poniedziałek, 22 grudnia 2014

Lampa Aladyna czyli Al i Jasmin w tarapatach VI

   Demon przyglądał się z rozbawieniem sfrustrowanym chłopcom szepczącym coś sobie na ucho. Sułtan bardzo poważnie potraktował oświadczenie o wzorowym prowadzeniu się młodej pary i dawaniu dobrego przykładu poddanym. Ani na chwilę nie byli sami, poza tym zostali zarzuceni taką ilością pracy, że praktycznie na nic innego nie mieli czasu. Wieczorem padali do łóżek niczym żywe trupy. W dodatku władca nabrał paskudnego zwyczaju wpadania do ich pokoi z niezapowiedzianą wizytą o każdej porze dnia czy nocy. Chłopcom pozostała więc jedynie wymiana gorących spojrzeń oraz szybkie uściśnięcia dłoni, które jednakże wystarczały, by wzbudzać w ich spragnionych czułości, młodych ciałach prawdziwy pożar.
   Teraz pochylali właśnie nad stołem w dużej komnacie przerobionej tymczasowo na garderobę, a wszędzie dookoła walały się weselne szaty, buty i i różne dodatki. Bagdadzcy kupcy starali się przypodobać sułtanowi i przysłali najlepsze towary jakie mieli na składzie. Pod oknem stał malowany w rajskie ptaki japoński parawan, za którym chłopcy mogli przymierzać kolejne sztuki garderoby. Obok niego na ścianie powieszono duże lustro, aby mogli w nim obejrzeć swoje sylwetki zanim zdecydują się coś kupić.
- Może najpierw wybierzemy koszule? – Stwierdził Jasmin i szturchnął narzeczonego w bok, patrząc na niego znacząco.
- Ale nie zmieścimy się tam razem… - zaczął Aladyn, ale zaraz zamilkł mocno kopnięty w kostkę. Na twarzach siedzących na kanapie kupców pojawiły się szerokie uśmiechy. Zadowoleni, że ich towar się podoba, zaczęli się między sobą sprzeczać, co do jakości materiałów, zupełnie zapominając o obecności następcy tronu.
   Dżin obserwował wszystko z uśmiechem, opierając się plecami o marmurową kolumnę. Dwa sprytne łobuzy zniknęły za parawanem i za chwilę rozległy się stamtąd pełne przyjemności, ciche westchnienia. Najwyraźniej korzystali z okazji, że nikt nie zwracał na nich uwagi i dobrze się bawili. Eblis powoli podkradł się bliżej. Stanął z boku, stąd miał doskonały widok na obściskujących się chłopców. Całowali się z takim zapałem, że komnata chyba tylko jakimś cudem nie stanęła w ogniu. Demona zauroczył ten rozkoszny widok, prawdę mówiąc, chętnie by się do nich przyłączył, lecz mieli zbyt wielu świadków, poza tym nie wiedział jakby zareagowali na jego umizgi.
- Nie pojmuję, dlaczego się jeszcze nie udławiliście? – Rzucił żartobliwie, nawiązując do ich różowych języków, penetrujących wśród jęków i westchnień, usta partnera.
- Och…- Aladyn osunął się gwałtownie, a na jego twarzy wykwitły ogniste rumieńce.
- Idź na spacer zamiast podglądać! – Oburzył się Jasmin, patrząc na mężczyznę z naganą. Zaraz jednak spuścił wzrok, napotkawszy gorejące, pożądliwe spojrzenie. Demon ostatnio coraz bardziej go interesował, mimo całej swojej rezolutności często się peszył w jego obecności. Miał dziwne wrażenie, że te ślepia doskonale widzą przez ubranie. W obecności Eblisa już kilka razy zrobiło mu się niespodziewanie gorąco, a kolana jakoś nie chciały go utrzymać w pionie.
- Lepiej zajmijcie się szatkami, moje wy gołąbeczki. I cala niewątpliwa przyjemność po mojej stronie wasza wysokość. – Uśmiechnął się do zawstydzonego nagle księcia. – Ten kremowy jedwab strasznie łatwo się mnie. – Popatrzył wymownie na ich tyłki w pogniecionych spodniach, które przed chwilą obmacywały niecierpliwe dłonie.
- Eblis, czy ty nie masz nic lepszego do roboty niż ciągle za nami łazić? – Niedopieszczony Aladyn miał kiepskie poczucie humoru.
- Sułtan mi kazał was pilnować. To bardzo pouczające i hm… podniecające zajęcie. Za żadne skarby bym z niego nie zrezygnował – zamruczał niskim, wibrującym głosem i posłał chłopcom w powietrzu dwa całusy.
- Twój ojciec naprawdę przesadza… - jęknął zrezygnowany złodziej.
- Wiem… - zmarkotniał książę. – Najpierw sprowadzał do zamku zastępy konkurentów, żebym przypadkiem nie został starym kawalerem, a teraz pilnuje mnie niczym zazdrosny jastrząb.
- Moi drodzy, tak strasznie torturowani panowie, zostały jeszcze tylko dwa tygodnie. – Stwierdził poważnie dżin, w duchu śmiejąc się z ich zdegustowanych min. Chłopcom nie pozostało nic innego, jak ponowne zajęcie się przymierzaniem szat. Odwróceni do mężczyzny tyłem grzebali w stercie ubrań, porozkładanych na długim stole. Mieli na sobie jedynie cienkie koszule i obcisłe, bawełniane spodnie. Pochylali się raz po raz, wypinając w jego stronę kształtne pośladki.
- To faktycznie strasznie długo…- westchnął demon, nie mogący oderwać wzroku od cudownego widoku. Oparł się z powrotem o kolumnę, a na jego twarz wpełznął psotny uśmieszek. Przez to całe zamieszanie ze ślubem zupełnie zapomniał, że przecież był magiczną istotą. – A gdyby tak…? – Jego ramiona wydłużyły się, a zachwycone dłonie zacisnęły się na obiektach pożądania, delikatnie głaszcząc sprężyste krągłości. To było niemal niebo. Z całej siły zagryzł wargi, usiłując zapanować nad sobą, by nie zrobić jeszcze czegoś o wiele głupszego. Jeśli chciał wygrać całą wojnę,  musiał się uzbroić w cierpliwość. Szybko wycofał ręce, zanim ktokolwiek zdążył się połapać, co się dzieje. Ofiary tego bezczelnego ataku podskoczyły z piskiem, a na ich twarze wypełzły urocze rumieńce.
- Coś mnie złapało za tyłek!
- Mnie też!
Oburzeni chłopcy jak na komendę odwrócili się, ale nie zobaczyli niczego podejrzanego. Kupcy nadal się kłócili, a Eblis stał ze dwa metry od nich z niewinnym, niczym u noworodka spojrzeniem. Wyglądało na to, że trzymani przez nieznośnego sułtana na ,,głodzie” mieli halucynacje.
***
   Sułtan siedział na wyścielonym miękkimi poduszkami tronie w sali posłuchań, gdzie zazwyczaj przyjmował petentów oraz zagraniczne poselstwa, otoczony całym dworem. Sznur osób pragnących się z nim widzieć i zaznać nieco łaski nigdy się nie kończył i przedsionek pałacu zawsze był ich pełen. Przeważnie władca szybko się nudził, po trzech  godzinach wychodził z przekonaniem, że jego praca nigdy nie miała się skończyć. Od dwóch tygodni jednak wykazywał więcej cierpliwości do marudzących poddanych i zostawał o wiele dłużej, a wszystko to dzięki wezyrowi. Pierwszego dnia jego niewoli Hassan posłał mu nową parę spodni. Były uszyte z cienkiej, białej bawełny i tak obcisłe, że niewiele pola pozostawiały dla wyobraźni. Krótki kaftan sięgał mu zaledwie do bioder i nie zakrywał krągłych cudowności.  Dżafar nie mógł już teraz uciec, tłumacząc się jakimiś zmyślonymi obowiązkami, jak to często robił wcześniej. Siedział z ponurą miną kilka stopni poniżej swojego pana.
   Sułtan z dość niemądrym uśmiechem i oparł się plecami o aksamitne poduszki. Jednym uchem słuchał kolejnego poddanego zawile i kwieciście tłumaczącego mu, że podatki nałożone na gliniane dzbany są stanowczo za wysokie.
- Dżafarze wstań! Zrób siedem kroków do tyłu i tyleż do przodu. – Wolał co jakiś czas władca, a były minister zaciskał tylko wąskie wargi i wykonywał rozkaz. Dworzanie, w większości nie znoszący tego wyniosłego mężczyzny, doskonale się bawili i z niecierpliwością wyczekiwali tych momentów.

- Jak każesz – mruczał pod nosem za każdym razem, mimowolnie oblewając się rumieńcem. Co innego robić komuś takie numery, a co innego samemu być ich ofiarą. Doskonale się orientował o czym właśnie myśli jego zboczony pan. Czuł jak jego pożądliwe oczy obmacywały jego pośladki. Chwilami miał nieodparte wrażenie, że spodnie spłoną mu na tyłku.
- Nie bądź taki nieśmiały mój drogi – zachęcał go sułtan, nie spuszczając zeń wzroku, a siedzący obok sekretarze, robiący notatki z posłuchań chichotali w najlepsze. Widok kołyszących się zgrabnych pośladków nieodmiennie poprawiał Hassanowi humor. Dżafar burczał, prychał zadzierając do góry nos, ale posłusznie spełniał rozkazy, co jeszcze bardziej radowało jego pana. Wyglądało na to, że ta zabawa nigdy mu się nie znudzi.
Niestety tego letniego dnia, po południu zrobiło się już tak gorąco, że nawet siedzenie w sali bez ruchu stało się prawdziwą torturą. Władca skinął na wezyra, który klęczał nieopodal i zaczynały go już od tej pozycji boleć kolana.
- Słucham wasza wysokość. – W duchu liczył na to, że sułtan wreszcie się zmęczył i będzie miał w końcu spokój.
- Idziemy się ochłodzić do sypialni – Hassan zgasił jego nadzieję w zarodku. – No rusz dup… Znaczy… idź przodem – poprawił się, słysząc za swoimi plecami chichoty dworzan.
- Oczywiście o Najszlachetniejszy. – Wezyr prawie udławił się ostatnim słowem. Nigdy nie rozumiał tego człowieka. Mógł mieć w swoim łożu niemal każdego o kim zamarzył, tymczasem on od lat gapił się tylko na jego tyłek. Kiedy dotarli na miejsce sułtan z westchnieniem ulgi zdjął turban i rzucił się na chłodne, jedwabne prześcieradła. Skinął na Dżafara, który zajął już swoje miejsce na skromnym, wzorzystym dywaniku. Niechętnie wstał i podszedł bliżej. Musiał przyznać, że Hassan był nadal pociągającym mężczyzną, o wiele bardziej interesującym od tego smarkatego Jasmina.
- Piekielny upał, można wyzionąć ducha. – Władca rozpiął kaftan pod którym nie miał absolutnie nic, zważywszy na wysoką temperaturę, która panowała obecnie w Bagdadzie. – Wiele bym dał za loda…
- Ee…?- Wezyr lekko zbladł. – Jesteś pewien panie? – Uznał, że się przesłyszał.
- No rusz się! Ależ kiepski z ciebie sługa! Wykaż choć odrobinę zapału. – Jęknął i rozparł się wygodnie na poduszkach, po czym dotknął bransolety na swojej ręce. Nie miał pojęcia dlaczego Dżafar wpatruje się w niego szeroko otwartymi oczami, zupełnie jakby był w lekkim szoku.
- Twoja wola panie. Postaram się najlepiej jak potrafię, ale nie mam w tym żadnej wprawy. – Podpełznął do sułtana na kolanach i zanim tamten zdążył mrugnąć okiem,  zsunął mu spodnie i umościł się między jego udami. Pochylił głowę i wziął jego penisa do ust.
- Na Allacha… - zamruczał zaskoczony mężczyzna, nie mający pojęcia, dlaczego jego sługa zamiast pobiec do kuchni, zaczął lizać jego jądra i członka, jakby to było najsmaczniejsze ciacho na świecie. – No cóż… nie przestawaj… - Zmrużył z przyjemności oczy. Nie potrzebował nieba, ono było tutaj, a jego anioł co prawda z początku nieco się krzywił i dławił, ale potem jakby nabrał wigoru. Zacisnął szczupłe dłonie na jego biodrach, wziął go głębiej do gardła i nadał szybkie tempo. – Jak cudownie…- wyjęczał Hassan zanurzając się coraz głębiej w ciepłą, upajającą wilgoć. – A… ach…! - Krzyknął gardłowo i wygiął się w łuk, wypuszczając strumień spermy, prosto w utalentowane usta swojego gorliwego sługi.
- Oo… gulp…- Zaczął prychać mężczyzna, który dopiero teraz ocknął się z dziwnego transu. Piżmowy zapach skóry i nasienia, także w jego lędźwiach wzbudził pożądanie. Jako, że zawsze był stroną dominującą w miłosnych zapasach, tę sztuczkę wykonywał po raz pierwszy i uznał ją za bardzo podniecającą. Dopiero teraz, kiedy emocje nieco opadły zdał sobie sprawę co zrobił. Cały czerwony wycofał się z powrotem na swój dywanik.
- Nigdy mi się to nie znudzi. – Sułtan przysunął się do zmieszanego sługi i otarł mu usta rękawem swojej koszuli. Ostania perłową kroplę po prostu zlizał wprost z jego warg. – To było z pewnością lepsze od najwspanialszego deseru… - zachichotał.
- Przecież… ehm… chciałeś panie loda…- Zupełnie nie zrozumiał ostatniej uwagi. Coś wyraźnie było nie w porządku.
- Miałem na myśli zamrożone słodycze, ale bynajmniej nie narzekam. To co zrobiłeś było o wiele lepsze. – Zauważył z rozbawieniem, że jego sługa to blednie, to czerwienieje nie wiedząc, gdzie podziać oczy.
- Błagam, dobij mnie… - jęknął Dżafar i niczym struś schował głowę pod jedwabnym prześcieradłem. Miał ochotę umrzeć ze wstydu. Dopiero teraz pojął, że z natury prostolinijny Hassan nigdy nawet nie słyszał o takich igraszkach.
                                                                     ***

   Mijały tygodnie i dżin pracował od rana do wieczora, widując chłopców tylko od czasu do czasu. W tajemnicy przed wszystkimi budował w chmurach wspaniały pałac o wieżach z białego marmuru i dachach z najszczerszego złota. Chciał wszystko przygotować przed dniem zaślubin.W bibliotece wezyra znalazł też kilka bardzo przydatnych zaklęć, w krótkim czasie opanował je do perfekcji. Wypróbował je na kilku dworzanach, którzy od tej pory rozglądali się nerwowo, kiedy tylko przechodzili pustymi korytarzami i ciągle się czerwienili z niewiadomych powodów.
Dzień zaślubin był niezwykle piękny, jakby sam Allach zadowolony ze swoich sług błogosławił całemu Bagdadowi. Niebo było błękitne, bez jednej chmurki, a w powietrzu unosił się upojny zapach kwiatów. Poddani tłumnie wylegli na ulicę w oczekiwaniu spektaklu, w domach zostali jedynie starcy i małe dzieci. Wszyscy trzymali w rękach gałązki kwitnących pomarańczy. Machali nimi wesoło, witając ciągnący drogą bogaty orszak zdążający do świątyni. Pierwszy raz mieli okazję zobaczyć narzeczonego księcia Jasmina, o którego bogactwie krążyły legendy. Ludziom spodobała się jego przystojna, szczera twarz i jasne, śmiałe spojrzenie. Państwo młodzi jechali na białych rumakach, przystrojonych w haftowaną srebrem uprząż. Co chwilę łapali się za ręce, patrząc sobie czule w oczy. Takie zachowanie przypadło mieszkańcom Bagdadu do gustu. Zgodne, kochające się małżeństwo dobrze wróżyło na przyszłość. Zatrzymali się przed okazałą świątynią, gdzie najwyższy imam miał pobłogosławić ich związek. Potem miała się odbyć w pałacu huczna uczta weselna, do której przygotowywano się od miesiąca. Uroczystości miały trwać trzy dni i trzy noce. Aladyn z Jasminem weszli po czerwonych kobiercach do budynku, a tłum wiwatował i rzucał mu pod nogi kwiaty. Towarzyszył im oczywiście sułtan z nieodłącznym Dżafarem oraz dżin, prezentujący się równie wspaniale, co państwo młodzi. Zostali powitanie przez wiekowego duchownego z dobrotliwym uśmiechem, bardzo zadowolonego, że niesforny książę znalazł swoją drugą połówkę i wreszcie sułtan przestanie mu jęczeć przy każdej wizycie, że nie radzi sobie z wychowaniem syna.
- Uklęknijcie moi drodzy. Rad jestem, że doczekałem tej chwili. – Imam skinął na chłopców. Spełnili jego polecenie osuwając się na kolana. Na posadzce rozesłany był tradycyjny dywan służący od lat władcom Bagdadu w czasie oficjalnych uroczystości.
   Hassan z rozczuleniem przyglądał się przejętym młodzieńcom recytującym modlitwy, ocierając ukradkiem łzy wzruszenia. Natomiast stojący obok niego wezyr krzywił się jakby zjadł cytrynę. Nie pojmował, kto normalny, chciałby spędzić z jedną osobą całe życie, kiedy dookoła pełno pięknych chłopców i dziewcząt. Prawo jednak pozostawało prawem. Zresztą  czego by człowiek nie zrobił dla pieniędzy i pozycji. Nie rozumiał dlaczego wszyscy tak się zachwycają tym całym ślubem. On nigdy by się na niego nie zgodził, chyba że cena byłaby odpowiednia.
- Dobrzy mieszkańcy Bagdadu – podjął imam – zebraliśmy się tutaj, by w obliczu Allacha pobłogosławić ten związek dwojga serc…
- Chwileczkę, raczej trojga…- przerwał jego uroczystą przemowę demon. – Też chcę wziąć w tym udział! – Wepchnął się między chłopców, wytrzeszczających na niego ze zdumienia oczy. Uklęknął całując jednego i drugiego w policzek. – Na co czekasz kapłanie? Kontynuuj! – Rozkazał z bardzo zadowoloną miną.
- Ale… hm… nie wiem czy mogę…- Zupełnie zbity z tropu starzec zerknął pytająco na sułtana, którego zupełnie zamurowało z wrażenia. Zastanawiał się co zrobić. W ich państwie wielożeństwo było dopuszczalne. Niektórzy mieli po kilka żon, czy mężów, w zależności na ile było ich stać.
- Wasza Wysokość? – Imamowi nikt wcześniej nie wspomniał o trzeciej osobie, pragnącej uczestniczyć w zaślubinach. Władca nadal nic się nie odzywał, a on z kolei bał się sprzeciwić tej magicznej istocie. Dobrze wiedział jak niebezpieczne bywały dżiny.
- Nie mam nic przeciwko – stwierdził po chwili namysłu Hassan. Taki potężny zięć władający magią był oczywiście mile widziany. Nie wiedział jednak jak na tą propozycje zareaguje jego uparty syn.
- Właściwie ja też! – Poparł go natychmiast Aladyn, a kamień który od jakiegoś czasu tkwił w jego sercu skruszył się na pył. Poczuł wielką ulgę, bo nie wyobrażał już sobie życia bez niesfornego Eblisa. Nie miał pojęcia jednak, co o tym myśli książę.
- Jesteś pewny? – Jasmin już od jakiegoś czasu znajdował się pod urokiem demona, ale obawiał się, że narzeczony będzie zazdrosny, kiedy mu o tym powie. – Też się zgadzam. – Uśmiechnął się radośnie do obu swoich mężczyzn.
- W taki razie nie marnujmy czasu – zaklaskał w ręce zadowolony staruszek. – Ogłaszam was mężem, mężem i mężem.


11 komentarzy:

  1. Fajny rozdział ;)
    Potrójny ślub,trójkąty wyczuwam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAA!!!
    Hurra, wreszcie szczęśliwe zakończenie dla TRZECH, a nie DWÓCH (teść i wezyr mnie nie interesują). Już sobie zaczęłam wyobrażać ciężarnego Jasmina... A później piękną rodzinkę: dżin, Al, Jasmin i bliźnięta :3 Albo Jasmin będzie mieć jednego maluszka, a Alladyn drugiego. Ale wtedy dżin by chyba wywiesił białą flagę :D
    Serdecznie pozdrawiam i życzę wesołych świąt,
    Sarabeth M.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Ogłaszam was mężem, mężem i mężem."
    Hahahahahahaha.. padłam. :D
    A tak właściwie rozdział bardzo fajny. Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. i nocy poślubnej :3
    Masz tutaj mały błąd. Wkradła się 4 :D
    "Kie4dy dotarli na miejsce sułtan z westchnieniem ulgi zdjął turban i rzucił się na chłodne, jedwabne prześcieradła. "
    Pozdrawiam. Wena życzę i wesołych Świąt!! :D
    Yafumi

    OdpowiedzUsuń
  4. trójkąt :/ Niecb elbis spada :/ nie pasuje tu

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    piękny ślub, tak to musiało być zaskoczenie, że nie dwa serca tylko trzy ;] Hassan nie był zły,a wręcz zadowolony z takiego obrotu spraw... to było okrutne, że nie mogli się po obściskiwać.... Dzafar potulny podoba mi się, i to z tym lodem och cudne....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Mąż, mąż i mąż hahahahhahah boskie.
    Dużo weny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. :/
    Widzę, że świetnie się bawisz...

    OdpowiedzUsuń
  8. błagam Cię na kolanach, dokończ to opowiadanie, wstaw nową notkę tutaj jak najszybciej, plissss

    OdpowiedzUsuń
  9. ssttrreeggaa bbiiaanncccaaaa

    OdpowiedzUsuń
  10. "Mężem, mężem i mężem". To brzmi więcej niż zajebiście! <3

    OdpowiedzUsuń