środa, 21 maja 2014

Poduszka XII

   Po kwadransie Harry i Severus byli już gotowi do drogi. Ruszyli za Dumbledorem, który powiewając długą peleryną prawie biegł korytarzami Hogwartu, po drodze relacjonując im co się wydarzyło. W drzwiach wyjściowych spotkali jeszcze profesor Mc Gonagal i Hermionę, obie równie zaniepokojone co dyrektor.
- Och Harry, jak oni mogli zrobić coś takiego? – Dziewczyna z płaczem rzuciła się przyjacielowi na szyję. – Profesor Lupin był zawsze taki łagodny i dobry.
- A Ron? Stawał u naszego boku podczas każdej awantury, spaliśmy obok siebie przez tyle lat, nawet spędziliśmy razem wakacje. Pozostawał lojalny i wierny nawet w obliczu Czarnego Pana. Co go opętało? – Chłopak tak samo nie mógł zrozumieć postępowania Wesleya. Czyżby aż tak przeżył jego związek ze Snapem? Zawsze obawiał się właśnie takiej reakcji, dlatego do tej pory milczał na temat swoich uczuć do mężczyzny, mimo, że podobał mu się od kilku lat. Spodziewał się krzyków, wymachiwania różdżką, ale nie zaplanowanej na zimno zemsty. Obaj z Remusem mieli wielkie szczęście, że nikt nie ucierpiał.
- To niezupełnie prawda co mówisz. Zapomniałeś jak się zachował podczas Turnieju Trójmagicznego? Wtedy też był najzwyczajniej w świecie zazdrosny! – Nie wytrzymał Severus.
- Byliśmy dziećmi! – Zaprotestował.
- A teraz jesteście dorośli, a on jest w tobie zakochany i być może wiązał z tym jakieś poważne plany. – Nie mógł uwierzyć, że chłopak był aż tak niemądry i nie zauważył uczuć Wesleya.
- Za... zakochany...? – Harry z wytrzeszczonymi oczami zatrzymał się na środku ścieżki do Zakazanego Lasu. – O czym ty mówisz?! – To było niemożliwe, profesor na pewno się mylił. Oni się zwyczajnie kumplowali, łączyła ich taka męska przyjaźń.
- Profesor ma rację – odezwała się idąca za nimi Hermiona. – Ja z początku myślałam, że mu na mnie naprawdę zależy, ale tak nie było. Może plotę głupoty, mam jednak wrażenie, że on się nie mógł zdecydować kogo woli - ciebie czy mnie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Zachował bym się jakoś inaczej. – Zrobiło mu się naprawdę przykro na myśl o tym, co na widok jego i Severusa musiał poczuć Ron.
- Bo sama dopiero niedawno do tego doszłam.  – Pokręciła głową równie zmartwiona dziewczyna. - Trzeba szybko odnaleźć tą dwójkę, zanim jeszcze coś im przyjdzie do głowy.
- Analizę psychologiczną tego durnego rudzielca zrobicie później! Najpierw ich złapmy! – Mężczyzna wziął za rękę Harrego, pokazując wszystkim, że należy tylko do niego i nie ma zamiaru się nim dzielić z pustogłowym Wesleyem.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś w związku z tym dzieckiem! – MacGonagal popatrzyła na niego oburzona.
- Ja się nie wtrącam do twojego romansu z Narcyzą, która nadal jest mężatką – odgryzł się mężczyzna. – On jest wolny, dorosły i mi się oświadczył. – Odgarnął gałęzie zagradzające mu drogę.
- Biedaczek, zrobił to na pewno pod wpływem zaklęcia. Nikt normalny nie chciałby takiego złośliwego chudzielca z krzywym nosem za męża! – Zadarła do góry nos i wyprzedziła pobladłego z wściekłości mężczyznę. – Cyzia przynajmniej jest piękna i ma dobry charakter!
- Potter doskonale wiedział co robi. Widocznie mam jakieś zalety, które umknęły twojej uwadze. Zresztą po co ja ci się tłumaczę? Wszyscy wiedzą, że stare panny to pokręcone dziwaczki! - Zawołał za nią wykrzywiając drwiąco usta. Oczy Harrego przeskakiwały od jednego do drugiego niczym na meczu tenisa. Kilka razy otwierał i zamykał usta, doszedł jednak do wniosku, że nie ma sensu się wtrącać w tę dziwna sprzeczkę.
- Moi drodzy, koniec kłótni! Zbliżamy się do polany! – Albus popatrzył na nich groźnie. Pod wpływem tych wyblakłych niebieskich oczu, należących do jednego z  najpotężniejszych czarodziei w kraju wszyscy umilkli i chwycili za różdżki. W pełnej napięcia ciszy podążali za nim leśną dróżką.
***
   Kiedy wyszli zza drzew zobaczyli na polanie coś, czego się raczej nie spodziewali. Siedzący na trawie Ron i Lupin, najwyraźniej w bardzo bliskiej komitywie  wylewali potoki łez, smarkając sobie nawzajem w kaftany. Stukali się przy tym co chwilę trzymanymi w rękach butelkami wina, spełniając kolejne toasty.
- Za moją miłość do Syriusza! Przeklęty Malfoy mi go zabrał! – zawył Remus.
- Za Harrego! Przez tego Śmierciożercę Snapa moi synowie nie będą mieć zielonych oczu! – Wybełkotał Wesley.
- To ja miałem urodzić jego szczeniaczka, nie ten ohydny Lucjusz! – Wytarł nos do rękawa chłopaka.
- Hermiona miała śmiać się do mnie! Cholerny klan Malfoyów! – Ron wtulił się w mężczyznę w poszukiwaniu odrobiny ciepła.
- Płacz dzieciaku, płacz! Tylko to nam pozostało! – Remus poklepał go uspokajająco po głowie. – Skoro nikt nas nie chce, zawsze możemy założyć razem stado.
- I naprodukować więcej takich idiotów?! – Ryknął za ich plecami Snape, aż obaj podskoczyli przerażeni i zerwali się na równe nogi. Niestety byli zbyt pijani i padli ja dłudzy na trawę. Trzeba przy tym przyznać, że Lupin ofiarnie zasłonił sobą Rona, chroniąc go przed nacierającym w jego mniemaniu wrogiem. – Świat nie jest gotowy na kolejnych bezmózgich Gryfonów!
- Spokojnie Severusie! – upomniał go stanowczo Dumbledore. – Nieźle narozrabialiście. Brak słów na określenie waszej głupoty. Rozumiem ból jaki czujecie, ale nic nie usprawiedliwia przestępstw, które popełniliście. Miłość miłością, ale żeby mścić się w taki sposób?! Za chwilę pojawią się tutaj Dementorzy, bądź jeszcze gorzej, naprawdę wściekli Malfoyowie. Kara rzeczywiście wam się należy, najlepiej w jakimś miejscu, gdzie nie moglibyście nikomu zaszkodzić i mieli czas na przemyślenie swojego zachowania.
- Chyba nie masz zamiaru ich puścić wolno Albusie? Jedynie szczęściu zawdzięczają, że nikt nie zginął! – Zdenerwowała się Minerwa.
- Nie martw się mam pomysł. Panowie proszę o różdżki! – Obaj winowajcy, mimo, że kompletnie zalani spuścili głowy. Przez alkoholowe opary coś zaczęło do nich docierać, ale nadal bardzo mgliście.
- Przecież to było tylko kilka eliksirów, profesor może zrobić sobie nowe – wybąkał pod nosem Ron i zaraz schował się za wilkołakiem, bo Severus ruszył na niego z żądzą mordu w oczach. Dumbledore jednak był szybszy, machnął różdżką i obaj przestępcy zniknęli w obłoku wirującej mgły.
***
   Po tym niemiłym incydencie roztrzęsiony Harry i zdenerwowany Severus udali się do lochów. W drzwiach powitał ich niemiły zapach dochodzący z pracowni. Lupin doskonale wiedział, gdzie uderzyć. Zniszczył najcenniejsze i najtrudniejsze do zrobienia eliksiry. Mający właściwości kwasu wywar z tojadu zielonego, stojący na najwyższej półce przeżarł się przez każdy napotkany przedmiot. Regały runęły i wszędzie walały się porozbijane buteleczki, kolorowe substancje zlewały się ze sobą, tworząc niebezpieczne mieszanki. Na widok ogromu zniszczeń profesor zazgrzytał zębami.
- Chyba powinienem jednak wrócić i wypruć z obojga flaki! – wyciągnął różdżkę i skierował się z powrotem do drzwi. Na podłodze leżały efekty jego wieloletniej pracy, nie mówiąc już o fortunie jaką były warte.
- Daj spokój! – Harry złapał go mocno w pasie i przytulił się do napiętych pleców. – Pomogę ci sprzątać, a potem weźmiemy razem prysznic. – Nie chciał by Snape wplątał się w kolejną awanturę, nie mówiąc już o tym, że miał niejakie wyrzuty sumienia w stosunku do Rona.
- No dobrze – zgodził się po chwili zastanowienia. Wziął kilka głębokich oddechów i zabrał się do pracy. Ciepły głos chłopaka zawsze działał na niego kojąco. – Ale ma być długi i dokładnie mnie umyjesz.
- Gryfońska firma ,, Cały w pianie” do usług – uśmiechnął się do mężczyzny i poszedł w jego ślady. Sprzątanie zajęło im kilka dobrych godzin. Ledwo się uporali ze skutkami pogromu i zmęczeni padli na fotele w salonie, kominek błysną zielonymi płomieniami i pojawił się w nich sam dyrektor Hogwartu.
- Witajcie moi drodzy. Widzę, że doskonale poradziliście sobie sami. – Z uśmiechem ulokował się na kanapie. – Pozostała nam tylko jedna sprawa do wyjaśnienia. Harry, myślałem, że mi ufasz? Dlaczego się nie przyznałeś, że zaklęcie przestało działać?
- Ja... no... ee... – spanikowany chłopak nie wiedział co powiedzieć. Pomimo zapewnień o uczuciu ze strony Severusa bał się jego reakcji, poza tym Dumblerdore mógł ich rozdzielić na cały semestr, a tego nie chciał najbardziej na świecie.
- Jak długo o tym wiesz? – zadał kolejne pytanie Albus wpatrując się uważnie w swojego zmieszanego się ucznia, który to bladł to czerwieniał, nie śmiejąc spojrzeć mu w oczy.
- Będzie ze dwa miesiące – przyznał cichutko, patrząc na Snapa. – Po raz pierwszy w życiu znalazłem prawdziwy dom, poznałem co to troszczyć się o kogoś każdego dnia. Tak bardzo się bałem, że mnie wyrzucisz, kiedy się dowiesz prawdy.
- Więc kiedy poprawiałeś mi krawat i zapinałeś szatę... – podszedł do fotela na którym siedział Harry, wykręcając sobie ze zdenerwowania palce.
- To zwyczajnie chciałem choć na chwile poczuć twoją bliskość, nie miałem śmiałości powiedzieć ci o moich uczuciach. – Popatrzył z czułością w czarne oczy.
- Głuptas... – Severus wziął go w ramiona. – Kocham cię nad życie i nie mam zamiaru nikomu oddawać.  Tobie też Albusie! – Zwrócił się do nieco zaskoczonego takim obrotem sprawy dyrektora, który wiedział, ze ta para ma się ku sobie, ale nie spodziewał się takich poważnych deklaracji.
- Skoro on mnie chce, nigdzie się stąd nie ruszę! – powiedział Harry, który w ramionach ukochanego nabrał odwagi.
- Ale dziecko, jesteś nadal uczniem Hogwartu! – zaoponował mężczyzna. Już słyszał gromy, które zacznie na niego z pewnością rzucać wściekła Minerwa.
- No to co! – Nadął się chłopak, a w jego szmaragdowych oczach błysnął ośli upór, który dyrektor doskonale zdążył poznać przez te wszystkie lata, kiedy się nim zajmował.
- Myślę, ze przegrałeś Albusie – roześmiał się Severus i ucałował wysuniętą do przodu wargę Harrego, która nieodmiennie go kusiła.



Epilog

   Wściekły Lucjusz stał w znajdującej się w Hogwarcie sypialni Blacka i tupał nogą omal nie wyrywając dziury w cennym, tureckim dywanie. Szare oczy wyglądały jakby zasnuły je burzowe chmury i lada chwila miały zacząć ciskać błyskawice. Podparł się pod boki i miękkim krokiem skradającego się do ofiary tygrysa ruszył w stronę cofającego się narzeczonego.
- Obiecałeś draniu, że zaraz po uzyskaniu rozwodu zobaczę swój nowy dom. Tymczasem już czwarty raz przekładasz naszą wycieczkę do Black Manor! – cichy, chłodny głos Lucjusza brzmiał jak pomruk nadciągającego sztormu. – Moje dziecko nie urodzi się w tej norze! – Objął ręką lekko wypukły brzuch.
- Ale kochanie, nie powinieneś się tak denerwować. Zaszkodzisz dziecku. – Syriusz błagał w myślach wszystkie duchy Hogwartu o pomoc. Posiadłość nadal nie była gotowa. Złośliwa babka nieboszczka obłożyła ją tyloma klątwami, że biegłym czarodziejom udało się zdjąć jedynie część z nich. Prawdę mówiąc nie śpieszył się zbytnio z ich uprzątnięciem.
-Ty mi się dzieckiem nie zasłaniaj, tylko zabierz mnie tam natychmiast! – Lucjusz przycisną go do ściany swoim ciałem. – Albo będziesz spać na fotelu przez resztę twoich dni!
- Trzeba tam posprzątać i w ogóle... – wyjąkał Syriusz, czując, że tą bitwę przegrał z kretesem. – Dobrze już dobrze. Idziemy. – Wziął wzburzonego męża za rękę i skierował się do drzwi. – Ciekawe kto z nas by bardziej na tej abstynencji ucierpiał? – mruknął cichutko pod nosem. Lucjusz nadal cieszył się niespożytym temperamentem, nie było ani jednego dnia, kiedy by się nie kochali przynajmniej ze dwa razy.
- Słucham? – Mężczyzna odwrócił się do okropnego Gryfona, którego w przypływie zaćmienia umysłu wziął sobie za męża. Najwyraźniej coś przeskrobał i bał się do tego przyznać. Nie na darmo był Ślizgonem. Miał zamiar wycisnąć prawdę z tego krętacza choćby siłą.
- Gdzieżbym śmiał – odparł grzecznie Syriusz ciężko przy tym wzdychając. Lucjusz, od kiedy zaszedł w ciążę, stał się okropnie drażliwy. Jego humory zmieniały się częściej niż pogoda. Po dotarciu na błonia teleportowali się przed bramę wiodącą do Black Manor. Cała porośnięta dzikim bluszczem otwarła się z okropnym zgrzytem. Jasnowłosy mężczyzna wszedł do ogrodu i oniemiał. Jego oczom ukazała się posiadłość niczym z horroru. Dom, a raczej niewielki pałacyk miał elegancka strukturę i kiedyś musiał być naprawdę piękny, ale widać było, że czasy świetności dawno miał za sobą. Tynki odpadły, mury się kruszyły w wielu miejscach, a czerwone dachówki klekotały na wietrze niczym klawisze starego fortepianu. Okna były tak brudne, że przestały przepuszczać światło, w niektórych brakowało szyb i zabito je deskami. W dodatku stał pośrodku prawdziwego buszu, nietkniętego przez ludzką rękę co najmniej kilkadziesiąt lat.
- A więc to jest mój bajkowy zamek?! – Lucjusz popatrzył groźnie na męża, który lekko zbladł. – I przez trzy miesiące nie udało ci się tutaj zrobić porządku?
- Wracajmy do Hogwartu kochanie. Sam widzisz, że dom wymaga generalnego remontu. – Miał wyrzuty sumienia, że zaniedbał rodową siedzibę do tego stopnia, ale łączyło się z nią tyle złych wspomnień. Zajęty pięknym mężem zupełnie o niej zapomniał. – Słońce, dam ci kilka moich mistrzowskich buziaków, zjemy coś dobrego – kusił aksamitnym głosem, obejmując mężczyznę i przytulając go plecami do siebie.
- Oczywiście, że dasz – oświadczył Lucjusz z niezachwianą pewnością siebie i przez chwilę pozwolił miziać się nosem po szyi. Uwielbiał takie delikatne pieszczoty, ale ten leniwy łobuz nie zasługiwał na żadne względy. – Wspaniały pałac nie ma co! Ale nie będę wybrzydzał, najwyżej dostanę pylicy płuc od tego kurzu. – Zadarł nos i wszedł do zrujnowanego domostwa. Mógł się założyć z każdym, że w ciągu tygodnia uwije tu sobie idealne gniazdko.
- Naprawdę chcesz tu mieszkać? – Syriusz wytrzeszczył na niego oczy.
- Naprawdę, więc nie stój tak gamoniu i zacznij sprzątać! Kilka skrzatów do pomocy byłoby mile widzianych. Moje ręce stworzone są do wyższych celów niż miotła i ścierka. – Rzucił swoją marynarkę na najbliższy fotel i rozparł się na nim wygodnie. Biednemu Blackowi nie pozostało nic innego jak zabrać się do pracy, wcześniej jednak skradł kilka słodkich całusów, które Lucjusz łaskawie mu podarował.
                                                            ***
   Hermiona stała  w głównym holu Mafloy Manor i z zachwytem rozglądała się dookoła. Rezydencja po remoncie wyglądała jeśli to możliwe jeszcze wspanialej. Właściciele nie szczędzili pieniędzy, aby przywrócić do życia nawet najmniejszy detal, który uległ zniszczeniu podczas pożaru. Po kilku miesiącach udało się wszystko doprowadzić do porządku.
- Ale z ciebie szczęściarz, mieszkasz niczym król – zwróciła się do Draco, który przyglądał się jej z uśmiechem, podziwiając smukłą figurę i kształtne nogi, widoczne w rozcięciu letniej sukienki.
- Chciałabyś tu zamieszkać? – zapytał, podchodząc bliżej i chwytając ją za ręce. Zajrzał głęboko w brązowe oczy, szukając w nich odpowiedzi. Ich dni w Hogwarcie dobiegały już końca, a on przez ten rok przekonał się, że nie wyobraża sobie życia bez tej pyskatej Gryfonki.
- Chcesz mnie przekupić? – Wspięła się na palce i pstryknęła go w nos. – Może powinieneś mi pokazać wyciągi z konta? Takie cyfry z wieloma zerami powinny mnie przekonać  – zachichotała , po czym zarzuciła mu ręce na szyje i czule pocałowała w usta.
- Więc zostaniesz moją Lady? – Zamruczał Draco, pokazując miejsca które absolutnie nie powinny zostać pominięte.
- Hmm... właściwie... – udała przez chwilę, że się głęboko zastanawia, przestając obsypywać go buziakami.
- Wiesz, to nie jest jedyny pałac należący do mojej rodziny. Mamy kilka innych na przykład we Włoszech i Francji. – Objął ją mocno w talii i wpił się we wrażliwe miejsce na szyi.
- O tak... niżej...Właściwie ten we Francji przekonał mnie całkowicie. Aaa...! Pisnęła, kiedy gorące dłonie zacisnęły się zaborczo na jej pośladkach. – Ale co na to twoi rodzice?
- Już im mówiłem. Masz zaproszenie na niedzielny obiad. – Napierał na dziewczynę, tak kierując jej ciałem, że cofając się zbliżali się do drzwi jego sypialni. – Matka planuje jakieś dziwne, genowe hokus pokus z Minerwą, chyba chcą mieć wspólnego dzieciaka. Ojciec doprowadza do szału męża i remontuje swój nowy dom. – Udało mu się przepchnąć ich przez próg. – Jesteśmy zupełnie sami – szepnął jej namiętnie do ucha, powodując, że słodko się zarumieniła.
- Czyli przyprowadziłeś mnie tutaj, żeby uwieść i wykorzystać? – Zerknęła znacząco na duże łoże z baldachimem.
- Niezupełnie, przyprowadziłem cię tutaj, żeby się z tobą kochać. – Wziął dziewczynę na ręce. Wygadana zwykle Hermiona nic się nie odezwała tylko przytuliła do jego piersi, chowając w niej zawstydzoną twarz.
***
    Tymczasem Wesley i Lupin zostali zesłani prze Dumbledora na bezludną, tropikalną pośrodku oceanu. Była spora i zamieszkana jedynie przez zwierzęta. Pozbawieni różdżek wiedli więc na niej życie Robinsona i Piętaszka. Zajęci walka o codzienny byt zupełnie zapomnieli o swoich strapieniach. Sami musieli zadbać o wszystkie podstawowe potrzeby jak schronienie, jedzenie, słodka woda, a nawet ubrania. Zwłaszcza te ostatnie szybko uległy zniszczeniu, łatali je jak umieli, aż w końcu doszli do wniosku, że tak naprawdę wcale ich nie potrzebują. Na początku ustalili, że będą traktować się po przyjacielsku i wspólnie rozwiązywać wszystkie problemy. Poradzili sobie nawet z futerkowym problemem mężczyzny. Udawał się wtedy na drugi koniec wyspy i polował do upadłego, potem wędzili mięso. Mieli co jeść do następnej pełni. Z początku naprawdę nieźle im szło, zbudowali nawet porządny domek na drzewie, ale kiedy opadły łachmany, a na świat wyjrzał goły tyłek Rona, Remus za nic świecie nie mógł się na niczym skupić. Z resztą z chłopakiem nie było wcale lepiej. Łowili właśnie pstrągi, w niewielkim potoku płynącym przez dolinę.
- Coś dzisiaj biorą. – Wesley pochylił się by założyć nową przynętę. Lupin zagapiony w wypięte pośladki przepadł przez kamień i głośnym chlupotem wpadł do wody. – Lepsza taka ryba niż żadna – zachichotał, pomagając wygramolić się mężczyźnie.
- Co myślisz, o zrobieniu kilku szczeniaczków? – zapytał Remus, któremu kąpiel bynajmniej nie pomogła ostudzić temperamentu.
- O czym ty u diabła mówisz? – Zupełnie nie zrozumiał go Ron. Nigdy nie był dobry w tego rodzaju grach słownych.
- O tym, że skoro jesteśmy tu tylko my... - W tym momencie pociągnął zaskoczonego chłopaka na swoje kolana, który pośladkami mógł doskonale wyczuć twardy problem profesora. – Możemy sobie nawzajem pomóc.
- Czyli...? – Zrobił się równie czerwony jak jego włosy.
- Co powiesz na dziki seks? – Zaproponował, biorąc w posiadanie jego usta.

- Brzmi dobrze, ale weź pod uwagę płodność mojej rodziny. Ta wyspa wkrótce może okazać się zbyt mała – oddał namiętnie pocałunek.
.................................................................................................................................................
KONIEC

9 komentarzy:

  1. "- No to co! – Nadął się chłopak, a w jego szmaragdowych oczach błysnął ośli upór, który dyrektor doskonale zdążył poznać przez te wszystkie klata, kiedy się nim zajmował." powinno byc "lata".
    Wiedzialem, ze Wesley i Lupin beda razem, zreszta pewnie jak kazdy inny to przeczuwalem :P
    Glupi Harry. Nie polubilem go i tak. Moze to z powodu Rona..?
    Wszyscy szczesliwi, jak slodko! Tez bym tak chcial :D
    Czekam na nastepne opowiadania.
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wyszło bardzo pozytywne zakończenie:) Nawet Lupin i Ron się dogadali i zmienili. Lucjusz niezły taki... arystokratyczny.
    Tylko zabrało mi tu jeszcze Severusa i Harrego. Ich samych a nie z dyrektorem.
    Opowiadanie samo w sobie perełka:) I może kiedyś powrócisz do Pottera bo wyszło ci świetnie :)
    Dużo dużo weny w kolejnych i pozostałych opowiadaniach:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To opowiadanie było dziwne ale świetne xD ubawiłam się xD
    Zakończenie zajebiste ;) naprawdę. Parki fajnie skończyły, bezludna wyspa zaludniona rudowlosymi... masakra Armagedon... xD
    Moja ulubiona parka Lucek i Blacku w końcu wzięli ślub <3 a blondyn i tak się focha, hihi. Da mężowi popalić... byle tylko ich córeczka była zdrowa.
    A Draco z Hermi bardzo mi sie podobali bardzo :)
    Super wyszło. Podobało mi się to opowiadanie. Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to? To już koniec? Oh,,, to niedobrze, ale mam nadzieje, że jak skończysz pozostałe dwa to pojawi się coś nowego i jak zwykle niezwykłego.
    Będę tęsknić za tym opkiem, ciesze się, że wszystko się jakoś ułożyło i każdy jest w końcu szczęśliwy.
    Harry zdążył każdemu w tym opku zajść za skórę haha :)
    Deklaracja Snape'a że nikomu nie odda Harry'ego! Awww <3 SNAPE!!!! Love u <3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  5. No i kurde to mistrzowskie opowiadanie snarry, dramione, luron i syriluc ;) Haha ^^ Mistrzostwo pierwsza klasa xD Weny życzę i poproszę więcej snarry! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    cudowne zakończenie tej historii, Harry już nie musi udawać zaniku pamięci, Ron i Lupin na bezludnej wyspie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy pojawi się nowe opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prowadzenie trzech opowiadań to dla mnie za wiele. Na tym blogu liczyłam na współpracę, ale się przeliczyłam. Miałyśmy dodawać na zmianę. Dlatego nowe opowiadanie zacznę, kiedy skończę któreś z dwóch, jakie obecnie piszę.

      Usuń
    2. Ja spokojnie mogę czekać na rozdziały, ale żeby były dodawane ;)

      A Władce Ciemności przeczytam jak zakończysz ;) Weny życzę ^^

      Usuń