Wezyr również wyszedł do
ogrodu za chłopcami, tylko o wiele dyskretniej. Stał za rozłożystą palmą, kiedy
Aladyn ściągnął turban. Od razu rozpoznał żebraka, którego zatrudnił do
odzyskania cudownej lampy. Najwyraźniej drań stał się właścicielem dżina i
korzystał z dobrodziejstw oferowanych przez artefakt. Musiał się go szybko
pozbyć, zbyt wiele widział i wiedział, mógłby zdradzić przed sułtanem, że para
się czarną magią, co w Bagdadzie było zabronione i surowo karane. Nie mówiąc
już o innych grzeszkach, które miał na sumieniu. Trzeba było działać szybko, nie
miał czasu na wymyślanie szczegółowego planu. Zobaczył jak książę Jasmin wymyka
się z tarasu w pomiętym i porozpinanym ubraniu z rozanieloną mina i zazgrzytał
zębami. Ten brudny złodziej chciał ukraść mu z przed nosa nie tylko sułtański
tron, ale i rękę tego gówniarza.
- To ci się nie uda! W końcu
jestem najpotężniejszym magiem w tym kraju! – Wyszeptał, marszcząc gniewnie
brwi. Podkradł się po cichu od tyłu do Aladyna, który właśnie podziwiał zachód
słońca nad pustynią z równie maślanym uśmiechem, co książę, zupełnie
nieświadomy czającego się niebezpieczeństwa.
Pałac
znajdował się nieco na uboczu, zbudowano go na skalistym wzniesieniu i królował
dumnie nad miastem. Z tarasu był rzeczywiście piękny widok na odległe góry. Z
tej strony nie wystawiano nawet straży, bo oddzielała go od wydm bezdenna przepaść.
Szeroka na kilkanaście metrów i niezmierzona, żaden człowiek nie byłby zdolny
jej przebyć. Podobno na samym dole znajdowało się słone jeziorko, ale nikt go
nigdy na własne oczy nie widział.
Niedaleko, przywiązany grubym łańcuchem do
jednej z kolumn, na puchowej poduszce spał Radża, ukochany tygrys i przyjaciel
Jasmina. Często bywał agresywny i nieobliczalny, słuchał jedynie swojego pana. Nie
lubił zbytnio gości, zdarzyło mu się w przeszłości na kilku zapolować, dlatego więc
na czas uczty został tutaj przeniesiony. To nasunęło wezyrowi pewien pomysł.
Nikt się przecież nie zdziwi, że znudzona kicia poturbuje kolejnego konkurenta.
Dżafar przy pomocy zaklęcia
odpiął obrożę zwierzęcia, z cichym brzękiem łańcuch opadł na marmurowe płyty.
Ku jego jednak zdziwieniu tygrys podniósł jedyne łeb i zamiast zaatakować,
spokojnie przyglądał się wychylającemu
się prze barierkę Aladynowi.
- Szlag! – Zasyczał wezyr,
najwyraźniej fortuna go dzisiaj nie lubiła. Głupi zwierzak nie miał najmniejszego
zamiaru się ruszyć. Wykonał kilka zawiłych gestów i barierka, o którą opierał
się Aladyn pękła. Nie spodziewający się
niczego chłopak poleciał głową w dół prosto przepaść.
- Aaa…! – Krzyczał rozpaczliwie,
ze strachu zapominając o dżinie. W ostatniej dosłownie chwili tygrys skoczył mu
na pomoc, chwytając za nogawkę, niestety materiał mnie wytrzymał i pękł.
Chłopak zamachał rękami, a całe jego krótkie życie przeleciało mu przed oczami.
Wiatr zaświstał mu w uszach, wiedział, że zbliża się koniec. Brudnozielona tafla wody
zbliżała się z zadziwiającą prędkością.
***
Wezyr odczekał chwilę, aż umilkł pieszczący jego
uszy wrzask zdrajcy i przybrawszy zmartwiony wyraz twarzy wrócił na ucztę,
która nadal trwała w najlepsze. Mocno podchmieleni biesiadnicy prześcigali się
w niemądrych żartach, chcąc rozweselić księcia, który nieoczekiwanie dla wszystkich
wrócił do komnaty. Jasmin widząc, że minister wraca od strony ogrodu zmierzył
go podejrzliwym wzrokiem. Doskonale znał nadmiernie ambitnego Dżafara.
Najwyraźniej znowu coś knuł. Miał nadzieję, że ten zimnokrwisty drań nie
widział jak migdalił się z Aladynem w krzakach, bo na pewno naskarżyłby ojcu.
Mężczyzna nie podszedł do niego, jak to
zwykle miał w zwyczaju, rzucając kilka nieszczerych komplementów, ale od razu
do sułtana i nachylił się, szepcząc coś z przejęciem. Wiedział, że władca nie
lubił kiedy przerywano zabawę bez ważnych powodów. Wymagał od wszystkich
dyskrecji, jeśli nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
- Co się stało? Nie możesz z
tym poczekać do jutra? – Niechętnie skłonił ku niemu głowę. - Mam prawo do
odrobiny odpoczynku w gronie przyjaciół!
- Wybacz Wasza Wysokość, ale
miał miejsce straszny wypadek. Jednego z naszych gości zaatakował ten przeklęty
tygrys. Chciał mu chyba odgryźć nogę, nawet nadal ma w pysku kawałek spodni.
Barierka nie wytrzymała i biedaczysko spadł w przepaść zanim zdążyłem podbiec.
- Niemożliwe! – Krzyknął na
głos władca, a wszystkie rozmowy i chichoty umilkły. – Kazałem go przywiązać do
kolumny! Kim był ten nieszczęśnik?
- To Aladyn panie, taki
młody! Co za tragedia! – Wezyrowi udało się nawet uronić jedną łzę, oczywiście
radości, ale o tym przecież nikt nie wiedział.
-Na Allacha! – Blady jak płótno
Jasmin, który doskonale słyszał każde słowo, poderwał się z miejsca. – Znowu wygadujesz
jakieś kłamstwa! To nie może być prawda, nie mógł zginąć teraz, kiedy go
wreszcie odzyskałem! – Zachwiał się, bo zrobiło mu się słabo. Czyjaś litościwa
ręka podała mu pucharek z wodą.
- Spokojnie dziecko, chodźmy
zobaczyć co się stało. Prawdę mówiąc ten tygrys, miewał już różne wyskoki. –
Otoczył syna ramieniem. Teraz dopiero zrozumiał, że Jasmin naprawdę polubił
tego nieznajomego. Pierwszy raz okazał komuś zainteresowanie, a tu taki dramat.
- Nieprawda, Radża nigdy nie
atakował bez powodu. Nikogo też nigdy nie ugryzł! – Zaprotestował gwałtownie. –
Tatusiu, czy on mógł przeżyć? – Zapytał cicho, wtulając się w rękaw ojcowskiego
kaftana. Właśnie świat znowu runął mu na głowę.
- Zobaczymy Gwiazdeczko,
zobaczymy. – Pogładził go uspokajająco po drżących plecach. Nie potrafił mu
powiedzieć, że nie ma na to żadnych szans. Nikt nigdy nie przetrwał upadku w tą
przepaść. Wyszli powoli na taras, gdzie Radża siedział machając nerwowo ogonem.
Obok niego rzeczywiście leżała nogawka od spodni. Jasmin natychmiast ją poznał,
faktycznie należała do ukochanego. Pociemniało mu w oczach i osunął się na
zimne płyty.
- Tak mi przykro książę. –
Dżafar podszedł z ciepłym szalem i nakrył jego ramiona. – Wyprawimy mu godny
pogrzeb. – Powiedział pełnym współczucia głosem, a jego dusza tańczyła właśnie
walca i wywijała hołubce w radosnych podskokach. – Zdechł, trafił go szlag, ten głupi bachor będzie mój! – Powtarzał w
myślach ledwie nad sobą panując.
- Nie dotykaj mnie! - Jasmin
miał wrażenie, że owinął się wokół niego wąż i próbuje zacisnął swoje zwoje,
odcinając mu dopływ powietrza.
- Przykro mi kochanie, ale
Dżafar ma rację. – Sułtan obejrzał uważnie miejsce zdarzenia i uklęknął obok pogrążonego
w rozpaczy syna. – Nic więcej nie możemy dla tego biednego chłopca zrobić. – Spojrzał na leżącą obok obrożę z łańcuchem i
zmarszczył brwi. Odwrócił się do swojego ministra. – Nikogo tutaj nie widziałeś?
- Skądże. Wszyscy byli na sali,
a nikt obcy się tutaj nie pałęta. Straże go nie wpuszczą. – Władca patrzył na
niego z taką uwagą, że poczuł się nieco niepewnie. Hassan był łagodnym
człowiekiem, ale bynajmniej nie głupim. Nikt władający z taką wprawą miastem nie
mógłby nim być. Musiał zdwoić ostrożność. Czyżby coś wypatrzył?
Przyglądający się im Jasmin,
mimo targającego nim dojmującego bólu, natychmiast zrozumiał, o co chodzi ojcu.
Łańcuch był cały, obroża nie potargana, jakby to było w przypadku, gdyby
zwierzę samo się zerwało.
- To morderstwo! Ktoś ją
celowo odpiął, spuszczając tygrysa z uwięzi. Radża polubił Aladyna, na pewno
nie rzuciłby się na niego bez powodu… – Wstał z podłogi i wbił w oczy w
ministra. – Chyba sprawy niezupełnie miały się tak, jak je nam przedstawiłeś. –
W jego piersiach narastał gniew. Jeśli ten gad był winien, będzie długo i
boleśnie umierał. On jeden miał powód, by pozbyć się Aladyna. Jeśli widział ich
w ogrodzie, wiedział na co się zanosi.
- Gwiazdeczko, wiem , że nie
lubisz wezyra. Ale żeby kogoś skazać, trzeba mu udowodnić winę – odezwał się
łagodnie władca. – Po co niby miałby to robić? Czego mu brakuje? Jest
przystojny, bogaty, ma sporo władzy. – Hassan nie uwierzył w słowa syna, a
raczej nie chciał mu uwierzyć. Zdawał sobie sprawę, że Dżafar miał sporo wad,
ale żeby był zamieszany w zabójstwo… Tego jakoś nie potrafił przyjąć do
wiadomości.
- To proste ojcze. - Jasmin
spojrzał z mocą prosto w oczy sułtana. - Korony! – Pewnie śni o niej po nocach
i dostaje orgazmu za każdym razem, kiedy dotknie tronu.
- Ależ panowie, skąd takie
pochopne wnioski? – Minister, któremu dusza uciekła właśnie w pięty, zaczął się
cofać w kierunku przepaści. Z pośpiechu pokpił sprawę i mógł jedynie ratować
się ucieczką. Odnajdzie lampę, a potem wróci i zabierze to, co mu się słusznie
należało - tron Bagdadu. Następnie dobierze się do zgrabnego tyłka
rozpieszczonego smarkacza i zrobi sobie kilku następców. Krok po kroku zbliżał
się do krawędzi… W razie potrzeby potrafił
latać. Teraz już było wszystko jedno, czy Hassan dowie się o jego magicznych
umiejętnościach czy nie. Prawdę mówiąc będzie mu trochę brakowało sułtana, mimo wszystko odrobinę się do niego przywiązał. Niestety nie mogło być przecież dwóch władców.
***
Demon nie wiedział co robić, zaklęcie pętało
go dosyć mocno. Aladyn musiał wyrazić życzenie, aby mógł działać. Tymczasem ten
cholerny dureń tylko darł paszczę. Równie przerażony krążył wokół spadającego chłopaka.
Zdążył już polubić, ba… nie ukrywajmy pokochać… swojego nowego pana. Pieprzona
magia, trzymała go silniej niż jakiekolwiek mury. Wyglądało na to, że straci
przyjaciela, zanim na dobre się zaprzyjaźnili. Dżin kompletnie spanikował,
próbował go podtrzymać i zwolnić pęd, ale miał tyle siły, co nowo narodzone
szczenię.
Aladynowi, zanim uderzył w
taflę wody, co przy tej prędkości równało się natychmiastowemu skręceniu karku,
zaświtała jedna świadoma myśl. Widział jak demon bezskutecznie próbuje mu pomóc,
a w jego szkarłatnych oczach dostrzegł rozpacz.
- Uwalniam cię dżinie… - wyszeptał
posiniałymi wargami zanim stracił przytomność.
Eblis nagle poczuł przypływ
potężnej magii, pierwszy raz od tysiąca lat był znowu panem samego siebie. Ten
niemądry chłopak o szczerozłotym sercu zamiast się ratować, uwolnił go od
klątwy. Nabrał powietrza i dmuchnął z całej siły. Powierzchnia jeziora ugięła się,
co złagodziło upadek Aladyna. Demon wziął go w ramiona i mocno do siebie
przytulił wiotkie ciało, pokryte kropelkami wody.
- Mój pan, mój słodki,
kochany pan… – wyszeptał, całując wilgotne czoło. Ulga jaką poczuł, słysząc
bicie jego serca, niemal strąciła go z powrotem w brudnozielone fale. – Spójrz na
mnie… - Zobaczył jak długie rzęsy lekko drgnęły.
- Straszne przeciągi w tym
piekle. – Aladyn otworzył brązowe oczy i zobaczył nachylona nad nim znajoma
twarz. W szkarłatnych źrenicach było tyle czułości, że natychmiast zrobiło mu
się cieplej. – Gdzie my jesteśmy i dlaczego wszystko się kołysze?
- Spokojnie mój panie. Lecimy
z powrotem do pałacu. Staraj się nie ruszać zbyt gwałtownie, uderzyłeś się mocno
w głowę i możesz mieć wstrząs mózgu. – Nie mógł się powstrzymać i dotknął
opuszkiem palca rozchylonych ust chłopaka, które nabrały już naturalnego, różowego
koloru.
- Przestań mnie macać! –
Zaprotestował słabo Aladyn, rumieniąc się delikatnie.
- Ja tylko sprawdzam twój
stan zdrowia. – Demon posłał mu pełen radości, przewrotny uśmieszek.
- Akurat – burknął, ale
jednocześnie złapał dżina za szyję i przytulił się do niego ufnie. Nie znosił
bujania, tylko raz był przez chwilę na łódce, po czym wyrzygał śniadanie.
- I jesteśmy. – Wylądowali cicho
za plecami Dżafara, który zajęty dyskusją ze sułtanem, zupełnie tego nie
zauważył. Demon postawił swój słodki ciężar na podłodze. Mężczyźni naprzeciwko,
pootwierali ze zdumienia usta i powytrzeszczali oczy.
- Ty żyjesz?! To nie
złudzenie?? – Oszalały ze szczęścia Jasmin z przeciągłym piskiem rzucił się na
Ala. Przewrócił nie czującego się jeszcze zbyt dobrze złodzieja na podłogę, tak
że klapnął na nią tyłkiem. Wczepił się w niego niczym małpka rękami i nogami,
ściskając i szlochając na przemian. – Kiedyś mnie zabijesz, o mało nie stanęło
mi serce…- Całował raz po raz jego usta, zupełnie zapominając o widzach.
- Szsz… już dobrze… przecież
jestem…- Przycisnął go do siebie najpierw delikatnie i nieśmiało, potem coraz
pewniej i zaczął z zapałem oddawać całusy, mimo, że głowa go bolała jak diabli.
Ale kto by pamiętał o takich szczegółach w takiej chwili.
- Rozumiem, że mam szybko
przygotować ślub? – Mruknął sułtan z zadowoleniem, obserwując młodą parę. – Pokój
dziecinny pewnie też, sądząc z zapału. – Zreflektował się nagle. W końcu jego
syn nie był byle kim i nie mógł dawać poddanym złego przykładu. – Hola, panowie
hola! – Złapał zajętą sobą parę za kołnierze i postawił do pionu, lekko nimi
potrząsając.
- Tato…! – Nadąsał się Jasmin,
układając usta w podkówkę. Jego szczęście było ogromne. Wydawało mu się, że za
chwilę wybuchnie jak świąteczna raca i zamieni się w różnokolorowe konfetti.
- My tylko… - Poczerwieniał
gwałtownie Al, dopiero teraz zauważając władcę. – To znaczy chciałem prosić o
rękę księcia…- Popatrzył niepewnie na Hassana. – Wiem, że nie jestem go wart,
ale będę się naprawdę starał… Przysięgam! – Uderzył się z rozmachem w pierś.
- Spokojnie dzieci, niczego
nie będę wam bronił. Ale do ślubu, żadnego macania! – Popatrzył na nich groźnie.
– Odległość pół metra!
- Jesteś okropnym tyranem! –
Mruknął książę i zaczął tupać gniewnie nogą. Ojciec chyba zwariował, nie było
mowy, by trzymał się od Ala z daleka. Jego miejsce było w ramionach ukochanego,
już teraz o krok od niego czuł się jak opuszczona sierota.
- Oczywiście Wasza Wysokość! –
Złodziej, nauczony moresu oraz szacunku do starszych i możniejszych od siebie
natychmiast przytaknął władcy, za co dostał solidnego kuksańca w bok od Jasmina.
- Nie podlizuj się tak! –
Fuknął niezadowolony. On tam nie miałby nic przeciwko, żeby skończyli, to co
zaczęli pod krzakiem jaśminu.
***
Tymczasem Dżafar widząc, że wszyscy są
zajęci postanowił się ulotnić. Jedyna droga prowadziła w dół
i przez bezkresną pustynię. Zaczął cicho mruczeć zaklęcia, które miały mu dać
skrzydła, były jednak dość skomplikowane i wymagały skupienia.
- A ty, co znowu kombinujesz?
– Demon złapał go za ramię, wybijając z rytmu. Zaczął się trząść ze strachu.
Musiałby znowu zaczynać wszystko od początku, a na to nie miał już czasu. –
Najwyższy czas odesłać cię do piekła! Pożeraczu dusz przybywaj! – Niebo nagle
pociemniało i gdzieś daleko uderzył grom. Z przepaści zaczęła się wyłaniać
ogromna, bezkształtna postać otulona w ciemność. Wszyscy poczuli tchnienie
chłodu.
- Aladynie, powstrzymaj go!
Na pewno nie chcesz mieć mojej śmierci na sumieniu! – Zaskomlał Dżafar,
upadając na kolana. Wiedział, że dobroduszny złodziej, był jego ostania deską
ratunku. Nie chciał umierać, nie w taki sposób. – On cię posłucha, jesteś jego
panem.
- Prawdę mówiąc już nie,
wyzwoliłem łobuza, więc raczej zrobi co zechce. – Chłopakowi zrobiło się
odrobinę żal dumnego ministra, który teraz czołgał się u jego stóp. Nie miał
jednak zamiaru, zbyt łatwo mu odpuścić, nie tylko jemu wyrządził krzywdę.
Najwyższy czas by w końcu się czegoś o życiu nauczył.
- Panie! – Wezyr złapał za
poły kaftana Hassana i wbił w niego błagalne spojrzenie. – Służyłem ci przez
tyle lat… - Mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę. Miał jednocześnie ochotę
sprać tego podłego drania na kwaśnie jabłko i przytulić, by przestał się tak
trząść.
- Wiesz, że próbuje tobą
manipulować. – Upomniał władcę Eblis. – Zasłużył na śmierć po wielokroć. Gdyby to
on dorwał się do lampy strącił by cię z tronu bez chwili wahania, a może i
zrobił jeszcze coś gorszego. – Widział jak sułtan się waha zdjęty litością, a
być może czymś jeszcze.
- Daj mi go, dopilnuję, żeby
już nigdy nikogo nie skrzywdził. – Nie potrafił patrzeć jak cierpi. Wyglądał
teraz tak bezbronnie. – Będzie moim niewolnikiem, najniższym z sług.
- Al? Jasmin? – Obaj chłopcy
skinęli zgodnie głową. – Niech się stanie wasza wola – powiedział donośnym głosem
i grom ponownie uderzył. Na szyi klęczącego wezyra pojawiła się skórzana
obroża, nabijana metalowymi ćwiekami na których widać było zawiłe runy. Sułtan
ze zdumieniem zobaczył na swoim nadgarstku podobną bransoletkę.
- Co to takiego? – Dotknął jej
ostrożnie i poczuł ukłucie magii.
- Jesteś teraz panem tego
psa. Nie może ci zrobić ci krzywdy, musi cię słuchać we wszystkim. – Uśmiechnął
się złośliwie demon. – Powiesz mu ściągaj gacie, a on to zrobi bez wahania.
- Chyba śnisz! – Warknął były
minister, który nadal drżał, ale charakterek nic a nic mu się nie zmienił. Nie
mógł jednak wstać z klęczek i musiał tkwić w tej upokarzającej pozie.
- Chyba coś nie wyszło z tym zaklęciem.
– Hassan przyglądał się słudze z prawdziwą ciekawością. Tysiące możliwości, które przyszły mu do głowy spowodowały, że jego oczy rozbłysły niczym latarnie.Wziął go pod brodę i
spojrzał mu prosto w pełne uporu oczy. Drań zbladł, ale nadal mruczał coś do siebie
pod nosem.
- Eh, wszystko w porządku. Co
by to była za frajda, gdyby nie mógł się trochę buntować? – Dżin poklepał po
przyjacielsku władcę po plecach. Widać było, że mężczyźnie podoba się nowa
zabawka. Sam miał jeszcze sporo pracy, bo chłopcy się uparli, żeby wesele było najpóźniej
za miesiąc. Nie było wiec zbyt wiele czasu, a on przygotowywał
niespodziankę. Wspaniałą niespodziankę, która miała posłużyć wszystkim trzem.
Przystojną twarz demona rozjaśnił przekorny, tajemniczy uśmiech. On wiedział już
co robić, a innym… no cóż… Innym nie pozostanie nic innego niż się do niego przyłączyć.
Ej, ej, ej...! To nie może być koniec, rozumiemy się?
OdpowiedzUsuńDawać mi tu ciąg dalszy...!
A tak na poważnie: zdarzyło się parę niejasnych zdań (,,Mocno podchmieleni biesiadnicy prześcigali się w niemądrych żartach, chcąc rozweselić, który nieoczekiwanie dla wszystkich wrócił do komnaty"), ale sam rozdział i tak był wspaniały.
Dżin uwolniony... Ciekawe :3 Byłoby miło, gdybyś zrobiła trójkącik ;) (spłonę w Piekle za te zberezeństwa).
Skoro już mowa o dżinie... TEŻ CHCĘ TAKIEGO!!! Proszę...
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału... Kiedy będzie??? (25. grudnia mam urodziny, możesz zrobić mi mały prezent ;) ).
Serdecznie pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
Sarabeth M.
chamskie ogłoszenie, jakżeby inaczej: nie-tylko-yaoi-czlowiek-zyje.blogspot.com :D
Najpewniej koniec nastąpi w VI rozdziale, to jednak nic pewnego. Mam jeszcze kilka naprawdę niemądrych pomysłów, ale myślę, że moi zaprawieni w bojach czytelnicy nie będą zbytnio zaszokowani.
UsuńKocham Twoje pomysły, więc się nie ograniczaj :D (a epilog może być PO rozdziale VI :D )
UsuńJest jeden pomysł, który mi się nie podoba: zakończenie opowiadania w następnym rozdziale!!!
Gdyby to byl koniec to na koncu pisaloby koniec.
OdpowiedzUsuńCionza znów super ;/
chodziło mi o to, że niedługo może być koniec :(
UsuńCiąża - Bianca i ciąże w chyba każdym opowiadaniu. Przyzwyczaiłam się, a nawet zaczęłam tolerować :/
Cieszę się, że wszystko się dobrze ułożyło i teraz Jasmin i Aladyn mogą być razem :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! <3
Co zrobi Sułtan z Wezyrem? *_* hihi oh chce to już!!
I wesele też!
Tylko szkoda mi trochę Dżina :( został taki sam jak palec ... A właśnie! Co on tam kombinuje?:D
Twoja Maru;3
Senpai Bianca juz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Chcę koniecznie przeczytać akcję Sułtana z Dżafarem. Wierzę, ze będzie gorąco c:I to nie może być koniec! Kategorycznie się nie zgadzam, więc pisz pisz i pisz ile wlezie.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńAlladyn ma naprawdę szczere serce, zamiast ratować siebie, uwolnił demona, zwracając mu wolność, jak widać podstępny Dzafar chcąc pozbyć się Alla wpadł w kłopoty i stał się niewolnikiem Hassana, oj chętnie przeczytałabym o pomysłach sułtana, jak widać Radza nie miał zamiaru atakować Alladyna w zasadzie to nawet mu chciał pomóc, ciekawe co takiego dzin planuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co za podstępny Wezyr ale na szczęście nie osiągnął tego co chciał, a tygrysek Jasmina nie miał zamiaru atakować Aladyna, dżin uwolniony ha jaki szczęśliwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka