się z daleka od opiekunki ich Domu. Od dziecka nie znosiła szybkiej jazdy, nie używała nawet ruchomych schodów w centrach handlowych.
***
   Harry całe popołudnie spędził w kuchni. Chciał przygotować wytworną kolację, aby jakoś zatrzeć złe wrażenie i przeprosić Snapa za kłopoty, które znowu sprawił, chociaż prawdę mówiąc nie bardzo rozumiał, dlaczego wszyscy się na niego ciągle krzyczą i łapią się za głowy. Posprzątanie czyjegoś domu nie wydawało mu się czymś nagannym, było wręcz obowiązkiem porządnego czarodzieja za jakiego się uważał. Nie lubił jednak jak Severus się na niego gniewa. Zrobił więc lazanię, według najlepszego włoskiego przepisu i upiekł orzechowe podkówki. Nakrył pięknie stół w salonie, zapalił świece i posłał Pyłka po wino. Przebrał się w swoją najlepszą koszulę oraz dopasowane czarne rurki, uczesał nawet gąszcz na głowie i związał wstążką. Ostatnio miewał coraz większe przebłyski pamięci, ale nie miał jednak zamiaru się do tego przyznać. Jeszcze by mu kazali wrócić do wieży Gryfindoru, a przecież to tutaj był teraz jego dom.
 Kiedy już wszystko było gotowe wstrętny kominek znowu zaczął migotać na zielono, co niewątpliwie oznaczało kolejnego, niezapowiedzianego gościa. Jeśli to będzie znowu Lucjusz, nie miał zamiaru się krępować, wepchnie go z powrotem do rusztu zanim znowu zdąży przykleić się do profesora. Wziął z półki ciężką encyklopedię i tak uzbrojony stanął na środku salonu.
- Ale tu czysto! Snape zmienił nareszcie tego leniwego skrzata? – rzucił Draco, wygładzając podróżną szatę. – Potter, jak miło cię widzieć. – Rozparł się na kanapie jakby był u siebie w domu i wziął od razu trzy ciasteczka. – Robisz tu za gosposię?
- Nie, mieszkam tu, więc wypad! Dwóch Malfoyów w jeden dzień, to odrobinę za wiele! – Warknął zdenerwowany Harry.
- Spokojnie, mam pokojowe zamiary. Uciekłem z domu, mam dość słuchania tych awantur. – Wzruszył ramionami Draco. Nadrabiał miną, ale widać było, że przechodzi ciężki okres.
- I musiałeś się przywlec akurat tutaj? – odezwał się już łagodniej.
- A gdzie niby miałem iść? Snape jest moim chrzestnym. Poza tym mam do ciebie sprawę.
- Wybij sobie z tego ulizanego łba, że ci w czymś pomogę. – Machinalnie podał mu talerz ze słodyczami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jako domowy robot musiał dbać o gości.
- Nie jesteśmy już przecież przeciwnikami. Pamiętasz? Poza tym nie chcę niczego za darmo. – Draco był bardzo pewny siebie, musiał taki być, bo bardzo zależało mu na pomocy Gryfona. Właściwie był jego ostatnią deską ratunku.
- No dobra, nawijaj, tylko bez ściemniania i podstępów – odezwał się łaskawie po namyśle chłopak i usiadł obok byłego wroga.
- A więc podsłuchałem, że dzisiaj przyjedzie tutaj Hermiona.
- Co ty do niej masz? Prawie całą szkołę nazywałeś ją szlamą!
- To było dawno, a ja młody i niedoświadczony. Chciałem jakoś zwrócić na siebie jej uwagę, zresztą nie była mi dłużna. W piątej klasie zafundowała mi trwałą ondulację, przez miesiąc nie mogłem rozczesać włosów, a matka omal nie zemdlała na mój widok! – Obruszył się blondyn.
- Zaraz! – Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem. – Ty mi chyba nie chcesz powiedzieć, że podkochujesz się w Hermi? Jaja sobie ze mnie robisz?
- W żadnym wypadku. - Pokręcił jasną głową Malfoy. – Pomyśl, to nasz ostatni rok w Hogwarcie, muszę go dobrze wykorzystać. Jesteś przyjacielem Hermiony, więc powinieneś wiedzieć jak zmiękczyć jej twarde serce.
- Aby potem ją wykorzystać i porzucić?! – Harry popatrzył na niego groźnie.
- No coś ty! Jak się zgramy, to zrobię z niej lady Malfoy! – Draco podniósł do góry rękę jak do przysięgi i odgarnął do tyłu platynowe kosmyki.
- Słowo honoru?
- Słowo Malfoya!
- W porządku, przemyślę to. – Harry był lekko skołowany tymi rewelacjami. Ślizgon z Gryfonką? Świat zwariował i wirował niczym karuzela. Nalał po kieliszku wina i podał chłopakowi, który od razu się rozpromienił. Dziwnie wyglądał bez swojego cwaniackiego uśmieszku i zadartego nosa. Jakoś tak normalnie, jak na przykład Ron. No właśnie, a co z Wesleyem? Byli z Hermioną parą, ale według niego średnio do siebie pasowali. Wybitnie inteligentna, obdarzona sporą charyzmą, ambitna dziewczyna nie za bardzo nadawała się na parę dla sportowca, lubiącego proste rozrywki w gronie kolegów, marzącego o domku na wsi i gromadce dzieci. Draco o wiele lepiej wpasowywał się w ten obrazek.
***
   Severus prawie cały dzień spędził u boku dyrektora, niby to szukając zaklęcia, które pomogłoby Potterowi, a tak naprawdę zbijając bąki. Bał się, że kiedy chłopak przyjdzie do siebie, nie będzie już chciał z nim rozmawiać, a on z każdym dniem przywiązywał się do niego coraz bardziej. Wiedział, że lubi sypiać na kołdrze z wypiętym tyłeczkiem, podkrada mu żel do włosów bo lubi jego zapach, wyjada ukradkiem z sałatki orzechy laskowe jak tylko odwróci głowę i paskudnie fałszuje pod prysznicem. Nigdy by nie przypuszczał, że życie z tym chodzącym workiem na kłopoty będzie takie przyjemne. Zarzucił pomysł, aby przyznać się do wszystkiego Albusowi. Każda godzina spędzona z Gryfonem wydała mu się niezmiernie cenna. A tych kilka całusów, to przecież nie było nic złego, w końcu chłopak za miesiąc miał skończyć osiemnaście lat. Niektórzy w tym wieku mieli już rodziny, szczególnie arystokratyczne rody hołdowały tej tradycji. Powoli szedł do domu korytarzami Hogwartu, chowając pod szatą bukiet fiołków, które nie wiadomo dlaczego zerwał w szklarni. W jakiś sposób ich delikatny zapach skojarzył mu się z Harrym i jego niewinnym uśmiechem.
Otwarł po cichu drzwi do swojego apartamentu i usłyszał śmiech dwóch osób. W salonie zobaczył Pottera w bardzo zażyłej komitywie z jego bezczelnym chrześniakiem. Siedzieli obok siebie na kanapie, niemal stykając się ramionami. Jakieś trybiki w jego głowie zazgrzytały i zaczęły szybciej się obracać. Krew w nim zawrzała, a czarne oczy zaczęły rzucać iskry. Kolejny zdradliwy Malfoy na horyzoncie od razu podniósł mu ciśnienie.
- Co robisz w MOIM domu, na MOJEJ kanapie, z MOIM Harrym?! W dodatku wyżerasz MOJE ciasteczka! – ryknął na biednego Draco, który z wrażenia wylał na siebie wino. Wyrwał mu z rąk talerzyk i odstawił daleko, poza zasięg jego łakomych rąk, po czym usiadł pomiędzy struchlałymi chłopcami, rozpierając się niczym turecki basza.
- Wujku Severusie, dobrze się czujesz?- zapytał po przedłużającej się chwili ciężkiego milczenia Draco.
- Teraz o wiele lepiej, a będzie całkiem dobrze, kiedy się stąd wyniesiesz!
- Ale potrzebuję twojej rady, wiesz tata...- próbował negocjować chłopak, chrzestny nigdy nie był dla niego taki niemiły. A jak zaborczo zasłaniał sobą Pottera. Coś się za tym musiało kryć.
- Zjeżdżaj do Slytherinu, potem tam przyjdę! – warknął nieprzyjaźnie Severus. Malfoyowi nie pozostało nic innego jak zastosować się do tego rozkazu, nie było sensu rozdrażniać więcej mężczyzny. Kiedy zamknęły się za nim drzwi Harry przysunął się bliżej, węsząc intensywnie.
- Byłeś strasznie niemiły dla naszego gościa...- Dobiegły do Snapa skądś znane mu słowa. – Co tak ładnie pachnie? – Zaczął rozpinać wierzchnią szatę profesora i sięgnął poufale ręką do wewnętrznej kieszeni.
- Jakie śliczne, strasznie biedulki zmaltretowałeś – wyciągnął pomięty bukiecik.
- To tylko fiołki...
- Dla mnie, prawda? – Oczy chłopca roziskrzyły się niczym szmaragdowe gwiazdy. Widział jak twarz profesora pokrywa się ciemnym rumieńcem. Dotknął pieszczotliwie drapiącego już nieco policzka i złożył na nim miękki pocałunek. – Dziękuję za prezent – wyszeptał, a zmieszany Severus bał się nawet drgnąć. Jego serce przepełniło dziwne, ciepłe uczucie.

8 komentarzy:

  1. Parka Black-Malfoy jest cudowna! Uwielbiam ich, naprawdę. Ich seks był pełen śmiesznych określeń, typu z tym działem. ;) Draco w komitywie z Harrym? Nie bardzo mi się to podoba, tak samo jak knowania młodego Malfoya.
    Ale Snape to już w ogóle jest ziółko! xD z tymi fiołkami to serio masakra xD takie to nie w jego stylu. Ale nie podoba mi się, jak postąpił z Draco. Jest przecież jego chrzestnym!
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Syriusz i Lucjusz... wciąż nie mogę wyjść z zaskoczenia i podziwu. Hermiona przyjeżdża super. A ona i Draco będą piękną parę. TYlko co z Ronem?. Snape zazdrosny ale też nie było o co nie mogę się doczekać aż ktoś zacznie Harego podrywać będzie jazda:)
    Końcówka nad wyraz urocza.
    Oby tak dalej
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Syriusz zajął się odpowiednio swoim kochankiem. Jak widać Lucjuszowi się podobało i chętnie to powtórzy:) Już nie mogę się doczekać, gdy Lu zmięknie całkowicie i przyzna się, że podoba mu się Syri ;3
    Hahah Sevcio krzyczący na Draco xD Padłam, on nigdy tego nie robi nooo!! :)
    Na szczęście Harry się nie złościł, dzięki bukiecikowi... <3
    Rumieniący się Snape<3 Awwww
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  4. ... sweet!! Biedny Dracuś! O Dramione tutaj jest ^^ ... Uj jak ja chce zobaczyć minę Dracusia kiedy zobaczy ojca z Blackiem. :PP

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    wspaniały rozdział.. Snape przynoszący bukiecik Harremu i rumieniący się... seks między Blackiem a Malfoyem był boski, pełen takich śmiesznych określeń
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę co się dzieje... Draco chce smalić cholewki do Hermiony he he... McGonagall jeździ na motorze i to jeszcze bawiąc się w ryzykanta (^-^). No, Snape i scena zazdrości była cudowna, a o Lucjuszu i Syriuszu już nie wspomnę :)
    Rozdział bardzo mi się podobał, choć znalazłam trochę błędów. Jeden trochę wbił mi się w pamięć dlatego go wskażę: '[...] chociaż prawdę mówiąc nie bardzo rozumiał nie bardzo rozumiał, dlaczego wszyscy się na niego ciągle krzyczą i łapią się za głowy.' - Myślę, że bez powtórzenia 'nie bardzo rozumiał' było by lepiej, chyba że to miał być jakiś akcencik... i chyba można by był usunąć jedno się - to pierwsze - wówczas byłoby git... = [...] chociaż prawdę mówiąc nie bardzo rozumiał, dlaczego wszyscy na niego ciągle krzyczą i łapią się za głowy.' Tak bym to widziała. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz (^-^;). Sama wiem, że błędy są nieuniknione podczas pisania, bo sama wiele ich popełniam. Znając życie pewnie kilka ich zrobiłam pisząc ten komentarz.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy się nie gniewam jak czytelnicy pokazują konkretne błędy, jestem wdzięczna za tego typu pomoc, nie mam niestety bety. :))

      Usuń
    2. Znam ten ból, bo też nie posiadam bety :)

      Usuń