Mściwój
z Klausem szli przez rosnący w pobliżu murów zamkowych brzozowy zagajnik. Słońce
umykało już za horyzont, przeświecało przez liście ostatnimi szkarłatnymi
promieniami, nadając drzewom i krzewom fantastyczne kształty. Takie
unikalne kolory, blaski i cienie można było zobaczyć tylko o tej porze dnia.
Niemiec
przezornie wysforował się naprzód z dala od wyjątkowo ruchliwych i ciekawskich
dłoni mężczyzny. Nie śpieszył się zbytnio, przeżyty pół godziny wcześniej
orgazm nieco go rozleniwił. Nie mógł się jednak powstrzymać od kręcenia pośladkami. Z natury zalotny i
lubiący flirtować pachołek z przyjemnością słuchał aprobujących pomruków
idącego za nim męża. Nie widział jednak ani jego miny, ani płonących coraz
bardziej pożądliwie oczu.
-
Strasznie się wleczesz – zauważył po kilku minutach takiej wędrówki koniuszy.
Prawdę mówiąc był już na granicy wytrzymałości, jego ciało trawił palący głód,
a nabrzmiały penis w obcisłych spodniach cierpiał katusze i domagał się
wypuszczenia na wolność. Tymczasem mały drań maszerował beztrosko wąską ścieżką,
machając mu przed oczami smakowicie wyglądającymi pośladkami.
-
Ciżma mnie trochę uwiera – stwierdził po chwili milczenia chłopak i wszedł
między drzewa, gdzie na niewielkiej polance leżała spora kłodę. Podszedł bliżej, oparł
się na niej jedną nogą i zaczął pracowicie wiązać nieposłuszny rzemyk.
Koniuszy
w tym czasie gapił się na jego wypięty tyłek z prawdziwie męczeńskim wyrazem
twarzy. Zacisnął dłonie w pięści i krzywił się, jakby zjadł cytrynę.
,,
- Wytrzymaj, chłopie, wytrzymaj, pokaż, że jesteś odpowiedzialnym mężczyzną,
który potrafi nad sobą zapanować” – szeptał do siebie w myślach.
-
Ale się zawęźliło – Klausowi wyraźnie coś nie wychodziło. Pochylił się jeszcze
bardziej eksponując swoje zgrabne tyły.
-
Jestem mężczyzną, jestem twardym mężczyzną – mamrotał Mściwój. - Cholera! Jestem
bardzo twardym mężczyzną! – Ręce dosłownie same wyskoczyły do przodu i objęły
chłopaka w pasie. Chuchnął na jego odsłonięty kark, a potem delikatnie go
ukąsił.
-
To już się nie śpieszymy? – zapytał rozbawiony pachołek, któremu zrobiło się
nagle strasznie gorąco. Czuł potężne ciało męża napierające na jego plecy i coś
sporego, w okolicach pośladków. Szorstkie od trzymania wodzy dłonie wślizgnęły
się pod jego koszulę i zaczęły pocierać sutki, które natychmiast stwardniały.
-
Nie martw się, zrobimy to bardzo szybko – odezwał się ochrypłym głosem
koniuszy. Zsunął mu spodnie do kolan i zaczął nawilżonym czymś palcem gładzić zaciśnięte
wejście. Drugą ręką sięgnął do członka chłopaka, który pod wpływem jego dotyku
natychmiast nabrzmiał.
-
A gdzie romantyzm? Może najpierw jakieś - kocham cię, jesteś moim słońcem,
księżycem i gwiazdami, albo coś?
-
Zaraz zobaczysz całą drogę mleczną. – Rozsunął szeroko nogi chłopaka,
przystawił do rozluźnionej szparki swojego penisa i pchnął mocno, mrucząc z
przyjemności.
-
Ach...! – jęknął Klaus. - Tak od razu do rzeczy? Hm... – Mściwój trącił w jego
wnętrzu wrażliwy punkt. – Jeszcze...
-
Więc wypnij się bardziej – chwycił go mocno za biodra i narzucił szybkie
tempo. Poruszali się zgodnym rytmem, już wkrótce było słychać tylko posapywanie
i pełne przyjemności okrzyki obu mężczyzn.
-
Tak... Ooch... Mściwójjj! Taaak! – zawył na cały głos Klaus i wytrysnął obfitym
strumieniem spermy na omszały pień, strasząc biegające po nim mrówki. Koniuszy
natychmiast poszedł w jego ślady, orgazm był tak silny, że pociemniało mu w
oczach. Opadli na trawę nadal złączeni. Pocałował pachnący kark kochanka i
przytulił się do jego pleców.
-
Zapomnij o swojej ojczyźnie i rodzinie, teraz należysz już tylko do mnie! Nie
pozwolę ci odejść! – szeptał mu zaborczo do ucha.
-
A małe słowo na ,,K”? – wystękał z trudem chłopak, bo penis męża nadal w nim
tkwił podrażniając wrażliwe ścianki.
-
Kocham kiedy krzyczysz w ekstazie moje imię, kocham kiedy się uśmiechasz,
kocham troskliwość z jaką odnosisz się do przyjaciół, a nade wszystko kocham
się z tobą pieścić, patrzyć jak drżysz i przymykasz z rozkoszy oczy... –
mruczał mężczyzna niskim wibrującym głosem.
-
To miło, że tak bardzo mnie kochasz. – Klaus cieszył się, że mąż nie widzi jego
czerwonej jak burak twarzy. Pierwszy raz ktoś powiedział mu coś takiego i miał
ochotę latać. Poruszył się na próbę. – Czy mógłbyś jednak łaskawie opuścić mój
tyłek?
-
Szkoda – pocałował smukłą szyję. – Tam w środku jest bardzo przytulnie -
zachichotał. – Posłusznie jednak się wycofał. Chciał aby ta noc była dla chłopaka wyjątkowa.
-
Jestem głodny! Chyba na tym Święcie Kupały coś jecie? – Klaus wytarł się
rosnącym w pobliżu liściem łopianu i naciągnął na siebie spodnie.
Po kwadransie bardzo leniwego marszu dotarli
do rozległej łąki nad rzeką, gdzie ucztowało prawie całe miasteczko. Na niebie
widać już było gwiazdy, iskry z płonącego wysoko ogniska strzelały w granatowe
niebo bez jednej chmurki. Pogłębiającą się coraz bardziej ciemność oświetlały
płonące pochodnie. Wszyscy doskonale się bawili, część osób napychała się
wspaniale pachnącymi potrawami, inni tańczyli zapamiętale wywijając hołubce, a
starszyzna siedziała na trawie, popijając stuletni miód i obserwując szalejącą
młodzież.
-
Przyniesiesz mi coś dobrego? – Klaus usiadł na pobliskiej ławie i wyciągnął
przed siebie długie nogi. Jeśli miał się przyłączyć do zabawy, musiał się czymś
wzmocnić. Najlepiej tymi pachnącymi kiełbaskami z zarumienioną od ogniska skórką.
Mściwój oddalił się, by przynieść dla nich trochę jadła i garniec miodu. Kiedy
tylko zniknął w tłumie do odpoczywającego chłopaka przysiadł się niespodziewanie wojewoda Zagon.
-
Zostawił cię samego? Gdybyś należał do mnie nie pozwoliłbym ci oddalić się ani
na minutę! – Spróbował wziąć Klausa za rękę, ale ten natychmiast się odsunął.
-
I dlatego właśnie nie jesteśmy razem, to mi pachnie niewolnictwem, a nie
związkiem! – prychnął i wyniośle zadarł do góry upstrzony kilkoma złotymi
piegami nos.
-
A ty co tu robisz?! – Rozległ się za ich plecami warkot rozgniewanego Mściwoja.
– Polujesz chamie na cudzym terenie?! – Przeskoczył kłodę na której siedzieli i
stanął przed nimi z zaciśniętymi pięściami.
-
Widocznie słabo mu dogadzasz skoro siedzi tutaj całkiem sam i wzdycha – rzucił złośliwie
Zagon i wyprężył swoją wysoką sylwetkę przed koniuszym, wyraźnie dążąc do bójki.
-
Spieprzaj chłopków moresu uczyć! – Nie pozostał mu dłużny Mściwój. Zrobił
zamach i właśnie miał malowniczo złamać rywalowi szczękę, kiedy Klaus zwinnie
zerwał się na równe nogi i stanął między ciskającymi przekleństwa mężczyznami.
-
Poszaleliście kretyni?! Właśnie takie wasze zachowanie wplątało nas wszystkich
w kłopoty! – Nadepnął jednemu i drugiemu z całej siły na nogę solidnie podkutą
ciżmą. Usłyszał z przyjemnością z obu stron okrzyki bólu. – Panu już
podziękujemy! – Zwrócił się do wojewody, który udał się kilka metrów dalej.
Usiadł na ławie i nie spuszczał z nich czarnych oczu. – A z tobą to jeszcze
sobie porozmawiam! – Wskazał mężowi miejsce na rozciągniętym na trawie pledzie.
-
Popatrz jak się na ciebie gapi cham niemyty! Dlaczego mnie powstrzymałeś? Teraz
siedziałby w swojej izbie i opatrywałby rany! – warczał Mściwój niezadowolony z
przebiegu awantury.
-
Głupi głupku! – Klaus usiadł mu na kolanach i puknął w czoło. - Gdy by ktoś
doniósł o tym Krakowi, to dzisiejsze święto i kilka następnych spędzilibyście w
lochach. Podobno macie tu bardzo przytulne, wilgotne cele pełne pająków i szczurów!
-
Ale... – usiłował nadal wstać koniuszy, ale szybko zrezygnował, bo wiercący się na jego udach tyłeczek nacisnął kilka bardzo wrażliwych punktów. – Ale z
ciebie bestyjka! – Zamruczał, a gniew nagle gdzieś się ulotnił.
-
Chcesz się zemścić? Zauważyłeś, że wiele osób was obserwuje, czekając na finał
tej historii? – zapytał słodko Klaus.
-
Pewnie... – Nie miał pojęcia do czego zmierza ten słodki drań.
-
Więc patrz i ucz się drogi przyjacielu. – Pochylił się i mocno pocałował w
kuszące go od kilku minut wargi, po czym wziął z tacy pieczone udko z kurczaka
i oderwał mały kęs. Jedną część włożył sobie do ust i oblizał się od ucha do
ucha, drugą część powoli, zmysłowym ruchem wsunął do buzi męża. Otarł się kocim
ruchem o jego muskularny tors, niby to szukając sobie wygodniejszego miejsca, a
patrzącym na nich biesiadnikom zabrakło tchu w piersiach. Zagon zacisnął
desperacko uda. Siedział wystarczająco blisko, by dobrze widzieć każdy szczegół rozgrywającej się scenki, a z każdą sekundą robiło mu się ciaśniej w
spodniach.
-
Ty przewrotny diabełku. – Koniuszy ponownie zapomniał o swoich deklaracjach
zachowania powściągliwości. Nadzwyczaj chętnie oddał się zupełnie nowej dla
niego rozrywce, polegającej na doprowadzeniu Zagona do szału. Mała dłoń właśnie wślizgnęła mu się pod koszulę i delikatnie drapała po brzuchu, druga
zaś karmiła go najlepszymi kawałkami mięska. – Myślisz, że długo wytrzyma zanim
publicznie spuści się w spodnie?
-
Nie sądzę. – Klaus zerknął dyskretnie na czerwonego niczym pomidor wojewodę,
który obciągał krótki kaftan najniżej jak potrafił. Najwyraźniej odczuwał spory
dyskomfort i był bliski wybuchu. – Patrz! Jeden... dwa...- pomiział męża nosem
po szyi – trzy...! – W tym momencie Zagon z desperacją wypisaną na twarzy
zerwał się z miejsca i pognał mocno utykając w las trzymając się za krocze.
Wszyscy siedzący w pobliżu wybuchli gromkim śmiechem.
-
Miałeś rację diabełku. – Mściwój chichocząc pociągnął chłopaka do tańca. Chwilę
tylko pokręcili się w swoich ramionach, bo pary zaczęły formować wężyka i
pląsać wesoło w kierunku jeziora.
-
Co oni wyprawiają? – Pisnął zażenowany Klaus, kiedy wszyscy zaczęli zrzucać
ubrania. Przypomniał sobie wszystkie opowieści kumpli o Słowiańskich orgiach.
-
Nigdy nie kąpałeś się na golasa w jeziorze? – zapytał rozbawiony jego miną mąż, po
czym bezceremonialnie zdarł z niego i z siebie ubrania.
-
Puszczaj! – pisnął Klaus, który stał z twarzą ukrytą na ramieniu mężczyzny.
Poczuł jak silne ramiona go podnoszą, został zaniesiony do
jeziora niczym księżniczka i wrzucony do wody. – Nalało mi się do oczu chamie! Nie rób ze mnie
mdlejącej baby!
-
Moja pani, pozwól, że cię umyję – Mściwój z wielkim bananem na twarzy pociągnął męża w bardziej odludne miejsce. Tam pod krzakiem jaśminu była niewielka,
płytka zatoczka. Dno pokrywał miękki piasek, a woda sięgała siedzącemu chłopakowi
niemal do ramion. – Słodka bogini, to nasz raj – drażnił się z prychającym Klausem,
rzucającym płochliwe spojrzenia dookoła. Brzegi jeziora były mocno zatłoczone, cały
tłum golasów chlapał się i piszczał, niektórzy całowali się ogniście nie zwracając
uwagi na innych.
-
Przestań mnie macać! Myślisz, że mam tyłek z żelaza? – fuknął, czując duże
dłonie na swoich pośladkach.
-
Robimy powtórkę, czy wywieszasz biała flagę? – Mściwój przyciągnął opierającego
się męża do siebie i oplótł w pasie jego nogami. Wszystkie jego manewry ukryła woda,
tylko gwiazdy i księżyc były milczącymi świadkami ich pieszczot. Łagodne fale
obmywały delikatnie drżące ciała.
-
Jaką białą flagę? Skąd niby miałbym ją tutaj wziąć? – dodał już nieco ciszej
chłopak. Oparł głowę na ramieniu mężczyzny i oddał się chwili. Powietrze
pachniało jaśminem, a noc rozświetlały jedynie wbite na brzegu pochodnie. Z
daleka dobiegała ich tęskna muzyka, w której coraz częściej można było usłyszeć
tętniące, pożądliwe nutki. Szorstkie dłonie masowały jego tyłek, ugniatały
mięśnie pleców. Unosiły w górę i dół, powodując, że ich podbrzusza ocierały się
o siebie lubieżnym ruchem.
-
Dookoła pełno ludzi, ktoś nas usłyszy niewyżyty zwierzaku! – pisnął i od razu
umilkł, bo język Mściwoja zaczął lizać jego szyję. Powoli, niezmiernie czule
pieścił aksamitną skórę, a Klaus uwielbiał, kiedy dotykał go w ten sposób. Dosłownie
rozpływał się w silnych ramionach. To było jedno z jego najwrażliwszych miejsc
i mąż bezwstydnie wykorzystywał swoją wiedzę, by doprowadzić go do szaleństwa. Sięgnął za siebie i jednym ruchem nabił się na nabrzmiałego do granic
możliwości członka mężczyzny. Posapując, wziął go w siebie najgłębiej jak
potrafił. – Na co czekasz? – Podniósł głowę i spojrzał, nieco zaskoczonemu tym
atakiem Mściwojowi prosto w oczy.
-
Na odrobinę romantyzmu, nie jestem moja pani taki łatwy – Koniuszy najwyraźniej
na coś czekał, co nie przeszkadzało mu pieścić jedną ręką penisa młodziutkiego
męża.
-
No dobra. Kocham cię, tak myślę, bo nigdy czegoś takiego do nikogo nie czułem,
co wcale nie znaczy, że pozwolę sobą w ten sposób manipulować – wymruczał i
pokręcił tyłeczkiem.
-
Nawet mi to do głowy nie przyszło skarbie, nazwałbym to raczej perswazją – wyrzucił
biodra w górę i uderzył celnie w prostatę chłopaka, który zakwilił i zmrużył z
rozkoszy oczy. – Czy ten argument przemawia za naszym małżeństwem odpowiednio
mocno?- Serce zabiło mu mocno ze szczęścia na usłyszane oświadczenie. Nie
chciał jednak zbyt jawnie okazywać swojej radości, bo ten czarujący diabełek
wlazłby mu na głowę.
-
Myślę, że potrzeba więcej... och... tych... no... argumentów. – Wpił się
pożądliwie w usta mężczyzny.
-
Damom się nie odmawia... hm... tym bardziej takim pięknym... – Nadał
powolne tempo ich ruchom, a każde z uderzeń było celne i posyłało wijącego się
chłopaka na skraj ekstazy, spalało jego ciało w białym ogniu namiętności.
Zatracili się w swojej miłości zapominając, że nie są sami. Znajdujące się w
sąsiedztwie pary obserwowały ich z wypiekami na twarzach i niejaką zazdrością w
oczach, po chwili wszyscy zaczęli naśladować pojękujących mężczyzn. Niektórzy
pobiegli prosto do lasu w pośpiechy narzucając na siebie ubrania. Inni
poszukali ustronnych miejsc w wodzie. Cała okolica wypełniła się pożądliwymi
okrzykami, sapnięciami i postękiwaniem. Podchmieleni mocnym miodem, podnieceni tańcem
i piękną sceną rozgrywającą się na ich oczach kochankowie, chętnie padali w
swoje ramiona.
Oczywiście w przypadku naszych bohaterów nie
skończyło się na uprawianiu miłości w jeziorze, Mściwój konsekwentnie dążył do
spełnienia swojej groźby. Kiedy tylko wyszli z wody udali się do lasu na
poszukiwanie kwiatu paproci, tam, zanim nastał świt, kochali się jeszcze kilkakrotnie. Gdy słońce zaczęło wschodzić wrócili na łąkę, by zakończyć Święto Kupały
skokiem przez ognisko, który miał oczyścić ich dusze i ciała ze wszelkiego zła oraz
pobłogosławić nowy związek. Dookoła widać było sporo par, które przybyły to z
tym samym zamiarem. Siedzący pod dębem druid, pracowicie coś zapisywał na
długim pergaminie. Notował wszystkie nowe związki, aby potem nie było żadnych nieporozumień.
Skok przez ognisko trzymających się za ręce osób traktowano jak zawarcie
małżeństwa, co było zgodne z miejscowym prawem i tradycją.
Klaus stanął na drżących nogach obok męża z niewyraźną
miną, miał wrażenie, że zaraz skona ze zmęczenia. Drań Mściwój nie pozwolił mu
zasnąć nawet na minutę. Pierwszy raz w życiu był tak wykończony, że czuł się
jak żywy trup. Nie miał siły nawet pozapinać koszuli, a co dopiero skakać.
-
Co tak stoisz diabełku? – Mąż przyglądał mu się z rozbawioną miną. – Ty pierwszy.
– Wskazał wysokie na metr płomienie. Widział doskonale niezbyt przytomne
spojrzenie słaniającego się na miękkich nogach chłopaka .
-
Chyba nie dam rady. – Popatrzył smętnie na ognisko i zaczął grzebać w kieszeni.
– O mam! – ucieszył się jak dziecko i pomachał przed nosem mężczyzny białą
chusteczką z monogramem.
-
Poddajesz się cukiereczku?
-
Tak. A zaniesiesz mnie do domu? – wymamrotał, po czym oparł się całym ciężarem o jego
pierś i potarł o nią policzkiem. – Skoro jestem twoim skarbem to musisz o mnie
dbać. – Zasypiał na stojąco. – Tylko nie na księżniczkę! – Udało mu się jeszcze
zaprotestować.
-
W porządku Wasza Wysokość. – Mściwój odwrócił się do niego tyłem i owinął się jego
nogami i rękami. Chłopak z cichym pomrukiem zadowolenia natychmiast przywarł do
pleców męża.
-
Dobra podusia. - Poklepał go po ramieniu i ułożył na nim głowę. – Cieplutka i
ładnie pachnie – dodał z szerokim uśmiechem i po sekundzie spał już jak zabity.
-
No... no... – pokręcił głową
przechodzący obok książę Krak. – Awansowałeś na Podusię. – Zagryzł przy tym
usta by nie wybuchnąć śmiechem. Potężny mężczyzna jakim był jego koniuszy dźwigał
swojego młodziutkiego męża z cielęcą miną, jakby był dla niego czymś wyjątkowo cennym.
Przeskoczył przez ognisko i pognał do zamku. Najwyraźniej
bardzo mu się śpieszyło do łóżka. Władca też zaczął powoli wracać uważnie rozglądając
się dookoła, nigdzie jednak nie było ani śladu jego syna, ani co gorsza
Godfryda. Postanowił, że jeżeli zrobili dzisiaj coś głupiego, osobiście obedrze
ich ze skóry.
haha, ciekawa jestem jak Klaus nie spadł z jego pleców śpiąc. xD
OdpowiedzUsuńOni są siebie warci, niewyżyte istoty ;P Bardzo mi się ich bzykanie podobało. A klaus utarł nosa, wojewodzie.
Klaus i koniuszy są słodcy razem. Mam nadzieję, że ich małżeństwo będzie udane i pełne namiętności xD
No, Mściwoj nieźle wymęczył Klausa :) Ich sprzeczki są naprawdę urocze. Hm, mam nadzieję, że Krak jednak nie wytrwa przy swoim postanowieniu i oszczędzi Wandzia i Gotfryda.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam :)
,,Pochylił się i mocno pocałował go w kuszące go od kilku minut wargi, po czym...'' bez jednego drugiego ,,go'' byloby lepiej.
OdpowiedzUsuń,,Mała łapaka właśnie wślizgnęła mu się pod koszulę i...''' ,,łapka''. Osobiscie wolalbym ,,rączkę'' lub ,,mala dlon'' , bo lapka to bardziej zwierzeca :)
Nie moge uwierzyc , ze Klaus jest taki niewyzyty i robili to chyna z 5 razy w jeden dzien. Biedny Zagon mam nadzieje, ze tez sobie kogos znajdzie..
Nie moge sie doczekac reakcji ojca jak sie dowie co robili chlopcy.
Pozdrawiam
Damiann
No no niezły rozdział:) Nie spodziewałam się aż tak ostro. Cieszę się że to opowiadanie wyszło ci takie długie. Można się uśmiać nieźle i prowadzisz akcję bardzo sprawnie mimo że legenda z tego co pamiętam była dość uboga. Tu widać świeżość i orginalność.
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny i chęci:)
Witam,
OdpowiedzUsuńach jaki cudowny rozdział.... Mściwój i Klaus też się świetnie bawili na tym święcie... oj i jakie przedstawieni uskutecznili.... biedny Zagon....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, "- Jestem mężczyzną, jestem twardym mężczyzną – mamrotał Mściwój. - Cholera! Jestem bardzo twardym mężczyzną!" genialne, Klaus to taki diabelek, oj biedny wojewoda do prowadzony do takiego stanu... i och Mściwój został podusią...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka