poniedziałek, 1 września 2014

Lampa Aladyna czyli Al i Jasmin w tarapatach II

 Wezyr był ogromnie zadowolony z bardzo sprawnie przeprowadzonej akcji pojmania Aladyna. Dzięki swojej niezwykłej inteligencji i szybkiemu refleksowi udało mu się też uciszyć protestującego Jasmina, z czego był szczególnie dumny. Poradził sobie bez problemu z rozpieszczonym szczeniakiem, więc, jako jego mąż, też nie powinien mieć z nim większych kłopotów. Nie na darmo był najmądrzejszym czarnym magiem w Bagdadzie, o czym, oczywiście, nie przepadający za czarami sułtan nie miał bladego pojęcia. 
Po przybyciu do pałacu Dżafar udał się natychmiast do swojej komnaty. Podszedł do lustra i poprawił na głowie wytworny, jedwabny turban. Miał bardzo delikatną skórę, dlatego nosił jedynie miękkie tkaniny najlepszej jakości. Dotknął swoich nieco zbyt mocno zarumienionych z ekscytacji policzków i uśmiechnął się wąskimi wargami do swojego czarującego odbicia.
- Jesteś nie tylko zniewalająco przystojny, ale także najsprytniejszy. Niedługo będziesz władał Bagdadem i nikt ci się nie oprze, a już na pewno nie ten smarkaty książę. – Poprawił wysuwający się na czoło, bezczelny, ciemny lok, ośmielający się nie słuchać jego niezwykłej osoby. – Zapędzi się go do rodzenia dzieci, jedynie do tego się nadaje.
- O tak, Wasza Wspaniałość! Niech bawi bachory! – Zaskrzeczała papuga Jago, siadając mu na ramieniu. Uwielbiała swojego pana. Nikt się nie mógł z nim równać. Ten mrok, ten dumny krok, te wykrzywione w pogardzie, dla niedorównującego mu świata, usta i rzucające błyskawice oczy – była nim zafascynowana od pierwszego wejrzenia. Można by rzec, że Wezyr miał w niej największą i najbardziej oddaną fankę.
                                                                         ***
    Straż, na rozkaz Dżafara, bez zbytnich ceregieli wrzuciła złodzieja do lochów, niczym worek z kartoflami. Przykuto go do kamiennej ściany łańcuchami, jakby był jakimś psychopatycznym mordercą. Na nic zdały się tłumaczenia, że księcia spotkał zupełnie przypadkiem; nikt nie wierzył w jego słowa. Żołnierze na jego błagania tylko rechotali rubasznie, radząc mu, żeby się przygotował na rychłą śmierć przez powieszenie, bo właśnie taka kara groziła za porwanie następcy tronu. Przerażony chłopak jedyną nadzieję pokładał w Jasminie, choć dobrze wiedział, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ i prawdopodobieństwo wstawiennictwa księcia było naprawdę niewielkie.
Cela, w której go umieszczono, niesamowicie śmierdziała szczurzymi odchodami i wilgocią. W blasku umieszczonej za kratą pochodni, co chwilę widział przebiegające po podłodze zwinne sylwetki z długimi ogonami. Kilka z nich próbowało nawet wspiąć się po jego nodze. Zajęty walką z bezczelnymi gryzoniami nie zauważył, że do drzwi zbliżył się sam Dżafar. Wszedł do środka i obrzucił więźnia zagadkowym uśmieszkiem, z przyjemnością ślizgając się wzrokiem po jego zgrabnym ciele.
- Szkoda, że nie mamy czasu na odrobinę igraszek. – Trzymanym w ręku pejczem podniósł do góry podbródek Aladyna, który dopiero wtedy zwrócił na mężczyznę uwagę.
- Wolałbym, żeby mnie przeleciał wyliniały kozioł kowala! – Warknął do Wezyra, z pogardą patrząc na jego wąskie usta. Ze złości zupełnie zapomniał, że jego los był w rękach tego zakłamanego, chciwego drania. O zachłanności, dumie i grzeszkach Dżafara krążyły po Bagdadzie niezłe historyjki.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki hardy. – Pejcz powędrował na szyję szarpiącego się Aladyna, stamtąd na jego tors, aż do zwieńczenia ud. Mężczyzna z perwersyjnym uśmieszkiem kilka razy nacisnął nim penisa pobladłego więźnia.
- C-co… ty planujesz? Zabrakło dziwek w-w burdelach?! – Wyjąkał coraz bardziej przestraszony chłopak. Czyżby zanosiło się na gwałt?
- Masz szczęście, śmieciu, że nie mam czasu. -Wezyr oblizał usta. Chętnie posiadłby to smukłe ciało. – Jaskinia Cudów otwiera się dzisiejszej nocy.
- Nigdy nie słyszałem o takim miejscu. – Aladyn wił się, chcąc uciec jak najdalej biodrami od stymulującego go bezczelnie mężczyzny, który ani na chwilę nie zaprzestał swojej zabawy.
- Nie przerywaj! Mam dla ciebie propozycję. – Z przyjemnością patrzył na rumieńce swojej ofiary i słuchał jej przyspieszonego oddechu. Doskonale wiedział, że ciało, zwłaszcza tak młode, działało często pod wpływem impulsów, nic sobie nie robiąc z rozsądku i serca. Odruchowo reagowało na jego dotyk, mimo niechęci właściciela.
- J-jaką...? – Chłopak walczył z narastającym podnieceniem i obrzydzeniem; zacisnął kurczowo uda. W życiu by nie pomyślał, że jego penis zareaguje na manipulacje takiego wieprza. Natura miała jednak swoje prawa i nic sobie nie robiła z jego gniewu.
- Puszczę cię wolno, jeśli coś dla mnie zdobędziesz. Wszystko przygotowałem, więc to nie będzie trudne. – Odsunął się od chłopaka, na którego twarzy odmalowała się niezmierna ulga.
- Skoro takie proste, radź sobie sam – odezwał się rozsądnie Aladyn. Nie ufał temu człowiekowi, na pewno coś knuł. Po mieście chodziły słuchy, że parał się czarną magią.
- Niestety nie mogę, Jaskinia Cudów ma pewne wymagania. Zresztą, dla ciebie to bez różnicy. Przyniesiesz mi starą lampę, którą tam znajdziesz. Nie wolno ci jednak tknąć niczego innego. W zamian za to zapomnę o twoich przewinieniach i pozwolę ci odejść. Dostaniesz nawet kilka talarów na drogę, byś mógł z dala od Bagdadu zacząć nowe życie. – Potrząsnął woreczkiem z monetami przed nosem zdumionego jego hojnością chłopaka.
- No dobra, przyniosę ci ten złom. Jeśli ty dotrzymasz obietnicy, ja nie złamię swojej. Musisz mnie jednak rozkuć. – Aladyn doszedł do wniosku, że skoro w ten sposób mógł uratować swoją skórę, do której, jak można się domyślić był bardzo przywiązany, dlaczego miałby się nie zgodzić? Propozycja wydawała mu się uczciwa.
- Nie próbuj jednak uciekać, znajdę cię wszędzie! – Pogroził mu Wezyr i uwolnił chłopaka z łańcuchów. Rzucił złodziejowi trzymaną pod pachą pelerynę, a następnie poprowadził sobie tylko znanymi, sekretnymi korytarzami, oświetlając drogę trzymaną w ręku pochodnią. Kiedy wyszli na zewnątrz, księżyc był już wysoko na niebie. Chłopak ze zdumieniem stwierdził, że znajdowali się na pustyni, daleko poza murami zamku. W pobliżu stały spokojnie dwa wielbłądy, podjadając z worków paszę.
- Wsiadaj, mamy tylko trzy godziny do świtu. – Dżafar pchnął słaniającego się na nogach towarzysza w stronę wierzchowców. Rany, zadane przez strażników, okazały się poważniejsze, niż można było przypuszczać i utrudniały mu poruszanie. Zwłaszcza prawa kostka była mocno opuchnięta. – Ale z ciebie ciamajda! – Wezyr pomógł więźniowi wdrapać się na siodło.
- Ciekawe, jaki ty byłbyś zwinny na moim miejscu? – Mamrotał pod nosem Al, kurczowo trzymając się cholernego zwierzaka, który zaczął biec kołyszącym się krokiem poprzez wydmy. Miał wrażenie, że płynął na jakimś wyjątkowo chybotliwym statku w czasie potężnego sztormu. Zanim dotarli do jaskini, był już cały zielony. Żołądek zamienił mu się w starą windę, którą kiedyś widział w porcie.
                                                                     ***
    Tymczasem Jasmin został praktycznie całkowicie ubezwłasnowolniony. Za namową Wezyra zaniesiono go do sypialni, niczym małe, rozkapryszone dziecko i wezwano medyka, który, po dokładnym zbadaniu, zaaplikował mu mocne środki uspokajające. Mimo usilnych protestów, podobnie jak Aladyna, nikt go nie słuchał. Nawet kochający ojciec, który natychmiast przybiegł do jego sypialni na wieść o odnalezieniu jedynaka, zgodził się z Dżafarem, że na pewno przebiegły bandyta coś mu zaaplikował, dlatego tak zażarcie go bronił.
Książę, po wmuszeniu w niego ziółek, chcąc nie chcąc przespał resztę nocy i obudził się, ku swojemu przerażeniu, dopiero przed południem. Przed oczami natychmiast stanęła mu pobladła twarz Aladyna, zasłaniającego go własnym ciałem. Wyskoczył z łóżka, niczym rażony piorunem; dobrze wiedział, że z przestępcami w Bagdadzie nikt się nie patyczkował i zazwyczaj wykonywano wyroki bez sądu. Zwłaszcza, jeżeli złapano kogoś na gorącym uczynku, tak, jak było to w przypadku złodzieja. Wysłana na przeszpiegi zaufana, pałacowa służka szybko wróciła z powrotem, przynosząc tragiczne wieści. Wyrok został wykonany jeszcze nocą i nikt nie miał pojęcia, co się stało z ciałem porywacza. Prawdopodobnie wrzucono go do wspólnej mogiły przy miejskim cmentarzu, gdzie chowano najuboższych, których nie stać było na pogrzeb.
Książę rzucił się na łóżko z głośnym szlochem, przytulając policzek do chusty, którą miał na sobie podczas wycieczki do miasta. Wydawało mu się, że zachowała odrobinę zapachu szlachetnego złodzieja. Aladyn sprawił, że pierwszy raz w życiu poczuł się naprawdę wolny i szczęśliwy. Spędził z nim najpiękniejszy i najbardziej ekscytujący dzień w swoim nudnym życiu. A jak on mu się odwdzięczył? Pozwolił, żeby powieszono zupełnie niewinną osobę. Okazał się nic nie wartą, pustą kukłą. Co był wart jego dumny tytuł, skoro nie mógł nawet pomóc przyjacielowi? Na myśl o zakrwawionym ciele chłopaka, ciśniętym do jakiegoś cuchnącego dołu, zrobiło mu się słabo. Gryzł i bębnił pięściami w poduszkę, aż zupełnie opadł z sił. Trząsł się tak bardzo, że nie potrafił nawet usiąść. Służąca, widząc jego stan, pobiegła prosto do sułtana. Hassan, przestraszony nie na żarty jej barwną opowieścią, natychmiast pognał do sypialni syna.
- Jasminie, co się, na Allacha, stało?! – Zawołał od progu.
- I ty się jeszcze śmiesz odzywać po tym, co zrobiłeś?! – W chłopaka na to idiotyczne pytanie wstąpiło siedem furii. Ojciec znowu traktował go, jak bezrozumnego dzieciaka. Podniósł się z łóżka na chwiejnych nogach i wziął do ręki, leżącą na stoliku, sporą książkę.
- Ależ skarbeńku, po co te nerwy?! Na pewno się dogadamy! – Sułtan zatrzymał się na środku pokoju, nie mając pojęcia, co tak rozsierdziło jego potomka. Za to znał doskonale jego piekielny temperament, z pewnością spadek po mamusi; wściekły Jasmin był zdolny do każdego szaleństwa.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Już za późno na dyskusje. Aladyn nie żyje, ponieważ ja jestem beznadziejnym przyjacielem, a ty despotą bez serca! – Rzucił z całej siły ciężkim tomiszczem w ojca, który ledwo zdążył się uchylić. – On się mną zaopiekował po ucieczce z pałacu, a ty pozwoliłeś go zabić!
- Kochanie, to był tylko zwykły złodziej; i tak, prędzej czy później, zawisłby na stryczku! – Usiłował łagodnie uspokoić syna, który właśnie brał do ręki jedną z jego cennych rzeźb. Niestety, naprawdę kiepsko się do tego zabrał.
- Dla ciebie to tylko złodziej, a dla mnie ktoś naprawdę ważny! – Oczy Jasmina zalśniły czerwienią. – Giń, tyranie! – Piękna figurka konia w galopie rozbiła się tuż koło głowy cofającego się sułtana.
- Nie ekscytuj się tak bardzo, bo się znowu rozchorujesz… - jęknął mężczyzna, zupełnie nie pojmując, co jego syn widział w tym przestępcy, którego znał zaledwie jeden dzień.
- A może mnie też zakujesz w kajdany, najlepiej razem z tym swoim Dżafarem. Będziesz mieć zięcia, o jakim zawsze marzyłeś! – Warczał chłopak, przygotowując następne pociski. Z mściwym błyskiem w oczach zdjął ze ściany portret ulubionego psa sułtana.
- Tylko nie Funia! – Mężczyzna usiłował złapać lecący w jego stronę obraz. Niestety, źle obliczył trajektorię lotu, poślizgnął się na marmurowej posadzce i przygniótł dzieło mistrza Gassa własnym ciałem. Rozległ się nieprzyjemny chrzęst. – Jak mogłeś?!
- Nie możesz wiele wymagać od biednego półgłówka, którego własny ojciec nie raczy nawet wysłuchać. Oczywiście, zdanie Wezyra jest najważniejsze! – Tym razem podniósł ciężkie krzesło. Kiedy był bardzo wściekły miał naprawdę sporo siły, jak na takiego drobnego chłopaka.
- Kruszynko, zrobisz sobie krzywdę! – Hassan przezornie umknął z pola rażenia, zamykając za sobą drzwi do sypialni. Zrobił to w samą porę, bo sekundę później stołek uderzył o masywne drewno, rozbijając się na kawałki.
Kiedy sułtan przyszedł nieco do siebie po karczemnej awanturze, jaką urządził Jasmin, postanowił zbadać dokładnie całą sprawę z Aladynem. Jego syn był porywczy, ale nie głupi. Wątpił, by zaufał komuś, kto na to nie zasługiwał. Miał wysokie mniemanie o jego rozsądku. Coś mu się tutaj nie zgadzało. Czyżby rzeczywiście Wezyr miał jakiś interes w pozbyciu się złodzieja? To prawda, że miał słabość do Dżafara. Może jednak mylił się w ocenie jego osoby?
                                                                     ***
   Aladyn z Wezyrem nie podróżowali zbyt długo. Po godzinie koszmarnej jazdy, podczas której chłopak kilka razy zwymiotował, dotarli do Jaskini Cudów, która, prawdę mówiąc, nie wyglądała zbyt imponująco. Parę niewielkich skał pośród pustyni, przypominających z daleka egipskiego Sfinksa. Kiedy jednak chłopak, za namową mężczyzny, położył dłoń w niewielkim zagłębieniu, kamienny blok zazgrzytał i odsunął się z łoskotem, odsłaniając ciemne wejście.
- Bądź ostrożny, mam nadzieję, że umiesz schodzić po linie. Ten błędny ognik oświetli ci drogę. – Wyciągnął z kieszeni niewielkie stworzonko, przypominające maleńki obłoczek i położył mu na ramieniu. – Pamiętaj, co ci mówiłem, niczego nie dotykaj.
- Dobra, już dobra. Przestań marudzić, bo się porzygam jeszcze raz! – Aladyn udawał, że go naciąga i Wezyr cofnął się z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Zwinnie spuścił się po sznurze na dno głębokiej pieczary. Uważnie się rozglądając, rozpoczął poszukiwania. Z głowy jednak mu nie wychodziła śliczna twarz księcia Jasmina. Byłby na pewno zachwycony taką przygodą, może nawet pozwoliłby potrzymać się za rękę? Oczywiście, zrobiłby to tylko dlatego, żeby dodać mu odwagi. Przyłożył dłonie do płonących policzków.
- Gdzie ten głupi złom? Nie lepiej wziąć trochę złota? – Chłopak zupełnie nie rozumiał Wezyra. Dookoła walały się prawdziwe skarby, jakich nie widział nawet w najśmielszych snach. Pootwierane skrzynie pełne złota i klejnotów, które lśniły niczym gwiazdy. Mistrzowsko wykonana biżuteria, sznury pereł i bursztynu, pomieszane były ze stosami talarów. Brodził po kolana w monetach ze szlachetnych kruszców. W myślach obliczał ile dzieci mógłby za to wszystko nakarmić, nigdy już nie chodziłby głodne. W końcu dotarł do zwyczajnie wyglądającego, kamiennego piedestału. Na nim stała stara, mocno zakurzona lampa. Gdyby taką znalazł na ulicy, nawet by się po nią nie schylił.
- No, jesteś! Ciekawe, co w tobie takiego niezwykłego? Ten okropny Dżafar zadał sobie sporo trudu, żeby cię zdobyć! – Schował znalezisko za koszulę, metal niespodziewanie wydał mu się bardzo ciepły i przyjemny w dotyku. Podszedł do zwisającej z otworu liny. – Możesz ciągnąć, mam co chciałeś! – Krzyknął w ciemność.
 - Najpierw lampa, jeszcze ją zepsujesz! – Usłyszał chłodny głos Wezyra. Miał krzyknąć, że przecież nie był aż takim łamagą, ale nie miał już siły się sprzeczać. Rany i siniaki, które zafundowali mu strażnicy, dokuczały mu coraz bardziej.
- Przywiążę ją do liny, więc uważaj. – Zrobił jak powiedział. Dżafar na widok lampy aż poczerwieniał z radości. Właśnie zyskał moc jakiej nie miał nikt na świecie. Należało jednak pozbyć się niewygodnego świadka, jak to miał od początku w planach. Postawił na skale lampę i używając czarnej magii zepchnął w dół ogromny głaz, mając nadzieję, że zabije stojącego w jaskini chłopaka. Rozległ się okrzyk przerażenia, a potem nastała cisza. Słychać było jedynie hulający na wydmach wiatr, liczący ziarna piasku. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z precyzyjnym planem Dżafara. Kiedy otrzepał dłonie i schylił się po lampę, ze zdumieniem i wściekłością stwierdził, że w miejscu, gdzie stała, widniała spora szczelina. Poświecił tam przy pomocy kolejnego błędnego ognika, ale zobaczył jedynie ciągnącą się w nieskończoność ciemność.
-Nie-e….! – Wrzasnął, wygrażając zachodzącemu już księżycowi. Kolejny raz był tak blisko zwycięstwa i wszystko spełzło na niczym. Gdyby okazał więcej cierpliwości i załatwił złodzieja dopiero po wyjściu z groty, pewnie byłby już szczęśliwym właścicielem lampy, a tak musiał zaczynać wszystko od początku.
                                                                              ***
   Dżin spędził w lampie dobre kilka tysięcy lat, z tego dobre kilkaset w tej zapyziałej Jaskini Cudów i był już tak znudzony, że nawet przemarsz mrówek przez grotę wydawał mu się fascynującą rozrywką. Kiedy wreszcie zobaczył światło i z mroku wyłonił się Aladyn, miał ochotę ucałować jego zakurzone policzki. Nie mógł jednak zrobić niczego więcej, niż zerkanie przez niewielki otwór. Spodziewał się jakiegoś brzuchatego, zarozumiałego maga, tymczasem jego nowy pan wyglądał całkiem słodko. Zwłaszcza te pełne usta, z wydatną, dolną wargą wyglądały bardzo kusząco. Chętnie będzie mu służył, duszą i ciałem. O, taaak! Zwłaszcza wyposzczonym, spragnionym ciepła ciałem. Demon uśmiechnął się pod nosem. Nastawił uszy i bardzo nie spodobało mu się to, co do niego dotarło. Czyżby jednak na zewnątrz czekał jakiś zarozumiały starzec, wysługujący się tym ślicznym chłopcem? Nie miał zamiaru tak tego zostawić. Widział, jak naiwny Aladyn przywiązał lampę i już wiedział, co będzie dalej. Rozległ się łoskot spadającego głazu. Zerknął w górę i na widok wyszczerzonej, nadętej gęby Dżafara zazgrzytał zębami.
- Ty zdradziecki śmierdzielu! Marzy ci się boska moc, co?! Niedoczekanie! – Zaczekał, aż mężczyzna postawił lampę na ziemi. Zebrał całą swoją moc, a wewnątrz więzienia była ona naprawdę niewielka. Udało mu się jednak wytworzyć wystarczająco dużą dziurę, by naczynie mogło się przez nią prześlizgnąć. – Żegnaj, dupku! – Spadł ze sporej wysokości, lampa walnęła o skały aż zadzwoniło mu w głowie. Z niepokojem rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu chłopaka. Miał zakrwawioną twarz, ale oddychał miarowo. Pozostało jedynie poczekać, aż się ocknie i go zawezwie. Dopiero po jakiejś godzinie usłyszał cichy jęk.
- Jeny… ale mnie boli łeb… Gdzie ja…? Dżafar, ty hieno! – Aladyn z trudem usiadł na piasku. – Rany, oddałbym wszystkie te monety za łyk czegokolwiek. – Wypluł garść piasku. Ze zdumieniem zobaczył leżącą obok niego lampę. – A jednak Allach istnieje! Ten chciwy kretyn sam się ukarał. – Mimo kiepskiego położenia, zrobiło mu się weselej na duszy. Zaczął uważnie nasłuchiwać, bo wydawało mu się, że gdzieś w pobliżu szemrze woda. Zabrał naczynie, bo skoro Wezyr tak go pragnął, musiało być wiele warte. Włożył je starym zwyczajem za koszulę. Czołgając się na czworakach, dotarł do niewielkiego źródełka, gdzie zaspokoił pragnienie, po czym zaczął obmywać swoje rany. Obwiązał spuchniętą kostkę wyciągniętą z kieszeni chusteczką.
Dżinowi zaciszne miejsce, tak blisko ciała, bardzo się spodobało; dawno nie czuł się tak dobrze. Chłopak był ciepły i przytulny, miał gładką, delikatną skórę, a jego serce biło równym, miarowym rytmem. Ponadto z zadowoleniem i podziwem stwierdził, że jego nowy pan okazał się niesamowicie dzielny. Sam w ciemnej grocie, rozświetlonej jedynie maleńkim ognikiem, zachował zdrowy rozsądek i nie wpadł w panikę, co uczyniłaby większość znanych mu ludzi. Radził sobie jak umiał, bystrymi oczami wodząc po ścianach w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Niestety, niczego takiego nie zauważył.
- A może ty mi jakoś pomożesz? – All wziął do ręki lampę. - Przydałoby się trochę światła. Trzeba cię trochę oczyścić, bo nawet nie widać, czy jest w środku olej. – Nabrał do ręki wody i zaczął pocierać naczynie. Nagle przez niewielkim otwór zaczął się gwałtownie wydobywać gęsty dym, który uformował się w spory obłok wielkości człowieka. – O, kurde! - Wrzasnął zaskoczony złodziej, puścił lampę i schował się za kufrem z wytworną, haftowaną bielizną jakiegoś szejka. Dopiero po minucie, czy dwóch, odważył się wyjrzeć. Magii bał się od dziecka, kiedy to zobaczył biegającego po placu skrzydlatego psa bez głowy. Jednak, zamiast spodziewanego potwora, na piasku siedział wysoki, mocno umięśniony mężczyzna z niewielką bródką i krótko ostrzyżonymi, czarnymi włosami. Uśmiechnął się do niego szelmowsko, mrużąc bursztynowe oczy.
- Diabeł?! – Zapytał nieśmiało. – Przyszedłeś po moją duszę?
- Niezupełnie. – Demon był zachwycony. Chłopak okazał się absolutnie uroczy. – Jestem twoim dżinem, MÓJ panie!
- Aladyn – wyciągnął do mężczyzny nieco drżącą dłoń. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z magiczną istotą. Zastanawiało go tylko, dlaczego akcent padł na słowo MÓJ.
.............................................................................................................................................
Betowała Oliwia

14 komentarzy:

  1. Podoba mi się i to bardzo. Cieszę się, że bardzo przypomina bajkę o której przyznam prawie zapomniałam.
    Jestem bardzo ciekawa tego dżina bo on pewnie nieźle namiesza :) Książę jest tu bardzo charakterny. Świetnie się to czyta i od razu chce więcej.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała bajka... Mam jednak prośbę i wierzę, że mówię w imieniu wszystkich czytelników... Wróć do poprzedniego rozkładu dodawania nowych części... Jedna aktualizacja co tydzień dla każdego opowiadania. Proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety dodawanie nowych odcinków, zależy od ilości czasu jaką dysponuję, a ostatnio mam go coraz mniej. Jak myślisz, ile go zabiera napisanie takiego rozdziału na 6-7 stron? A ty jeszcze chcesz żebym to robiła regularnie 3 razy na tydzień. Staram się jak mogę, ale to nie takie proste. Muszę mieć też czas na wymyślanie tych historyjek. Proponuję, napisanie czegoś samej tak na próbę. :))

      Usuń
    2. Wiem, że proszę o gwiazdkę z nieba... ale pomażyć piękna rzecz... Życzę weny :)

      Usuń
  3. Jak ty to robisz, ze w tym rozdziale nie bylo nic w TYM stylu a i tak byl goracy? *q*
    Al jest strasznie slodki :D troche mnie ciekawi jak to teraz rozegrasz z ksieciem, Alem i dzinem... Ale ze jako ty to piszesz to mozemy sie spodziewac czegos wielkiego! Moze pierwszy trojkacik...? *q*
    Pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial! ^^
    Weny,
    Mir

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowe ja nie chce trójkącików nie lubię ich. Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  5. HHHHHHHHEEEEEEEEEEEEJJJJJJJJJJJJJJ

    OdpowiedzUsuń
  6. nnnnnnnnnoooooooooooo

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Jasmin pokazał pazurki, Dzafar okazał się bardzo podłym człowiekiem i dobrze, że jednak stracił tę lampę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. sssssttttttttttrrrrrrrrrrrrrrreeeeeeeeeeeeegggggggggaaaaaaaaaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej świetnie piszesz.
    Mam pytanie czy będzie tu coś jeszcze podobnego do "Poduszki" - chodzi o śłodziaśny HP/SS
    dagna1688@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam raczej o czymś z ,,Władcy Pierścieni" bo mi ostatnio okrutnie podpadli w kinie tą ostatnią częścią ,, Hobbita". Widziałam tam kilka bardzo zabawnych wątków.

      Usuń
  10. Hejeczka,
    cudnie, wow Jasmin nie jest glupiutkim księciem i jaka ma siłę... no co za wredny wezyr, ale jednak lampy nie zdobył... a nasz dżin...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń