Cóż mogę powiedzieć, macie przed sobą moje
pierwsze Snarry. Wynik nocy sylwestrowej z wódeczką i Mikim, który często służy
mi za wena. Ci którzy czekają na rozdziały innych opek powinny mieć pretensje właśnie
do niego.
Mistrz eliksirów ma pewne problemy z
krnąbrną służbą, postanawia im zaradzić przy pomocy magii, a ponieważ jego
myśli uparcie wracają do Pottera, efekt jest nieco inny od zamierzonego.
Ostrzeżenie! Świat przedstawiony w tym opowiadaniu odbiega daleko od kanonu, więc czytacie na własną odpowiedzialność!
Ostrzeżenie! Świat przedstawiony w tym opowiadaniu odbiega daleko od kanonu, więc czytacie na własną odpowiedzialność!
Sverus Snape od rana chodził poirytowany po swoim gabinecie, a szkolna szata powiewała
za nim niczym sztandar. Nos profesora wydawał się jeszcze bardziej drapieżny
niż zwykle, a blade usta zaciśnięte miał w wąską kreseczkę. Na widok takiej miny jego
uczniowie zazwyczaj kulili się w sobie, starając się pozostać niewidzialni dla
czarnych, gorejących niczym rozżarzone węgle oczu, a ich wątłe duszyczki
wędrowały trwożliwie w okolice pięt.
Właśnie był Nowy Rok, wieczorem mieli się zjawić
goście, a mieszkanie profesora w Hogwarcie przypominało skrzyżowanie antykwariatu z
pracownią szalonego chemika, po którym przeszło tsunami i to co najmniej dwa
razy. Przeklinał w duchu na swoją głupotę. Przed świętami jego domowy skrzat
Pyłek poprosił o możliwość odwiedzenia rodziny na jeden dzień, od tego czasu
wszelki słuch po nim zaginął. Po żmudnych poszukiwaniach mężczyźnie udało się
odnaleźć marnotrawnego sługę. Z zielonych płomieni kominka wyłoniła się mocno
pokiereszowana twarz stworzenia, jeśli dziwny kartofel pokryty szeregiem sinych bulw
z ceglastymi rumieńcami na policzkach, można nazwać twarzą. Oczka skrzata
wydawały się jeszcze mniejsze niż zazwyczaj i jakby wodniste. Profesor mimo, że bardzo się starał, nie mógł
się doszukać w nich najmniejszego błysku inteligencji.
- Ee…? – Wymamrotało stworzenie
nastawiając szpiczaste uszy. Właśnie wypił z kuzynem kolejną porcję mocno doprawionego kompociku z dalekiego kraju, który chyba nazywano bimbrem i czuł się jak w
niebie. Oczy jego pana, które zazwyczaj napełniały go strachem i nabożnym szacunkiem,
wydały mu się w tej chwili niezwykle ciepłe i pełne czułości. – Kocham p.. pana.. – wyjąkał z głębi
serca, pompującego radośnie wysokoprocentową ciecz do jego otumanionego mózgu.
- Ty mały, zapijaczony
idioto! Masz natychmiast wytrzeźwieć i wracać! – wywarczał wściekły Snape,
którego ciśnienie jeszcze bardziej się podniosło. W głowie mu się nie mieściło,
że ten pokurcz śmiał urządzić sobie świąteczną imprezę bez
jego zgody. To wszystko dlatego, że był zbyt dobry i zlitował się nad biednym
skrzatem, którego nikt nie chciał z powodu jego głupoty oraz skłonności do
wypadków. Mężczyzna lubił niekiedy o sobie myśleć jako o dobroczyńcy. Prawda
jednak przedstawiała się nieco inaczej. Profesor był bardzo zajętym
człowiekiem, a że pochodził z bogatego, arystokratycznego rodu o pracach
domowych nie miał zielonego pojęcia. Niestety żaden przysłany przez agencję sługa nie wytrzymał
z nim zbyt długo z powodu jego słynnego, Snapowskiego charakteru. Jedynie Pyłek, okazał
się lojalny i chętny do pozostania w hogwardzkim mieszkaniu. Po jakimś czasie
wypracowali kompromis i jakoś się dogadywali, a Severus, choć przyszło mu to z wielkim trudem, przyzwyczaił się do
mankamentów skrzata. Wiedli razem w miarę spokojny żywot aż do dzisiaj.
- Jeszcze p… po maluszku –
Skrzat uniósł trzymany w rękach pucharek wielkości jego tułowia. – Po… powinien
p… pan sss… spróbować, jak pan się pozbędzie tej skwaszonej miny, to może w końcu
znajdzie sobie żonę. Hic… hic… - rozległo się paskudne czknięcie. – Albo męża…
- Pyłkowi przypomniało się jak ostatnio zastał swojego szefa przyciskającego do
ściany Lucjusza Mafloya. – Odradzam ulizanego blondyna… n… nie nadaje się…- wybełkotał
z trudem, po czym zniknął zanim Snape zdążył wtrącić choćby słówko.
Profesor, choć naprawdę wściekły, musiał pogodzić
się z faktami. Skrzat chlał gdzieś alkohol niewiadomego składu oraz pochodzenia
i nie miał najmniejszego zamiaru w najbliższym czasie wrócić. Mógłby go zmusić,
ale dobrze wiedział jak złośliwe potrafią być te niewielkie stworzenia, robienie
sobie wroga z jedynego sługi nie miało sensu. Musiał wymyślić coś innego, w
końcu był mistrzem eliksirów i
posiadaczem orderu Merlina za zasługi dla nauki. Usiadł przed płonącym
kominkiem z kieliszkiem wina w dłoni i głęboko się zamyślił. Po chwili podniósł
głowę i jego spojrzenie padło na leżącą na sofie włochatą, czarną poduszkę z
jadowicie zielonymi frędzlami. Na przedzie miała wyhaftowane srebrnymi niciami –
własność Severusa Snapa. Dostał ją kilka lat temu od ciotki Wiktorii i nie
ośmielił się wyrzucić, poza tym w jakiś dziwny sposób zawsze przywodziła mu na
myśl Pottera. Prawdopodobnie chodziło tu o zestawienie kolorów i splątane,
stojące na wszystkie strony kudły. Niejednokrotnie wyżywał się na niej, kiedy
chuderlawy potomek Jamesa zalazł mu za skórę. Chociaż musiał przyznać, że
ostatnio nabrał nieco kształtów. W zeszły miesiącu obserwował go w czasie treningu i z
zaskoczeniem stwierdził, że nie może oderwać oczu od jego kształtnego tyłka doskonale widocznego podczas latania na
miotle. Z niepozornego dziecka powoli, zamieniał się przystojnego, młodego
mężczyznę. Mistrz eliksirów nie znosił wybrańca, który zazwyczaj samym
podobieństwem do Jamesa potrafił doprowadzić go do furii, ale jako wielbiciel
męskiej urody musiał przyznać, że robi się coraz bardziej interesujący, co
niestety zauważył nie tylko on, ale co najmniej połowa Hogwartu. Na szczęście
Potter był zbyt niewinny i naiwny, by to dostrzec.
- Chyba opiłem się oparami z
paszczy tego skrzata! - Zirytowany tokiem swoich myśli machnął ręką. Przypomniało
mu się, że ma gdzieś eliksir, zamieniający dowolną rzecz lub stworzenie w
idealnego, domowego robota takiego, o jakich czytał w mugolskich książkach. Zastąpiłby
chociaż na jakiś czas, tego niewdzięcznego skrzata. Poszedł do pracowni i wrócił
z niewielką buteleczką. Ze złośliwym uśmieszkiem wylał jej zawartość na poduszkę,
która wydała mu się w tym momencie idealnym obiektem do eksperymentu. Wypowiedział
zaklęcie, machnął różdżką i…
- Na Merlina…! - udało mu się
wydusić na widok swojego dzieła. Przed nim, z gęstego dymu wyłoniła się
kanapa, a na niej zamiast poduszki leżał nagusieńki, zgrabny chłopak, dziwnie
przypominający Pottera. Najwyraźniej spał nieświadomy, co się wokół niego dzieje. Od Wybrańca różnił się nieco kilkoma szczegółami. Czarne włosy miał długie do pasa
i splątane w niemożliwy gąszcz, na czole nie było słynnej blizny, za to na
piersi srebrnymi literami wytatuowany miał napis – własność Severusa Snape. Zniknęły też
nieodłączne okulary, a wędrując bezkarnie wzrokiem wzdłuż szczupłego ciała profesor
natrafił na bardzo interesującą hm… część. Zrobiło mu się nieco gorąco, rozpiął
pod szyją szatę i nerwowym ruchem narzucił na chłopaka obrus w choinki
ściągnięty w pośpiechu ze stołu.
- Aaa…! – wrzasnął dzieciak,
kiedy otworzył jadowicie zielone oczy i zorientował się, że za jedyne ubranie
ma kolorową serwetę. Na szczęście była sporych rozmiarów i zakrywała go od stóp do głów. – Gdzie ja … kim… ? -
Na jego twarzy widać było całkowity zamęt i oszołomienie.
- Jestem profesor Snape, a ty
jak masz na imię? – zapytał po chwili równie zdezorientowany mężczyzna. Z naukowego
punktu widzenia stało się coś naprawdę dziwnego. Kogo właściwie miał przed
sobą, bo że nie zaplanowanego robota, to było widać gołym okiem.
- Oo..? Nie wiem…? –
wyszeptał chłopak i ugięły się pod nim nogi. Świat wokół niego był nieznajomy,
lekko wirował, a jedyne co pamiętał, to twarz stojącego przed nim mężczyzny i
jego niski, mocny głos. Klapnął na kanapę i wbił w niego wzrok.
- Jak to nie pamiętasz? – Do Severusa
właśnie zaczęło docierać jak bardzo narozrabiał. Jeszcze wczoraj myślał, że już
niedługo zginie z ręki Czarnego Pana, który ostatnio jakby coś podejrzewał i
ciągle mu się przyglądał. Teraz wiedział, że to Dumledore dopadnie go pierwszy
i utopi w tej swojej pomarańczowej herbatce, a Zakon Feniksa rozniesie po
świecie jego szczątki ze śpiewem na ustach. Ten gryfoński, niewdzięczny pies
Syriusz na pewno się ucieszy z możliwości pozbycia się go, całe wakacje
żałował, że wyciągnął idiotę zza tej zasłony. Gdyby nie dramatyczne, rozdzierające
serce wycie Pottera w Ministerstwie, pewnie by go tam jeszcze głębiej wepchnął.
A tak miał kundla na karku, śledzącego każdy jego krok i mamroczącego coś o
trzymaniu z daleka ohydnych łap od jego aniołka. O podziękowaniu za uratowanie parszywego
życia oczywiście nie było mowy.
- A ty wiesz? – zapytał cichutko
dzieciak i pociągnął nosem. Szmaragdowe oczy patrzyły na niego ufnie, a różowe
usta lekko drżały. – Czy masz coś do ubrania? Nie mam nawet majtek – stwierdził,
oblewając się rumieńcem.
- Oczywiście – Snapowi zrobiło
się głupio, właśnie skrzyżował chłopca z poduszką, przewracając ich życie do
góry nogami. W dodatku Potter najwyraźniej niczego nie pamiętał. Nie miał
pojęcia jak to wytłumaczy dyrektorowi. Udał się do sypialni, wrócił z jeansami,
koszulką i bokserkami. Zmniejszył je oczywiście magicznie do rozmiarów chłopaka,
który sięgał mu ledwie do ramienia. Położył wszystko na stole, po czym wyszedł
do pracowni by wysłać sowę do członków Zakonu. Poprosił w liście o zwołanie natychmiastowego zebrania
w gabinecie Dumbledora. Kiedy wrócił mały próbował rozczesać kłaki, z bardzo
mizernym skutkiem. Snape po raz pierwszy zobaczył go w dopasowanych rzeczach i
przyglądał mu się z przyjemnością. Potter był teraz jakby delikatniejszą wersja
siebie. Sądząc jednak po pełnych irytacji błyskach w zielonych oczach charakterek nie bardzo mu się zmienił.
- Ja to zrobię – odezwał się
niespodziewanie dla samego siebie i wyjął mu z rąk grzebień. Gdy jednak pociągnął
za pierwsze pasmo chłopak wydał z siebie przeraźliwy pisk.
- Aaa…! Boli! Może ma pan nożyczki?
– Zapytał z nadzieją w głosie. Miał wrażenie, że ten mroczny mężczyzna chce go
oskalpować. Pewnie czymś się mu naraził w przeszłości i nawet tego nie pamięta.
- To byłaby zbrodnia! –
wyrwało się Snapowi. Nie miał pojęcia co go opętało, ale włosy smarkacza były
takie miękkie i lśniące, niczym czarny jedwab. Nawet Lucjusz, mający bzika na
punkcie swoich blond kudłów, nie mógł się z nim równać.– Zaraz przyniosę
eliksir ułatwiający rozczesywanie.
- Ja bym je obciął, mniej
kłopotu. – Chłopiec usadowił się wygodnie na krześle przed lustrem. Grzecznie
czekał aż gospodarz wróci, machając nogami niczym dziecko. Miał nadzieję, że jego sytuacja
wkrótce się wyjaśni. Właściwie to nie miałby nic przeciwko zostaniu tutaj. Mieszkanie było bardzo ładne, umeblowane antykami i utrzymane w szaro- zielonej tonacji. Kamienną posadzkę zaścielały miękkie dywany, a na ścianach wisiały obrazy i starożytne kobierce przedstawiające mityczne stworzenia. Mężczyzna wydał mu się całkiem miły, choć nieco szorstki w obyciu, a jego czarne oczy zrobiły na nim ogromne wrażenie.
- Pozwól. – Profesor wylał na
dłonie nieco płynu z niewielkiej buteleczki delikatnie wtarł we włosy chłopca, który
choć w pierwszej chwili się spiął, oczekując bólu, w drugiej już mruczał z
zachwytu.
- To bardzo przyjemne –
podniósł roziskrzony wzrok na mężczyznę, któremu na moment zaparło dech w
piersiach. Ten Harry był zupełnie inny, uśmiechnięty, ufny szczęśliwy, bez
rozdzierającego serce smutku w głębi oczu. Gdyby to od niego zależało
pozwoliłby mu takim pozostać. Uroczym, nieco naiwnym siedemnastolatkiem, nie pamiętającym
paskudnej przeszłości, nie znającym Czarnego Pana, zwykłym dzieciakiem żyjącym tak
jak jego rówieśnicy. Rozczesywał pasmo po paśmie, obserwując pełną emocji twarz
chłopca. Zazdrościł mu tej chwilowej beztroski, kiedyś też miał marzenia, które
wojna pogrzebała raz na zawsze. Ostatnio dyrektor wysłał go do Nory, kiedy
wszedł do środka uderzyła go pełna miłości i ciepła atmosfera panująca w tym
domu. Zrozumiał jak wiele stracił, nigdy nikt nie patrzył tak na niego jak Molly
na Artura, żadne dziecko nie tuliło się do niego i nie wzięło za rękę. Sam co
prawda był sobie winien i odstraszał każdego, kto chciałby się do niego
zbliżyć. Severus był bogaty i sławny w naukowych kręgach. Doskonale zdawał
sobie sprawę, że wszyscy zwracają uwagę na niego tylko ze względu na to, nikt
nie dbał o prawdziwego mężczyznę, ukrytego głęboko pod zgorzkniała powłoką.
Jeśli przeżyje wojnę czekało go bardzo smutne, samotne życie.
- Proszę pana – Harry delikatnie
położył drobną rękę na jego dłoni. Nie mógł znieść bólu w czarnych oczach.
Pogłaskał nieśmiało poplamioną eliksirami skórę samymi czubkami palców.
- Gotowe. – Cofnął szybko
rękę. Ocknął się z ponurych myśli i nieco zmieszał pod uważnym, szmaragdowym
spojrzeniem. – Idziemy do dyrektora, może coś nam doradzi. – Ruszył do drzwi.
Potter zawsze wzbudzał w nim mieszane uczucia, coś pomiędzy uwielbieniem dla
jego matki Lilly, a nienawiścią do ojca Jamesa. A teraz taki bezbronny i kruchy właściwie z jego winy, obudził w nim instynkty opiekuńcze, o które nikt by nie podejrzewał
ponurego profesora eliksirów.
***
W gabinecie Dumbledora już na
nich czekała profesor Minerwa i niestety Black we własnej, zapchlonej osobie.
Reszta Zakonu Feniksa wykonywała ważne zadania i nie mogła uczestniczyć w
zebraniu. Wszyscy na widok nowego image Harrego pootwierali szeroko oczy.
Dyrektor z niejakim rozbawieniem pogładził długą brodę, Mc Gonagall parsknęła
pogardliwie, a Black warknął i po psiemu obnażył zęby.
- Cos ty zrobił temu biednemu
dziecku?! – Wysoki głos kobiety podniosl
im włosy na przedramionach. Podniosła ze stolika ciężką encyklopedię magicznych
stworzeń, jakby miała zamiar rzucić nią w mężczyznę.
- Zrobił to specjalnie
śmierciożerca jeden! – krzyknął rozwścieczony Syriusz. – Już od dawna kręcił
się koło Harrego! – Złapał chłopca za ramię, by wyciągnąć go spod wpływu
tłustowłosego dupka, jak w myślach zawsze nazywał Snapa. Tymczasem reakcja
dzieciaka mocno go zaskoczyła. Zamiast przytulić się do niego jak oczekiwał,
wyrwał się z jego uścisku, schował za plecami mistrza eliksirów i przylgnął mu
do pleców. Przez miękki materiał wyczuł twarde niczym skała mięśnie. Tutaj czuł
się bezpiecznie, jakby od wszystkiego co złe odgradzał go potężny mur.
- Kim jest ten dziwny facet?
– zapytał cichutko w czarną szatę profesora, jednak wszyscy go usłyszeli. –
Dlaczego ta kobieta tak piszczy?
- On nas nie poznaje?! –
jęknęła Minerwa i usiadła na najbliższym fotelu. Zaczęła nerwowo wachlować się
ręką.
- Napijmy się herbatki –
dyrektor nalał złocistego płynu do filiżanek. – Może wytłumacz nam po kolei, co
się stało. – Zwrócił się spokojnie do Severusa, z uśmiechem patrząc, jak Harry
lokuje się obok niego na kanapie, przywierając do jego boku. Mężczyzna siedział
sztywno i łypał na chłopaka groźnie, ten jednak nic sobie z tego nie robił.
Wiercił się dopóki nie znalazł najwygodniejszej pozycji.
- No dobrze, więc skrzat się
gdzieś zapodział, a ja potrzebowałem służby… - zaczął Snape, spoglądając chłodno
na zebranych. Poczuł jak szczupła dłoń, chwyta niepostrzeżenie jego rękę pod
stołem, jakby chciała dodać mu odwagi. Odchrząknął tylko, ale jej nie wyrwał
jak poprzednio, oczywiście, tylko dlatego, aby nie zwracać na siebie
niepotrzebnej uwagi. Kiedy tylko skończył swoją opowieść kobieta nie wytrzymała
i krzyknęła zirytowana.
- Chcesz powiedzieć, że uczeń
jest w tym stanie, bo tobie leniu nie chciało się samemu mieszkania posprzątać?!
- Miałem mieć gości – bronił
się mężczyzna.
- Oczywiście, to cię usprawiedliwia!
– prychnęła. – Włożenie na miejsce kilku par kalesonów musi być strasznie
wyczerpującym zajęciem!
- Nie noszę kalesonów i
majtek z golfem w przeciwieństwie do ciebie! - odgryzł się natychmiast Snape.
- Rozszarpię mu gardło! Co ta
za idiotyczny napis Harry ma na piersiach! – Black na szczęście dla Snape nie
zobaczył całego zdania, tylko poszczególne litery.
W tym czasie kiedy rozgorzała
kłótnia chłopak był w nieustannym ruchu. Nie posiedział ani minuty, co chwilę coś przed sobą poprawiał, ustawiał i przesuwał, jakby odczuwał przymus ciągłego
porządkowania wszystkiego wokół siebie.
– Zrobił z mojego chrześniaka
robota! – Syriuszowi udało się przeskoczyć blat stołu i dopaść mistrza
eliksirów. Chciał właśnie zacisnąć ręce na jego gardle, gdy Harry wystrzelił do
przodu i drobna pięść trafiła mężczyznę prosto w nos, najwrażliwsze u każdego
psa miejsce. Zawył i spadł na podłogę, między nogi zebranych.
- Ciiiiszaaa! – rozległ się
donośny głos dyrektora pod wpływem, którego wszyscy zamarli na swoich miejscach.
– Zostawcie swoje urazy na sposobniejszy czas, teraz musimy zająć się chłopcem.
Jak się czujesz Harry?
- Mam na imię Harry? A jak
dalej? Wszyscy przecież macie, te… no... nazwiska. – zapytał zaciekawiony. Nie odczuwał lęku, raczej niepokój co z nim dalej będzie. Zresztą profesor na pewno go nie zostawi, przecież należy do niego. Nawet go sobie podpisał, a tak robi się przecież z kimś ważnym, na kim nam zależy prawda? Mniej więcej takie myśli snuły się po głowie chłopaka.
- Może Pillow? Dopóki nie
wróci ci pamięć – zaproponował Severus.
- Pillow? Ładnie, kojarzy się
z czymś miękkim i przytulnym – uśmiechnął się z wdzięcznością do profesora. Teraz był już pewny, że go nikomu nie odda - ani temu warczącemu, przypominającemu zachowaniem nieco psa, panu, ani skrzywionej, jak po zjedzeniu cytryny, kobiecie.
- Ale dlaczego… - zaczął
Black.
- Nie bądź idiotą kundlu! Za
miesiąc zaczyna się rok szkolny. Zobacz jak on wygląda, nie ma swojej blizny! W
dodatku pamięta tylko niektóre rzeczy – umie posługiwać się różdżką i ubrać, a
nie poznaje nas ani tej szkoły. Nie wie kim jest, a przeszłość to dla niego
czarna dziura. Jeśli do września nie uda się nam mu pomóc, pójdzie do Hogwartu
jako Harry Pillow.
- W takim razie zabieram
małego do siebie na resztę wakacji – Syriusz pociągnął chrześniaka do siebie.
– Nie zostawię go na pastwę potwora z lochów.
- Wybij to sobie z głowy, ty nie
umiesz się zająć nawet sobą, pchlarzu! – zdenerwował się Snape. Czuł się
odpowiedzialny za to co się stało, nie pozwoli, aby chłopak wpadł w jakieś kłopoty w rękach tego prymitywa.
- Co ty na to dziecko? –
zapytał łagodnie Dumbledore.
- Chcę do domu – stanął obok mistrza eliksirów i popatrzył na niego ufnie. Oczywiście przy okazji kilkakrotnie
poprawił jego szatę i przekrzywiony w czasie kłótni krawat. – Jestem głodny,
zrobię dla nas omlet z pieczarkami. – Pomachał wesoło wszystkim obecnym i ruszył do
drzwi, a za nim z nieprzeniknioną twarzą Snape.
Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi Mc Gonagall odwróciła się z zaszokowaną miną do dyrektora, po czym po raz pierwszy w życiu wzięła od niego cytrynowego dropsa nasączonego melissą.
Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi Mc Gonagall odwróciła się z zaszokowaną miną do dyrektora, po czym po raz pierwszy w życiu wzięła od niego cytrynowego dropsa nasączonego melissą.
- Myślisz, że zaklęcie
trafiło też Severusa? – zapytała zdezorientowana. – Zachowuje się co najmniej dziwnie.
Właśnie dobrowolnie zabrał do swojego mieszkania Gryfona.
- Może ma wyrzuty sumienia –
uśmiechnął się do niej zagadkowo mężczyzna.
- Ta sielanka długo nie
potrwa, wkrótce odnajdziemy zakrwawione szczątki Harrego domieszane do jakiś
czarno- magicznych eliksirów – stwierdził ponuro Black. Nalał sobie wina do
szklaneczki i westchnął. Zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego jego chrześniak
wolał pójść z tym nietoperzem ze Slytherinu, niż ze swoim krewnym.
O ile nie znosze fan ficków o Potterze.Tak ten całkiem nieźle się zapowiada. Nie mogę się doczekać na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńCudowny !!! Kocham HP <3
OdpowiedzUsuńA Snarry kocham, oczywiście zaraz po Drarry:D
Zgadzam się, zapowiada się ciekawie, co się wydarzy? Co będzie gdy Harry odzyska pamięć?
Czy znienawidzi Snape'a ? Czy uda mu się poznać Mistrza Eliksirów od innej strony?:)
Nie mogę się doczekać kolejnej notki.
Twoja Maru;3
Skarbusiu. To nie moja wina. Tylko wina. Opowiadanko mi się absolutnie podoba. Jest słodko-gorzkie, czyli takie jakie kocham. Snape ma ludzkie uczucia (co samo w sobie jest szokiem.) Potter to słodki idiota, no ale co się dziwić skoro nic nie pamięta. Teraz Sevcio będzie musiał mu wszystko tłumaczyć i uczyć go jak się zachowywać. Haha, niech tylko polubi Draco, a to będzie apokalipsa. Czekam aż Syriusz przeczyta napis na jego klacie . Piękne zjechanie McGonagall z tymi kalesonami( chociaż sam Snape w kalesonach.. tylko... mrrruu) Zgrabnie opisana treść, fabuła piękna, cóż więcej chcieć? (Bliźniaków miziających się na biurku Snape'a, ale to już takie moje małe marzenia) Oby tak dalej słoneczko!
OdpowiedzUsuńTwój Sama-wiesz-kto
♥♠♦♣
To opko fajnie się zapowiada :) Harry Pillow ha ha ^o^ ciekawe, jak Snape poradzi sobie z opieką nad chłopakiem. Będę oczekiwać kolejnej części ich perypetii :)
OdpowiedzUsuńPIĘKNIE!!! <3 Ostatnio mam obsesję na Snarry więc... jestem oszołomiona! <3 A Snape powinien znać chociaż zaklęcia pani domu no ;P
OdpowiedzUsuńWENY ŻYCZĘ!! <3 Pięknie *.*
Piękne. Wspaniałe Snarry i już chcę jeszcze. Zastanawiam się czy i jak wybrną z tego jeśli ten prawdziwy Harry jeszcze tam jest. No i jak będzie się im razem mieszkało. Czy ktoś postanowi odebrać chłopaka od profesora. Zanik pamięci czy też zmiana Harrego to zawsze wspaniały pomysł.
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny i chęci do pisania.:)
KOCHAM :) CHCE WIĘCEJ :) CHLAJCIE CZĘŚCIEJ :D BOSKIE OPOWIADANKO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU :) POZDRAWIAM I ŻYCZĘ SPÓŹNIONE NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU ORAZ MNUSTWA WEEEEEEEEEEEEENYYYY :DDDDD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmusze powiedzieć, że harry potter to nie moja bajka, ale czytało mi się naprawdę dobrze, no i jestem ciekawa jak to się dalej potoczy, czy uda się zdjąć ten czar z niego.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejoł! Musze przyznacz ze niecierpie snarry, w zyciu bym nic nie przeczytala z tego gatunku. No ale coz jako ze TY to napisalas... Po prostu nie umialam sie powstrzymac xD bylo genialne
OdpowiedzUsuńMam pytanie, czy bajka o Wandziu juz sie skonczyla? Bo w takim dziwnym miejscu sie zakonczylo ze mialam wrazenie ze bedzie dalej...
Weny,
Mir :*
Bajka o Wandziu jeszcze się nie skończyła, prawdopodobnie 7 rozdział będzie ostatnim, ale nigdy nie wiadomo. Piszę na bieżąco według planu, ale czasem postacie zachowują się po swojemu, przedłużając akcję. Cieszę się, że mimo wszystko Snarry ci się spodobało. Czasami po prostu MUSZĘ coś napisać, to jeden z takich przypadków. Niektórzy nazywają to napływem weny, mnie to bardziej przypomina atak głupawki.
UsuńNie no... Rozłożyło mnie na łopatki, że tak powiem... Ale, ale... W pozytywnym znaczeniu ma sie rozumieć:D
OdpowiedzUsuńLovciam snarry <3 <3 <3
Lecę czytać dalej:)
Fiolka